-45-
Louis kładzie się na łóżku polowym, które nieprzyjemnie skrzypi. Potem na szczęście przestaje.
Pamiętam, jak drażnił moje sutki, jak czule mnie dotykał, badając opuszkami palców każdy centymetr mojego ciała. To było niedawno. Naprawdę dość niedawno. Leżeliśmy w tym samym pokoju, dokładnie w moim łóżku, obejmowałem go ramieniem, a on opierał się o mnie i czułem się jak jego mały, prywatny cud.
Obiecał, że zostanie ze mną do samego końca. Zmusiłem go do tej obietnicy. Jednak nie sądziłem, że będzie leżał grzecznie jak harcerzyk, że zostanie i będzie czuwać. Nie wiedziałem też, że dotyk zacznie sprawiać mi ból, a on poczuje się zbyt przerażony, żeby trzymać mnie za rękę.
Powinien być teraz na mieście z jakaś dziewczyną o ślicznych krągłościach i piersiach jak pomarańcze. Albo z przystojnym chłopakiem, który łamie każdej dziewczynie serce, mówiąc, że woli chłopców. Miałby białe zęby i duże dłonie, żeby dobrze zająć się Louisem.
On powinien żyć, korzystać z danego mu czasu, a nie ślęczeć nad umierającym nastolatkiem, który nie ma mu już niczego do zaproponowania.
Który wegetuje w oczekiwaniu na śmierć.
Instrukcje dla Louisa:
Troszcz się tylko o siebie, kochany. Idź na uniwersytet, mniej mnóstwo przyjaciół i upijaj się do nieprzytomności. Wyszalej się. Zrób coś jeszcze bardziej szalonego niż napisanie mojego imienia w całym mieście. Gub klucze. Śmiej się. Jedz makaron na śniadanie, a jajecznicę z tostami na kolację. Zawalaj wykłady. Wyjeżdżaj na wycieczki motorem. Bądź nieodpowiedzialny. Zabaw się. Żyj.
– Dobranoc, Harry. – mówi Louis.
– Dobranoc, Louis. – chciałbym odpowiedzieć.
– Dzwoniłem do pielęgniarki. – w moim pokoju pojawia się tata. Uśmiecha się smutno do Louisa. – Powiedziała, że powinniśmy podawać oramorph oprócz morfiny.
– Nie pogorszy się mu od tego? – pyta zatroskany. Chce, żebym jak najdłużej tu był. Nie rozumiem tego, bo mógłby już dawno być wolny. Mógłby się uwolnić od tej chorej sytuacji.
– Poradzimy sobie. – zapewnia tata.
– Dzisiaj znowu wołał mamę, kiedy rozmawiał pan przez telefon. – stwierdza cicho, a ojciec wzdycha ciężko.
Rozmyślam o pożarze i kłębach dymu, i dzwonach bijących jak oszalałe na alarm, i o zdziwieniu malującym się na twarzach ludzi, jakby coś zostało im skradzione.
– Posiedzę przy nim, jeśli chcesz, Louis. – proponuje tato. – Idź pooglądać telewizję albo zdrzemnij się trochę. Może zajrzyj do mamy? – proponuje.
– Obiecałem, że go nie zostawię. – Louis odpowiada krótko i rzeczowo.
Jakby światła gasły kolejno, jedno po drugim. Liczę je.
krople deszczu spadają miękko na piasek i na bose stopy, a tata nadal buduje zamek na plaży. oboje z Gemmą nabieramy morskiej wody do wiadra i wlewamy ją do fosy, a potem, kiedy wchodzi słońce, umieszczamy flagi na wieżach, żeby łopotały na wietrze i kupujemy lody w budce na skraju wydm. tata siada z nami przy brzegu i razem staramy się odpychać fale, żeby nie zatopiły mieszkańców zamku.
– Idź, Louis. – tata nie ustępuje. – Nie pomożemy mu, jeśli będziemy wyczerpani.
– Nie zostawię go. – głos Louisa jest inny, jednak nie potrafię go opisać.
w wieku czterech lat o mało nie zsunąłem się w głąb szybu kopalni cyny. kiedy miałem pięć lat samochód wpadł w poślizg na autostradzie. jako siedmioletni chłopiec podczas wakacji przeżyłem wybuch gazu w naszej przyczepie kempingowej, którego nikt początkowo nie zauważył.
Umierałem przez całe życie, a jednak wyślizgiwałem się jakoś. W końcu jednak śmierć mnie dopada. Nie ucieknę, nawet jeśli bardzo bym chciał.
– Jest spokojniejszy.
– Hmm.
Docierają do mnie tylko fragmenty zdań, pojedyncze wyrazy. Słowa chowają się w szczelinach, znikają na wiele długich godzin, a potem wzlatują z powrotem i kładą się na mojej piersi. Czuję ich ciężar.
– Jestem ci wdzięczny. – szepcze tata.
– Za co? – Louis marszczy brwi.
– Za to, że nie uciekłeś. – odpowiada od razu. – Większość chłopców na twoim miejscu zwiałby, gdzie pieprz rośnie, wiesz? – wzdycha cicho, pocierając dłonią swoje czoło.
– Kocham go, panie Styles. – mówi tylko w odpowiedzi.
Te słowa sprawiają, że ciężar na mojej klatce piersiowej znika. Czuję się lekki i wolny.
Unoszę się nad ziemią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top