5

    Miesiąc od przyjazdu Savannah upłynął szybciej, niż się spodziewała.
Ciągle miała jakieś zajęcie, więc nie narzekała na nudę ani na brak towarzystwa.
Większość czasu spędziła z Ethanem, ponieważ Eva była okrągło zajęta swoimi sprawami. Często widywała się również z Joelle, która chętnie wpadła do nich na kawę.
    Alexa spotykała natomiast bardzo rzadko. Jedynie wtedy, gdy przyszedł na chwilę do Ethana lub, gdy był w pracy, a ona postanowiłam zawitać akurat do knajpy.
Nie dziwiła mu się, pracował na dwa etaty, opiekował się synem i w wolnym czasie pomagał przyjacielowi przy pensjonacie. Była pełna podziwu dla tego mężczyzny.
     Podziwiała również Joe, która tak samo, jak brat stawiała czoła samotnemu wychowaniu córki. Jej również, tak jak Alexandrowi, nie zadawała niewygodnych pytań na temat drugiego rodzica. Jeśli by chcieli, sami by jej o tym opowiedzieli, choć nie ukrywała, że od czasu do czasu miała chęć o to zapytać.
     Obecnie siedziała przy jednym ze stolików we Wrzosie i zajadała przepyszną jajecznicę z bekonem i grzankami. Siedząc tyłem do ściany, nieopodal lady, miała wgląd na cały lokal, tym samym również na Alexa pracującego przy barze i trzy rozchichotane nastolatki, które nieustannie spoglądały w jego kierunku.
Savannah wcale im się nie dziwiła. Doskonale wiedziała, jak to jest być w ich wielu, na dodatek Alex był niczego sobie i wyglądał na zdecydowanie mniej niż dwadzieścia osiem lat. Wyobraźnia dziewczyn miała szerokie pole do popisu.
    Z zaciekawieniem przyglądała się jak jedna z nich, blondynka o błękitnych oczach, podnosi się z miejsca i podchodzi do lady teatralne, kręcąc biodrami. Na jej nieszczęście, Alexander stał odwrócony tyłem, więc nie mógł tego dostrzec.
   — Przepraszam. — odezwała się słodkim głosem — Czy mogłabym poprosić o jeszcze jedną kawę? — głowę wsparła na opartej o ladę ręce, uśmiechając się przesłodko.
   — Zdaje się, że zrobiłem ci dziś już dwie, a biorąc pod uwagę twój wiek i wątłość ciałka, powinna ci wystarczyć jedna latte, którą wypiłaś na start.
Uśmiech blondynki trochę osłabł, ale nie traciła gardy.
   — A co byś mi polecił?
   — Ciasto. Jest prawie tak samo słodkie i niewinne jak ty.
     Dziewczyna była tak w niego zaopatrzona, że nie zorientowała się, że użył w stosunku do niej prześmiewczego tonu.
    Kiedy wróciła rozanielona do swojego stolika i zaczęła trajkotać jak najęta o Alexie, Savannah skończyła posiłek i podeszła do lady, aby uregulować rachunek.
   — Czy ty również życzysz sobie kawy? — zapytał, przecierając blat i przewieszając ścierkę przez ramie.
   — Myślę, że gdybym chciała cię poderwać, znalazłabym nieco skuteczniejszy sposób.
Otaksował ją dokładnie wzrokiem.
   — Przybrałaś trochę na wadze. — zauważył.
   — Powinnam czuć się urażona. Reszty nie trzeba. — powiedziała kładąc na blacie dwudziesto dolarowy banknot, ale chłopak i tak wydał jej resztę. Nie chcąc robić scen, grzecznie wzięła pieniądze.
   — W sumie to się zastanawiałem, co robisz dziś po drugiej?
   — Zależy, o co chodzi. — wsparła się łokciami o blat.
  — Głupio mi prosić o to akurat ciebie, ale potrzebuję opiekunki dla Kyla. Joe pracuje na drugą zmianę, rodzice już umówili się na wyjście, Ethan jest zajęty pensjonatem, Helen — żona Eda jest ponownie w ciąży i nie chcę dorzucić jej opieki nad jeszcze jednym dzieckiem, a dziadkowie po prostu za nim nie nadążają, więc pozostało mi prosić ciebie. Na dodatek młody chętnie z tobą przebywa.

    Zastanowiła się przez chwilę. W sumie miała dziś wypełnić trochę papierów, które dała jej Eva oraz udać się na krótkie zakupy, ale nie było to nic aż tak ważnego, żeby nie mogła tego przełożyć na inny dzień.

   — Myślę, że nie będzie z tym problemu. Wybierasz się w końcu na randkę?
    Zaśmiał się pod nosem.
   — Nie, jadę wybrać trochę mebli do domu. Odłożyłem już trochę pieniędzy i pasowałoby urządzić chociaż kuchnię, łazienkę i jedną sypialnię. W domu dziadków jest naprawdę mało miejsca.
    Savannah wysłuchała tego, co miał do powiedzenia i znalazła lepsze wyjście z tej sytuacji.
   — Może weźmiemy Kyla i pojedziemy razem? Trochę ci pomogę i zajmę małym, żeby ci nie przeszkadzał. Co ty na to?

   — Nie jestem pewien czy to najlepszy pomysł. — Podrapał się po brodzie. — Może zająć to trochę czasu, a Kyle jest bardzo marudny.
  — Znajdziemy mu jakieś zajęcie.
    Zastanowił się przez chwilę rozważając, czy był to najlepszy pomysł.
Chciał ograniczyć odrobinę kontakt z Savannah, przynajmniej do czasu aż nie uda mu się skontaktować z Zoe, ale nie mógł jej też unikać, ponieważ byłoby to nieuprzejme z jego strony, więc postanowił skorzystać z jej propozycji.
   — Cóż, myślę, że mogłoby coś z tego wyjść. — zgodził się wreszcie — Bądź gotowa na czternastą, przyjadę po ciebie.
   Savannah przytaknęła i opuściła knajpę pod czujnym wzrokiem nastolatek.

***


    Zakupy z Alexem okazały się dla Savannah gorsze niż robienie zapasów z jej tatą w supermarkecie. Oczywiście wiedziała, że trudniej jest wybrać kanapę niż puszkę kukurydzy, ale według niej Alexander przechodził wszelkie pojęcie. W nie tak dużym mieście, w którym było pięć sklepów meblowych z podobnymi artykułami, naprawdę nie było nie nad czym zastanawiać.
Na dodatek wszędzie było duszno, nawet klimatyzacja nie do końca spełniała swoją funkcję.             Savannah czuła, jak koszulka przykleja jej się do pleców. Miała ochotę znaleźć się pod prysznicem i spłukać z siebie pot. Dana pogoda wskazywała, że jeszcze dziś pojawi się burza. Szczerze mówiąc, liczyła na to, ponieważ powietrze trocha by się obchodziło. Mieszkając w Londynie, nie miała okazji spotkać się z takimi upałami i tygodniami bez deszczu. Ostatnia burza, jaka tu przeszła, była tą, która przywitała ją pierwszego dnia.

    Patrząc na aktualne poczynania Alexa, robiło jej się jeszcze słabiej.
   — Myślisz, że ta będzie okej? — zapytał poprawiając sobie Kyla na rękach i wskazując głową na kanapę w kwiaty w stylu lat siedemdziesiątych.
    Dla Savannah wyglądała jakby, była brudna.
   — Nie przemawia do mnie. — pokręciłam głową.
   — Zabranie cię na zakupy było błędem. — westchnął.
   — Nie moja wina, że masz zły gust i pokazujesz mi same szkaradne rzeczy. — Masz bardzo ciemne podłogi i białe ściany. Jeśli postawisz w salonie ciemną, masywną kanapę, cały ciężar przeniesie się w dół i będzie przytłaczał. Trzeba to jakoś wyśrodkować. Dobry byłby szary kolor albo... ten! — Wskazała palcem na kawową kanapę średnich rozmiarów.
   — No nie wiem. Nie lepsza byłaby już biała? — postawił Kyla na podłodze i podszedł do mebla, by na nim usiąść. Savannah zrobiła to samo.
   — Przy Kylu biała stanie się szarą w ciągu miesiąca.
   — No tak, nie pomyślałem o tym. Okej, jeszcze się nad tym zastanowię, ale bierzemy mój stolik.
    Savannah nie sprzeciwiała się, ponieważ stolik, który wybrał nie był wcale najgorszy.
Po godzinie, w miarę zgodnie, udało im się wybrać regał pasujący do pozostałych mebli i zasłony.
Po salonie przyszedł czas na kuchnię. Alex, jako facet preferował ciemne, stonowane kolory. Savannah natomiast urzekła kuchnia w odcieniu żółci.
   — Sav, błagam. — jęknął Alex — Będę musiał znosić tę kuchnię przez kilka najbliższych lat, zlituj się.
   — Masz piękną białą podłogę w kuchni, duże okno, wiesz jak to, będzie cudownie wyglądać? Do tego srebrne elementy, zasłony ze słonecznikami i kuchnia stanie się dziełem sztuki.
   — To ja tam będę mieszkać. W swoim domu będziesz mogła wprowadzać takie udziwnienia, ale u mnie to nie przejdzie.
   — Ale... — zmroził ją wzrokiem. — Okej, już nic nie mówię.
    Nagle Alex zastygł, a jego uwaga skupiła się zupełnie na czymś innym. Zawiesił wzrok na czymś za mną, uważnie obserwując.
   — Kyle, zostań chwilę z Savannah.
    Gdy mężczyzna ją wyminął, odwróciła się w tamtą stronę, starając się wychwycić, co tak zaoferowało Alexa.
    Jej wzrok padł na niską, czarnowłosą dziewczynę, o kształtach, których mogłaby pozazdrościć nie jedna kobieta. Oddalała się w szybkim tempie, co jakiś czas oglądając się przez ramię. Alexander szedł zaraz za nią, a wkrótce oboje zniknęli jej z oczu.
   — Dzie tata? — wyseplenił Kyle.
   — Poszedł porozmawiać z panem, zaraz wróci.
    Chłopiec wyciągnął w jej kierunku ręce, więc podniosła go do góry. Postanowiła, że przejdzie się jeszcze po sklepie, aby meble do kuchni, które wpasowałyby się w gust Alexa.
Niestety, nie potrafiła przestać się zastanawiać, kim była kobieta, za którą poszedł Alex.
Przemknęło jej przez myśl, że mogła być to mama Kyla, ale czy nie chciałaby zobaczyć się z synem?
    Savannah nie wiedziała, co o tym myśleć. Zastanawiała się, czy warto pytać Alexa. Mógł się zdenerwować, ponieważ temat Kyla i jego matki, z tego, co było jej wiadomo, był drażliwy dla mężczyzny.
    Postanowiła, że najpierw wychwyci jego nastrój, a później zadecyduje.

    Alexander wrócił po dziesięciu minutach. Już, gdy się zbliżał, po postawie jego ciała, Savannah zaobserwowała bijącą od niego wściekłość.
   — Wszystko okej? Co się stało?
Prychnął.
  — Okej, jak zawsze zresztą. Wszytko, jest wspaniale. — wypluł te słowa jak jad — Jedziemy do domu, skończę te zakupy innym razem.
    Zabrał z jej rąk Kyla, któryczując zły nastój ojca, uchwycił się mocniej jej szyi.
  — Zostaw go na chwilę i się uspokój, zaniosę go do auta.
  — Nie będziesz mi mówić, jak... — przerwała mu.
   — Nie próbuj nawet kończyć. Jesteś wściekły, Kyle się boi, nie potrzebujemy, aby płakał.
    Ruszyła przed siebie, zostawiając Alexa w tyle. Teraz i ona była zdenerwowana. Pokłucił się z jakąś kobietą i teraz chce odreagować, ale niech zrobi to w inny sposób, niż wzywając się na niej.
  — Uspokoiłeś się już? — zapytała, gdy doszli do samochodu.
  — Nie wydaje mi się, żebym uspokoił się przez najbliższy miesiąc. — fuknął, próbując ją wyminąć.
   — Daj klucze. — wystawiła otwartą dłoń.
   — Poprowadzę, chcę odreagować.
   — Właśnie tego się obawiam. Klucze. — Machnęła palcami.
    Rzucił na jej dłoń parę kluczyków.
  — Jedźmy już, o ile także to ci nie przeszkadza.
    Savannah zadowolona wzięła kluczyki i wsiada za kierownicę.
      Dzięki instrukcjom Alexa wyjechali z miasta i skierowali się do domu Ethana, ponieważ Alex chciał z nim konieczne porozmawiać.
    Gdy dojechali na miejsce, Alex już trochę ochłonął, więc była dużo spokojniejsza, że nie zrobi nic głupiego.
    Kiedy wchodzili na ganek, usłyszała obok siebie ciche „dziękuję", uśmiechnęła się delikatnie i zniknęła we wnętrzu domu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top