Rozdział 2
Stałam przed drzwiami domu, którego adres podała mi Rozalia. Miałam ze sobą potrzebny sprzęt do wykonania stylizacji. Odetchnęłam głośno i nacisnęłam dzwonek. Czekałam chwilę zanim drzwi się otworzyły. Możecie sobie wyobrazić jaką mogłam mieć minę kiedy zobaczyłam przed sobą Lysandra.
- Witam panienkę – złapał moja dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. – Co panienka robi pod moim domem? – spytał lekko zdziwiony.
- Ummm, Rozalia podała mi ten adres. Miałam się z nią spotkać – tłumaczę.
- Och, tak Rozalia jest u nas. Panienka wejdzie to ją zawołam.
Czemu on cały czas mówi do mnie „panienka”? Nie pamięta mojego imienia? Weszłam do domu, a Lysander poszedł po Rozę.
- Wybacz, że podałam Ci adres Leo, ale do niego jest bliżej niż do mojego domu – wytłumaczyła. – Tylko Leo pracuje w swoim pokoju, a w salonie nie będzie zbyt wygodnie. – Uśmiechnęła się do białowłosego. – Lysiu, a ty nie wychodzisz czasem do Kastiela?
- Zgadza się Rozalio – zauważyłam lekkie wypieki na jego policzkach.
- Może pozwoliłbyś, żeby Sucrette zrobiła mi paznokcie w twoim pokoju?
- Obiecuje, że wszytko posprzątam – zadeklarowałam, bo miałam już dość tej farsy.
- Skoro panienka Sucrette obiecuje to nie mam innego wyjścia niż się zgodzić – uśmiechnął się do mnie. – Panie wybaczą, ale ja już muszę wychodzić. – odszedł od nas w stronę drzwi wejściowych.
Udaliśmy się do pokoju Lysandra. Kiedy weszłam do tego pomieszczenia uderzył mnie zapach jego perfum. Ściany były ciemnozielonego koloru, zaś na drewnianej podłodze leżał puchaty, brązowy dywan. Jego dwuosobowe łóżko było idealnie zasłane, a książki na małej biblioteczce stały w równym rzędzie. Jedynie na stoliku nocnym stojącym obok łóżka porozrzucane były zwinięte w kulki kartki papieru. W pokoju Lysandra panowała niezwykła aura. Czułam w nim spokój taki sam jaki bił od chlopaka.
Zasiadłyśmy do biurka, na którym znajdowała się tylko lampka nocna i podręcznik od języka francuskiego. Zaczęłam swoją pracę, a Rozalia zaczęła opowiadać chyba wszystkie plotki z czasów liceum, które mnie ominęły. Po trzech godzinach skończyłam, wtedy też usłyszałyśmy dźwięk zamykanych drzwi.
- To pewnie Lysiu wrócił – powiedziała Rozalia. – Poczekasz chwilkę? Ja pójdę po pieniądze dla Ciebie.
- Jasne – odparłam i zaczęłam sprzątać z biurka.
Po chwili Roza wróciła i dała mi banknoty. Schowałam je do torby. Wyszłyśmy z pokoju białowłosego i skierowałyśmy swe kroki w stronę drzwi. Już miałam wychodzić kiedy podszedł do mnie Lysander i podniósł moją torbę.
- Panienka pozwoli, że odprowadzę ją do domu – powiedział z uśmiechem.
- Spokojnie Lysandrze, dam sobie radę – wyciągnęłam rękę w jego stronę, żeby odebrać torbę.
- Nalegam – z poważną miną chwycił moją wyciągnięta rękę i zaczął ciągnąć w stronę dworu. Zaskoczona nawet się nie opierałam.
- Poczekajcie! – usłyszeliśmy krzyk Rozalii. – Su, chcę Cię zaprosić na moją imprezę z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Impreza będzie w piątek, a zacznie się o godzinie 18. Tym razem podam Ci mój adres – zachichotała.
- Umm, spytam rodziców i jutro dam ci znać, dobrze?
- Jasne, nie ma sprawy, ale musisz wiedzieć, że obrazę się na zawsze jeżeli nie przyjdziesz.
Pożegnałam się z dziewczyną i ruszyliśmy z Lysandrem w stronę mojego domu. Przez 10 minut szliśmy w kompletnej ciszy, a chłopak wciąż niósł moja torbę. Doszliśmy do parku, przez który najszybciej wrócić z centrum miasta do mojego domu. Wtedy Lysander złapał mnie za ramię przez co się zatrzymałam. Patrzył na mnie jakby był zły.
- Na prawdę panienka chciała iść sama przez ten park o 21 w nocy?
- Tak Lysandrze. Czy coś w tym dziwnego?
- Wie panienka, że to niebezpieczne? Mam nadzieję, że ostatni raz wpadł panience taki głupi pomysł do głowy.
- Mów mi Sucrette – w końcu zwróciłam mu uwagę.
- Mi osobiście podoba się mówienie na panienke „panienka". O ile panience to nie przeszkadza.
- Nie przeszkadza mi, ale dziwnie się czuje kiedy tak mówisz – zarumieniłam się lekko.
- Więc postaram się już panienki nie zawstydzać – uśmiechnął się i znów złapał mnie za rękę.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, aż dotarliśmy pod mój dom. Lysander pocałował mnie w rękę na pożegnanie, a ja poczułam jak czerwień po raz kolejny wkrada się na moje policzki. Jak burza wpadłam do domu zakluczając drzwi. Następnie pobiegłam na górę do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam rozmyślać o białowłosym cud chłopaku. Nigdy nie spotkałam tak kulturalnego nastolatka. Ciągle odnosi się do mnie z szacunkiem nazywając mnie panienką. Z jednej strony jest to dość krępujące, ale z drugiej ma swój urok. Lysander jest naprawdę idealny. Nie dość, że ma ciało boga to na dodatek pachnie tak męsko. A te jego oczy... Jego oczy są najpiękniejsze w nim, chociaż przez dwa lata patrzyły na mnie obojętnie to teraz widzę w nich sympatię chłopaka do mnie. Kiedy tylko przypominam sobie jego wygląd czuje przyjemne łaskotanie w brzuchu oraz nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. Chyba się zauroczyłam w chłopaku, który ignorował mnie od tak długiego czasu... No to pięknie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top