-41-
Dzwonek, który mi dali, głośno rozbrzmiewa w ciemnościach, ale trudno. Mam gdzieś to, czy obudzę cały dom. Jestem sam w pokoju i jestem tym przerażony. On miał tu być, miał tu być...
Wchodzi Louis z nieprzytomnym wzrokiem, w bokserkach i jakiejś wytartej koszulce. Jego włosy są roztrzepane na każdą stronę, oczy lekko spuchnięte, a usta spierzchnięte.
– Zostawiłeś mnie samego. – mówię drżącym głosem.
Czuję ucisk na klatce piersiowej, moje serce bije w zawrotnym tempie. Czuję krople spływające po moim policzku, ale nie chcę przyznać, że to moje własne łzy.
– Dosłownie na sekundę. – Louis odpowiada spokojnie, przysiadając na brzegu łózka. – Poszedłem zaparzyć sobie herbatę. – dodaje, widząc, że jego słowa wcale mnie nie uspokoiły.
Nie wierzę mu. I nie obchodzi mnie jego pieprzona herbata. Jeśli był spragniony, mógł napić się letniej wody z mojego kubka. Mógł zostać. Mógł przy mnie być. Miał być zawsze. Obiecał.
– Potrzymaj mnie za rękę. – szepczę. – Nie puszczaj. Nigdy. – podkreślam.
Za każdym razem, kiedy zamykam oczy, spadam.
Spadam bez końca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top