-28-
Serce mi łomocze. Czuję się, jakby w moje ciało uderzał jakiś wielki młot, mocna fala uderzeniowa, a to tylko jego bliskość. Słyszę szum w uszach. Krew we mnie buzuje i mam wrażenie, jakbym unosił się właśnie kilka centymetrów nad ziemią. Zaraz odlecę i Louis nie będzie w stanie mnie złapać. Będę jak zgubiony balon z helem. Zacznę zbliżać się do gwiazd, będę coraz mniejszy, on będzie raptem kropką gdzieś w oddali...
Nie jestem w stanie zapanować nad niczym, gdy jest tak blisko mnie. Moje myśli galopują i naprawdę nie wiem, na czym powinienem się w tej chwili skupić. Czy na jego dzikich oczach, na wąskich spierzchniętych ustach, a może na dłoniach sunących po moich bokach. Biorę głębszy oddech, gdy przenosi je z pleców na moją klatkę piersiową.
– Sam to zrobię. – słyszę swój cichy głos gdzieś w oddali, gdy chłopak zaczyna rozpinać mój płaszcz. Nie jestem zbytnio świadomy, że cokolwiek mówię. To po prostu samo ze mnie wychodzi. Cały czas lewituję, nie potrafiąc wybrać jednej rzeczy, na której chciałbym się teraz skupić. Wszystko dzieje się poza mną.
– Nie. – mówi cicho Louis. – Pozwól mi. – prosi, patrząc na moją twarz.
Jego głos jest zdecydowany i łagodny, co zupełnie nie pasuje do jego wzburzonego spojrzenia i lekko drżących palców. Widzę, jak jego klatka piersiowa unosi się w głębokim wdechu. Czuję, że on też to odczuwa: ten natłok emocji, wybuchające wokół nas uczucia. Zastanawiam się, czy on też nie dotyka teraz stopami podłogi.
Jednego jestem jednak pewien: Louis potrafi nadal się skupić i popychać akcję do przodu. Jestem wdzięczny, bo sam dawno przepadłem. Utonąłem w nim. Przepadłem, odkąd zobaczyłem go w ogrodzie.
Każdy rozpinany guzik pochłania całkowicie jego uwagę. Radzi sobie z nimi szybko, gdy lekko przygryza dolną wargę, która z kolei jest w centrum moich zainteresowań. Myślę o tym, czy nadal będzie smakował jak wino. Potem uświadamiam sobie, że to nie ma już dla mnie żadnego znaczenia. Po prostu chcę go posmakować, chcę się nim odurzyć, chcę...
Siadam na materacu, a on na podłodze. Patrzy na mnie przez ułamek sekundy z jakimś nieznanym mi jeszcze uśmiechem. Nie jestem w stanie go skojarzyć z czymkolwiek.
Chłopak zdejmuje mi buty i ustawia równo przy łóżku. Nie podejrzewałem go o taki pedantyzm, ale w jakiś dziwny pokręcony sposób to zaczyna do niego pasować, gdy przypominam sobie z jaką dokładnością zajmuje się ogródkiem warzywnym. Chcę poznać tę jego stronę.
Ześlizguję się obok niego na dywan. Rozwiązuję mu sznurowadła, kładę jego stopy na swoich kolanach i ściągam mu vansy. Nie przejmuję się tym, gdzie wylądują, gdy rzucam je gdzieś za siebie. Głaszczę jego nagie kostki, dziwiąc się, że nie zamarzł w krótkich skarpetkach, kiedy byliśmy na dworze. Wsuwam powoli rękę pod nogawkę spodni i przesuwam opuszkami po łydce. Dotykam go. Każda komórka stykająca się z jego skórą eksploduje.
Muskam ręką miękkie włosy na jego nogach, na co Louis powstrzymuje swój chichot, ale to w żadnym wypadku nie psuje atmosfery. Jest idealnie, gdy poznaję każdy detal jego nogi, a on mnie nie popędza. Mogę przesuwać palcem po krzywiznach jego kostki. Chce tego wszystkiego. Widzę, jak chłonie mój dotyk. On też odlatuje. Tak. Jestem zachwycony jego reakcjami. Może on jest zachwycony moimi?
Nie sądziłem, że potrafię być tak odważny i nie bać się brać od niego tego, czego chcę.
Urządzamy z tego grę, coś w rodzaju takiego rozbieranego pokera, ale bez kart czy kości. Po prostu pozbywamy się ubrań, dając sobie czas na dokładne przyjrzenie się wszystkiemu. Rozpinam jego kurtkę i pozwalam jej zsunąć się gdzieś na podłogę. Nie przejmuję się, gdy po chwili ją depczę. On natomiast zdejmuje za mnie płaszcz i rzuca go na obrotowe krzesło przy biurku. Znajduje liść w moich włosach i pokazuje mi go. Obaj śmiejemy się chwilę, zanim nie milknę w zachwycie nad iskierkami tańczącymi w jego niebieskich oczach.
Nic nie wydaje się ważne, kiedy on patrzy, więc nie spieszę się ani trochę z rozpinaniem jego koszuli. Podziwiam każdy milimetr odsłaniającej się przede mną skóry. Daję sobie czas, gdy on uśmiecha się pod nosem, patrząc na moją twarz. Czuję jego wzrok i możliwe, że lekko się pod nim rumienię.
Ostatni guzik przeobraża się w planetę pod siłą naszego wzroku – mlecznobiałą i doskonale okrągłą. Bardzo mi się podoba i wyobrażam sobie, że tam moglibyśmy zamieszkać i byłbym całkiem zdrowy. Zastanawiam się, czy Louis w sumie to jest gwiazdą, bo zbudowałem wokół niego cały układ swojego życia i tylko wokół niego krążę i krążę! Gdy uśmiecha się do mnie ciepło to już wiem, że nią jest. Jest słońcem. Tym moim. Moim prywatnym centrum świata.
Jestem wstrząśnięty tym, że obaj wiemy, co mamy robić. Nie mamy chwil zawahania, nie zastanawiamy się. Wszystko w jednej chwili staje się dla mnie oczywiste. Do niczego się nie zmuszam, a moje zachowanie bynajmniej nie wynika z doświadczenia. W końcu jego praktycznie nie mam, a też ten jeden jedyny raz niezbyt dużo mnie nauczył. Obaj, wiedzeni instynktem, dokonujemy kolejnych odkryć na tej drodze i jestem podekscytowany, gdy Louis odkrywa przede mną całkiem nowy świat.
Unoszę ramiona w górę jak dziecko, kiedy zdejmuje mi sweter. Moje włosy, krótkie, dopiero odrastające, elektryzują się w zetknięciu z wełnianym materiałem. Słyszę, jak iskry strzelają w ciemności, i chce mi się śmiać. Czuję, jak całe ciało pulsuje, jakby było zdrowe. Wszystko inne niknie, gdy jestem przy nim i żyję tą jedną trwającą teraz chwilą.
Louis muska palcami moje odsłonione sutki i wie, bo cały czas patrzy mi w oczy, że postępuje jak należy. Jestem zaskoczony w miły sposób, że poświęca mi tyle uwagi. Moje ciało było przedmiotem badań tak wielu ludzi – nakłuwali mnie, opukiwali i operowali. Sądziłem, że stało się obojętne na dotyk, ale wcale tak nie jest. Przechodzą mnie dreszcze, gdy przesuwa opuszkami po brodawkach, a on nachyla się nade mną. Poznaje nowe reakcje mojego układu nerwowego i nie ma tu mowy o obojętności, gdy czuję tyle nieznanych mi wcześniej odczuć.
Całujemy się. Najpierw dość długo. Jest tam dużo tęsknoty i języka. Mogłoby to wydawać się nieco obrzydliwe z uwagi na ilości śliny, ale mam to gdzieś. Tutaj jesteśmy tylko my. Faktycznie Louis smakuje winem i uśmiecham się pod nosem na ten fakt. Jednak się dowiedziałem. Potem wymieniamy delikatne pocałunki. Ledwo dotykamy się ustami, gdy bada dłońmi moje boki, jakby chcąc poznać każdy zakątek mojego odsłonionego ciała.
W końcu napieram na niego bardziej. On gryzie lekko moją górną wargę, ja przesuwam językiem po krawędzi jego ust. Nie zdawałem sobie sprawy, że język jest tak wrażliwy i jestem w stanie wyczuć te pojedyncze ranki na jego wardze. To wszystko jest oszałamiające.
Całujemy się mocnej. Louis ponawia moją nieśmiałą próbę wtargnięcia do jego ust. Zapadamy się w siebie nawzajem. Jakbyśmy całowali się po raz pierwszy – natarczywie, namiętnie. Przypominam sobie nasz pocałunek w ogrodzie i jestem pewien na sto procent, że nawet czubki moich uszu robią się czerwone.
– Pragnę cię – mówi, gdy odsuwa się ode mnie na dosłownie milimetry. Nadal ma zamknięte oczy, a jego oddech jest ciężki.
A ja pragnę jego. Nie ma tu żadnej wątpliwości.
Pociągam go za sobą na łóżko. Nie przestajemy się całować. Zdaje mi się, że pokój wypełnia się dymem, jakby coś się paliło między nami. Może to my pachniemy jeszcze dymem papierosowym, a może to ta chemia i uczucia. To one zaraz spalą ten dom.
Opadam plecami na łóżko i unoszę biodra. Próbuję zdjąć swoje obcisłe dżinsy. Chcę pokazać mu się cały, chcę, żeby na mnie patrzył. Chciałbym, aby mógł mnie całego obejrzeć i pokazać ten nowy, wspaniały rodzaj dotyku każdej komórce mojego naskórka.
– Jesteś pewien? – pyta Louis, patrząc mi w oczy. Nie musi precyzować, wiem, co ma na myśli.
– Całkowicie. – mówię, unosząc kąciki ust.
To proste.
Zdejmuje mi dżinsy, a potem zawisa nade mną, opierając się na ręce przy mojej głowie. Rozpinam pasek u jego spodni jedna ręką, jakbym wykonywał czarodziejską sztuczkę. W jakiś dziwny sposób czuję, że to mu zaimponowało. Ta sprawność. Przesuwam palcem po krągłości guzika, naciskając kciukiem na materiał jego bielizny. Nie mam już żadnych obaw czy zahamowań. Po prostu robię to, co czuję.
Louis łączy nasze usta, gdy pozbywamy się ostatnich ubrań okrywających nasze ciała. Lądują gdzieś na podłodze. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy, niemal dysząc z podniecenia. Teraz nie da się go już ukryć. Obaj jesteśmy nadzy, czerwoni i rozpaleni do granic możliwości. Kładę dłoń na jego klatce piersiowej, aby się upewnić, ale tak, jego serce bije tak szybko jak moje. Wzdycham cicho, a on przesuwa dłonią po moim policzku. Czuję, jak się rozpływam.
Zaczynamy się dotykać. Louis pokazuje mi różne formy dotyku. Jego dłonie przesuwają się po moich biodrach, pośladkach i bokach. Palce poznają wnętrze moich ud i moją długość. Jestem zbyt oszołomiony, żeby się odwdzięczyć, gdy całuje moje sutki, brzuch i podbrzusze. Zauważa moje dodatkowe sutki, z czego przez chwilę się śmiejemy, ale potem znów świat wiruje, bo Lou łączy nasze usta. Poznaję to, jak jest wilgotny i twardy przy moim udzie. Zwiedzam jego ciało placami, gdy on wykonuje te same ruchy. Poznajemy swoje najbardziej intymne miejsca, celebrując każdą sekundę tego zbliżenia.
W końcu rozsuwam lekko uda, a on nie potrzebuje słów. Sięga po małą buteleczkę spod łóżka. Zaczyna mnie dotykać w najbardziej delikatny i zmysłowy sposób. Moje ciało całkowicie się mu oddaje. Jest idealnie. Co chwila upewnia się, czy może posunąć się dalej, za co jestem wdzięczny. Przechodzimy do kolejnych etapów. To całkowicie inne doświadczenie niż mój pierwszy seks. Louis jest inny. Ja jestem inny.
Po moim cichym zapewnieniu odsuwa się na tyle, aby być w stanie po omacku sięgnąć po prezerwatywę z górnej szuflady swojej szafki nocnej. Rozrywa zębami opakowanie i pozwala mi sobie pomóc. Jestem oszołomiony tym bezpośrednim dotykiem, gdy nasuwam na niego zabezpieczenie. Potem rozsmarowuję lubrykant na jego długości, patrząc na jego twarz.
Louis ma zamknięte oczy, jego policzki są czerwone, a usta lekko rozchylone. Wypuszcza z siebie ciche westchnięcia, gdy zaciskam lekko palce. Jego karmelowa grzywka już dawno opadła na czoło, a teraz wchodzi mu w oczy. Wygląda tak czysto i po prostu pięknie. Chciałbym znaleźć bardziej wyszukane słowa, które potrafią oddać jego piękno, ale nie ma takich, które zrobiłyby to chociażby w połowie.
Zabieram z niego dłoń i unoszę się na łokciach, aby dostać kolejny pocałunek. Oczywiście on mi go daje. Całujemy się czule, gdy szukamy najwygodniejszej pozycji. Jedna z poduszek znajduje się pod moją pupą, gdy wplątuje palce w jego włosy. Są tak miękkie, że chciałbym dotykać ich już całe życie.
Louis błądzi rękoma po prześcieradle gdzieś przy moim boku. Nasze dłonie się spotykają. Splatamy ciasno palce. Nie wiem, która ręka należy do mnie, a która do niego. Łączymy się w jedno.
Czuję dotyk skóry Louisa, ciężar jego ciała, ciepło, które na mnie napiera – nie wiedziałem, że będzie tak wspaniale, że w ogóle może być tak wspaniale. Nie rozumiałem, że kiedy się z kimś kocha, naprawdę uprawia się miłość. Jest to czyste i piękne. Rodzą się nowe uczucia, które silnie na nas oddziałują. Mój ciężki oddech wprawia w oszołomienie. Louis połyka go jednym haustem. Bierze wszystko, co mu daję, a ja przyjmuję wszystko, co on mi przekazuje.
Poznajemy się zupełnie na nowo.
Jestem Harry.
Jestem Louis.
Przekraczanie wszelkich granic jest nieskończenie pięknym przeżyciem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane doświadczyć czegoś tak wspaniałego. Jestem wdzięczny za pokazanie mi tej strony życia.
Nasze palce odbierają wrażenia. Języki pozwalają poznać smak drugiej osoby. Nieustannie patrzymy na siebie, obserwujemy swoje reakcje. Nie umiemy się nasycić. Nasze odgłosy są jak muzyka, a ruchy jak taniec.
Tęsknimy do siebie coraz bardziej. Bolesne napięcie rośnie i nabrzmiewa w obu ciałach. Pragnę go. Chcę być jeszcze bliżej. Chcę się z nim zmieszać. Chcę być z nim jednością. Nie mogę jednak tego uczynić. Dlatego oplatam jego ciało nogami, głaszczę go po plecach, próbuję mocniej przyciągnąć do siebie. Mogę być tylko blisko. Nigdy nie będzie to wystarczająca odległość, ale muszę się z tym pogodzić. Dotykam go, owijam ramionami, gdy moje usta opuszczają ciche westchnięcia i jęki.
Czuję się tak, jakby moje serce rozkwitło i połączyło się w końcu z duszą, jak eksploduje. Przypomina kamień wpadający w wodę, który tworzy kręgi miłości na powierzchni rozchodzące się coraz szerzej i szerzej w moim ciele.
Obaj rozpadamy się.
Jesteśmy oszołomieni. Louis patrzy mi w oczy zamglonym spojrzeniem. Uchyla lekko usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale chyba nie jest w stanie wybrać żadnych odpowiednich słów. Rozumiem go, ja też jestem w tym stanie.
Po prostu przytulam go i trzymam w ciasnym uścisku. Jestem zachwycony. Nami. Tym podarunkiem. Wszystkim. Całym światem i moim życiem.
On głaszcze mnie po głowie, dotyka po twarzy. Całuje moje łzy, które spływają po policzkach na szyję i jego niebieskie prześcieradło.
Jestem żywy, a nasz związek został pobłogosławiony na ziemi. To dzieje się właśnie w tej chwili.
Naprawdę żyję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top