*VI* Tylko Miłość

Zima ustąpiła swoje miejsce wiośnie. Było za połową marca, śniegu od kilku tygodni nie było widać. Wręcz przeciwnie. Było bardzo ciepło jak na wczesną wiosnę.
Mimo wszystko zarówno Janek jak i Tadek uznawali ostatni czas za dobry. Ich rozkwitająca miłość dawała im siłę i pomagała pogodzić się ze stratą przyjaciela. Asekurowali siebie nawzajem przed upadkiem. Stali się też jeszcze bardziej nierozłączni. Gdzie był Zośka tam też był Rudy i na odwrót. Z czasem zauważyli to ich koledzy i koleżanki, Hala cieszyła się, że jej przyjaciel widocznie czuje się lepiej. Znacznie odżył, uśmiechał się szczerzej niż poprzednio. W skrócie, łaził cały w przysłowiowych skowronkach. Chciała z nim koniecznie porozmawiać, podejrzewała najlepsze.

Pokonał drogę przez schody w górę. Stanął przed drzwiami i energicznie zapukał w nie kilka razy. Poprawił krawat, taki był z niego elegancik. Co z tego, że nie szuka panny?! Przy kobietach należy się jakoś prezentować. Za nim otworzono mu drzwi, przypomniał sobie, że matka Haliny jest pewnie w domu. Skrzywił się. Nie lubił owej damy. Od samego początku wydawała mu się nieprzyjemna. Oczywiście jej tego nie okazywał. Kolec herbacianej róży ukłuł go dotkliwie w palec. Syknął siarczyście. Po chwili stanęła przed nim kobieta, o której przed chwilą rozmyślał. Kaprys na twarzy zamienił się w udawany uśmiech.

- Dzień dobry.- przywitał się chłopak.

-Dzień dobry, panie Tadeuszu. Dzień dobry.- rozpromieniła się pani Wanda, radując się na widok Zośki. Ona w przeciwieństwie do harcerza lubiła go. Dla niej to był miły, elegancki i porządny chłopak. Liczyła, że może on i jej córka mają się ku sobie i może coś z tego będzie. W końcu harcerz był w jej opinii idealnym zięciem. Mocno się myliła. - Wejdź, Hala jest u siebie.- Tadeusz kiwnął głową i wkroczył w głąb bagatelijskiego mieszkania. Eleganckie meble, tekstylia, ozdoby i pełno kwiatów, przy nich jego róża wyglądała śmiesznie. Wiedział jednak, że Glińska lubi dostawać te kwiatki od swojego przyjaciela. Zapukał do pokoju Haliny i gdy usłyszał proszę, wszedł do pomieszczenia równie eleganckiego, co reszta mieszkania. Uścisnęli się, po czym brunetka włożyła otrzymaną roślinkę do wazonu.

- Wyjdziemy na balkon?- zapytała uśmiechając się dziewczęco. Zośka pokiwał głową i podreptał za Haliną. Usiadł na ławce, oczekując aż Hala zrobi to samo. Ona zatrzymała się w progu i wypaliła, czy może by tak nie zrobić herbaty. Szatyn przytaknął, a dziewczyna zniknęła w głębi domu i wróciła po paru minutach z porcelanowymi filiżankami na metalowej tacce. Zajęła miejsce obok swojego gościa. - Jak tam u ciebie, dużo lepiej ostatnio wyglądasz. Coś się zmieniło?- Tadeusz wyszczerzył się szeroko.

-Powiedzieliśmy sobie o wszystkim i jesteśmy tak jakby parą. Nikt o prócz ciebie nie wie i tak ma pozostać, jasne?

-Oczywiście! Ale się cieszę! Trzymałam za was kciuki i dalej trzymam.- zachichotała radośnie, biorąc łyk gorącego napoju. - Oboje promieniejecie.

-Aż tak to widać?

-Yhym. Ale nie sądzę, żeby ktokolwiek coś podejrzewał.

-Mam taką nadzieję. Tak czy inaczej jest wspaniale. Kocham go. On mnie chyba też. Gdyby nie Paweł i ta cała wojna to było by idealnie. - jego twarz odrobinę posmutniała. Halina położyła drobną dłoń na jego ramieniu.

-Wojna się skończy i jeszcze będzie pięknie i idealnie. Zobaczysz. - Tadeusz wzruszył ramionami.

-Kiedy ma być reszta?

- Za jakieeeeś- spojrzała na srebrną bransoletkę z zegarkiem. - 10 minut. Jeśli będą punktualnie. - porozmawiali jeszcze chwilę nim do śródmiejskiego mieszkania zaczęli schadzać się ludzie. Pierwszy Alek z Jankiem i Baśką, kilka minut po nich Hania, Dusia i rzecz jasna Maryna. Ta tak nielubiana przez Zośkę dziewczyna. Blondynka o nieco wrednawym uśmiechu, denerwującym, piskliwym głosie i ogólnie nieprzyjemnym usposobieniu.
Zaprzyjaźniony z
rodziną Glińskich nauczyciel był na miejscu już przed tym jak pojawił się tam Zawadzki, dlatego od razu zaczął lekcje. Tajne nauczanie na ogół odbywało się raz u Zośki, raz u Hali. Tym razem padło na mieszkanie harcerki.

O co jej chodzi? Czego ona się tak na mnie gapi? Kobieto, czy w ciebie szatan wstąpił czy co? Janek zerkał co chwila kątem oka na Monię, która wgapiała w niego swoje ogromne turkusowe oczy. Tak jakby chciała wywiercić w nim dziurę. Rudy pragnął żeby jak najszybciej przestała to robić. No ale przecież siłą umysłu jej do tego nie zmusi. Musiał się przemęczyć. Kiedyś nie przeszkadzały mu zaloty dziewczyn, ale nigdy się im jakoś nie poddawał. Teraz czuł się okropnie nieswojo.
Zośka zaciskał wściekle pięść. Nawet Glińska zobaczyła, że coś jest nie tak. Monolg belfra zlewał mu się w niezrozumiały bełkot. Nie mógł się na tym skupić. Myśli zajmował mu Jan i Maryna. Ta okropna Maryna. Nic jednak więcej nie zrobił. Tylko mordował wzrokiem jej oblicze.

Chryzantemy złociste
W kryształowym wazonie
Stoją na fortepianie,
Kojąc smutek i żal.
Poprzez łzy srebrnomgliste
Do nich wyciągam dłonie,
Szepcząc wciąż jedno zdanie.
Czemu odeszłaś w dal?

W sumie ładna piosenka. Szlagier jak się patrzy. Może by nawet porwał się do śpiewu gdyby nie patrzył jak Trzcińska perfidnie dobiera się do JEGO chłopaka. Stała dość blisko niego i zagadywała. On się uśmiechał. Ciężko stwierdzić czy szczerze czy też nie. Janek należał do osób o złotym sercu, które nigdy naumyślnie nie zrobią nikomu przykrości. Nie mógł jej więc tak po prostu spławić. Nagle zrobiła coś co przekroczyło jakiekolwiek granice. Zbliżyła się do niego jeszcze bliżej niby uwodzilelsko wyśpiewując jedną z linijek Chryzantemn, położyła dłoń na jego policzku i musnęła usta. Tadek nie widział jego miny. Nie mógł poznać reakcji Rudego, ocenił wszystko zbyt pochopnie. Rzucił się w ich kierunku i pociągnął bruneta z rękaw w swoją stronę. Niższy był przerażony. Zarówno swoim ukochanym jak i tym co przed chwilą zrobiła Monia. Wciąż czuł jej smak na ustach. Obrzydliwstwo.
-Tadeusz, uspokój się. - poprosił, czując jak, na ramionach coraz mocniej zaciskają się dłonie wyższego. Zignorował to.

- Podobało Ci się?! - wrzasnął, a oczy wszystkich skierowały się na rozgrywaną scenę.

-Co?! Nie! Porozmawiajmy, proszę. -wystraszony chciał załagodzić sytuację. Niestety na próżno.

-O czym? Ja już wszystko wiem! Nie mamy o czym rozmawiać.

-Dureń z ciebie! Cześć. - syknął podnosząc tym razem głos. Posłał Marynie zabójcze spojrzenie. Odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami, po drodze biorąc swoją czerwoną kurtkę. Dopiero słysząc huk drzwi Zośka uświadomił sobie jak bardzo głupią rzecz właśnie zrobił i to na oczach wszystkich. Podrapał się zakłopotany po karku. Spojrzał na przyjaciół wokół, jakby szukając u nich pomocy.

- Na co czekasz, idioto? Biegnij za nim!- zawołał Alek. Szatyn skinął głową i opuścił dom. Później z nim porozmawia. Stał na ulicy. Popatrzył raz w prawo raz w lewo. Gdzie teraz iść? Gdzie mógł pójść Janek. Zastanowił się chwilę. Margaretki! Rzucił się w pogoń za kwiatowym polem. Po chwili zwolnił przypominając sobie, że biegnięcie może wyglądać nieco podejrzanie. Złapał riksze, którą przejechał kilka ulic. Był coraz bliżej celu. Potem kilka minut marszem i wydostał się z miasta. Pomyślał, że cudem nie złapali go szkopy. Z całą pewnością mógł wzbudzać podejrzenia. Tym razem miał po prostu szczęście. Rozpostarł się przed nim las. Miejsce, w którym harcerze czują się najlepiej. On jakoś nie potrafił się w tej chwili dobrze poczuć. Teraz mógł już biec. Przebijał się przez drzewa i krzaki aż w końcu trafił na łąkę. Rosły na niej już pierwsze białe kwiatki, do złudzenia przypominające rumianek, a pod dziką jabłonią siedział skulony chłopak. Miał nogi podwinięte pod brodę i opatulał je rękoma. Płakał. Tadeusz bezdźwięcznie podszedł w jego stronę i usiadł tuż obok.

-Po co tu przyszedłeś? - jęknął Jaś, jeszcze bardziej przyciskając kolana do klatki piersiowej. - Przecież ty już wszystko wiesz. Tadek przygryzł wargę, nie wiedział co ma mu powiedzieć. Tak po prostu przeprosić? To chyba za mało. Czuł się tak bardzo okropnie z tym co zrobił w tamtym momencie. Czuł się skończonym idiotą.

-Ja...ja... - nie umiał się wysłowić. Pierwszy raz w życiu.

-Jak mogłeś pomyśleć, że mi się podobało? To jest Maryna! Nie kocham jej, nawet jej nie lubię. I nie! Nie podobało mi się. Podobają mi się tylko twoje pocałunki, idioto! I tylko ciebie kocham!- wykrzyczał szlochając rozpaczliwie.

- Przepraszam...j-ja naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Jestem skończonym debilem. - Jestem okropnie zazdrosny.

-No jesteś, jesteś.

-Kocham cię, aniołku. - położył swoją dłoń na jego kolanie.

-Ja ciebie też kocham, głupku. - Zawadzki prychnął pod nosem. Łał! Cóż za wspaniały pieszczotliwy zwrot. W pełni zasłużony. - Nie chciałem, żeby to robiła. - usiadł przodem do swojego chłopaka, byli bardzo blisko siebie.

-Wiem. Nie tłumacz się już. - otarł jego łzy z uroczej twarzy.

-Pocałujesz mnie? - uśmiechnął się słodko. Zośka mruknął krótkie mhm i dotknął swoimi wargami te Janka. - Całujesz dużo lepiej niż ona.

-Dzięki. - roześmiał się i znów złączył ich usta w gorącym pocałunku. Potem położyli się na trawie tak, że głowa Bytnara leżała na torsie Zawadzkiego. Trzymali się za ręce, a włosy Jana przyjemnie łaskotły Tadzia w brodę. Przez dłuższą chwilę zwyczajnie leżeli w bezruchu. - Wiesz, że będzie trzeba z nimi pogadać.

-Tak wiem. Jutro to zrobimy. Może pójdziemy teraz do mnie? - zaproponował zadowolony, nie zwracając żadnej uwagi na to, że ich przyjaciele mogą ich teraz o coś podejrzewać. - Danka i Mama mają pociąg za godzinę, jadą na wieś. Tata do późna w pracy, więc mamy pusty dom.

-Możemy iść.

Janek przekręcił klucz w drzwiach. Mieszkanie stało już puste. Pierwsze co zrobił to podbiegł to gramofonu i włączył jakąś przyjemną dla ucha muzykę. Zaczął pląsać w miejscu do jej rytmu.

-Mogę prosić Pana do tańca? - podszedł do Tadeusza i szepnął mu figlranie do ucha na co ten, wyszczerzył się nienaturalnie. Na twarzy bruneta malował się zawadiacki uśmieszek, wyglądał jak filmowy amant.

-A Pan wie, że ja nie potrafię tańczyć ni w ząb.

-Nic mnie to nie obchodzi, proszę Pana. - Zośka pokręcił rozbawiony głową. Już po kilku sekundach Rudy ułożył swoją jedną dłoń na talii Tadka, a drugą chwycił jego dłoń. Zaczęli kołysać się spokojnie, delektując się magią chwili.

-Cieszę się, że mi wybaczyłeś. - mruknął Tadeusz, schylając głowę do ucha niższego.

- Wiesz, są takie czasy, że nie ma miejsca na takie kłótnie. Wszystko jest zbyt kruche na głupie sprzeczki.

-Masz rację. - potem cmoknął go w czoło i ostatecznie dotarwszy do ust, wbił się w nie delikatnie. Przestali tańczyć, Janek ujął twarz wyższego rękoma, a Tadzio ułożył dłonie na biodrach ukochanego. Stali tak całując się dopóki nie usłyszeli przekręcanego w drzwiach klucza.

-Ojciec wrócił. - brunet oderwał się od ust szatyna nieco speszony.

-I tak muszę już iść. Za chwilę godzina policyjna. - Jaś posmutniał. Czemu ta chwila musiała się już skończyć?

- Odprowadzę cię do drzwi. - Tadek kiwnął głową i wyszedł za chłopakiem z salonu. Ubrał buty i płaszcz.

-To do jutra, tak?

-Yhym. Serwus. - mruknął Zośka i na pożegnanie przytulił i pocałował go w policzek, upewniwszy się poprzednio czy Pan Bytnar ich nie widzi. - Zadzwonię przed snem. - Ostatni raz tego wieczora spojrzeli sobie w oczy. Tadek czuł jak topi się w nich. Jak wracają wszystkie wspomnienia sprzed wojny. Czuł, rozlewające się po sercu ciepło, ale i żal. Tego już nie ma. Nie są tymi samymi ludźmi co wtedy. Świat nie jest takie sam. Wszystko się zmieniło. To fascynujące, że patrząc w ten jeden obiekt jakim były oczy Bytnara czuł tyle emocji na raz. Wyszedł z kamienicy cały w skowronkach. Beztrosko maszerował ulicami Warszawy, aż tu nagle szwab poprosił go o pokazanie papierów. Ah te kontrolę spowodowane niczym. Pokazał prędko swoje perfekcyjnie podrobione dokumenty. Niemiec miał najwidoczniej dobry dzień, puścił go wolno. Nawet ta sytuacja nie odebrała harcerzowi dobrego humoru. Nic nie miało prawa tego zrobić.
W domu spisał ze szczegółami wspomnienia z dzisiejszego dnia w pamiętniku, przypominając sobie o tym, że koniecznie musi pogadać z przyjaciółmi. A w szczególności z Alkiem. Potem już w piżamie tak jak obiecał, zadzwonił do swojego chłopaka. Ten na boso, również w piżamie odebrał telefon zadowolony jak nie wiadomo co.
-Śpij dobrze, Aniołku. - ostanie słowa oczywiście wyszeptał, wywołując jeszcze większy uśmiech na twarzy Bytnara.

-Ty też. Kocham cię. - On też musiał szeptać.

-Ja ciebie też.

Chwilę później oboje ułożyli się w swoich łóżkach i szczerzyli się do sufitów. Było idealnie. Tak jakby nie mieli żadnych zmartwień, a istniała tylko ich miłość. Tylko Janek i Tadeusz. Żadna wojna, śmierć, głód. Tylko miłość.

***

Poczuł jak ktoś z otwartej dłoni uderza go w twarz. Otworzył oczy. Zobaczył otaczający go chaos.
-Auf stehe junger mann! (wstawaj młody człowieku) - ktoś wrzasnął. Chłopak spadł z łóżka i spojrzał na zegar wskazujący godzinę 4:30. Potem zobaczył swojego tatę, z którego nosa lała się szkarłatna krew i rozsypane antyniemieckie plakaty.

https://youtu.be/1w7OgIMMRc4

Siemanko! Sorki, że tak długo czekaliście, ale no. Zdarza się. Mam nadzieję, że się podobało a ja już spadam. Seeeruws! ❤️
Słup

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top