Rozdział 10

- Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada - pyta dużo poważniejszym i zdecydowanie mniej seksownym głosem Kuba
- Yyy... tak, tak, wszystko ok. - uśmiecham się przepraszająco i wymijam idąc w stronę Wojtka.

- No gadaj, jak ją przekonałeś? - pytam, opierając się o ścianę koło niego.
- Obiecałem, że się nie schleję - mówi i zerka na mnie z ukosa, po czym oboje wybuchamy śmiechem. Mam problem aby go powstrzymać i powiedzieć cokolwiek sensownego.

Wojtek trzeźwy na imprezie...
Chyba prędzej stanie przede mną jednorożec.

Razem podchodzimy do stołu z alkoholem, widząc że każdy inny trzyma już w ręku jakiś napój. Wojtek lekko zestresowany zerka na Dominikę, ale ta pochłonięta jest rozmową z Natalką. Chłopak szybkim ruchem nalewa i wypija shota po czym oddala się od stołu. Powstrzymuje śmiech, bo doskonale wiem, że nie zdoła ukryć efektu alkoholu który wypije po kryjomu.

Ktoś nalewa mi czegoś do pustej szklanki trzymanej w ręku, więc zerkam w jego stronę. Maciejka właśnie kończy dolewać mi do szklanki coli, a ja szybko upijam łyk. Chłopak napełnia jeszcze szklankę dla siebie i odchodzi do stojącego przy głośnikach Adama. Wzdycham i z pierwszymi nutami piosenki, którą puścił Adam pod noszę do Kuby, który dyskutuje z kimś kogo szczerze nie kojarzę.

- O, Olu, to Young Lungs - wskazuje na chłopaka, który jest maksymalnie w moim wieku. Podaję mu rękę i płynnie staram się przejść an angielski aby, opowiedzieć mu coś o sobie.

Przerywa mi Maciejka, który zwołuje wszystkich do wypicia kilku kolejek i rozkręcenia zabawy.

***

Siedzę na kanapie koło Kanadyjczyka, a w ręku trzymam szklankę z niedopitym drinkiem autorstwa Maciejki. W zamyśleniu wpatruję się w jego zawartość i już nawet nie próbuję ogarnąć co się dzieje dookoła mnie. W pewnej chwili z przedpokoju wychodzi zdenerwowaną Dominika i obrażona siada na kanapie koło nas. Pociąga łyk z butelki wina na stole i wzdycha przeciągle.
- A obiecał, że się nie najebie, obiecał, kurwa, obiecał. I jak mam mu wierzyć. - powtarzała szeptem, ale przerwał jej Krzysiek, który chwiejnie stanął na stole w salonie. Odchrząknąl teatralnie i zaczął mówić:
- Moi. Drodzy - zrobił przerwę w trakcie której mało nie spadł ze stołu, a gdy już wszystkie oczy zwrócone były na niego odezwał się ponownie. - Skończył nam się alkohol!

Po pomieszczeniu przeszedł jęk niezadowolenia. Chłopaki dyskutują, kto idzie do monopolowego, a ja zerkam na Domi.
- Może zadzwoń po taksówkę? Pójdę z tobą i przy okazji wejdę po ten alkohol.

Dziewczyna kiwa głową, więc biorę od Kuby pieniądze i po chwili stoimy przed budynkiem.

Zapomniałam że mam krótkie spodenki.

Żegnam się z brunetką i szybkim krokiem idę do całodobowego monopolowego po więcej czystej i może trochę whisky.

Wychodzę z ogromną reklamówką, bo przy okazji dokupiłem więcej coli i fanty. Jestem już okropnie zmarznięta, więc jak tylko wchodzę do niewielkiej windy w apartamentowcu oddycham z ulgą. W połowie drogi na ostatnie piętro budynku do moich uszu dociera coraz wyraźniejsza muzyka.

Zgadnijcie skąd.
Oczywiście, że z domu szanownego Pana Nie Szanuję Swoich Sąsiadów nafide.

Wzdycham i otwieram drzwi, wchodząc od razu do środka. Mało nie mdleje na widok tego co się dzieje.

Przepraszam. Tu się nie dzieje.
Tu się coś kurwa odpierdala.

Stawiam alkohol na stole, a chłopaki przerywają tańce, aby wypić po pół szklanki whisky z colą. Najpierw wódka teraz to. Takiego mieszania alkoholi to nawet ja nie jestem w stanie ogarnąć. Zerkam na Kanadyjczyka i wspólnie dochodzimy do wniosku, że jesteśmy najbardziej trzeźwi że wszystkich.

Albo po prostu najmniej pijani?
Nie ważne.

Razem podchodzimy do stołu i nalewany po kieliszku czystej. Stukamy nimi o siebie i wypijamy na raz. Czekam, aż alkohol jeszcze mocniej zacznie szumieć mi w głowie, a w tym czasie sięgam po butelkę coli i upijam łyk. Rozglądam się po pomieszczeniu. Większość obecnych szaleje, skacze i krzyczy do muzyki, którą dotychczas puszczał Adam. No właśnie. Zniknął jakiś czas temu z Natalką i...

No tak. Już wiem gdzie są.
W sumie to zamierzałam poprosić chłopaków o ściszenie muzyki, ale w tej sytuacji, może lepiej nie.

Po chwili wszystkie rozsądne myśli znikają hen hen daleko, a ja sięgam po kolejny kieliszek. Gdy już czuję, że stanem upojenia alkoholowego nie odstaje od reszty przechodzę do kanapy. Po drodze łapie się przypadkowych rzeczy lub ludzi, bo powoli nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Piosenka zmienia się na coś Kuby.

Hype.

Que wchodzi na blat aneksu kuchennego, a Krzysiek na stół. Adam, który znikąd nagle się pojawił również zaczyna skakać i tańczyć, a Maciek chyba ponownie staje się ludzką iguaną.

Albo raczej orangutanem, który stara się zgrabnie zawisnąć na firance tak, jak gimnastyczki na wstęgach.

Co było do przewidzenia firanka zrywa się i razem z karniszem ląduje na podłodze. W tej samej chwili zaczyna się refren i Kuba wydziera się na całe gardło:
- Jak to jeeest!?
- Że robię hajs i mam respekt na scenie!! - dopowiada Krzysiu i aż cud, że w tym stanie nie mylą słów.

Wybucham śmiechem, gdy na słowie "hype" chłopaki zaczynają głośno i rytmicznie tupać w meble, których stoją. Dołączam się do zabawy i staję na kanapie. Krzyczymy tekst refrenu, aż do końca piosenki, bo nikt nie pamięta zwrotek. Po zakończeniu piosenki chłopaki proponują kilka kolejek. Siadamy w jako takim kółku i Wojtek zaczyna rozlewać alkohol. Z jego twarzy nie znika uśmiech i szczerze to nie wiem, czy zauważył, że jego dziewczyna wróciła do domu.

Siedzę koło Kuby z jednej strony i Natalki z drugiej. Na trzy wypijamy kieliszki i tak że trzy, cztery razy.

Nie mija kilka minut i film totalnie mi się urywa.

***

Budzi mnie ból głowy i potężne mdłości. Podnoszę się do pozycji siedzącej. Dotychczas byłam na wpół-lężąco oparta o ścianę, przy wyjściu z pokoju.

Nie pamiętam jakim cudem leżę na podłodze i za nic nie pamiętam dlaczego kanapa jest przewrócona.

Dosłownie. Część na której się siedzi jest w górze, a oparcie na ziemi.

Wojtek leży na wspomnianym oparciu kanapy, a Maciek pod oknem zawinięty w firankę, z którą nawet po zerwaniu z karniszu dalej próbował tańczyć. Rozglądam się w poszukiwaniu Krzysia i znajduje go pod salonowym stolikiem, z którego zostały jedynie drewniane nogi, a szklana szyba leżała w odłamkach dosłownie wszędzie.

O nie. Ja tego nie będę sprzątać. Mam w zamiarze odsypiać imprezę i mentalnie przygotowywać się na jutrzejsze spotkanie z Werą.

Poprawiam powywijaną w trzy światy bluzkę i spodenki, po czym szukam drugiej szpilki. Zaglądam za blat wyspy kuchennej, na której śpi Kuba i nawet tam nie znajduje buta. Chcę wejść do sypialni, ale widząc brak Natalki i Adama, wolę tego nie robić.

Mogą być nadzy. Czy coś takiego.

Poddaje się w szukaniu drugiej części swojego obuwia. Wyciągam z szuflady leki na ból głowy i popijam wodą z kranu, bo w domu tego wariata jak zwykle nie ma nic prócz kawy i alkoholu.

Tego drugiego mam aktualnie dosyć, a na przygotowanie tego pierwszego jestem zbyt leniwa.

Otrząsam się i doskonale wiedząc gdzie są ręczniki i wszystkie rzeczy w tym domu idę pod prysznic. Po drodze zabrałam jakieś ubrania Kuby, więc teraz je na siebie zakładam. Dopiero po wyjściu z łazienki zerkam na zegar.

15:59
Nieźle.

W całym tym rozgardiaszu odnajduje telefon i swoje dokumenty. Żaden z chłopaków się jeszcze nie obudził. Nie mam sumienia tego robić, zważając na to, że prawdopodobnie wypili nawet więcej ode mnie. Na skrawku papieru piszę, że wracam do siebie porządnie się wyspać oraz to, że pozwoliłam sobie pożyczyć ubrania i buty Kuby.

Prawdopodobnie wyglądam komicznie w za dużych dresach i bluzie, raz w adidasach o równie dużym rozmiarze. W ręku trzymam reklamówkę z własnymi ubraniami i jedną szpilką, bo drugiej nie udało mi się znaleźć. Wsiadam w autobus i kieruje się do motelu z myślą, że za nie długo zasnę we "własnym" łóżku.

----

Sorry, że wczoraj nie było rozdziału. Zamierzałam wszystko publikować co mniej więcej cztery dni, ale mam wyjaśnienie. Otóż rysowałam i przez to miałam opóźnienia w pisaniu.

Tu macie zdjęcie rysunku, który notabene nie jest jeszcze skończony:

A tu zdjęcie z którego przerysowywałam:

Jest ok?

Następny rozdział za maks pięć dni. Módlcie się o motywację dla mnie żebym zdążyła.

I przy okazji o to żebym zdążyła przeczytać lekturę na wtorek której nie tknęłam.

A tak btw to za godzinę mam urodzinki (16.09) , dlatego rozdział o tej, nie innej porze. Po prostu nie chciałam abyście zbyt długo czekali, a z drugiej strony chciałam opublikować go właśnie w tym dniu, ale nie mogłam się doczekać i macie jeszcze przed północą.

Moje notki są stanowczo za długie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top