Rozdział 4
Chuuya stał pomiędzy drzewami spoglądając na obiekt do którego mieli za zadanie się włamać. Z zewnątrz wyglądał jakby w środku miał naprawdę dużą powierzchnię, blacha z której też został zbudowany była pomalowana na biało i błyszczała w słońcu. On był jednak pewny, że na pewno nie był zrobiony tylko z niej, w końcu byłoby to skrajnie nie odpowiedzialne, liczył tylko na to, że nie zawali się mu na głowę kiedy przyjdzie co do czego. Po wcześniejszych oględzinach mógł stwierdzić, że nie było żadnych innych wejść oprócz tego z przodu przy którym stała dwójka ochroniarzy. Nie byli uzdolnieni jednak po wyraźnych zarysach mięśni pod ubraniem wiedziało się, że byli silni. To jednak wyglądało siła komara jeśli porównałoby się ją z tą manipulatora grawitacji. Już widział jak podkakuje w powietrzu po czym uderza swoimi nogami w ich głowy zwiększając przy tym nieco swoją masę i skręca im karki w płynnym ruchu.
Po chwili jednak o rozmyślaniu o takich rzeczach przed jego oczami stanęła mu pewna wścibska alfa o wąskich brązowych oczach. Zaraz po tym jak on wyszedł z mieszkania rudowłosego ten miał ochotę coś roztrzaskać. Najlepiej na głowie mężczyzny, który zniknął już z jego pola widzenia. Związek jego i Tachihary nie był niczym poważnym. Tak naprawdę tego nie dało się nazwać nawet związkiem. Po prostu pewnego dnia po pijaku zawarli ze sobą układ który polegał na niczym więcej niż na zwykłym zaspakajaniu swoich fizycznych potrzeb. Pamiętał jak zaraz potem wezwali taksówkę bo mimo wszystko woleliby nie spowodować wypadku i to jeszcze pod wpływem i ruszyli ku mieszkaniu młodszego. Nawet dobrze nie weszli do środka, a już rzucili się na siebie jakby naprawdę byli zwierzętami w okresie godowym. Żółtooki był betą więc to było jasne kto znajdzie się na górze, a Nakahare to dość mocno zadowalało. Od dość długiego czasu nie miał jak się w tym kierunku wyżyć. Nie chodził do burdeli bo uważał, że to już była całkowita ujma na jego honorze. Nie zamierzał też gwałcić jakiś obcych omeg w rui których zapachy dolatywały czasami do jego nozdrz. Sypiał z innymi tylko wtedy kiedy obie strony wyraźnie się na to zgadzały, nie były pchane przez desperację czy jakieś inne używki. W tym przypadku akurat nie mógł zbytnio się pilnować. Nieco się upił, na dodatek od kilku dni cały czas go coś nosiło, a masturbacja powoli przestawała działać by go całkowicie zaspokoić. Tak więc całkowicie nieświadomie wyzbył się hamulców.
Miał wrażenie jakby głośne westchnia, zadrapania na plecach spowodowane wbijaniem paznokci oraz uczucie ekstazy było więcej niż świeże mimo iż minęły dwa miesiące. To była bardzo długa noc, najwyraźniej nie tylko on tego dość mocno potrzebował. Następnego dnia nawet się ze sobą nie przywitali w pracy. Praktycznie w ogóle się do siebie nie odzywali aż po kilku dniach znowu wylądowali w sypialni. Po jakimś czasie również zaczęli się bawić w grę wstępną by nie było tak, że przychodzą do któregoś i od razu ciągną go w miejsce gdzie mogliby się pieprzyć. Niższy rangą na przykład zaczął przynosić mu fiołki, a następnie gdzieś wyciągał na miasto. Na początku niższy uważał to za więcej niż tylko głupie jednak z czasem złapał się na tym, że to polubił. Nikt w organizacji nie zdawał sobie sprawy z tego jaka relacja ich łączyła, a spekulacje, które były najbliższe prawdziwe mówiły, że po prostu się zaprzyjaźnili. Michizou mimo wszystko miał łatwiej, jego woń była okropnie nie wyraźna, nie wyróżniająca się z tłumu nawet po tym jak znalazł sobie partnera do upojnych nocy. On za to musiał się pilnować, często po prostu brał tabletki, które ją blokowały mimo iż wiedział, że w ten sposób powoli się zatruwa. Brał je jednak już wcześniej i to dość często więc nikt nie zwrócił na to nawet większej uwagi, no może Kouyou próbowała go przekonać do zaprzestania jednak w końcu przestała nie chcąc wychodzić na hipokrytkę.
Ostatnio jednak wszystko się pochrzaniło, a dobra relacja tej dwójki rozbiła się z hukiem o dno przepaści poglądu na świat między nimi. Młodszy zerwał umowę z dnia na dzień nie chcąc mu wyjaśnić dlaczego, dopiero nazajutrz dowiedział się z że ten zaczął się umawiać z Gin. Podrywał ją już wcześniej kiedy nie patrzył, a jeszcze tego samego dnia kiedy przyszedł do niego z oznajmieniem, że to koniec wylądował z nią w łóżku. Egzekutor nie mógł go jednak posądzać przecież o zdradę, nigdy nawet nie uważali się za parę, a co dopiero, że niby miałoby to być oficjalne. Mimo to jednak coś go ściskało, to coś nie pozwoliło mu też wyrzucić ostatnich kwiatów, które od niego dostał.
Prychnął czując dotyk na swoim ramieniu po czym obrócił się na pięcie by spojrzeć w oczy uśmiechającego się głupkowato szatyna. Przypatrywał mu się chwilę po czym lekko się skrzywił na widok tego, że nawet nie postanowił włożyć do ucha słuchawki przez którą mieli się komunikować z resztą na wypadek gdyby coś się stało. Nie było to ani trochę odpowiedzialne jednak nie zamierzał z tego powodu dawać mu reprymendy. Miał pewność, że jego współpracownicy to zrobią jeśli już tego nie zrobili, wysoki sposób również przecież mógłby przyciągnąć niepotrzebną uwagę. No i przecież to jego bezpieczeństwo od tego zależało. Skoro on nie chciał mieć pewności, że będzie mógł kogoś wezwać do pomocy to on tym bardziej nie będzie się przejmował tym, że nie miał on takiej opcji. To wszystko było wyborem drugiego. Stali tak przez chwilę dopóki ryży nie prychnął pod nosem i obrócił się z powrotem w stronę ich celu. Nie potrzebowali słów by się ze sobą porozumieć. Wystarczyło tylko pokazanie na palcach który numer strategii jest według nich najlepszy po czym ruszyli do działania.
Tak jak przewidział mafiozo pokonanie mięśniaków nie było niczym trudnym, jednak postanowił pozostawić jednego przy życiu o czym poinformował cicho innych. Może udałoby się nim coś z niego wyciągnąć. Ostrzegł jednak by przed tym jak się obudzi sprawdzić jego jamę ustną na wypadek gdyby ten miał między zębami jakąś pigułkę z trucizną. Wchodząc do środka rozeszli się w dwie różne strony wiedząc, że na razie nie było szans by ktoś ich wykrył. Tamtego dnia obaj wzięli blokery, które hamowały wydzielanie ich zapachów z organizmu. Nie mogli sobie pozwolić na to by ktoś dowiedział się o ich obecność właśnie za sprawą tego, że nie uważali wystarczająco. Chuuya przemierzał ciemny korytarz rozglądając się do okoła. Mijał dość sporo skrzyń oraz worków jednak nie było w nich tak naprawdę niczego ciekawego, przynajmniej na razie, bo znajdowały się w nich po prostu różnego rodzaju bibeloty. Nie zakrywały one też niczego pod spodem bo lauzrowooki to sprawdził. Jego kroki były praktycznie bezszelestne dzięki użyciu jego zdolności, a jedyny hałas jaki tam był to ciche skapywanie wody z jednej rury z sufity. Mimo wszystko ten dźwięk wydawał się aż nazbyt głośny w akompaniamencie takiej ciszy, starał się tym jednak nie stresować bo nic by mu to nie dało.
Powoli wszedł na schody przed nim po czym przylgnął do ściany słysząc głosy. Wychylił nieco głowę zza cegieł żeby dostrzec trzy postacie. Dwóch mężczyzn oraz jedną dziewczynę, która była najpewniej w wieku licealnym. Najwyższy był ubrany w luźną koszulę oraz szorty. Jego skóra była na tyle ciemna, że nie mogło to być spowodowane opalenizną, tęczówki były w odcieniu szarym, a bujne białe włosy odstawały w każdym kierunku świata. Drugi miał dość kobiecą sylwetkę, a na sobie miał t-shirt oraz dżinsy. Jego czarne włosy sięgały mu za uszy, a oczy świeciły się czerwienią. Ostatnia pozostała dziewczyna o dużej ilości kolczyków w uszach oraz najkrócej i najmocniej obciętych włosach w kolorze brązu. Jej ubraniem był czarny kombinezon dość mocno przylegający do jej skóry, w pasie natomiast miała pas do którego były przymocowane pokrowce na sztylety. Znał tylko jednego z tej grupy - Higashino Keigo. Potrafił on wejść w umysł osoby, która była na skraju śmierci. Był on seryjnym mordercą oraz był podejrzewany o kilka większych przekrętów. Niestety nie kojarzył czerwonookiego ani tym bardziej najmłodszej. Wymienili się niesłyszalnymi dla niego zdaniami po czym obserwował jak niższy odchodzi gdzieś indziej znikając za drzwiami z tyłu.
Ryży nie zamierzał dłużej czekać w ukryciu. Skoro nie miał żadnych informacji o tej dwójce mógł zakładać, że nie posiadali zdolności, a nie miał teraz czasu na podchody. Ruszył dalej wyskakując nieco w górę najpierw planując powalić mężczyznę. Dwójka zdała sobie sprawę z jego obecności dopiero gdy ten powalił swój cel na ziemię. Szatynka poderwała się z miejsca od razu pochwytując w swoją dłoń broń po czym z kocią zwinnością uderzyła stopą w jego bok. Ryży pochwycił ją za stop planując odrzucić ją w bok jednak w tym samym czasie poczuł jak ta pochyla się gwałtownie do przodu z ostrzem. Podniósł rękę w ostatniej chwili chwytając ją za nadgarstek tak by metal nie wbił się w jego skórę na szyi. Drugi przeciwnik pod nim wykorzystując to, że nie jest już zbyt mocno przytrzymywany oraz uwaga rudzielca jest nieco rozproszona kopnął go w brzuch posyłając go nieco do tyłu, w tym samym czasie niebieskooka odskoczyła do tyłu próbując zadać płyny cios i przeciąć mu tchawicę jednak on jej na to nie powolił. Przeturlał się nieco do tyłu zatrzymując się w schylonej pozycji i patrząc na nich jakby atak, który przeprowadzili nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Bo tak też nie było, jedyny wniosek do którego doszedł to to, że nie powienien ich zbytnio lekceważyć bo są dość dobrze zgrani oraz najwyraźniej zdolni w sztukach walki, przynajmniej nastolatka była bo tak naprawdę nie miał jeszcze szansy powalczyć z wyższym.
Te kilka chwil ich potyczki również nie spowodowało praktycznie żadnego hałasu, który mógłby sprowadzić ich współpracownika z powrotem, oni jednak nie wyglądali na przekonanych, że jest po co go wzywać. Dziewczyna skoczyła ku niemu w tym samym czasie co czarnowłosy, a on bez większego wysiłku ominął ich ataki. Dotknął opuszkami palców odzianych w rękawiczki skrzynie, którą posłał w ich stronę. Tak jak do czerwonookiego był calkwocie obojętnie nastawiony to wolałby żeby młodsza pozostała trochę dłużej przy życiu. Była dopiero dzieckiem no i mogła robić za dobre źródło informacji. Pochylił się by uniknąć kawałka metalu, który bez problemu mógłby wbić mu się w głowę gdyby tego nie zrobił. Wyprowadził lekkie kopnięcie odsyłając szatynkę na drugą stronę pomieszczenia po czym uderzył łokciem w żebra mężczyzny wyraźnie słysząc chrupnięcie. Ten cofnął się do tyłu po czym upadł na ziemię. Jego skóra twarzy pobladła, a na skroni skroplił się pot. Oczy również były szeroko otwarte. Lazurowooki prychnął po nosem stając nad nim, a potem ignorując głośny krzyk bólu przekręcił go na brzuch i wykręcił rękę pod nienaturalnym kątem. Czuł jak mięśnie mężczyzny drżą.
— A teraz grzecznie mi powiesz czego chce od nas ten zastany szczur — niemalże wysyczał spomiędzy zaciśniętych zębów.
— Ja nie wiem — zaskomlał pomiędzy próbami pochwycenia oddechu. Kaszlnął krwią, a Chuuya dzięki temu wiedział, że temu nie zostało zbyt wiele czasu. Po chwili jednak uśmiechnął się chytrze, a oczy zabłyszczały szarością. — A nawet jeśli... Nawet j-jeśli bym wiedział to bym ci nie powiedział. Portowa Mafia — zakaszlał — jak i Angecja są tak naiwne, że nie warto wam nawet-
Przerwał kiedy został wgnieciony w ziemię. Nakahara nie zamierzał się hamować, skoro i tak ten miał za kilka, najwyżej kilkanaście minut zginąć to po co miał to robić. Zmrużył oczy zdając sobie sprawę z tego, że charkot wydobywająvy się spomiędzy jego ust był śmiechem.
— Bierz go... H-holly — to były ostatnie słowa mężczyzny.
Ryży zmarszczył brwi nie rozumiejąc. Po chwili jednak poczuł jak ktoś łapie go od tyłu za szyję. Otworzył szerzej oczy zaskoczony, nie słyszał za nim żadnego ruchu,żadnego dźwięku. Kątem oka spojrzał w bok dostrzegając tylko czarną plamę oraz ludzkie palce. Wyprowadził kop do tyłu jednak nawet po uderzeniu postać nie cofnęła się nawet o krok. Ponowił próbę jednak nie zdało się to na nic. Został rzucony na podłogę od której płynnie się odbił i stanął na obydwu nogach masując swoją szyję dłonią. Jego postawa stała się bardziej napięta gdy zorientował się, że to z czym walczył nie było nawet człowiekiem, a najwyraźniej tylko najwyraźniej zdolnością. Po pomieszczeniu rozniósł się maniakalny śmiech.
— Podoba ci się moja zdolność? Jest naprawdę niesamowita nie sądzisz? — Dziewczęcy głos uderzył go w uszy jakby ze zdwojoną siłą. — Naprawdę nie wierzę, że byliście tak głupi żeby wpakować się w taką pułapkę! — Chichotała s najlepsze nie podnosząc się nawet z pogniecionych kartonów pod nią. Trochę tynku spadło na jej włosy jednak nie przejmowała się tym. — Naprawdę myśleliście, że to będzie takie łatwe? Czy wy macie nas za kompletnych idiotów?! — Krzyknęła nagle, a cały jej dobry humor wyparował. — Myślisz, że dlaczego straż przy wejściu była taka nieliczna? Dlaczego nikt nie siedzi przy kamerach? Dlaczego twój komunikator nie działa?
Wraz z tymi pytaniami Chuuya zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo dali się wrobić. A przynajmniej on dał. Podczas walki zdołał już zapomnieć o słuchawce w jego uchu jednak jak teraz o tym myślał to naprawdę nie było z niej słychać tak naprawdę nic. Zgrzytnął wiedząc, że szatyn musiał to przewidzieć, nie było innej opcji. Poczuł jak gorąco uderza w jego twarz, a adrenalina krąży w jego żyłach.
— Tak czy siak nie ma już dla ciebie ratunku — wzruszyła ramionami, a ta czynność wyraźnie sprawiła jej sporo wysiłku. — Tak samo jak dla tamtego samobójcy.
— Co masz na myśli? — Coraz więcej negatywnych myśli przelatywało przez jego umysł.
— Jestem Holly, Holly Black — zaczęła całkowicie z innej beczki co go zdezorientowało. — Przeprowadziłam się z rodzicami do Japonii w wieku dwóch lat jednak tak naprawdę jestem Amerykanką. Aktualnie mam siedemnaście lat, uciekłam z domu jak miałam czternaście. Moja zdolność nazywa się "Księga nocy" i dzięki niej potrafię kontrolować swój cień...
— Dlaczego mi to mówisz?
— Chcę żeby ktoś mnie zapamiętał zanim umrę — uśmiechnęła się z błogością unosząc wysoko głowę.
— Nie umrzesz — ruszył ku niej.
— Założymy się?
W tym samym czasie poczuł pieczenie na policzku oraz coś wilgotnego po nim spływającego. W ścianę naprzeciwko wbił się za to pocisk. Otworzył szerzej oczy po czym obrócił się gwałtowienie w stronę z której padł strzał. Czarnowłosa kobieta o niebieskich oczach uśmiechała się szeroko i przerażająco jednocześnie w jego stronę. Wypuściła z cichym łoskotem broń, która była wymierzona w niego, z ręki po czym otworzyła szeroko swoje błękitne oczy.
— Zagramy? — I wraz z tymi słowami rudowłosemu uciął się film.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top