Rozdział 8

Zawsze myślałam, że byłam cierpliwą osobą. Nie robiłam Aaronowi awantury gdy zdarzyło mu się spóźnić na umówione spotkanie. Nie wydzwaniałam do niego, nie myśląc już, by podejrzewać go o spotykanie się z obcymi dziewczynami za moimi plecami, jak to udało mi się zauważyć u moich znajomych ze szkoły. Wiedziałam, że mogłam mu zaufać i miałam nadzieję, że i on tak uważał. Choć nie lubił przyznawać się do błędów, chciałam być dla niego kimś, na kim mógłby polegać nawet w najtrudniejszych chwilach jego życia. Więc widok moich kolejnych nieudanych prób nawiązania z nim połączenia bolał mnie głęboko w sercu.

Tego dnia chłopak miał umówioną wizytę u swojego psychologa, niefortunnie zdarzyło się również, że moja ciotka poprosiła mnie, bym zajęła się jej czteroletnią córeczką, małym szkrabem. Pomimo zapewnień bruneta, że dam radę z nim pójść, a małą będzie mogła zająć się moja matka, chłopak uspokoił mnie słowami, że przecież poradzi sobie ten jeden raz sam. Nawet bawiło go moje przejęcie. Stwierdził, że traktowałam go, jakby wyjeżdżał na wojnę, a była to tylko wizyta u lekarza. Nic na to nie poradziłam, że się o niego martwiłam.

Pierwszy raz zadzwoniłam już dziesięć minut po planowanym zakończeniu wizyty. Napotykając na dźwięk automatycznej sekretarki, najpierw stwierdziłam, że spotkanie musiało się przedłużyć. Kolejny telefon wykonałam po pół godziny, lecz i tym razem zastałam tylko ciszę. Wmawiałam sobie, że może wracał samochodem do domu, ale gdy po dwóch godzinach, podczas których próbowałam skontaktować się z nim jeszcze kilkanaście razy, dalej nie potrafiłam się połączyć, zaczęłam na poważnie się denerwować. Z nerwów nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, a tym bardziej skupić się na małej czterolatce, która na szczęście była aniołkiem i zajęła się kolorowankami.

Ze zdenerwowania nie zjadłam jeszcze nic przez kolejne godziny, ciotka miała wrócić w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut, a ja czułam, jak niepokój zżera mnie od środka razem z pustym żołądkiem. Jedni mogliby stwierdzić, że panikowałam, ale bałam się, że chłopak mógł teraz siedzieć sam w domu i obwiniać się na powrót o wszystko, co zrobił. A ja chciałam być przy nim, by z każdymi jego pojawiającymi się wątpliwościami dać kolejne dwa argumenty, które pozbyłyby się tych wszystkich zmartwień.

Gdy tylko usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach, pognałam do przedsionka, by przeprosić ciocię, że tak szybko uciekłam i czym prędzej pognać do domu Aarona.

Otworzyłam drzwi, za którymi ujrzałam zaskoczoną twarz ciotki. Nic dziwnego w końcu raczej nie spodziewała się, że to ja otworzę jej drzwi podczas gdy to ona przekręciła zamek kluczami.

— Gwen? Coś się stało? — zapytała, widząc moje zdenerwowanie.

— Przepraszam, że już uciekam, ale... — Nie wiedziałam, jak jej to wytłumaczyć.

Ciotka nie wiedziała jakie problemy miał Aaron. Ja nie wstydziłam się mówić, że mój chłopak miał kłopoty z narkotykami, bo doskonale wiedziałam, że walczył z tym na każdym kroku i byłam z niego dumna. Ale wiedziałam, że brunet nie chciał, by reszta mojej rodziny o tym wiedziała. Wstydził się swojej słabości.

— W porządku, idź — uspokoiła mnie, widząc, że naprawdę ledwo powstrzymywałam się by już nie wybiec z jej mieszkania.

— Dziękuję. — Posłałam jej swój wdzięczny uśmiech. — Mała zjadła już kolację, ale nie chciała się umyć. — Tłumaczyłam jej, w biegu ubierając buty.

— Leć już. — Uśmiechnęła się pocieszająco.

Kiwnęłam głową i żegnając się z nią, wyszłam z mieszkania.

Czekając na windę, jeszcze raz starałam się dodzwonić do Aarona, ale po raz kolejny nie udało mi się z nim skontaktować.

W drodze do jego domu byłam pewna, że złamałam kilka przepisów, przebiegając na czerwonym świetle, przechodząc w zabroniony miejscu, ale mój umysł, który podkładał mi coraz to czarniejsze scenariusze, zrzucił na drugi plan takie błahostki. Chciałam tylko czym prędzej dostać się do domu chłopaka.

Bez problemu otworzyłam drzwi do klatki schodowej, kodem, który powtarzałam przez pół drogi, by na pewno go nie zapomnieć. Nawet łzy, które zebrały się w moich oczach ze strachu, nie powstrzymały mnie przed wbiegnięciem po schodach po kilka stopni.

Zatrzymałam się dopiero przed jego drzwiami. Zapukałam w nie, nadsłuchując odgłosów z wnętrza mieszkania, jednak nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek w nim był. Przeklinałam w myślach, że Aaron nie naprawił dzwonka, jak i siebie, że zostawiłam klucze w innej kurtce. Dobijałam się przez kolejne minuty, mając gdzieś czy sąsiedzi wyjdą w końcu, by mnie wyrzucić.

Oparłam się o ścianę, wyciągając ponownie telefon. Prawie na ślepo wybierałam numer do bruneta przez parujące okulary.

Przyłożyłam komórkę do ucha, modląc się, by tym razem odebrał. Ktoś musiał mnie wysłuchać, bo zamiast automatycznej sekretarki, usłyszałam tak wyczekiwany głos bruneta.

— Gwen...

— Aaron, gdzie jesteś? — zapytałam od razu, nie czekając na jego dalsze słowa.

— Wybacz, że nie odbierałem, zapomniałem odciszyć telefon — odpowiedział ze słyszalną skruchą w głosie.

Zmarszczyłam brwi. Może odrobinę uspokoiłam się, słysząc jego głos, bo w końcu nic mu nie było, ale na nowo zaniepokoiłam się słysząc jego niewyraźny głos i wcale nie było to spowodowane połączeniem.

— Piłeś coś? — Domyślałam się, że tak właśnie było, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej.

— Tylko dwa piwa. — Zaśmiał się, dając mi idealny dowód, że wcale na dwóch się nie skończyło. — Spotkałem kumpla i tak jakoś wyszło. Nie bądź zła.

Zacisnęłam dłoń na telefonie. Zawsze mówił to kiedy byłam wściekła gdy chodził ze swoim przyjacielem do baru, nie mówiąc mi nic o tym wcześniej. Z Drake'iem znali się od podstawówki. Tłukli się przynajmniej uraz w tygodniu, ale nigdy nie trwało to dłużej niż pół dnia. Nie raz lądowali razem w szpitalu, kłócąc się, który wygrał. Rok temu Drake zginął w wypadku samochodowym. Aaron ciężko przeżył jego śmierć. Byli najlepszymi kumplami. Choć do rocznicy jego śmierci zostały jeszcze dwa miesiące, to ja już niepokoiłam się o bruneta.

— Aaron gdzie jesteś, martwię się. — poprosiłam jeszcze raz, by powiedział mi, gdzie był, ale i tym razem nie uzyskałam odpowiedzi. Było zbyt cicho na bar czy mieszkanie. W tle nie było słychać żadnej muzyki, ludzi, nic.

— Nie musisz. Wróć bezpiecznie od ciotki, kocham cię. — Po jego chaotycznych słowach wiedziałam, że jednak musiałam się martwić i wiedziałam, że będę robić to, dopóki nie zobaczę go przed sobą całego.

Nim zdążyłam się odezwać, ten zakończył połączenie. Próbowałam się ponownie do niego dodzwonić, lecz z marnym skutkiem.

Oparłam głowę o ścianę. Czułam, jak większość emocji schodzi z mojego ciała. Wciąż niepokoiłam się, gdzie był, ale przynajmniej wiedziałam, że żył. Pozostało mi jedynie mu zaufać, że wypił tylko te dwa piwa. Mogłam stać pod jego drzwiami i na niego czekać, ale wiedziałam, że nie chciałam tego robić. Nie chciałam robić mu awantury, ani wszczynać niepotrzebnej kłótni. Pragnęłam tylko, by wiedział, że mu ufam i zawsze przy nim będę. Nie chodziło już o jedno, dwa czy nawet dziesięć piw, tylko o to gdzie naprawdę był. Chciałam, by to, co powiedział, było prawdą, ale ciężko było mi w to uwierzyć, słysząc w tle jego telefonu głuchą ciszę.

Odepchnęłam się od ściany, wiedząc, że nic na ten moment nie mogłam wskórać. Wyszłam z klatki, a zimne powietrze owiało moją twarz. Od razu zrobiło mi się zimno. A jeszcze przed chwilą byłam cała zgrzana, biegnąc do domu bruneta.

Poprawiłam swój szalik, który odwiązał mi się podczas biegu i ruszyłam szybkim krokiem w stronę uwielbianej przeze mnie kawiarni. Odprężająca zielona herbata to było coś, czego potrzebowałam.

Ulice były zatłoczone nawet pomimo późnej pory. Ludzie biegali od sklepu do sklepu, szukając prezentów dla rodziny. Nikt nie zwracał uwagi na świąteczne ozdoby. Wszyscy byli myślami daleko stąd, zastanawiając się, co ubiorą, co ugotują, a nikt nie zastanowił się, po co to wszystko? O co chodziło w świętach? By spędzić czas z rodziną. A człowiek, biegnąc i zatracając się w tym szaleńczym tempie, omijał całą świąteczną atmosferę.

Gdy dotarłam do kawiarni, już przez szybę widziałam, jak Kevin cały zestresowany rozmawiał z klientem, którego właśnie obsługiwał. Nie zdarzało mi się za często widzieć go w takim stanie. Raczej tylko wtedy kiedy popełnił błąd na oczach swojej szefowej. Dlatego weszłam do środka, chcąc uratować go jak najprędzej od wybrednego klienta.

Weszłam do kawiarni, a dzwoneczek nad drzwiami rozbrzmiał wesoło, informując personel o nowym gościu. Spojrzenie Kevina momentalnie spoczęło na mojej twarzy. Widziałam, jak wzdycha z ulgą, dlatego uśmiechnęłam się do niego.

Podeszłam do lady, mówiąc głośne i wesołe "dzień dobry", choć to nie były dokładnie takie emocje, jakie czułam w tamtym momencie. Nie miałam ochoty na żywą rozmowę, a na pewno nie byłam też w humorze na żarty, ale chciałam pomóc chłopakowi.

Mężczyzna, który stał przy ladzie, obejrzał się na mnie, a jego chłodny wzrok zatrzymał się na chwilę na moich oczach. Spięłam się momentalnie, rozpoznając w nim mężczyznę, który już kilka razy spowodował nieprzyjemne ciarki na moich plecach.

Może przesadzałam, ale wydawało mi się, jakby zbyt długo poświęcał mi swoją uwagę. Zaniepokoiło mnie to, ale stwierdziłam, że to tylko moje wymysły, ponieważ po minie Kevina nie widziałam, by twierdził podobnie. Tym bardziej że mężczyzna po chwili odwrócił się w kierunku chłopaka, nie mówić nic do mnie.

— Przekaż mu, że dziś tu byłem — odezwał się do Kevina, a chłopak pokiwał głową nerwowo.

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co chodziło, ale po minie kelnera widziałam, jak nie może się doczekać, aż mężczyzna sobie pójdzie. On jednak nie wyglądał, jakby planował to szybko uczynić. Przyglądał się karcie wiszącej nad głową chłopaka, ale nie zapowiadało się, by szybko miał się zdecydować.

Pomimo tego, że i we mnie mężczyzna nie wzbudzał pozytywnych emocji, odważyłam się odezwać. Byłam w miejscu publicznym i liczyłam na ewentualną pomoc ludzi.

— Będzie pan coś zamawiał? — zapytałam zniecierpliwionym głosem.

Spojrzenie, które posłał mi Kevin, było pełne paniki. Nie wiedziałam tylko, czy chodziło mu o samego mężczyznę, czy o jego szefową, która mogła się czaić na zapleczu, a ja właśnie wyganiałam im klienta.

— Proszę. — Mężczyzna odsunął się na bok. — Niech zamówi pani pierwsza.

Zerknąłem na niego niepewnie, ale stanęłam na jego miejscu. Uśmiechnąłem się do Kevina, który zbladł odrobinę na twarzy.

— Zieloną herbatę z imbirem proszę i w miarę możliwości miłe towarzystwo. — Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Wiedziałam, że nie musiałam więcej mówić, by zrozumiał, co miałam na myśli.

Kevin nabił odpowiednią kwotę i przykleił karteczkę z moim zamówieniem w miejsce, które nazwaliśmy z Aaronem miejscem Premium. Zawsze przylepiał tam nasze zamówienia, by samemu je zrobić i dorzucić na przykład dodatkowe ciastko czy choćby więcej imbiru.

— Dziękuję — odparłam wdzięczna, widząc, że druga część mojego zamówienia również była zaakceptowana.

Zapłaciłam i odeszłam do stolika najbliżej lady. Zanim usiadłam na krześle, zdołałam usłyszeć jeszcze zamówienie faceta, który nareszcie zdecydował się na coś zdecydować.

— To samo co tamta pani, ale wezmę na wynos.

Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie uniosłam głowy. Chciałam dać mu do zrozumienia, że miałam gdzieś to, co starał się zrobić, a na pewno chciał zagrać mi na nerwach, ponieważ odważyłam się zwrócić mu uwagę.

Ignorowanie go zadziałało, bo gdy tylko odebrał swoje zamówienie, wyszedł ze sklepu. Kevina natomiast w ekspresowym tempie przyrządził mi herbatę i przysiadł się do mojego stolika. Upiłam pierwszy łyk gorącego napoju. Zamruczałam cicho, czując, jak zaczyna rozgrzewać mnie od środka.

— Znałeś tego faceta? — zapytałam, widząc, że chłopak wciąż pozostawał spięty po wizycie mężczyzny.

— Nie, przyszedł pytać o nowego, który wczoraj zaczął tutaj pracę. — Widać było, że dopiero kiedy był pewien, że facet nie wróci, zdołał odrobinę się rozluźnić i oparł się swobodniej o krzesło. — Wiem, że chciałaś mi pomóc, ale facet wyglądał na groźnego. — Nachylił się nad stołem, zaczynając szeptać. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca.

— Chyba by mnie tu nie zastrzelił. — Zaśmiałam się, ale Kevin tylko skrzywił się na moje słowa.

— Wydaje mi się, że chciałaś o czymś pogadać — zauważył.

— Tak, chodzi o Aarona. Martwię się o niego — zaczęłam.

Kevin był naszym wspólnym znajomym. Kiedy nie mogłam wygadać się Debby, to właśnie on mi ją zastępował. Choć z Aaronem byli bliżej, to wiedziałam, że to, co powiem Kevinowi, zostanie między nami. Wiedział o problemach bruneta, dlatego mogłam powiedzieć mu o swoich obawach. A w tamtym momencie potrzebowałam się wygadać i uzyskać radę. Może on zauważyłby coś, czego ja nie wiedziałam. Sądziłam, że dobrym pomysłem było zwierzenie mu się, w końcu był naszym przyjacielem.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Czy Aaron mówił prawdę? 🧐
I kim tak naprawdę jest tajemniczy mężczyzna? 🤔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top