1

      Taszczenie ogromnej walizki w szpilkach nie było czymś łatwym, dlatego z podziwem spoglądała na swoją szefową, która z gracją poruszała się po lotnisku, zgrabnie wymijając pasażerów. Mimo pięćdziesiątki na karku, była żwawą, szczupłą kobietą z farbowanymi rudymi włosami i błękitnymi oczyma. Pojawiające się zmarszczki starała zakryć makijażem i, co było zaskakujące, nie wyglądała dziwacznie. 
      Ona sama dreptała za kobietą w swoich ulubionych adidasach, wysłużonych dżinsach i czerwonej koszuli w kratę, zarzuconej na czarny top. Włosy związała w warkocz, z którego wypadały luźne kosmyki.

     Daleko było do jej pełnej gracji szefowej. Pomimo to była zdania, że woli wyglądać gorzej, niż męczyć się podczas kilku godzinnego lotu z Londynu do prowincjonalnego miasteczka w Stanach. 
      Nadal zastanawiała się nad tym, dlaczego zgodziła się na ten wyjazd, który miał trwać rok, a na dodatek okazał się tak nagły, że ledwie zdążyła pozałatwiać swoje sprawy w Londynie. Jej szefowa po prostu oznajmiła, że za dwa dni wybiera się na rok do miasteczka położonego na południu Stanów Zjednoczonych i potrzebuje swojej asystentki. Jeśli by się nie zgodziła, jej miejsce zajęłaby asystentka męża Evy, a Savannah musiałaby przejąć jej obowiązki. Możliwe, że zgodziła się tylko dlatego, ponieważ jej stosunki z Robertem nie były zbyt dobre i nie była pewna, czy dotrwa do powrotu swojej szefowej. Nie wiedziała szczerze mówiąc po co się tam wybierają. Z tego, co słyszała, kobieta chciała pomóc synowi otworzyć tam pensjonat. Możliwe, że to prawda, ale nie zamierzała o to pytać, dopóki Eva sama jej nie powie. Z doświadczenia wiedziała, że i tak by jej nie odpowiedziała. 

   — Przypilnuj bagaży, pójdę odebrać bilety — poinformowała Eva, zostawiając walizkę i odchodząc. 

      Savannah z westchnięciem usiadła na swojej walizce. Jest tu może od kwadransu, a już ma dość panującego tłoku, a na dodatek czekała ją jeszcze podróż samolotem. Nienawidziła latać, miała dwadzieścia siedem lat, odbyła już mnóstwo takich podróży i była pewna, że nigdy tego nie polubi. Ze stresu pociły jej się ręce, które ciągle wycierała w dżinsy. Przypadkiem w oczy rzucił się jej zdrapany, również z nerwów, lakier. Stwierdziła, że nieznające ją osoby mogłyby uznać ją za ubogą, co wcale nie było prawdą. Na dodatek przez ostatnie miesiące bardzo schudła, więc przypominała wieszak na ubrania. Godny pożałowania widok. 

      Ucieszyła się na widok Evy, która wróciła z biletami. 

   — Niestety nasz lot został przesunięty o dwie godziny — oświadczyła, siadając na na drugiej walizce. 

      Savannah jęknęła ze zrezygnowaniem. 

      Spojrzała na swoją szefową, która nawet siedząc na zwykłej walizce była pełna wdzięku. Chciała tak wyglądać w jej wieku, ale było to niemożliwe, bo nawet teraz wyglądała jak siedem nieszczęść. 

   — Chodźmy coś zjeść, nie będziemy tutaj siedzieć i patrzeć w ścianę. Poza tym, kochanie, chyba muszę zacząć pilnować twoich posiłków, bo niedługo moja asystentka będzie przypominać szkielet — zażartowała, po czym wstała i poprawiła żakiet. 

   — Dobrze wiesz, że ostatnie miesiące były dla mnie trudne i nie miałam głowy myśleć o jedzeniu — odpowiedziała, zabierając swój bagaż i kierując się za Evą do restauracji. 

      Przez prawie cztery miesiące żyła w przekonaniu, że jej tata jest chory na raka i już niedługo będzie musiała się z nim pożegnać. Wylała tony łez i z powodu stresu schudła ponad dziesięć kilogramów. Trzy tygodnie temu okazało się, że lekarz się po prostu pomylił. Miała ochotę pójść do kliniki by wygarnąć, co myśli o jego kwalifikacjach i latach zmarnowanych na drogich studiach, ale z drugiej strony czuła ogromną ulgę, ponieważ nie musiała żegnać się już ze swoim ukochanym rodzicem. Miała tylko jego, ponieważ jej matka pięć lat temu zostawiła jej tatę dla jakiegoś bogatego typa. Natomiast brat postanowił się rozwijać, dlatego wyjechał do Los Angeles w poszukiwaniu sławy. Odnalazł ją, z czego się cieszyła, ale przy okazji zapomniał o swojej rodzinie i spotykał się z różnymi kobietami. Savannah wiedziała o tym z gazet. Ona od siedmiu lat pracowała w tej samej pracy i w tym samym mieście. Nie narzekała, ponieważ miała pieniądze na swoje utrzymanie, a jej współpracownicy byli bardzo mili.
      Półtorej godziny później, po sytym posiłku, który zafundowała jej Eva, ruszyły na odprawę. Pragnęła mieć lot za sobą i położyć się w łóżku. 
      Miały mieszkać w domku, który należał do syna kobiety – Ethana. Pomimo długiej pracy w firmie Rovanów, nigdy go nie spotkała, co bardzo ją dziwiło. Teraz będzie miała okazję to zrobić. Zastanawiała się, do kogo z rodziców był podobny. A może był zupełnie inny? 
      Domyśliła się, że to ambitny i przedsiębiorczy mężczyzna, skoro postanowił otworzyć pensjonat. Miała nadzieję, że przy okazji okaże się interesującym człowiekiem. W końcu przez rok będzie u niego mieszkała. 

***

      Jedyne, co mogła dostrzec z okna taksówki, to gęste lasy, pomiędzy którymi ciągnęła się kręta droga. Miasteczko znajdowało się daleko od lotniska, więc była pewna, że za ten przejazd zapłacą krocie. Jednak Eva zdawała się tym nie przejmować. Savannah zaproponowała jej, że zapłaci za połowę przejazdu, ale jej szefowa kategorycznie tego zabroniła. Oczywiście i tak zamierzała to zrobić, bo nie chciała być utrzymanką Evy ani Ethana, choć był to wyjazd służbowy. Czułaby się źle z tym, że ktoś mógłby wydawać na nią pieniądze. Dlatego podjęcie się pracy było dla niej dużym krokiem. 
      Jechały już od dobrych czterdziestu minut, a las ciągnął się w nieskończoność. Miała wrażenie, że znalazła się z dala od cywilizacji i gdy tylko dotrą do miasteczka, zastanie tam dorożki, lampy naftowe i brukowane ulice z tysiącami kałuż, które powstały na wskutek niedawno padającego deszczu. 
      Gdy tak rozmyślała, nagle zniknęły drzewa i wjechali na otwartą przestrzeń. Mijali już pierwsze domy, gdzieniegdzie dostrzegła też ludzi, który robili coś w swoich przydomowych ogródkach. Nad lasem unosiła się lekka mgła – oznaka deszczu. Gdy wjechali do centrum miasteczka, dziewczyna nie potrafiła ukryć zachwytu. Wszędzie byli ludzie. Ktoś właśnie wychodził z baru "Wrzos", kilka starszych pań przystanęło na chodniku, by poplotkować, cała zgraja dzieciaków jeździła na rowerach. To nie był widok, który spotkało się w zatłoczonym Londynie. Tutaj czas jakby zwalniał, a od samego patrzenia czuło się spokój i domową atmosferę. Już teraz wiedziała, że będzie to bardzo mile spędzony rok.
      Dom Ethana znajdował się jakiś kilometr od centrum. Piętrowy, drewniany budynek otaczał ciemny las, ale pomimo to nie wydawał się przerażający. Może to z powodu cudownego ogrodu pełnego kwiatów znajdującego się przy domu. W każdym razie było tu bardzo przyjemnie. Zapewne gdyby była pisarką, na pewno wspomniałaby o tym miejscu w swojej książce. Do bramy prowadziła wąska, żwirowa droga. Na podjeździe stał czerwony, wysłużony Pick Up, w którym przednia klapa była otwarta. 
      Kiedy ciągnęły za sobą ciężkie walizki, na ganku pojawił się młody mężczyzna, na oko w wieku dziewczyny. Gdy je zobaczył, zaczął kierować się w ich stronę. Savannah zauważyła, że jest wysoki i smukły, a jego ciemne, trochę przydługie włosy, wiatr zawiewał mu na oczy, które miały taki sam niebieski kolor, jak u jego matki.

   — Przepraszam, że po was nie przyjechałem, ale samochód mi się rozkracza zawsze w nieodpowiednim momencie. Chyba to znak, że czas go wymienić.

   — Może przestałbyś już tyle gadać i przywitał się ze starą matką — przerwała mu Eva, wyciągając w jego stronę ramiona. 

      Syn zamknął ją w uścisku z wielkim uśmiechem na ustach. 

   — Powinieneś przyjeżdżać częściej niż tylko na święta. Mam nadzieję, że w tym wielkim domu chowasz piękną żonę i gromadkę dzieci, bo inaczej będę okropnie zła. 

   — Praca — powiedział, patrząc na nią przepraszająco, po czym wypuścił z ramion. Przeniósł wzrok na dziewczynę stojącą obok kobiety.

   — Pani zapewne jest tą ratującą z opresji młodą damą, która według mojej mamy nadawałaby się na moją żonę. 

      Zaśmiała się, podając mu rękę. 

   — Savannah. 

   — Ethan. Miło mi w końcu poznać. 

      Uśmiechnął się szczerze i zajął się walizkami. Eva mruczała coś pod nosem o tym, że najprawdopodobniej umrze, nie widząc ślubu swego syna i wnuków. Popatrzyła na niego, poprawiła kołnierzyk białej koszuli i ruszyła w stronę domu.

   — Chcecie coś do picia? Kawę, herbatę, a może coś mocniejszego? Na pewno jesteście zmęczone po podróży — zaproponował, gdy znaleźli się w salonie. 

      Savannah rozejrzała się po domu. Wnętrze nie było najnowocześniejsze, ale na pewno bardzo przytulne, stwarzało domową atmosferę. Na ścianach w kolorze kawy z mlekiem wisiały dwa obrazy przedstawiające martwą naturę i duży zegar. Na środku parkietu leżał średniej wielkości puchaty, biały dywan, a na nim brązowa skórzana kanapa, mała ława, przyozdobiona wazonem ze świeżymi kwiatami, zapewne tymi z ogrodu. Pod ścianą ustawiono komodę, na której stał telewizor. Usłyszała przyciszoną rozmowę dwóch osób i zrozumiała, że te odgłosy dochodzą z telewizora i Ethan oglądał jakiś nieznany jej teleturniej. Dziewczyna nie lubiła oglądać telewizji. Robiła to tylko wtedy, gdy bardzo się nudziła.

   — Ja poproszę dobrą whiskey — poprosiła Eva, padając ze zmęczenia na kanapę. 

   — A ja tylko herbatę — powiedziała Savannah, uśmiechając się przyjaźnie do chłopaka.

 — Na pewno nie chcesz kieliszka szkockiej lub zimnego piwa? — zapytał, zerkając na nią znacząco. 

      Pokręciła głową i usiadła na kanapie obok Evy. Jeszcze czuła się tutaj nieswojo, ale przypuszczała, że minie jeszcze tydzień, zanim przyzwyczai się do tego miejsca i będzie się czuła tak jak u siebie. 

   — Mam też jakąś zapiekankę, która przyniosła mi pani Wazowsky, gdy wpadła na ploteczki. 

   — Ja podziękuję, nie jestem głodna. — Dziewczyna podkuliła nogi pod siebie i oparła na nich brodę. 

   — Właśnie widzę. Zaraz zostanie z ciebie tylko ubranie. Mamo, miałem nadzieję, że tylko przede mną zamykałaś lodówkę — powiedział z udawaną pretensją w głosie, podając jej szklankę z alkoholem. 

   — To, że byłeś tłustym żarłokiem jako dziecko i musiałam ograniczać ci jedzenie, nie oznacza, że robię tak z moją Savannah. Musi mieć siłę, by biegać po moje zachcianki — oświadczyła, patrząc na dziewczynę z rozbawieniem. 

   — Tak czy siak, niedługo będzie kolacja — poinformował, znikając w kuchni.

      Zapiekanka pani Wazowsky była wyśmienita. Savannah zwykle jadała typu coś na szybko, czyli zupki błyskawiczne, kanapki i jogurty. Głównie dlatego, że była leniwa i nie chciało jej się gotować dla niej samej, a na obiady w restauracjach było jej szkoda pieniędzy, choć nie zarabiała mało i mogła sobie na nie pozwolić

      Postanowiła zwiedzić jutro miasteczko. Chciała zapytać Ethana, czy mógłby podrzucić ją do centrum. Zastanawiała się, co będzie robić tutaj przez cały rok. Oczywiście będzie pomagała przy pensjonacie i załatwiała sprawy dla Evy, ale jej szefowa już przed wyjazdem poinformowała ją, że powinna potraktować ten wyjazd jak wakacje. Savannah liczyła na to, że znajdzie tu jakichś przyjaciół, aby spędzać z nimi miło czas. Nie chciała całego wolnego czasu zajmować Evie i Ethanowi, który na pewno ma swoich znajomych.
        Kiedy Evy nie było w pobliżu, podeszła do Ethana i chrząknęła, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Posłał jej pytające spojrzenie, dlatego od razu przeszła do sedna.

   — Jest gdzieś w mieście biblioteka? — zapytała Ethana. 

   — Tak, nie jest spora, ale na pewno znajdziesz coś dla siebie. Podwieźć cię jutro do miasta? 

   — Jeśli to nie problem — mruknęła, uśmiechając się z wdzięcznością. 

   — I tak jadę do pracy. Zapoznam cię z panią Wazowsky, prowadzi kawiarnię "Wrzos" i chyba wie wszystko o tym mieście i jego mieszkańcach. To plotkara numer jeden.

      Zaśmiał się, przez co jego nos zmarszczył się uroczo. Był naprawdę przystojny, dziwiło ją, że nie miał partnerki. Chyba że był typem, który skakał z kwiatka na kwiatek i nie myślał o ustatkowaniu się. Poza tym kim ona była, aby oceniać to, czy ktoś jest w związku. Sama zbliżała się coraz szybszym krokiem do trzydziestki, a nie miała jeszcze nikogo na stałe.
      Jej ukochane przyjaciółki, Georgia i Mili, już były dawno po ślubie, a pierwsza z nich dorobiła się nawet potomka. Ciężko jej było z myślą, że nie będzie mogła się z nim spotkać aż przez rok i nie zobaczy, jak mały Chris stawia swoje pierwsze kroki. Z drugiej strony nie mogła ciągle tkwić w tym samym miejscu, skoro była sama i miała wolną rękę, mogła z tego skorzystać i zwiedzić mały kawałek świata.

***

      Następnego dnia, wstała wyjątkowo wcześnie. Nie wiedziała, czy było to spowodowane tym, że nie potrafiła się przyzwyczaić do nowego miejsca, czy może to przez wpadający promień światła, który przedarł się przez niedosunięte zasłony. 
      Zdziwiona stwierdziła, że pomimo wczesnej godziny i wczorajszej podróży, obudziła się wyspana. Nie mogła się doczekać, aż pojedzie do miasta i pozna ludzi. Nie zawsze była taka otwarta, mieszkając w wielkim mieście była przyzwyczajona do tego, że każdy trzymał siebie pod kluczem i nie otwierał się chętnie na obcych. Miała nadzieję, że tutaj nawiąże jakąś więź z mieszkańcami. Pozostała też obawa, że zostanie odrzucona jako przyjezdna i wcale nie będzie tak kolorowo, ale pozostawała jednak dobrej myśli.
      Rozejrzała się po pokoju, który został jej przydzielony na okres pobytu. Białe ściany kontrastowały z ciężkim dębowym łóżkiem stojącym na samym środku, a pod ścianą znajdowała się dębowa szafa tego samego koloru i komoda. Jedyną ozdobą pomieszczenia były kwieciste zasłony. Miała nadzieję, że przez czas pobytu tutaj, uczyni to pomieszczenie bardziej przytulnym.
      Po wzięciu szybkiego prysznica w prywatnej łazience i zjedzeniu sytego śniadania, które przygotowała Eva, była gotowa do wyjazdu.
      Ethana bardzo zaskoczył jej zapał i chęć poznania miasta. Uważał, że w miejscowości wieje nudą i jedyną atrakcją są rodzinne intrygi. Savannah się z nim nie zgadzała i otwarcie powiedziała, że według niej mężczyzna myśli tak, ponieważ przebywa tu od dłuższego czasu i nie czuje czaru miasteczka. 

   — U naszego mechanika Eda możesz wynająć tanio auto na cały okres pobytu tutaj — poinformował ją Ethan, gdy wsiedli do samochodu. 

      Było tu względnie czysto, oprócz warstwy kurzu i niedopałków papierosów w popielniczce. Bardzo spodobał jej się pomysł posiadania własnego samochodu, nie byłaby uzależniona wtedy od Ethana.

   — Ostrzegam, że to nie będzie Lamborghini. Eddie, remontuje stare samochody i wynajmuje je przyjezdnym dla dodatkowego zarobku. 
      Pokiwała głową na znak zrozumienia.
      Pierwszym przystankiem, była kawiarnia Pani Wazowsky, ta sama, która rzuciła się dziewczynie w oczy, gdy wjechali do miasta. Wnętrze było miłe dla oka. Ciemne, drewniane podłogi, białe ściany przyozdobione zdjęciami Merlin Monroe. Na małych, kwadratowych stolikach leżały biało-czerwone obrusy w kratę. Na samym końcu znajdowała się duża, ciemnobrązowa lada, na której stał wazon z bukietem goździków. 

      Pani Wazowsky przywitała Ethana mocnym uściskiem i soczystym całusem w policzek. Była niską, tęgą staruszką z kasztanowymi kręconymi włosami i przenikliwymi oczami. 

    — Czyżbyś w końcu znalazł sobie dziewczynę, Ethanie? 

    — Nie, szukam czegoś więcej niż worka kości — oświadczył żartobliwym tonem.

        O dziwo, poczuła się dotknięta. Dlaczego każdy musiał wspominać jej, że jest chuda? To nie była jej wina, to przez stres i załamanie, które przeżyła. 

   — Rzeczywiście, chudzinka z ciebie, ale bez obaw, miesiąc na moich obiadkach i przybędzie ci parę kilogramów — wymamrotała kobieta, dając dziewczynie kuksańca w bok, uśmiechając się szeroko i pokazując przy okazji dwa złote zęby. 

      Chcąc nie chcąc, odwzajemniła uśmiech. 

      Z zaplecza wyszedł wysoki ciemnowłosy chłopak z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Na biały t-shirt narzucił niebieską koszulę w kratę, na nogach miał jasne, poprzecierane dżinsy oraz rozsznurowane bojówki. 

   — Chyba będę musiała cię wylać, coraz częściej się spóźniasz — pani Wazowsky wypowiedziała to zdanie żartobliwym tonem. 

   — Miło cię widzieć, Natalie — odpowiedział chłopak. — Cześć, Ethan. Chyba nic nie wyjdzie z naszego dzisiejszego browara. 

   — Czuję się zlewany — prychnął Ethan. — W takim razie zabiorę ze sobą Savannah. Prawda słońce, że się zgodzisz? — zapytał niebieskooki, zakładając rękę na jej barki. 

   — Nie piję — odpowiedziała, uśmiechając się przepraszająco. 

      Wydął dolną wargę, robiąc minę smutnego szczeniaczka. Zignorowała jego spojrzenie i przeniosła wzrok na kobietę, która zatrzymała drugiego chłopaka, zsuwając okulary z jego z nosa. 

   — Znów nie spałeś? — zapytała smutno, spoglądając na jego wory pod oczami, które rzeczywiście były spore.

   — Kyle ciągle płacze. Staram się ciągle przy nim siedzieć. 

   — Kiedyś się przyzwyczai. — Poklepała go pocieszająco po ramieniu. — A teraz bierz się do roboty i zrób tej panience kawę, a ja przygotuję jej coś pożywnego do jedzenia. 

   — Dziękuję, już jadłam, ale kawy chętnie się napiję. — Savannah posłała uśmiech chłopakowi, który wsunął okulary we włosy. 

   — Ach, gdzie moje maniery. Savannah, to jest Alexander, mój najlepszy przyjaciel na tym zadupiu. Alex, to Savannah, asystentka mojej mamy, będzie mieszkać tutaj rok. 

      Alex podał jej rękę nad ladą, przejeżdżając po niej wzrokiem. Jeżeli on także wypomni jej brak kilku kilogramów, to przysięgła sobie, że odłoży na bok swoją spokojną naturę i przywali obu chłopakom, bo była pewna, że Ethan przyzna Alexowi rację. 

   — Jaką kawę podać? — zapytał, puszczając jej dłoń. 

   — Czarną, bez cukru. 

      Spojrzał na nią swoimi piwnymi oczami, w których kryło się zirytowanie. 

   — Nie rozumiem ludzi, którzy od samego rana trują się takim świństwem. 

      Przewróciła tylko oczami. Nie piła kawy często, więc nie było to niczym groźnym dla jej organizmu. 

   — Lecę do pracy — poinformował ich Ethan — Alex, mógłbyś ją potem podrzucić do Edda? 

   — Jasne, myślę że Natalie mnie wypuści na te parę minut. 

      Savannah była zdziwiona tutejszą uprzejmością i chęcią pomocy. W Londynie nikt by się ani trochę nie przejął tym, że zamówiła zbyt mocną kawę, albo tym, że nie ma jak gdzieś dojechać. Zdecydowanie wolała to miejsce. Kto wie? Może kiedyś uda jej przeprowadzić do jakiegoś prowincjonalnego miasteczka, może nawet tutaj.

      Gdy Ethan znikł za drzwiami kawiarni, przypomniała sobie, że nie zapytała, czym się zajmuje. Biała koszula i eleganckie spodnie świadczyły prawdopodobnie o pracy za biurkiem. 

   — Gdzie pracuje Ethan? — zapytała, gdy Alex położył przed nią kwiecistą filiżankę z parującą kawą. 

   — Jest agentem ubezpieczeniowym. Nudna robota. 

   — Ale zdecydowanie lepiej płatna niż praca w kawiarni. 

      Wzruszył ramionami. 

   — Pracuję jeszcze dorywczo w warsztacie Edda. Przynajmniej nie muszę żyć od wypłaty do wypłaty. 

      Zgodziła się z nim, ale zauważyła, że Alex był zmęczony nie tylko samotnym wychowywaniem dziecka, co wywnioskowała z jego wcześniejszej rozmowy, ale też pracą na pełen etat. W każdym razie, podziwiała go.
      Dwie godziny później, po smacznym posiłku, który pomimo jej sprzeciwów przygotowała pani Wazowsky oraz wycieczce do biblioteki znalazła się razem z Alexem w warsztacie Edda. Udało jej się za dwieście dolców wypożyczyć na cały rok Garbusa w naprawdę dobrym stanie. Musiała przyznać, że Edd przyzwoicie wykonuje swoją pracę i nie wymaga za nią, Bóg wie ile, pieniędzy. 
      Na dodatek dowiedziała się, że Edd był starszym bratem Alexa. Zdziwiło ją to, ponieważ mężczyźni nie byli do siebie podobni. Nie miała pewności co do zbieżności charakterów, ale na pierwsze wrażenie Edd wydawał się bardziej pozytywną osobą. Być może to przez złotą obrączkę na jego palcu i małemu chłopcu, który bawił się z psem w ogrodzie.

      Pomyślała o Ethanie, który żył sam w dużym domu, o Alexie, który wychowywał samotnie dziecko, o jej przyjaciółkach, które już założyły rodzinę i o sobie, samotnej i udającej zadowoloną z własnego życia. Miała nadzieję, że kiedyś uda jej się ułożyć je tak, aby być szczęśliwą do końca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top