Rozdział 5
Kilka ostatnich dni spędziłam w motelu. Niemal z niego nie wychodziłam, a potworny katar i kaszel nadal dają mi się we znaki. Kuba dzwonił i pisał z zaproszeniami, ale moja choroba utrudniała mi każde spotkanie. Kaszlę cicho i podnoszę się z kanapy. Dzisiaj mijają kolejne trzy dni za które zapłaciłam. Muszę znaleźć pracę i jakieś normalne mieszkanie. Odkopuję się z koca i uchylam okno w pomieszczeniu. Zamierzam zrobić sobie herbatę i ponownie wrócić do łóżka, wtapiając się bezsensownie w ekran, jednak moje plany przerywa pukanie do drzwi.
Serce staje mi na moment, bo jedyną osobą, która zna adres motelu jest Weronika. Podchodzę do drzwi i uchylam je delikatnie.
– Kuba?! – pytam zmieszana. – Co ty tu robisz?
– Widzisz, narzekałaś, że jesteś chora, więc pomyślałem, że nie wyjdziesz sama do sklepu i przywiozłem zakupy. Nie jest tego dużo, ale przynajmniej nie umrzesz z głodu w ciągu tych kilku dni. – mężczyzna wchodzi do środka i stawia zakupy na blacie aneksu kuchennego, zostawiając mnie zdezorientowaną przy drzwiach.
Chwila. Skąd on tu?
No tak.
Podałam mu adres, jak jechaliśmy na imprezę.
– Halo? Ola, co jest z tobą? Znowu się tak zamyśliłaś i przestałaś kontaktować. – chłopak podchodzi do mnie i łapie klamkę wciąż nie zamkniętych drzwi. Pstryka mi palców przed twarzą i mówi dalej:
– Z tego co mi się wydaje zdarza ci się to bardzo często. Byłaś z tym u lekarza? – śmieje się, ale widząc moje groźne spojrzenie milknie i odsuwa się dalej.
Przechodzę do przyniesionych przez mężczyznę toreb i powoli zaczynam rozpakowywać jedzenie.
– Kupiłeś moje ulubione kakao. Gracias – posyłam mu przyjazny uśmiech. – Tamta puszka już dawno mi się skończyła.
– To ile ty tego pijesz?
– Nie piję – spoglądam na Kubę i ściągam lekko brwi – Znaczy, pić też piję, ale najczęściej po prostu jem je łyżeczką.
Chłopak unosi brwi i kiwa głową. Wymienia ze mną jeszcze kilka zdań, tłumacząc co jeszcze kupił i dlaczego. Gdy większość rzeczy jest już poza torbą, chłopak żegna się i zamierza wyjść.
– Chwila – zaczynam – Po co kupiłeś mi prezerwatywy?
– Eh – chłopak macha ręką w lekko zbywającym mnie geście. – zawsze je dorzucam do swoich zakupów. Przyzwyczajenie. Jak chcesz mogę je zabrać. Przydadzą się.
Kuba posyła mi rozbawione spojrzenie. Zostawiam temat bez komentarza i na jego oczach chowam prezerwatywy do szuflady. Niech nawet nie myśli, że mu je oddam.
Ten co daje i odbiera się w piekle poniewiera, czy jak to szło.
Po wyjściu mężczyzny, zabieram się za lekkie porządki. Czuję się trochę lepiej niż rano, więc dzwonię do Wery. Układam telefon na ramieniu i przytrzymuję go przechyloną głową. Kończę chować ostatnie rzeczy gdy ukochana brunetka odbiera. Łapię telefon i rzucam się na kanapę. Opowiadam co działo się na imprezie, pomijając oczywiście przez kogo zostałam na nią zaproszona.
Wszystko działo się za szybko. Już pierwszego dnia spotkałam kogoś, kto zaproponował mi imprezę. I to nie byle kogoś. Quebonafide.
I pomyśleć, że zanim go spotkałam słuchałam jego piosenek i liczyłam, że kiedyś pójdę na jego koncert.
W sumie to ciekawa jestem, czy dla wszystkich fanek jest taki miły.
Po skończonej rozmowie ubieram bluzę i wychodzę na spacer. Świeże powietrze sprzyja przemyśleniom, a przy okazji rozejrzę się za ofertami pracy. Po wyjściu z budynku motelu zakładam czapkę, a gdy zawiewa wiatr żałuję, że nie zabrałam chustki na szyję. Wsuwam ręce do kieszeni i idę mokrymi ulicami.
Dlaczego wybrał właśnie mnie? Przecież może mieć każdą... Dlaczego był w tym sklepie właśnie wtedy, gdy potrzebowałam pomocy.
Moją uwagę przykuwa plakat na witrynie zamkniętego sklepu.
"Poszukiwana młoda, zgrabna i urocza dziewczyna do sesji zdjęciowej". Zerkam na swoje ciało. Nigdy nie miałam kompleksów, a za przymiotnikiem "urocza" prawdopodobnie kryło się "niska". Doczytuję resztę informacji z plakatu i bez wahania zapisuję podany numer telefonu. Przecież warto spróbować. Jak się uda będę miała jednorazowy zastrzyk gotówki na kolejny miesiąc lub dwa.
– Halo? Dzień dobry... Yhm... Ja dzwonię w sprawie plakatu – niedane jest mi dokończyć bo osoba po drugiej stronie słuchawki natychmiast mi przerywa. Po akcencie i imieniu wnioskuję, że prawdopodobnie pochodzi z Hiszpanii. Tak jak ja. Umawiam się z mężczyzną w jakiejś kawiarni niedaleko centrum na jutrzejsze popołudnie.
Rozmowy telefoniczne zawsze mnie tak potwornie stresowały.
Oddycham z ulgą i powolnym krokiem kieruję się z powrotem do motelu. Październik nie rozpieszcza pogodą, więc gdy staję pod drzwiami budynku zaczyna na dobre padać.
Od: Kuba
Dobrze się już czujesz? Może dasz się wyrwać na miasto wieczorkiem?
Do: Kuba
Zależy co znaczy "na miasto"
Od: Kuba
Powiedzmy, że mam pewne plany
To co zgadzasz się?
Do: Kuba
Niech ci będzie. Ogarnę się na 19
W środku mam ochotę skakać z radości, ale ograniczam się jedynie do rozmarzonego westchnięcia. Rozbieram się z bluzy i wstawiam wodę na ciepłą herbatkę. Do dziewiętnastej mam jeszcze trochę czasu. Uruchamiam niewielki telewizor i bezmyślnie wpatruję się w jego ekran.
Po prysznicu prostuję włosy, które dzisiejszego dnia wyjątkowo bardzo się mnie nie słuchają. Upinam je w wysokiego kucyka i zaczynam wybierać strój.
To tylko przyjacielskie spotkanie.
Nie musisz się stroić.
Zakładam czarne jeansy – które miałam z resztą na ostatniej imprezie i od tamtej pory ich nie włożyłam – i musztardowy sweterek. Na wszystko narzuciłam kurtkę. Nie lubię torebek, więc wszystkie ważne rzeczy upycham do kieszeni. Dobieram delikatne kolczyki i pierwszy raz od czasu wspomnianej imprezy robię delikatny makijaż. Nie wiem nawet gdzie idziemy, więc strój musi być w miarę uniwersalny.
O dziewiętnastej wychodzę przed motel, czekając na czerwone Porsche.
Co sobie ludzie pomyślą?
Sypia w tanim motelu, podjeżdża po nią raper w Porsche.
Proszę was, jak to brzmi?
Odjeżdżamy spod budynku w pół do dwudziestej, a pierwsze dziesięć minut drogi muszę wysłuchiwać tłumaczeń chłopaka ze swojego spóźnienia.
– Powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? – pytam i na moment zamieram gdy mężczyzna gwałtownie przyśpiesza i wyprzedza kogoś.
– To. niespodzianka. – odpowiada i wykonuje kolejny niebezpieczny i zapewne zabroniony manewr.
– Kto ci w ogóle dał prawo jazdy?! – pytam, kiedy przy gwałtownym hamowaniu mało nie uderzam się deskę, mimo zapiętych pasów.
– Jakie prawo jazdy? – pyta zdziwiony, a ja zerkam na niego z przerażeniem. – Żart. Po prostu grzech ograniczać się przy takim samochodzie. – gestem ręki wskazuje na pojazd.
Kiwam głową i nie próbuję już podjąć rozmowy na bardziej wymagający temat. Gadamy o kompletnych bzdurach, a nawet trochę o kulturze Hiszpanii, jaką pamiętam z dzieciństwa. Tłumaczę też mężczyźnie trochę że zwrotów jakich często używam.
– I widzisz na przykład la puta madre to taki odpowiednik... – pstrykam palcami próbując przypomnieć sobie najpopularniejsze polskie bluźnierstwo – Kurwa.
Chłopak kiwa głową i parkuje, a ja w końcu mogę odetchnąć z ulgą. Wysiadam z pojazdu i z nieskrywanym zdziwieniem stwierdzam, że jesteśmy nad Wisłą, ale w definitywnie mniej odwiedzanym przez ludzi miejscu. Kuba wraca do mnie z dwoma butelkami musującego wina i głową wskazuje kierunek.
Otwiera butelki i rozpoczyna rozmowę na kolejny niezobowiązujący temat. Gdy alkohol przyjemnie szumi mi w uszach bez wahania zadaję chodzące mi po głowie od początku spotkania pytanie:
– Dlaczego właściwie przyszedłeś tu ze mną? Znamy się bardzo krótko. Raczej nie sądzę żeby spotkanie z dziewczyną i winem nad Wisłą odbywało się bez żadnego ukrytego celu.
– No widzisz... Przejrzałaś mnie. – chłopak posyła mi smutny uśmiech, a ja zastygam w bezruchu. – Pamiętasz, kiedy po imprezie się przebierałaś i zobaczyłem siniaki na twoim ciele?
Spinam wszystkie mięśnie. Dosłownie czuję jak przez stres paruje że mnie alkohol, więc sięgam po butelkę i pociągam z niej duży łyk.
– Olu, możesz mi zaufać...
Spoglądam na drugi brzeg Wisły i wzdycham cicho.
– Nie ważne co usłyszysz... Proszę nie przerywaj. – zaczynam drżącym głosem. Wciąż patrzę się daleko przed siebie, unikając kontaktu wzrokowego z Kubą. – Urodziłam się w Hiszpanii i odkąd pamiętam była przy mnie tylko mama. Pewnego dnia ona po prostu poznała mężczyznę. Polaka, który w Hiszpanii był jedynie na wakacjach. Mama zdecydowała się wyjechać wraz z nim do Polski. Co za tym idzie zabrała również mnie. – widzę, że chłopak pragnie zadać pytanie, więc uprzedzam go z odpowiedzią – Miałam wtedy sześć lat.
Czemu mu to mówię?
Znam go tak krótko...
No tak. Alkohol.
Kontynuujmy.
– Na początku wszystko było dobrze, a potem, potem zaczął więcej pić. Zdarzało się, że bił mamę. Jak byłam bodajże w czwartej klasie uderzył mnie po raz pierwszy i od tamtej pory robił to niemal regularnie.
Tylko czemu mówię o tym tak bez emocji?
Czemu nie płaczę?
– Gdy zaczęłam gimnazjum moja mama zaczęła planować ucieczkę. Wyczekała aż ojciec zaśnie, spakowała torbę i stanęła w drzwiach. Złapała mnie za rączki... – pociągam nosem i staram się pozbyć zbierających się w kącikach oczu łez. – Obiecała, że wróci po mnie, jak tylko ułoży sobie życie. Nie zrobiła tego. Czekałam na nią jebane lata, a ona nigdy nie wróciła. Rozumiesz? – dopiero teraz zerkam na Kubę. Wiem, że moje oczy są już czerwone, a po policzkach płyną łzy. Powstrzymuję szloch tylko, aby powiedzieć jeszcze:
– Potem ojciec nie ograniczał się już z tym co mi robi. Mógł wszystko i nie było przy mnie nikogo, kto mógłby mu czegokolwiek zabronić.
Kuba nie odzywał się. Nie takiej historii się spodziewał.
----
Kolejny jak wbijecie 15 gwiazdek
I przyznawać się kto nie śpi, albo kogo obudziło powiadomienie 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top