*V* Posłuchaj

-Szybciej, panowie! - wrzasnął dziko Zośka, pakując do zielonego Forda kolejną walizkę upchaną biżuterią, porcelaną, ekslukzywnymi sztućcami i innymi tego typu kosztownościami, które znajdować się mogły w mieszkaniu bogatej rodziny. Na razie wszystko szło po jego myśli. Szybko i gładko. Niestety jak zawsze coś musiało szlag trafić. Zza ściany jak poparzony wybiegł Alek, wciąż nieudolnie chowając karabin pod przymałym płaszczem jego przyjaciela Pawła.

-Szkopy! - pisnął. Zawadzki poczuł jak ściska mu się żołądek. Zacisnął pięści, próbując opanować szalejące emocje. A miało być tak pięknie. I co teraz? Strzelanina? Oby tylko nic złego się nie stało.
Nie minęła nawet minuta kiedy na plac wtargnęła grupka Niemców. Tak jak myślał Tadek, rozpoczęła się strzelanina. Ktoś się chował za samochodem, ktoś inny się przemieszczał. Postanowił wybiec trochę na przód. Gdy już był idealnie naprzeciwko szwaba, który celował do niego z broni, został zepchnięty na ziemię przez Rudego. Miał w obu dłoniach pistolety i biegł pochylony. Strzelał. Skąd on je w ogóle ma? Tadeusz zmarszczył dziwnie brwi, pocierając obolały od uderzenia, bok lewego uda. Przecież miał tylko jeden ze swoimi inicjałami, albo Jerzego Bałwana jak sam twierdzi. Nie miał czasu na dalsze rozmyślania, walka dalej trwała. Zanim się otrząsnął zobaczył jak kilka metrów dalej leży i pojękuje Janek. Nogawkę spodni miał dziurawą i przesiąkniętą krwią. Ogarnęła go furia. Kto śmiał skrzywdzić jego Janeczka? Wycelował w oprawce swojego przyjaciela i nacisnął spust, wiercąc w mężczyźnie dziurę wściekłym wzrokiem. Zanim jednak mordercza kula uderzyła w szkopa, Zośka oberwał od niego w stopę. Został uprzedzony w strzale.
-Ała! - syknął szatyn, po chwili widząc jak ciało nieprzyjaciela upada martwo na ziemię. Uśmiechnął się pod nosem, powstrzymując cisnąć się do oczu łzy, spowodowane bólem. Rozejrzał się roztargniony i gdy wiedział, że chwilo jest bezpieczny, trudząc się oraz kulejąc dotarł w końcu do rannego przyjaciela. Ukucnął przy nim. Teraz jeszcze bardziej chciało mu się płakać.

-Spokojnie, nic ci nie będzie. - uspokajał go, a tak naprawdę to usiłował uspokoić samego siebie. -Nie bój się, Januś.- pogłaskał go po ramieniu.

-Ja się nie boję, to ty się raczej uspokój. - uśmiechnął się złośliwie, ale humor go opuścił gdy tylko zobaczył krew przasiąkającą but Tadka. Wzdrygnął się. Teraz on też miał ochotę pozabijać tych wszystkich szwabów, chociaż jednego już dziś ukatrupił, leżał w kałuży krwi pod ceglaną ścianą. Bytnar starał się nie myśleć o tym czynie, mordowanie go przerażało. Sam nie rozumiał czemu ogarnęła go teraz ta rządzą krwi wroga. Zakochanie?Być może. - Boli cię?

-Nie, nic mi nie jest. - nie chciał go martwić samym sobą.
Chłopcy nadal dzielnie walczyli. Rudy i Zośka jako ranni czuli się trochę bezużytecznie, leżąc i nie mogąc nic zrobić. Nagle drzwi od ewakuwanego mieszkania otworzyły się i ze środka wypatoczył się Pawłowski, odziany w za dużą kurtkę Alka. W jednej dłoni trzymał nieodblokowany pistolet, a pod pachą chował jakąś teczkę pełną papierów. Nie spodziewał się niczego. Nawet nie uniósł broni, a już dostał strzał prosto w serce. Poleciał plecami na chodnik. Wszystko co dzierżył w dłoniach porozsypywało się dookoła. Ten szkop co strzelił niemal od razu został zabity przez któregoś z chłopaków. Janek zaczął czołgać się do jeszcze oddychającego Kazika, poprzednio wyrywając się z chwytu Tadeusza, który od dłuższej chwili, w niewiadomym celu ściskał jego ramię. Brunet położył głowę przyjaciela na swoich kolanach kompletnie nie zwracając uwagi na okropny ból postrzelonego uda. Z ust okularnika toczyła się stróżka ciemno-czerwonej krwi, a ten bredził coś o tym, że Aleksy będzie się wściekał bo jego kurtka jest cała podziurawiona. Z oczu Bytnara lały się łzy. Podbiegł do nich Dawidowski, miał nogi miękkie jakby zrobione były z waty. Usiadł tuż obok i tak samo jak Janek rozpłakał się.

-Trzymaj się, stary. - poprosił go Maciej. Paweł uśmiechnął się drwiąco i zamarł w tej minie. Jego serce przestało bić. Na jego umorusanej szkarłatną cieczą twarzy malował się typowy dla niego drwiący uśmieszek. Zawadzki obserwował to z odległości kilku metrów, ale nie musiał podchodzić bliżej żeby wiedzieć co się właśnie wydarzyło. Wystarczył mu głośny szloch Rudego, od którego jeszcze bardziej krajało mu się serce. Oto właśnie stracili przyjaciela. Jednego z ich czworoosobowej  paczki przyjaciół już od pierwszej klasy gimnazjum Batorego. Została ich trójka. Co teraz będzie bez niego? Bez Kazika. Tadka oblała fala zimna. Nie mógł się ruszyć. Chciał do nich podejść ale coś mu na to nie pozwalało. Coś go blokowało i to nie była postrzelona stopa. Było jak wtedy kiedy zmarła jego mama. Siedział na tej ziemi i gapił się na rozgrywający przed nim koszmar. Jakby był w kinie na jakimś wstrząsającym filmie.
Wokół nie było już Niemców. Trzeba było się zbierać.

-Koniec akcji! - wykrzyczał to jedno krótkie zdanie, które i tak wiele go kosztowało. Wciąż był przywódcą i musiał wykonywać swoje obawiązki. Słoń pomógł mu wstać, a on na jednej nodze dokuśtykał do samochodu, podpierając się o mur.

-Zostawcie go, on nie żyje! - warknął Anoda. Tak jakby Alek i Rudy nie zdążyli się co do tego zorientować. Natomiast te słowa jeszcze bardziej wstrząsnęły Zawadzkim. Wgniotły w fotel otwartego samochodu. Po chwili na tylne siedzenie wgramolił się przy pomocy Alksego Janek i sam Aleksy. Mieli zrozpaczone miny, mokre od łez policzki. Bytnar był dodatko czerwony na twarzy. Biedanczyna dostał gorączki.

-Rana nie jest poważna, usunąłem kulę. Niedługo będziesz mógł normalnie chodzić. - oznajmił doktor, ucinając opatrunek. - On też będzie żył. - specjalista kiwnął głową w kierunku pokoju, w którym leżał Rudy. Zośka pokiwał w zrozumieniu głową. Wciąż nie mógł się otrząsnąć po tym wszystkim. Czuł się zblokowany. - Może Pan do niego iść. - dodał, stojąc już w drzwiach.

-Dziękuję. - Zawadzki zamknął za nim drzwi i o kulach powędrował do przyjaciela. Usadowił się wygodnie na fotelu tuż obok łóżka. Brunet spał. Jego ulubiona czynność. Tadek prychnął pod nasem. Jasio był dla niego taki uroczy.
-Wygląda jak aniołek kiedy śpi. Tylko czy można być aniołem i jednocześnie zabijać ludzi? W przypadku samoobrony jest to chyba możliwe...Jest taki piękny. Kocham go. Kocham? Jesteśmy przecież jak bracia. Prawda? Nie, nie prawda. Ja go po prostu kocham, nie tak ja brata! I to od tak dawna. Jestem okropnie głupi. -Prowadził ze sobą monolog. Chwilę później przetarł zmęczone oczy i spojrzał na pogrążone we śnie oblicze Rudego. Chwycił jego dłoń, rozkoszując się uwielbianym przez niego ciepłem i gładkością skóry. Potem zmrużył powieki i sam oddał się w objęcia Morfeusza, opierając twarz na niezajętej dłoni.

- Tadeusz?- mruknął Jasiek, wybudzając Tadka ze snu. Chłopak zamrugał kilka razy zanim zorientował się kto do niego mówi i w ogóle gdzie się obecnie znajduje. Odruchowo odgarnął kosmyk ciemnych włosów z czoła Janka i pogłaskał palcami gładki i gorący policzek. Bytnar zmarszczył zdziwiony brwi. - Potrzebujesz czegoś? - brunet pokręcił przecząco głową. - Jak się czujesz?

- Bywało lepiej. - prychnął Jaś, ukazując rządek białych zębów. Jego uśmiech był tym razem smutny co nie było niczym dziwnym w takim momencie, ale dla Tadzia i tak najpiękniejszy na świecie. - A ty?

- W porządku, nic mi nie jest.

-To dobrze. - odwrócił wzrok w stronę okna. Było już całkiem ciemno. Spojrzał na zegar, wiszący na ścianie. 17:00. A, no tak.. . Jest luty. Zrezygnowany wrócił wzrokiem do przyjaciela, który siedział bezczynnie i nieobecnym wzrokiem gapił się w sufit. - Tadek, musimy porozmawiać. - chwycił w obiema dłońmi te Tadka. Szatyn uniósł lewą brew do góry i od razu przeraził się o czym chce rozmawiać Rudy.

-O czym? - serce zabiło mu mocniej.

- Posłuchaj...- łomotanie w klatce piersiowej nabierało tempa. Zawadzkiemu szumiała krew w uszach, miał wrażenie, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi. Uderzyła go fala nieznośnego ciepła. Trzymane przez Janka dłonie zaczęła mu się pocić. Mocniej zacisnął palce. - Tamta noc. - wudusił Bytnar. Stresował się chyba najbardziej w całym swoim dotychczasowym życiu. Przez natłok tych wszystkich wydarzeń poczuł, że musi pogadać z Zośką. Chciał sobie trochę ulżyć. Pozbyć się chociaż jednej natrętnej myśli.

- Jaka noc? Nie wiem o czym mówisz. - zdzwił się Tadeusz, układając usta w cienką linię.

-Przyszedłem do ciebie tego wieczora gdy zmarła twoja mama. Całowaliśmy się. Nie pamiętasz? - odważył się spojrzeć rozmówcy w oczy. Tadek wyglądał jakby wciąż nie wiedział o co chodzi. - Może dla ciebie to nic nie znaczyło...ale dla mnie to było coś ważnego. - zerwał się do pozycji siedzącej. Był idealnie na przeciwko szatyna.

- Janek, ja myślałem, że to mi się śniło. Mówię poważnie. - ujął jego uroczą twarzyczkę w dłonie.

- Ja ciebie kocham, Zośka. - te słowa do niego nie docierały. Zapatrzony w ciemne oczy Janka, badał czy może znowu nie śni.

-Możesz powtórzyć?

-Kocham cię. - Bytnar oparł swoje czoło o te Zawadzkiego. - Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię, słyszysz. Koooooocham cię, ty patałachu!- Tadek pokiwał głową.

-Ja ciebie też kocham, Janeczku. Kocham cię nad życie. - na ich twarzach pojawiły się najszczersze na świecie uśmiechy. Opanowała ich euforia. Na chwilę nawet zapomnieli o śmierci przyjaciela. Zapomnieli o swoich ranach, o otaczającym ich świecie. - Mogę cię teraz pocałować, tym razem bardziej świadomie? - roześmiał się Zośka. Rudy pokiwał głową. Ich usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku, który już po kilku sekundach nabrał na odwadze i namiętności. Szatyn wciągnął chłopaka na kolana, ułożył dłonie na jego biodrach. Ręce bruneta wplątały się w jasne włosy wyższego. Potem znów wsparli się o swoje czoła, głupkowato śmiejąc się do siebie. Nie rozmawiali, po prostu cieszyli się swoją bliskością i ulgą, którą oboje poczuli. Już nie musieli tego w sobie dusić. Kamienie spadł z ich serc. Ignorowali wszystko wokół. Janek zaczął pomału, guzik po guziczku rozpinać tadkową koszulę, który robił to samo z tą należącą do Bytnara. Pocałował go w rozpalone czoło. Pozbyli się swoich podkoszulek. Wyższy niekontrolowanie zapatrzył się na delikatnie umięśnionym ciele niższego.

-Co się gapisz? - roześmiali się na raz. - To ta blizna od huśtawki? - dotknął wskazującym palcem, różowej lini na na ramieniu Tadeusza.

-Zgadza się. Stoczyłem z nią prawdziwą bitwę.

-Po prostu z niej spadłeś. - zgasił jego entuzjazm.

-Coś w tym jest. - znów złączył ich usta w gorącym pocałunku. Wkrótce pozbyli się również swoich spodni. Przenieśli się na łóżko i zdjęli bieliznę.

***

Starali się tylko nie powrócić myślami do rzeczywiści. Do wojny. Do śmierci. Co chwilą któryś musnął drugiego wargami albo przejechał kojąco dłonią po skórze. Robili wszystko żeby tylko przedłużyć tą piękna chwilę, która dzieliła ich o krok  od wpadnięcia w rozpacz.

- Myśłem, że uznasz mnie za świra jak ci to wszystko powiem. Bałem się. - mruknął Rudy wtulając się mocniej w objęcia Zośki.

-Też tak myślałem, dlatego nic ci nie mówiłem. Bałem się, że uznasz mnie za nienormalnego. - odpowiedział Tadek, a Jaś roześmiał się cicho.

- Najwyżej oboje zwariowaliśmy.

-We dwójkę raźniej.

-Yhym. - potwierdził ciemnooki i zamyślił się na chwilę. A może wcale nie zwariowaliśmy. Może to normalne?

-Nie wiem, nie interesuje mnie to. Ważne, że mam cię tutaj. Tylko żebyś mi nigdzie nie uciekł. - w sypialni oświetlanej jedną lampką zapanowała przyjemna cisza. Leżali tak sobie przytuleni i kontynuowali pieszczoty.
-Januś? - wymruczał mu do ucha.

- Nie zostawisz mnie, prawda?

-Nie zostawię.

-Obiecaj.

- Obiecuję, maluszku. - to stwierdzenie było bardzo ironiczne, patrząc na różnice ich wzrostu, ale Zawadzki poczuł przyjmne ciepło na sercu. Trzymał Rudego w ramionach. Całował, pieścił. Spełniły się jego marzenia. Kochał z wzajemnością Jana Bytnara. W jego opinii najwspanialszą, najsłodszą i najmądrzejszą istotkę na ziemi.

-Wierzę ci, Aniołku. - cmoknął chłopaka w policzek, a ten uroczo się zarumienił.

To wszystko działo się bardzo prędko, ale w okolicznościach w jakich żyli kochało się szybko i mocno,tak jakby jutra miało nie być. Bo przecież śmierć czaiła się za rogiem i cały czas zbierała żniwo. I mimo tempa to wszystko było szczere, czyste w intencjach. Miłość, młodość, walka - mawiali niektórzy. Taką mieli hierarchię. Starali się nie tylko przeżyć, ale też żyć. Kochać, przyjaźnić się, bawić i na samym końcu walczyć.

Suprajs madafaka! Nie powinno mnie tu być ale jestem nad jeziorem i potwornie mi się tu nudzi, dlatego oto jest drugi rozdział w tym tygodniu. Mam nadzieję, że się podobało. Już się żegnam z wami. Aha, piszcie mnie tu w komach kto jest top, a kto jest bottom. Ja tam jestem team#rudytobottom. A ci na zdjęciu w mediach to Marcel Sabat i Piotrek Bondyra, ale ciiii. Serwuuuus! 🍒

Słup

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top