Rozdział 80

Ostatnie miesiące były dla mnie ciągłą walką o życie. Wiele zawirowań, pełno zwrotów akcji, mnóstwo niedopowiedzeń. Wszystkie emocje, które starałam się trzymać na dystans, w końcu musiały znaleźć ujście. I nadeszło to właśnie zeszłej nocy. Czułam się bezsilna, miałam ochotę owinąć się w kokon i zaczekać aż wszystko minie. Odpocząć chwilę, bo już na samą myśl, co przyniesie następny dzień, mnie mdliło.

Ale kiedy myślałam, że nie dawałam sobie już rady, napotkałam pewne niebieskie oczy. Dawniej spojrzenie mojej zguby i strachu, teraz były oparciem. Ufałam temu co Chris robił. Wierzyłam, że ma plan jak wydostać nas z tej beznadziejnej sytuacji.

Odwróciłam głowę w kierunku jeziora. Jak mówiłam, śnieg dawno stopniał, lecz niebo tego dnia nie dawało nam zbyt wiele światła. Mogłam porównać go do dnia gdy znalazłam się tutaj po raz pierwszy. Wtedy gdy uważałam Harrisa za swojego wroga. Patrząc na to wszystko z aktualnej sytuacji, wcale się sobie nie dziwiłam. Chris naprawdę potrafił skutecznie zniechęcić innych do siebie. Gdyby nie ta cała intryga, która miała na celu złapanie Mullera, nigdy nie zostałabym tak długo z mężczyzną.

— Chciałabyś się przejść? — Usłyszałam cichy głos niedaleko mnie. Odwróciłam się w jego kierunku, napotykając zaciekawione spojrzenie Chrisa.

Uśmiechnęłam się, pod nosem, bo znowu czułam, jakby czytał mi w myślach. A może mój wzrok był aż tak zdesperowany, by poczuć choć namiastkę normalności. Przejść się brzegiem jeziora, nie przejmując się niczym wokół.

Już chciałam mu odpowiedzieć, lecz w tym samym czasie powróciła rzeczywistość, która starła uśmiech z mojej twarzy.

— A co jeśli...

— Nikogo nie ma w pobliżu. — wtrącił się, nie dając mi dokończyć. — Tylko mnóstwo ochroniarzy. — Rzucił zaczepnie, spoglądając za okno, jakby chciał ich dostrzec. Zrobiłam to samo.

Z początku myślałam, że żartował, bo choć rozejrzałam się wokół domu, to nikogo nie zauważyłam. Lecz dopiero gdy podążyłam dokładnie w miejsce, gdzie spoczęło jego spojrzenie, rzuciła mi się postać mężczyzny, kroczącego między drzewami. Trzymali się na dystans, lecz ich postawa była ciągle w gotowości do biegu gdyby zauważyli coś niepokojącego.

Chris nie żartował. Naprawdę zaangażował w to swoich najlepszych ludzi.

— Zaufasz mi? — spytał, zwracając tym moją uwagę.

Spojrzałam zaskoczona na jego wyciągniętą rękę, by za chwilę unieść wzrok, łącząc z nim spojrzenie. Czułam przyspieszony rytm serca, nie do końca wiedząc, dlaczego to jedno pytanie wywołało we mnie taką reakcję. Czy do tej pory wszystko, co ostatnio zrobiłam, nie świadczyło o moim zaufaniu? Wciąż nie był tego pewien? Czy może chciał to ponownie usłyszeć z moich ust? Tak czy nie, on wciąż nie zrobił nic więcej, pozwalał mi podjąć decyzję. Trwało to tylko kilka sekund, lecz dla mnie o wiele dłużej, zanim nareszcie udzieliłam mu odpowiedzi.

— Już dawno to zrobiłam. — Podałam mu swoją dłoń. Poczułam jej ciepło, które pozwoliło mi wypuścić powietrze wraz z wszelkimi wątpliwościami, a jego mocny uścisk, dodał mi pewności.

— Poważnie? Już w momencie kiedy uciekłaś do Mullera? Czy może kiedy prawie do mnie strzeliłaś? — zapytał zaczepnie, przyciągając mnie do siebie i idąc powoli w kierunku drzwi wyjściowych. Objął mnie ramieniem nie pozwalając uciec gdybym chciała to zrobić. A może po prostu bym nie mogła zobaczyć jego rozbawionej miny, bo uścisk wcale nie był na tyle mocny bym czuła się w jakikolwiek sposób uwięziona.

— Tak właśnie w tych momentach — kontynuowałam jego grę. — A pamiętasz, jak przechwycili ci ten magazyn z bronią? — Uniosłam wzrok, spoglądając na jego profil gdy on wciąż patrzał twardo przed siebie. — Wiedziałeś, że sklep na rogu tej ulicy, zasłyną z przepysznych pączków po tym jak jeden influencer pochwalił ich słodycze? Dlatego ta nazwa tak zapadła mi w pamięć.

— Nie spodziewałem się, że aż tak bardzo mi ufasz, by wyjawić im zlecenie, na które czekałem kilka miesięcy. — Pogładził moje ramię, gdy zaśmiał się cicho. — Gdybyś widziała minę moich chłopaków. Byli pewni, że mnie zdradziłaś. Naprawdę wszystkich oszukałaś. Niezła z ciebie kłamczucha.

Również się uśmiechnęłam. Zapominając na chwilę o tym, że byliśmy na zewnątrz gdzie lada moment mogli pojawić się ludzie Mullera.

— Mam wiele twarzy, których jeszcze nie miałeś okazji zobaczyć.

— Będę mieć zaszczyt odkryć je wszystkie? — spytał, nareszcie opuszczajcie na mnie swój wzrok. Lecz w momencie kiedy to zrobił, ponownie poczułam swoje zdradliwe serce, a uszy zapiekły mnie dając znak o ich czerwonym kolorze.

— Jeśli zasłużysz — odburknęłam, chcąc wybrnąć z tej sytuacji, lecz on tylko ponownie pogładził moje ramię śmiejąc się.

— No to mam kolejną. Kłamczuch i nieśmiałek.

Przewróciłam oczami, odwracając wzrok.

— Kolekcję smerfów zbierasz? — Burknęłam, co spotkało się z jego kolejnym śmiechem.

Pierwszy raz widziałam, by tyle się śmiał. Te kilka miesięcy w jego towarzystwie minęły jednocześnie szybko, jak i zbyt wolno. Widziałam już go podczas wielu sytuacji i do każdej z nich potrafił się dopasować. Mogłam powiedzieć, że już trochę go znałam, lecz wciąż nie wiedziałam, który z nich to prawdziwy on. A może każdy po trochu. Kiedy ludzie Mullera zatrzymali nas gdy uciekaliśmy, widziałam go wściekłego i aroganckiego, znowu na samym początku naszej znajomości chłodem i obojętnością, którą od niego czułam, zmroziłby ocean. Całkowite przeciwieństwo tego co widziałam wczoraj w nocy. Został ze mną, choć wcale nie musiał. A teraz? Naprawdę się ze mną droczył.

— Zastanawiasz się nad czymś. — Bardziej stwierdził niż spytał.

Drgnęłam, wybudzają się z przemyśleń.

— Wiem, że jest ciężko. I nie zmuszę cię, byś o tym nie myślała. Mogę jedynie postarać się być zapomniała o Mullerze i tym dlaczego tu jesteśmy. — Wyciągnął rękę, wskazując jakiś punk przed sobą. Lecz zamiast podążyć tam wzrokiem, wciąż patrzałam na jego twarz. Gdy to zauważył, opuścił dłoń, przypatrując mi się zaciekawiony.

Naprawdę dziwnie było widzieć w jego oczach te wszystkie emocje. Do tej pory był dla mnie totalną zagadką.

— To nie o nim teraz myślałam — przyznałam, nie wiedząc, po co w ogóle zaczynałam ten temat, skoro po chwili moje ciało spięło się ze zdenerwowania. — Do tej pory nie obchodziło cię, jak się czuję. Potrafisz idealnie odgrywać swoje role. Dlaczego teraz próbujesz mnie pocieszyć?

Choć chciałam wierzyć, że Chris był dla mnie miły, bo po prostu mnie polubił, to z tyłu głowy miałam obawy, że po prostu upewnia się, że ponownie go nie zdradzę, teraz już na prawdę.

W jego oczach przez chwilę zabłysła iskra szczerego zaskoczenia, lecz po chwili zakryła ją pustka. Wszystko, co przed chwilą widziałam, prysło, a jego wzrok ponownie stał się twardy i taki... obcy. Jego siłą uderzyła mnie do tego stopnia, że zaczęłam zastanawiać się, czy nie wymyśliłam sobie jego ciepłej strony. 

— Pomyślałem, że łatwiej będzie nam przetrwać te dni, zanim złapie Heather. W spokoju łatwiej się myśli. — Odwrócił wzrok, zatrzymując go na mężczyźnie pomiędzy drzewami. Skinął w jego kierunku głową, po czym zwrócił się do mnie. — Wróćmy już do domu, nie ma co kusić losu. 

Zgodziłam się z nim, ale czułam, że coś było nie tak i to moja wina. Zrobiłam coś, co zniszczyło dobrą atmosferę. Ale nie wiedziałam co.

Gdy tylko weszliśmy do domu, w drzwiach powitał nas uśmiechnięty Damon z Debrą. 

— A gdy chciałem wyjść do samochodu po ładowarkę, to mi zabroniłeś. — Rzucił z pretensjami do przyjaciela. Lecz można wyczuć było w tym przyjacielskie zaczepki.

— Droga wolna — odparł mu chłodno Harris, ewidentnie nie w nastroju. — Będę w biurze, może chłopakom udało się już ustalić gdzie schował się Muller.

Spotkałam się spojrzeniem z Damonem, lecz widząc, że szukał we mnie wytłumaczenia zachowania Chrisa, odwróciłam prędko wzrok. 

— Całkiem niedaleko, jakieś trzydzieści mil na północ. — rzucił Damon, zanim Harris zdążył zniknąć na schodach. — Tod dzwonił. — Wyjaśnił zanim zdążyłam zacząć zastanawiać się, skąd to wiedział. — Jest coraz bliżej.

Czułam, jak dreszcze strachu przechodzą mi po plecach, a ciało oblewa zimny pot. 

— Świetnie — warknął pod nosem Chris. — Nie podchodźcie do okien. Najlepiej je czymś zasłońcie. — Jego spojrzenie przez chwilę na mnie spoczęło, starałam się dostrzec w nim coś przyjaznego, ale ponownie zostałam odrzucona. Po tym zniknął na górze. 

— Gwen, wszystko w porządku? — Usłyszałam pytanie Debby.

— Tak, jest dobrze. — Najpiękniejsze kłamstwo. 

Bałam się, potwornie się bałam tego, że Heather uda się mnie zabrać. Lecz nie obawiałam się tylko o siebie, o Damona i Chrisa również. Widziałam, do czego była zdolna. Miała tylko siedemnaście lat, ale to co robiła przewyższało wszelkie wyobrażenia.

Do końca dnia zamknęłam się w pokoju, zaciągnęłam zasłony, a każdy dźwięk telefonu sprawiał, że włosy jeżyły mi się na głowie. Czekałam tylko na ten jeden z informacją, że Heather już tu jest. Ale ten wciąż nie nadchodził. 

W domu zapadła ponura atmosfera, a gdy za oknem zrobiło się ciemno, tylko pogorszyło całą sytuację. Pomimo małej lampki zaświecone przy łóżku, czułam rosnący strach. Zaciskałam w dłoni okładkę książki. Tylko to miałam pod ręką. Chciałam poczuć, że coś mogłabym zrobić gdyby po mnie przyszła. A kiedy zauważyłam cień postaci przez zaszklone drzwi, wstrzymałam oddech, w uszach słyszałam szum, ale cały czas starałam sobie wmówić, że to tylko mi się wydaje. Postać się nie ruszała, dlatego łatwiej było mi przekonać się, że to tylko moja głowa. Lecz kiedy cień nagle się poruszył, czułam łzy pojawiające się mi w oczach. 

— Chris? — szepnęłam wystraszona. Czułam, jakby serce miało wyskoczyć mi z piersi. — Chris to ty?! — powtórzyłam głośniej, mając nadzieję, że to właśnie on. Ale dlaczego miałby stać pod moimi drzwiami?

Kiedy klamka powędrowała w dół, zagryzając wargę, obserwowałam szparę w drzwiach. Odetchnęłam z ulgą kiedy z ciemności naprawdę wyłonił się Harris. 

— Chciałem sprawdzić, czy śpisz? — Wytłumaczył, zerkając w moją stronę, by później zbadać całe pomieszczenie wzrokiem. 

Wydawało mi się przez chwilę, że zaraz zamknie ponownie drzwi, a ja zostanę znowu sama w tym przerażającym domu. Lecz on wciąż stał w progu. 

Czułam ściekające mi po policzkach łzy, musiałam wyglądać żałośnie, ale nie miałam już siły udawać.

— Zostaniesz ze mną? — Chciałam zwrócić na siebie jego uwagę, mając nadzieję, że jego wzrok znowu da mi ukojenie, ale on tego nie zrobił, zatrzymując go gdzieś na zagłówku łóżka. —  Proszę — dodałam płaczliwie. 

Mężczyzna westchnął, przecierając twarz ręką, ale po chwili skinął głową. 

Podszedł do fotela, a ja obserwowałam go rozczarowanym spojrzeniem, myślałam, że położy się obok. Najwidoczniej miał inne plany. Tak myślałam, dopóki nie spojrzał na mnie, zabrał dodatkowy koc z fotela i podszedł do mnie. Czułam, jakby jakiś kawałek ciężaru spadł mi z barków. Znowu mogłam zobaczyć ten spokój w jego spojrzenie. Ten, który poprzedniej nocy pozwolił mi zasnąć. 

Ułożył się obok mnie, a ja z lekkimi obawami wtuliłam się w jego bok. Miałam gdzieś to co o mnie pomyśli. Chciałam tylko poczuć się bezpiecznie. Czekałam chwilę czy nie każe mi się odsunąć, lecz gdy tego nie zrobił, powoli zaczęłam rozluźniać spięte mięśnie.

Zamknęłam oczy, lecz w mojej głowie kłębiło się wiele myśli związanych z mężczyzną. Zastanawiałam się, co zrobiłam źle, że go uraziłam. Czułam, że to przez moje pytanie, ale dlaczego go to tak uraziło? 

Chciałam zapytać go o to kolejnego dnia, bo gdy strach w końcu przestał przyćmiewać rozsądek, zrobiłam się bardzo senna. Dodatkowo na granice snu zepchnęło mnie rytmiczne gładzenie skóry na ramieniu przez Harrisa. 

— Nie chciałem, żebyś myślała, że to wszystko udaję. Pragnąłem tylko, byś przestała się bać. Zrobię wszystko by złapać Heather, obiecuję. — Usłyszałam jego szept, a później poczułam, jak jego palce głaszczą mój policzek. 

Starałam się nie drgnąć, choć chyba byłam zbyt zdumiona, by to zrobić. 

Uchyliłam powieki, napotykając zaskoczone spojrzenie mężczyzny. Najwidoczniej nie spodziewał się, że jeszcze nie spałam i wszystko słyszałam.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Żyję...
Rozdział krótszy, ale chciałam już coś w końcu wstawić i jak widzicie mamy poważny temat do obgadania w następnym rozdziale 🤭

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top