Rozdział 30, Łódź

Mega długi rozdział, bo długo mnie nie było i do egzaminów  już raczej się  tu nie pojawię. Miłego czytania kochani. To już ostatni rozdział z Łodzi, kolejny prawdopodobnie z Słupska i Ustki. Powiem jedno. Będzie ciekawie.

-------

Zirytowana przeszukuję  kosmetyczkę, która z pośpiechu wypada mi z dłoni. W rozsypanych po podłodze kosmetykach szukam korektora i pudru, rozrzucając wszystko jeszcze bardziej.
– Ola, pospiesz się! Musimy wychodzić – Kuba otwiera drzwi do łazienki – Co tu się...?
– Nie ważne – ucinam i mijam go w drzwiach, biorąc z łóżka płaszcz. Narzucam go na czarny golf i do wszystkiego zakładam jeszcze białą czapkę, która ma przykryć potargane włosy, których nie zdążyłam ułożyć. Już gdy siedzimy w samochodzie usta przeciągam ciemną szminką a na rzęsy nakładam tusz. Kuba klnie na kierowcę taksówki, zmuszając go do nie przestrzegania przepisów i po kilku sekundach wywiązuje się między nimi kłótnia, w której siedzący z tyłu Kuba uderza dłońmi w zagłówek. Gdy auto zatrzymuje się z piskiem opon pod dworcem, wychodzimy szybko. Na odpowiedni peron docieramy w momencie, jak podjeżdża pociąg, a ja nie mogę powstrzymać nerwowego śmiechu ulgi, że zdążyliśmy. Pozwalam sobie rozejrzeć się po przestronnym, nowoczesnym dworcu i nagle czuję jak ktoś rzuca się na mnie. Wybucham śmiechem, tracąc równowagę i obejmuje brunetkę, zatapiając palce w jej długich, kręconych włosach.
– Cześć – dziewczyna przytula się do Kuby, a ten nieco zdezorientowany z początku nie odwzajemnia uścisku – Jakie plany na dziś? – pyta roześmiana, ale pod jej oczami dostrzegam sine, przebijające się spod makijażu ślady.
– Teraz wracamy do hotelu zaskoczyć Krzysia, potem dopiero koncert. Zwiedzanie będzie jutro. Może być? – Kuba uśmiecha się ciepło do idącej koło mnie Weroniki.
– Przepraszam – słyszę za plecami i odwracam się gwałtownie. Niewysoka nastolatka stoi z rumieńcami na policzkach. Jej głos delikatnie drży kiedy pyta się Kuby o podpis na płycie – Chyba mam szczęście, bo przed chwilą ją kupiłam – odzywa się nie pewnie, zdejmując folię z Egzotyki.
– Masz coś do pisania? – pyta Kuba i zerka to na fankę przed nami, to na mnie lub na Weronikę. W rezultacie to ta ostatnia wyciąga z torby czarny mazak i podaje go blondynowi.
– Pierwsza Egzotyka jaką podpisałem – mówi z odrobiną dumy w głosie Kuba. Oddaje dziewczynie płytę, która o mało nie wypuszcza jej na chodnik, tak drżą jej dłonie – Fajna bluza – mruga do niej okiem. Nastolatka ma na sobie białą bluzę QueQuality.
– Dzięki – dziewczyna uśmiecha się jeszcze szerzej, w kącikach jej oczu błyszczą łzy – Mogłabym fotkę?

Kuba kiwa głową i robi z dziewczyną parę selfie, także takich z wyjątkowo głupimi minami. Po chwili jednak osóbka podchodzi do mnie i wyciąga telefon, co spotyka się z moim ogromnym zadziwieniem. Kuba wybucha śmiechem.
– Przyzwyczajaj się do fejmu – rzuca i razem z Weroniką jeszcze chwilę śmieją się z mojej miny, podczas gdy robię sobie zdjęcia z fanką mojego chłopaka.
– Swoją drogą też mam na imię Ola – mówi dziewczyna, teraz już dużo spokojniejsza i bardziej wyluzowana. Porozmawiałabym z nią chętnie jeszcze chwilę, ale rozlega się głośne trąbienie zamówionej wcześniej taksówki. Przytulamy dziewczynę na pożegnanie i Kuba pyta jeszcze szybko:
– Wybierasz się na koncert?
– Tak, jakbym mogła ominąć taka okazje – Ola macha do nas na pożegnanie, kiedy Kuba zamyka drzwi pojazdu i odjeżdżamy do hotelu.
– Miło – mówię lekko zamyślona i wzruszam ramionami – W sensie miło, że masz takich fanów. Otwartych i przyjacielskich – dodaję widząc pytające spojrzenia dwójki pozostałych osób. Kierowca zatrzymuje się pod hotelem po ledwie kilku minutach jazdy i Kuba jest mu winny jedynie kilka złoty. Żadne z nas niestety nie ma drobnych, a zniecierpliwionemu chłopakowi nie chce się czekać na resztę. W dłoni zdezorientowanego taksówkarza ląduje pięćdziesięcio-złotowy banknot.

Wchodzimy na piętro. Spodziewamy się Krzyśka i reszty w ich pokoju. Już unoszę dłoń, aby kulturalnie zapukać, ale w porę przypominam sobię, że Kuba tego nie robi. Mężczyzna po prostu szarpie za klamkę.
– No witajcie – Maciejka rozkłada ręce – Gdzie się było? – pyta, nie oczekując odpowiedzi, bo chwilę później przerywa mu Krzysiek.
– Weronika? – mówi zdzwioniony i z uniosionymi brwiami, chwilę przygląda się brunetce obok mnie. Kręci głową, uśmiechając się coraz szerzej i wstaję z łóżka, podchodząc do dziewczyny. Zamyka ją w szczelnym uścisku i pyta cicho co tu robi. Odsuwam się odrobinę i ocieram z kąciki oczu.

Cudownie jest widzieć dwójkę moich przyjaciół szczęśliwych.

Weronika podchodzi do każdego witając się buziakiem w policzek. Niepewnie przygryza wargę, widząc dotychczas pochłonięta czymś w telefonie Karolinę.
– Jestem Weronika – mówi po chwili zawahania. Krzysiek staje za nią, układając dłoń na jej plecach.
– Moja dziewczyna – dodaje Krzysiek, również jakby obawiając się reakcji siostry. W szczególności po wczorajszej kłótni.
– Karolina, miło mi – nastolatka wstaję ze swojego miejsca i podaje dłoń mojej przyjaciółce. Na szczęście dziewczyny szybko odnajdują wspólny język, którym stają się problemy związane z pisaniem matury w tym roku.
– Skoro jesteśmy w komplecie, to może wybierzemy się na spacerek? – proponuje Maciejka. Ochoczo kiwamy głowami i kierujemy się na dół gdzie bierzemy Ubera, który akurat był w pobliżu.

Znaczy... My z Kubą, Krzysiem i Weroniką bierzemy, a reszta dzwoni po taksówkę.

Po mniej niż piętnastu minutach udaje nam wszystkim spotkać się przy dużym, przystanku o kolorowym dachu. Chwilę patrzę na niego zauroczona.
– Czekajcie – mówię stanowczo – Robię zdjęcie.
– Za późno, już zrobiłem – Wojtek mruga do mnie, ale odwracam się i tak czy siak robię szybką fotkę pięknego przystanku.
– Jak Quebo, zarzucisz nam jakąś ciekawostką? – zagaduje Adam. Kuba zsuwa z nosa ciemne okulary i chwilę mierzy chłopaka wzrokiem. Poprawia czarny kaptur kurtki i wkłada dłonie do kieszeni.
– Nazywają ten przystanek Stajnią Jednorożców. Nazwa tak się przyjęła, że na tle map komunikacyjnych miasta jest szary jednorożec – wzrusza ramionami. Razem z dziewczynami otwieramy usta, słysząc cokolwiek o jednorożcach, a ja klaszcze delikatnie w dłonie – Idziecie? – pyta Kuba i rozgląda się dookoła. Idzie przodem, ale próbuje go dogonić.
– Stresują cię takie spacery? – pytam i obejmuję mężczyznę. Kiwa tylko głową milcząc.
– Jak jechaliśmy po Weronikę było wcześniej i mniej ludzi. Czuję że zaraz ktoś do mnie podejdzie albo zrobi zdjęcie z ukrycia – wzdycha i tym razem poprawia golf, aby zasłonić tatuaże na szyi. Wyjmuję jego dłoń z kieszeni i delikatnie ściskam, a drugą zdejmuje jego kaptur.
– Twoi fani to super ludzie i chowanie się nic nie da. A paparazzi nie musisz się przejmować. Niech sobie piszą co chcą, ważne że ty wiesz jaka jest prawda – Staję na palcach i całuje go w ustach – Jak zrobili teraz zdjęcie, to mogą je wstawić. Chętnie to zobaczę – Uśmiecham się. Ekipa powoli nas dogania i resztę ulicy przechodzimy razem, śmiejąc się i zaczepiając ludzi na ulicy. Wojtkowi udaje się zrobić mi i Kubie kilka uroczych i zabawnych momentów oraz uchwycić mnie w momencie, kiedy kicham. Spokojnie, powoli do przodu docieramy do placu wolności, gdzie wsiadamy w taksówkę pod hotel. Chłopaki chcą przebrać się przed koncertem i czekamy na nich przed wejściem.

Show rozpoczyna się o dziwo punktualnie. Siedzę na kanapie na backstagu w zamyśleniu patrząc przed siebie, gdzie przez wąską szparę widzę chłopaków na scenie. Weronika stoi tuż koło Adama i z zauroczeniem patrzy na Krzyśka. Maciek i Karolina skaczą gdzieś po scenie, chyba tylko ja w otaczającym nas hałasie próbuję skupić się na własnych myślach. Zawsze w momentach kiedy mogę bardziej zdystansować się od zdarzeń i obejrzeć wszystko z daleka wracają do mnie te same wątpliwości odnośnie mojego związku z Kubą. Nie umiem ich dokładnie opisać, tego co czuję i tego co mnie niepokoi. Powoli nabieram powietrza do płuc i delikatnie potrząsam głową.

Życie jest teraz.

Powtarzam te trzy słowa na tyle długo, aż przekonam się o ich szczerości. Wstaję gwałtownie. Nie mogę siedzieć sama, skłania mnie to do przemyśleń, które wędrują w złą stronę. Wyczekuję momentu, w którym światła na chwilę zgasną i łapię za rękę Weronikę, która mało nie piszczy odruchowo.
– Jesteś w nim szaleńczo zakochana – stwierdzam ponad ramieniem brunetki obserwuję czerwonowłosego w trakcie jakiejś dyskusji z fanką z pierwszego rzędu.
– Ja? – pyta z uniesionymi brwiami – No może trochę... – dodaje ze skruchą – Wszyscy moi byli to łobuzy, bad boy'e, a Krzysiek? Jest starszy, odpowiedzialny, troskliwy i radosny. Chwila – przerywa – A między tobą a Kubą?
– Jest... Stabilnie. I ciekawie. Ciągle się poznajemy nawzajem.
– No a ogólnie? Co z tymi sesjami, w których byłaś po przyjeździe do Wawy?
– Nicolás pisał do mnie ostatnio. Zaprasza mnie na sesje z wiosenną kolekcją. Myślę, że się zgodzę – wzruszam ramionami. Staram się przysłuchać temu co mówi Kuba na scenie. Uciszania gestem Weronikę i wskazuję na mężczyzn.
– ... Serio. Ole to naprawdę miłe dziewczyny. Dzisiaj miałem przyjemność podpisać już pierwsza Egzotykę i dziewczyna, która mi ją dała to była właśnie Ola – blondyn rozgląda się chwilę po publiczności, po czym macha do osoby w czwartym rzędzie – Cześć Ola! Pozdrawiam cię kochana. Nie wiem czy wiecie kto też ma na imię Ola. Jest to moja dziewczyna. Także kolejną piosenkę, którą swoją drogą zagram po raz pierwszy, dedykuję każdej Oli, ale szczegolnie tej jednej, którą kocham.

Zamieram. Weronika odwraca się do mnie z szeroko otwartymi ustami i rzuca mi się w ramiona. Przytulając się do brunetki czuję jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy. Do niedawna słuchałam piosenek, które pisał o swojej byłej, a teraz sama jestem tą, która go inspiruje.

Tylko się nie rozpłacz, proszę...
Za późno.

Bo tylko ona zna mój ulubiony film
I kuma dobrze mój popierdolony styl
Jestem wolny tylko z nią, wolny tylko z nią
Jestem wolny tylko z nią, wolny tylko z nią
Skarbie jesteś mi potrzebna, gdy...
Nie mam się do kogo odezwać, gdy... 
Cały ten fejm mnie przerasta
I było nie raz tak

– Z Olą jesteśmy razem od kilku miesięcy, ostatnio pojawiły się plotki na ten temat. Chcę rozwiać te wątpliwości. To jest ta, dzięki której pozbierałem się po stracie. Ta, która jest także moja przyjaciółką. Ta, która rozumie moją historię i cierpienie. Oraz ta, która razem ze mną miewa filozoficzne przemyślenia na różne tematy – śmieje się pod nosem – Wciąż się poznajemy, ale znamy się już na tyle, żeby wiedzieć że jesteśmy dla siebie jedyni wśród siedmiu miliardów ludzi – kończy i niepewnie odsuwa mikrofon od ust. Nie jestem w stanie się powstrzymać i w momencie kiedy krzyczący tłum lekko cichnie wybiegam na scenę, ze łzami w oczach przytulając się do Kuby.
– Dziękujemy za koncert Łódź! Widzimy się jutro! – krzyczy Krzysiek. Gdy gasną światła schodzimy ze sceny wśród wrzasków i pisków publiczności. Ludzie chcą więcej, domagają się bisu, ale teraz Quebonafide to już po prostu Kuba, którego kocham.

Wychodzimy z klubu w nocy. Mimo, że koncert rozpoczął się dość wcześnie to ilość osób chcących wziąć autograf lub zdjęcie po nim była duża i chłopaki byli zajęci na kolejne trzy godziny. Idziemy ulicą wiatr uderza w nas mocno z każdej możliwej strony, ale jest przyjemny i całkiem ciepły. Czuć, że zamierza przynieść nam wiosnę i prawdziwie słoneczną pogodę. Maciek podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu.
– Zamówiłem wam taksówkę. Z chłopakami idziemy pić – Zerkam na Kubę, który uśmiecha się do mnie przepraszająco.

A niech piją. Zrobimy sobie babski wieczór w hotelu.

Rozdzielamy się, razem z Weroniką i Karoliną jedziemy oświetlonymi ulicami. Dziewczyny podśpiewują razem z kierowcą lecące w radiu piosenki i co chwila wybuchają śmiechem, słysząc jak fałszują. Sięgam do kieszeni po telefon, a po chwili słyszę jak mija przyjaciółka na głos komentuje jak śliczne zdjęcie wstawiłam na Instagram. I chwila... Pokazuje je kierowcy. Wybucham śmiechem słysząc jak mężczyzna prosi mnie o numer telefonu, ale w duchu modlę się, żeby ta trasa się skończyła. Z dumą odpowiadam, że moje serce już do kogoś należy.

alejandraangello
Łódź, Poland

Polubione przez: quebahombre, krzy.krzysztof i 103 innych

alejandraangello Jak jesteś obok wiem, że wszystko będzie dobrze 💓
#photooftheday

Komentarze:

_veronicabelle moja piękna 😍💘

quebahombre Skarbie jesteś mi potrzebna, gdy nie mam się do kogo odezwać ❤️

krzy.krzysztof Nooo ładna 🔥

k.kondracka A skąd ta śliczna pomadka? 😂

alejandraangello @k.kondracka        a z twojej kosmetyczki 😂😘


***
Kuba

Zerkam jeszcze raz na telefon i najnowsze zdjęcie Oli, które od kilkunastu minut jest na moim ekranie blokady. Tym razem nie jestem w stanie dostrzec szczegółów, wszystko rozmywa mi się już przed oczami, muzyka zaczyna zlewać się z rozmowami reszty chłopaków, a gdy wstaję, gwałtownie zataczam się do tyłu. Wybucham niekontrolowanym śmiechem, Krzysiek mało nie spada z kanapy w naszej loży, sięgając po kieliszek. W tym hałasie nie jestem w stanie dosłyszeć słów Maćka, który podrywa się z kanapy. Zabieramy niespotykane alkohol i powolnym krokiem, delikatnie podpierając się ścian wychodzimy.
– Wracamy kolejką!  – obwieszcza unosząc ręce do góry.
– Kolejką? – pytam z niedowierzaniem – Jest... – zerkam na zegarek, próbując dopatrzeć się godziny, po czym rozglądam się do okoła – Jest prawie ranek.
– Jedziemy pierwszym kursem! – krzyczy mój brat i idzie w kierunku dworca fabrycznego, na którym byłem z Olą już rano. Próbujemy go zatrzymać, ale zamiast tego Wojtek przewraca się na ziemię, tłukąc trzymaną w dłoni butelkę. Staramy się nadążyć za Maćkiem. Po drodze zahaczamy jeszcze o sklep monopolowy, otwarty całą dobę, do którego wchodzę oczywiście ja, bo "wyglądam na najbardziej trzeźwego".

Po kilkunastu minutach szybkiego marszu, który znacznie poprawił moje samopoczucie wchodzimy na teren dworca. Chłopaki wręcz rzucają się na tablicę przyjazdów i odjazdów.
– Wiecie, że nie na innego dworca niż ten, na którym możemy wysiąść? – pytam, czując że to nie jest za dobry pomysł oraz że alkohol we krwi chyba przestaje mi przeszkadzać. Nie dostaje odpowiedzi, Adam jedynie wciska mi w dłoń flaszkę, upijam łyk.

Dzięki Bogu, że wszędzie są ruchome schody. Połowa z nas nie zeszłaby po tych normalnych.

No moi kochani! Wsiadamy w ŁKA – mój brat drze się na prawie cały dworzec i potyka się na idealnie gładkiej powierzchni jasnej podłogi. Piję dalej z trzymanej w ręku butelki chyba chcąc pozbyć się wszelkich wątpliwości. Otrząsam się lekko, w duchu błagając, żeby kolejne procenty jak najszybciej zaczęły działać. Rozsiadamy się w wagonie, z początku zachowując ostrożność, ale każdy z nas po kilku kolejnych łykach wódki stracił nad sobą kontrolę. Wyglądam za okno, gdzie widać wschód słońca i ogarnia mnie niespotykana senność. Butelka wódki wypada mi z ręki, tłukąc się na podłodze i zasypiam z głową na nogach Krzyśka, który leży wyciągnięty na kilku siedzeniach.

Budzę się już za dnia. Nie jestem w stanie uchylić powiek, ani rozróżnić głosów. Próbuję wstać, ale ból głowy promieniuje do całego ciała i nagle czuję w gardle wszystkie te flaszki, które wczoraj wypiliśmy. Odwracam się na bok i spadam z foteli, krztusząc się. Ktoś szarpie mnie za bluzę, gwałtownie zmuszając do podniesienia się w górę. Spod uchylonych powiek obraz jest rozmazany i dopiero po chwili dostrzegam przed sobą resztę ekipy, która posłusznie i z pochylonymi głowami jak na kazaniu stoi przed dwójką policjantów. Odchrzakuję lekko i kopię Krzyśka, który nie chce podnieść się z fotela. Próbuję skupić się na słowach policjantki, ale nie dość że wszystko zamazuje mi się przed oczami, to w uszach wciąż mi szumi i nie wiem co dzieje się dookoła mnie. Zerkam na ekran telefonu, gdzie jest już kilkanaście nieodebranych połączeń.
– ... Zapraszam do radiowozu – słyszę w końcu i otrząsam się na te słowa.
– Słucham? Ale ja mam dzisiaj koncert, ja... – Stanowcza policjantka ucisza mnie gestem.
– Pojedziemy na komisariat, gdzie panowie grzecznie wyjaśnią co robili nietrzeźwi o tej porze w zdewastowanym wagonie pociągowym – mówi przyglądając się dokładnie każdemu z nas. Robi mi się cholernie wstyd.
– Kolejką zachciało się wracać, co? – mówię szeptem do Maciejki, gdy kierujemy się do radiowozu – Co ja zrobię jak nas nie wypuszczą do koncertu? A co jak to wyjdzie na jaw?! – znowu zostaję uciszony przez funkcjonariuszkę.
– Spokojnie bracie, będzie dobrze – Maciek, który jako jedyny jest skuty kajdankami, prawdopodobnie przez agresywne zachowanie, mówi do mnie uspokajającym tonem.
– Mógłbym zadzwonić? – pytam, gdy po męczącej i spędzonej w ciszy drodze docieramy na komisariat. Policjantka jedynie kiwa głową i znika za jakimiś drzwiami. Podchodzę do telefonu na i z zażenowaniem w oczach zerkam na pomieszczenie przypominające lekko izbę wytrzeźwień – Ola?... Tak, przepraszam, ale... Już nie krzycz na mnie! Jesteśmy na... Zrób coś proszę – mało nie zaczynam płakać do telefonu, gdy zdenerwowana rudowłosa rzuca, że przyjedzie do nas.
– Zwariowałeś?! – wykrzykuje Krzysiek – Przecież się wkurwią jak nas tu zobaczą, będziemy mieli przejebane – Nie wiem co odpowiedzieć mężczyźnie. Siadam na łóżku, które wygląda prawie jak szpitalne i nabieram coraz większego przekonania, gdzie dokładnie trafiliśmy. Wzdycham ciężko. Ta sama policjantka wchodzi do nas z alkomatem.
– No, no... Spędza z nami panowie jeszcze trochę czasu. Mandacik dla każdego 100 złoty za samo picie w miejscu publicznym i będzie trzeba pokryć koszty interwencji policyjnej, przechowania rzeczy w depozycie oraz transportu na izbę wytrzeźwień.
– Chwila... To gdzie jesteśmy? – pytam szczerze zdezorientowany.
– Aktualnie na izbie wytrzeźwień, ale zaraz przewieziemy panów na komendę miejską policji w Łodzi, gdzie odbędą się przesłuchania. Zawiadomić kogoś o tym? – Policjantka jest poważna i rzeczowa. Nie pierdoli się w tańcu i ostatecznie rezygnuje z pomysłu wciśnięcia jej łapówki, aby wypuściła nas szybciej.
– Kontaktowałem się z dziewczyną, ale podam jej dane i może pani powiadomić ją o dokładnym adresie – Zakłopotany drapie się po karku. Funkcjonariuszka kiwa głową i rzuca:
– Proszę ubrać kurtki i przygotować się do opuszczenia izby wytrzeźwień – Planuje wyjść, po czym jednak cofa się z powrotem – I jeszcze. W sprawie zniszczenia wagonu pociągowego odbędzie się sprawą w sądzie, jednak o dokładnej dacie będą panowie informowani drogą pocztową – Tym razem na prawdę opuszcza pomieszczenie, ale wybiegam za nią.
– Czy... Cała ta sprawa mogłaby odbyć się z dyskrecją? Zależy mi, aby nie zniszczyć sobie wizerunku jako artysty taką wtopą... – Kobieta mierzy mnie od góry do dołu.
– Odbędzie się dyskretnie i na pana korzyść. Macie szczęście, wypuszczany was, bo moja córka idzie z kolegą na dzisiejszy koncert. W normalnych okolicznościach czekał by was czterdziestoośmio-godzinny areszt – mówi przyciszonym głosem. Obserwuję ją z szeroko otwartymi oczami. Po jej minie wnioskuję, że na prawdę nam się upiekło. Przełykam ślinę i z pochyloną głową odchodzę po kurtkę.

Gdy docieramy na komendę, czekają tam już Ola z Weroniką i Karoliną. Ta ostatnia mało nie wybucha śmiechem na widok skacowanego Krzyśka. Dopiero w tym momencie zwracam uwagę na to, że ma podbite oko i zaczynam poważnie zastanawiać się co dokładnie działo się w nocy. Posyłam nieśmiały uśmiech w stronę dwóch na prawdę zdenerwowanych dziewcząt. Weronika wygląda jakby miała ochotę walnąć mojego przyjaciela z liścia, a Ola... Jakby właśnie trzymała wyciągnięty w moją stronę nóż. Zaciśnięte na nadgarstkach kajdanki obcierają mnie strasznie i krzywię się z bólu przekonany, że funkcjonariuszka spojrzała się na mnie w tym momencie z niekrytą wyższością. Po kilku minutach wraz ze swoim partnerem pomaga zdjąć nam wszystkim kajdanki, które za pewne założyła dla jeszcze większego upokorzenia. Wzdycham zbliżając się do ukochanej. Dziewczyna chwyta mnie za przedramię i ściska mocno, wbijając paznokcie w skórę. Syczę z bólu.
– Czy ciebie do reszty popierdoliło? – cedzi wyraźnie każde słowo. Mówi szeptem, dbając aby nikt na komendzie nie słyszał – Zachowaliście się jak grupa nieodpowiedzialnych nastolatków – Robi mi się głupio, bo spostrzeżenie dziewczyny jest słuszne. Zamierzam coś powiedzieć, ale rudowłosa nie pozwala mi dojść do słowa – Na prawdę nie sądziłam, że jesteście aż tak głupi – skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła się ode mnie, wydychając powietrze przez usta. Przygryzam policzek od środka, spoglądam na resztę ekipy, chłopaki patrzą się na mnie z ogromnym zażenowaniem w oczach. Zjebaliśmy sprawę po całości. Podchodzi do mnie funkcjonariuszka.
– Spisaliśmy już protokół, sprawa sądowa będzie najdalej za miesiąc, ale postaramy się przeprowadzić ją w trybie natychmiastowym w sądzie okręgowym w Łodzi. Państwo nie są stąd? – Kiwam przecząco głową – No dobrze... Potrzebuję dokładnych danych zamieszkania, kodu pocztowego oraz numeru PESEL – Nie mam siły nic mówić, więc jedynie pokazuje kobiecie dowód osobisty, który na szczęście mam przy sobie. Już nie raz po pijaku gdzieś go gubiłem i musiałem wyrabiać nowy. Przynajmniej tym razem został przy mnie. Zaraz po wejściu na komendę odzyskaliśmy nasze rzeczy osobiste i żadnemu z nas nic nie zginęło. Po ponad godzinie policjantka wraz ze swoim partnerem oznajmiają, że możemy wyjść. Gdy inni przekraczają próg budynku, odwracam się z powrotem i podchodzę do funkcjonariuszki.
– Dziękuję za dobrą organizację postępowania.. Ee... Jest pani mi w stanie powiedzieć jaka forma kary może zostać wymierzona nam przez sąd? Za ten zniszczony wagon...
– Myślę, że skończy się na grzywnie i pracach społecznych – uśmiecha się do mnie – Ale na pana miejscu nie przejmowałabym się karą a raczej pana dziewczyną i znajomymi. Atmosfera jest napięta – dodaje szeptem i znowu się uśmiecha, przestając zaszczycać każdego dookoła pogardliwym spojrzeniem. 

Zaczynam żałować, że nie dałem jej tej łapówki. Może nawet Ola by się wtedy nie dowiedziała o całej sprawie.

Bierzemy taksówki, jadę więc siedząc pomiędzy rudowłosą, a Krzyśkiem. Posyłamy sobie znaczące spojrzenia.
– Martwiłam się o was. Wsyztskiego się martwiłyśmy – zaczyna po cichu dziewczyna i odwracam głowę w jej stronę – A wy nawaliliście się jak banda nastolatków na swojej pierwszej domówce i zniszczyliście pojazd komunikacji miejskiej. Mogli by was nie wypuścić na ten głupi koncert.
– Głupio zrobiliśmy – mówię skruszony i już nawet nie zamierzam tłumaczyć, że to był pomysł Maćka, bo ta sytuacja jest naszą wspólną winą.
– Jesteś idiotą – mówi Ola, patrząc mi w oczy.
– Ale twoim – dodaje z uśmiechem i unoszę lekko brwi. Wyraz na twarzy dziewczyny łagodnieje i ta kręci głową.
– Moim – wzdycha – Niestety – dodaje i wybucha śmiechem. Przynajmniej już nie jest zła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top