✩ prolog ✩

Zatrzasnęłam szafkę i spojrzałam w kierunku okien umiejscowionych pod samym sufitem. Z mojego gardła wyrwało się głośne, zirytowane warknięcie. Deszcz dudnił o szyby i metalowy dach, wiatr szalał, co chwilę dobiegały do mnie donośne grzmoty.

Wygładziłam dłońmi materiał zielonej spódniczki w kratkę i wywróciłam oczami.

— Nie ma opcji, że będę wracać na piechotę w taką pogodę! — jęknęłam, krzyżując ręce na piersi.

Moje przyjaciółki rzuciły mi krótkie spojrzenie, po czym uśmiechnęły się do siebie.

— Co się stało z waszym szoferem? — zapytała Olivia, kątem oka zerkając na telefon.

— Tata dał mu urlop na tydzień i nie zorganizował zastępstwa — prychnęłam, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Na policzkach poczułam łaskoczące mnie końcówki moich blond włosów. — Stwierdził, że tydzień spacerów dobrze mi zrobi.

— Nie możesz po kogoś zadzwonić? Mama, tata, Uber? — Camila przewiesiła torbę przez ramię gotowa do opuszczenia szatni. — Zabrałybyśmy cię, ale już i tak jesteśmy spóźnione na korki z francuskiego.

Wzdrygnęłam się. Nie zliczę, ile razy jej przypominałam, że nienawidzę taksówek. Dobrze, że nie zaproponowała komunikacji miejskiej, bo chyba bym się roześmiała na głos. Nie po to mój ojciec siedzi do późna w biurze, żeby jego pieniądze marnowały się na jazdę autobusem.

— Zadzwonię do mamy — powiedziałam zrezygnowana, wyciągając telefon z plecaka. — Miała jechać gdzieś z Riley. Może już wróciły.

— To do jutra! — zawołała Liv, machając mi na pożegnanie. — Jakby coś się działo, to dzwoń!

I tak wiem, że byś nie odebrała.

— Jasne, pa.

Usiadłam na ławce, przyłożyłam telefon do ucha, a następnie przytrzymałam go ramieniem. Przyglądałam się moim paznokciom i szukałam w nich jakichkolwiek mankamentów, czekając na połączenie. Na palcu wskazującym znalazłam paprocha pod warstwą lakieru i już wiedziałam, że nie będzie mi to dawało spokoju. Mamie zajęło chwilę odebranie.

W tle słyszałam szum, więc domyśliłam się, że prowadziła.

— Hej, odbierzesz mnie ze szkoły? — zapytałam, nie czekając, aż cokolwiek powie.

— Luxie, skarbie, to tylko mżaweczka! — Zachichotała.

Ponownie spojrzałam na okno, za którym nie widać było nic prócz strug deszczu i piorunów. Mimowolnie uśmiechnęłam się, mimo że humor mi nie dopisywał.

— Raczej huragan.

— Będę za dziesięć minut — odpowiedziała, po czym się rozłącza.

Więc czekałam.

Pięć minut. Dziesięć.

Trzydzieści.

Kręciłam się po szatni, nie potrafiąc znaleźć dla siebie żadnego zajęcia. Usiadłam na podłodze, szukając oparcia dla pleców. Wypiłam resztki mojej wody i zjadłam batonika proteinowego, czując się, jak jakiś pustelnik na bezludnej wyspie.

Godzina.

Zaczęłam odrabiać pracę domową, w przerwach próbując dodzwonić się do mamy, siostry lub taty. Cóż mi po ładnych paznokciach, kiedy w nerwach pozdzierałam całe skórki wokół nich?

Dwie godziny.

Deszcz przestał padać. Mój telefon w końcu zadzwonił, jednak zamiast zdjęcia mamy, na ekranie pojawił się jedynie napis „tata". Już wtedy wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego — ojciec pisał tylko esemesy, gdyż jest to mniej niegrzeczne niż wyjście podczas spotkania. Przynajmniej on tak twierdził.

Przełknęłam głośno ślinę i sięgnęłam po urządzenie, ostrożnie przykładając je do ucha. Moje serce upadło do żołądka, kiedy usłyszałam jego łamiący się głos.

— Lux...

Tamtego wieczoru wszyscy w Manchesterze mogli usłyszeć mój rozdzierający krzyk. Jak przez mgłę pamiętam, że jedna z kręcących się po szkole sprzątaczek przybiegła do mnie i zamknęła mnie w uścisku, mimo że nie wiedziała, co się stało. Nie mogłam oddychać, dławiłam się własnymi łzami i śliną.

Myślałam wtedy, że tamtego wieczoru przeżyłam piekło.

Nie wiedziałam jednak, że moje piekło miało się dopiero zacząć.

⋆。゚☁︎。⋆。 ゚☾ ゚。⋆

Hejka!

Dziękuję za przeczytanie prologu mojej nowej opowieści. Mam nadzieję, że wstęp, jak i cała reszta, przypadną Wam do gustu.

Nie zrażajcie się zachowaniem Lux na samym początku. Jest tutaj rozpieszczoną, szesnastoletnią dziewczynką, dla której największymi wartościami jest karta kredytowa tatusia, nowe markowe ubrania i pomiatanie wszystkimi dookoła. Następny rozdział będzie miał już miejsce rok później i myślę, że od razu zauważycie zmianę w jej myśleniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top