2

Po wykonaniu pięciu telefonów służbowych i wzięciu szybkiego prysznica, Savannah miała czas wolny. Przynajmniej do póki Eva nie każe jej znów dzwonić do innych firm i wysyłać e-maili. Niestety, nie wiedziała jak gospodarować swoim wolnym czasem. Słońce przyświecało w okna domu kryjąc fakt, że przez kilka ostatnich dni padał deszcz. Savannah postanowiła wyjść na zewnątrz z kubkiem herbaty, by nacieszyć się słonecznym porankiem. Przysiadła na jednym z dwóch bujanych foteli stojących na werandzie domu. W powietrzu unosił się wilgotny, poranny zapach oraz woń kwiatów rosnących w przydomowym ogródku Ethana. Co do niego samego, został dziś w domu, ponieważ nie miał zbyt dużo pracy, a także męczył go kac po wczorajszym wieczorze u Alexa. Dziewczyna stwierdziła, że bycie swoim własnym szefem ma mnóstwo plusów.

Przy okazji wczorajszej wyprawy Ethana, dowiedziała się, że Alex mieszka w rodzinnym domu parę minut drogi od domu, w którym obecnie przebywała. Wystarczyło przejść mały las, który znajdował się za domem. Dlatego domyślała się, że Alex będzie ich częstwo odwiedzał, a Ethan jego.
Upiła łyk herbaty i mocniej opatuliła się swoim ukochanym, szarym kardiganem, który zakupiła w swoim ulubionym second handzie. Na nogi wciągnęła przetarte i poplamione, już na stałe, rurki, w których chodziła tylko po domu, czarny top na ramiączkach oraz białe adidasy, należące do jej licznej kolekcji sportowego obuwia. Włosy spięła w wysoki kucyk, dzięki czemu długie pasma włosów nie opadały jej na oczy. Pomimo słońca na dworze odczuwała chłód, w końcu było przed ósmą rano.

Usłyszała krzątanie w kuchni, a po paru minutach w drzwiach ukazał się zaspany Ethan z kubkiem panującej kawy w ręce. Zarzucił na siebie tylko czarną bluzę z kapturem oraz spodnie, których nawet nie spiął, był boso.

— Ranny ptaszek z ciebie. — powiedział, przysiadając na drugim fotelu.

Deski na ganku zaskrzypiały, gdy zaczął się powoli bujać.

— To do mnie niepodobne.

Nigdy, gdy mogła sobie pozwolić na leniuchowanie, nie wstawała wcześniej niż przed dziesiątą. Możliwe, że to miejsce tak na nią działało, w Londynie nie miała po co wstawać, ponieważ za oknem czekała na nią tylko hałaśliwa ulica. Tutaj sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Spokojny las, łąka, kwiaty, grzejące słońce i śpiew ptaków budziły ją do życia.

— Od której już jesteś na nogach? — zapytał, biorąc łyk kawy.

— Od szóstej rano. Wykonałam już telefony, o które prosiła mnie wczoraj Eva, wzięłam prysznic i zrobiłam sobie ciepłą herbatę, by móc sobie tu bezczynnie posiedzieć— uśmiechnęła się, podnosząc kubek.

— Zazdroszczę chęci do życia. — powiedział, pocierając skroń bolącej głowy.

Wyglądał na zamroczonego, co było prawdopodobnie skutkiem potwornego kaca, który musiał go teraz męczyć.

— Znajdzie się dziś może dla mnie jakaś praca? Zeświruję siedząc bezczynnie, nawet w tak pięknym miejscu.

— Chyba pojedziemy dziś do pensjonatu. — powiedział, przestając się bujać. — Trzeba się w końcu za coś wziąć, a im więcej osób, tym więcej pomysłów i opinii, ale dopiero, gdy przejdzie mi kac.
Zaśmiała się, gdy znów chwycił się za głowę. Śmieszyli ją ludzie cierpiący z własnej winy i przyjemności. Nie chodziło o to, że nigdy nie miała kaca. Oczywiście nieraz tego doświadczyła, ale w jej przypadku objawiał się wyłącznie niesamowitym pragnieniem. Nigdy nie przesadzała z alkoholem.
Podniosła rękę, by odgarnąć z oczu kosmyk, który wysunął się z kucyka.

— Fajny tatuaż. — stwierdził Ethan, spoglądając na nadgarstek jej lewej ręki. — Coś oznacza?

Jej wzrok powędrował na małe czarne kółeczko, które powstało siedem lat temu w dziwnych okolicznościach.

— Sama już nie wiem, traktuję go jako pamiątkę. — westchnęła.

— Pamiątkę? Czego jeśli można wiedzieć?

— Wycieczki do Paryża, nic szczególnego. Byłam tam siedem lat temu, na wycieczce z przyjaciółkami. — skłamała, ale tylko po części.

Był szczególny przez pierwsze trzy lata, gdy żyła ciągle z mieszanką strachu i ekscytacji w żyłach. Potem, z kolejnymi upływającymi latami, straciła nadzieję, że kiedykolwiek spotka tamtego chłopaka. W końcu minęło już siedem lat i pewnie miał żonę i przynajmniej jedno dziecko. Czasami zastanawiała się, czy nie zawierał takiego układu z innymi dziewczynami, ale mogła jedynie snuć domysły.
Spojrzała na Ethana, a raczej na jego dziwny uśmiech, którego nie potrafiła rozszyfrować. Dla osoby, która znała go lepiej, ten uśmiech mógłby coś oznaczać, ale jej nie mówił nic.

Przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl, że to mógłby być Ethan, ale odrzuciła ten pomysł. Parę elementów jej w nim nie pasowało do poznanego dawno temu chłopaka. Na dodatek nie przypominała sobie by widziała wytatuowany krzyżyk na jego nadgarstku. Spojrzała automatycznie na jego ręce, ale nadgarstki zasłaniały rękawy bluzy, ale nawet bez tego mogła stwierdzić, że to zły strzał. Nie wyglądał i nie zachowywał się jak tamten chłopak. Brakowało mu cwaniackiego uśmiechu oraz bijącej na odległość pewności siebie. Ethan był raczej spokojnym, ułożonym typem.

Savannah traciła nadzieje, że kiedykolwiek spotka chłopaka z Paryża.

Pensjonat, a raczej stary dom dziecka, z którego miał powstać, był w o wiele lepszym stanie niż Savannah przypuszczała go zastać. Patrząc na stare belki, bez trudu można było odgadnąć wiek budynku. Były ciemno-brązowe i obrośnięte mchem. Połamane balustrady balkonów zwisały luźno w dół. Po oknach zostały tylko duże otwory, ale domyśliła się, że zostały już powyciągane. Wybrakowane dachówki, tak jak resztę domu, porastał mech. Pomimo tych szczegółów, pensjonat prezentował się obiecująco.

Drzwi, przez które weszli wyglądały na nowe. W środku panowała pustka oraz porządek. W powietrzu wyczuwało się zapach pleśni, ale nie był bardzo wyrazisty.

— Co planujesz zrobić najpierw? — zapytała Eva.

Przechadzała się po pomieszczeniach, a stukot jej obcasów roznosił się echem po budynku.
Nawet teraz nie pozwoliła sobie na zrezygnowanie z wysokich obcasów oraz ołówkowej, eleganckiej sukienki. Była kobietą biznesu zawsze i wszędzie.

Savannah nie przebrała się przed wyjściem i miała na sobie strój, który założyła rano. Stwierdziła, że to zbędne, w końcu jechała na miejsce budowy.

— Na początku muszę zmienić dach. Już umówiłem firmę, mają zabrać się za to za dwa dni. — odpowiedział jej Ethan.

— A później? — dopytywała.

— Później trzeba będzie wstawić okna, by móc zacząć robić coś w środku.
Potem wymienimy wszystkie podłogi i zajmiemy się stropami, bo belki w nich na pewno przegniły. Następnie czyszczenie i naprawa ścian, a na końcu malowanie. — wytłumaczył Evie, która ciągle przechadzała się po budynku.

— Nie zapomnij o schodach — dodała, zatrzymując się przy drewnianej konstrukcji, która aż sama prosiła się o wymianę.
— Tak, tym też trzeba się zająć. Poproszę o to Colina.

— To ten twój przyjaciel stolarz, o ile dobrze pamiętam.

Ethan potwierdził skinieniem głowy.

Savannah tylko się przyglądała. Nie miała żadnych pożytecznych uwag, którymi mogłaby się podzielić. Nie znała się na renowacji ani na remontach. Mogła jedynie doradzić w doborze koloru ścian czy mebli, ale póki co, nie było to potrzebne.

— Zrobiłeś już kosztorys?

— Nie, jeszcze się tym nie zająłem.

— W takim razie przysiądziemy nad tym wieczorem, po kolacji — odparła Eva.

Drzwi budynku trzasnęły, a trzy głowy odwróciły się w stronę wejścia. Savannah z zaskoczeniem spojrzała na Alexa, który chyba powinien być teraz w pracy.

— Dzień dobry Pani Rovan. — przywitał się z jej szefową. — Cześć. — Te słowa skierował do niej i Ethana.

— Alexander! — Eva podeszła do chłopaka, by go uściskać — Co raz przystojniejszy z ciebie mężczyzna. Jak się miewasz?

— Nie jest kolorowo, ale daje radę.

— Tak, Ethan mi wszystko opowiedział. Dobrze, że jakoś sobie radzisz z Kaylem.

Alex uśmiechnął się do niej ciepło, co odwzajemniła. Widać było, że dobrze się znają, bo kobieta traktowała go tak samo jak swojego syna.

Wszyscy czworo jeszcze raz obeszli budynek, by dokładnej oszacować, co jeszcze trzeba będzie zrobić. Okazało się, że Ethan kompletnie nie pomyślał o wymianie instalacji elektrycznej oraz kanalizacji, o czym dobitnie przypomniał mu Alex.

— Są w okolicy jakieś atrakcje turystyczne? Skądś muszą napływać goście. — wtrąciła Savannah, gdy znaleźli się na zewnątrz.

— Nie całe dziesięć kilometrów stąd znajduje się znany szlak górski oraz stok narciarski. W sezonie tamtejsze hotele są przepełnione, ludzie śpią czasem w samochodach lub w domach miejscowych. Dodatkowy pensjonat na pewno się przyda — wytłumaczył jej Alex.

Wyglądał lepiej niż wczoraj. Wory pod oczami odrobinę zmalały, a skóra nie była już taka blada. Czerwona bluza, którą miał na sobie dodatkowo trochę go ożywiała.

— Szlak? Chętnie bym zwiedziła miejscowe góry.

— Raz w roku, razem z Ethanem i kilkoma znajomymi, wybieramy się tam na wycieczkę. Możesz się z nami wybrać jeśli chcesz — zaproponował, wzruszając ramionami i chowając ręce do kieszeni bluzy.
— Chętnie.

Posłała mu miły uśmiech.

Zaczynała zdobywać przyjaciół i podobało jej się to.

Wieczorem Savannah postanowiła wybrać się wraz z Ethanem do kawiarni pani Wazowsky. Sama mu to zaproponowała, ponieważ koszmarnie nudziła się w domu i, doszło nawet do tego, że prosiła Evę, by dała jej jakąś pracę, ale kobieta zbyła ją, mówiąc że ma czas wolny i powinna z tego korzystać póki może. Nie zamierzała narzekać, ponieważ niezbyt często zdarza się, aby pracownik miał takie przywileje u szefostwa. Była wdzięczna losowi, że pomimo braku wykształcenia znalazła dobra posadę u takich ludzi.

"Wrzos" wieczorem był bardziej intrygujący niż za dnia. Dopiero teraz ujawniała się aura tego miejsca. Żółte światło żarówek przyjemnie oświetlało stoliki, ludzie cicho gawędzili, prawie każde miejsce było zajęte.

Pomyślała, że jej niebieska, kwiecista sukienka zupełnie nie pasuje do kawiarni.
Gdyby ubrała swoje ulubione sprane dżinsy i najzwyklejszą koszulkę, bardziej wtopiłaby się w otoczenie.

Przy jednym ze stolików dostrzegli Alexa wraz z młodą kobietą i dwójką dzieci.

Ethan bez namysłu pociągnął ją w ich kierunku.

Wszystkie cztery pary oczu skierowały się w ich stronę. Troje z nich miało niemal identyczny piwny odcień, tylko oczy małego chłopca posiadały żywy zielony kolor.

— Hej. — Savannah odezwała się pierwsza.

— Hej, Ethan nie mówił , że wpadniecie — odpowiedział zaskoczony Alex.

— Tak naprawdę, to go do tego namówiłam. — Uśmiechnęła się niewinnie.

— Miałem szansę na spokojny wieczór, ale przy niej się nie da. — Westchnął Ethan udając, że to wyjście wiele go kosztowało.
Dziewczyna grzecznie zapytała czy mogą się dosiąść. Wiedziała, że mężczyzna nie zawracałby sobie nawet głowy pytaniem o taką bzdurę, ale ona została wychowana właśnie w taki sposób.
— Jestem Joelle. — Dziewczyna siedząca na przeciw niej wysunęła dłoń — Siostra, Alexa.

Savannah chwyciła wyciągniętą dłoń. Rzeczywiście, byli bardzo podobni. Te same oczy, podobne kolory oczu i rysy twarzy. Domyślała się także, że siedząca obok niej blond włosa dziewczynka musi być jej córką. Mogła mieć na oko jakieś osiem lat.

— Savannah, pracuję dla mamy Ethana.

— Słyszałam o tobie, w takim małym miasteczku nic się nie ukryje.

Savannah uśmiechnęła się przyjaźnie. Doskonale wiedziała, że już po jednym dniu, pół miasteczka będzie wiedziało o nowym przybyszu. Nie przeszkadzało jej to, miło było nie być anonimowym.

— Ja jestem Rebeca — mruknęła dziewczynka, wyciągając dłoń w jej kierunku.
Savannah chętnie ją przyjęła. Chłopiec siedzący na kolanach Alexa, ciągle jej się przyglądał, a gdy się do niego uśmiechnęła, odwrócił głowę i wtulił twarz w bluzę ojca.

— Kyle jeszcze się adaptuje. Póki co źle reaguje na nowych ludzi. — wytłumaczył jej Ethan.

Pokiwała głową w geście zrozumienia, ale tak naprawdę niewiele rozumiała. Wygląda na to, że Kylie jest z Alexandrem od niedawna. Zastanawiała się jakie mogły być tego przyczyny, ale nie chciała być wścibska.
— Idę coś zamówić. Chcesz coś? — zapytał Ethan.

— Herbatę.

— A coś do jedzenia?

Pokręciła głową.

— Weź dla niej hamburgera — wtrącił Alex.

Spojrzała na niego, unosząc brew.
Ethan odszedł, by złożyć zamówienie.

— Musisz zacząć nabierać sił, jeśli chcesz iść z nami w góry — powiedział całkiem poważnie.

Nie odpowiedziała, ponieważ rozmowa znów wchodziła na temat jej wagi, a wcale tego nie lubiła. Postanowiła skierować rozmowę na inne tory.

— A co to za przystojny mężczyzna? — nachyliła się w kierunku czarnowłosego chłopca.

Kylie spojrzał na nią niepewnie, ponownie się do niego uśmiechnęła. Tym razem, choć zawstydzony, odwzajemnił gest. Alex pogłaskał go po włosach, więc chłopiec spojrzał na ojca.

— Przywitaj się ładnie z panią Savannah.

Kylie nie mógł mieć więcej niż dwa lata, był małym słodkim szkrabem, na którego twarzy było widać jeszcze dziecięcy tłuszczyk.

Miała słabość do małych dzieci. Możliwe, że powodem tego było, to iż skończyła dwadzieścia siedem lat, dorosła już do roli matki, ale ciągle musiała zadowolić się chwilową opieką nad cudzymi dziećmi.

Nie starała się na siłę znaleźć partnera, aby wziąć ślub i mieć dziecko. Nadal czekała na wielką miłość, która najwidoczniej czekała na odpowiedni moment. Oczywiście miała świadomość tego, że jej zegar biologiczny tyka.
— Dobry wieczór. — przywitał się grzecznie, a Savannah znowu się uśmiechnęła.
Maluch był naprawdę słodki. Chętnie by go uściskała, ale bała się, że się przestraszy, więc grzecznie odpowiedziała na przywitanie.


Po godzinie atmosfera zrobiła się bardzo przyjemna i luźna. Dobrze dyskutowało jej się z Joelle. Dowiedziała się, że dziewczyna pracuje w spożywczo-przemysłowym sklepie, który znajdował się nieopodal. Joe wyjawiła jej także, że samotnie wychowuje córkę i gdyby nie brat, pewnie już dawno by się załamała. Teraz to Joe się odwdzięczała i pomagała mu z Kyle'em.

Ethan nie był zbyt rozmowy, zdawkowo odpowiadał na pytania. Widziała, że coś go gnębiło, ale postanowiła zapytać o to dopiero, gdy wrócą do domu. Martwiła się, że może mieć jakieś problemy.

W pewnej części kolacji, Alex szturchnął Ethana i wskazał głową drzwi. Posadził Kylie'a na ławce obok cioci i poprosił żeby grzecznie poczekał. Obaj mężczyźni opuścili budynek. Savannah spojrzała na Joe, ale ta tylko wzruszyła ramionami.

Kylie bawił się małym samochodzikiem i udawał odgłos silnika. Cieszyło ją, że udało mu się przyzwyczaić do nowego towarzystwa. Rebecca wyglądała na znudzoną, składając serwetkę.
Savannah domyślała się, że nudziło ją siedzenie wśród dorosłych. Postanowiła trochę rozweselić dziewczynkę i zaproponowała grę w piłkarzyki.

Ethan dreptał zdenerwowany po żwirowym podjeździe kawiarni. Nie wiedział jak zacząć rozmowę, od samego rana nad tym rozmyślał i zastanawiał się czy podzielić się zdobytymi informacjami z przyjacielem.

— Masz zamiar zrobić dziurę w ziemi czy może wreszcie powiesz, co cię gryzie? — spytał zirytowany Alex.

Ethan zatrzymał się i spojrzał na przyjaciela, zastanawiając się jak zacząć tę rozmowę.

— Co sądzisz o Savannah? —

Alexa zaskoczyło to pytanie.

— Jest w porządku, to miła i mądra dziewczyna. O co konkretnie ci chodzi?

— To ona, ma tatuaż.

Alex zastygł w miejscu. Ethan zrobił to samo i przyglądał się twarzy przyjaciela.

— Ethan, wiesz przecież, że to nie jest możliwe.

— Sam tego do końca nie rozumiem, bo Zoe, też go miała.

— No właśnie, niemożliwe żeby dwie dziewczyny miały ten sam tatuaż w tym samym miejscu.

— Była w Paryżu, siedem lat temu, tam go zrobiła. Nie sądzisz, że to zbyt duży zbieg okoliczności? — warknął Ethan.

— A jak wytłumaczysz Zoe? Ona też była w Paryżu siedem lat temu i zrobiła ten sam tatuaż.

— Nie wiem, ale się dowiem. Czy ci się do podoba, czy nie.

×××
Już wszystko oczywiste?
Tak?
A ja wam mówię, że nie.
Po prostu mi nie ufajcie.

Rozdział poprawiony przez ArcanumFelis25

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top