Rozdział 79

Gdybym chciała streścić wszystko, co zdążyło się w ostatnich tygodniach, nie potrafiłabym tego opisać w kilku zdaniach. Chciałabym powiedzieć, że w końcu czułam spokój, lecz bym skłamała. Choć byłam bezpieczna, odzyskałam przyjaciółkę, to wiedziałam, że Heather nie podda się tak łatwo. Zrobi wszystko, by nas odzyskać i to, że udało nam się uciec, było jej największym błędem, którego sobie nie wybaczy, a tym samym nie pozwoli, by zdarzyło się to ponownie. Zlekceważyła mnie, zaufała mi z miłości i sparzyła się na tym. 

Obserwowałam Debre, która żywo dyskutowała z Damonem. Była wściekła. Na niego, na mnie, na Chrisa. Nie dziwiłam się jej. O niczym nie wiedziała, wszyscy trzymaliśmy ją w niewiedzy i gdyby poczuła się tym urażona, nie byłoby w tym nic dziwnego. Najbardziej jednak obawiałam się jej reakcji na to co chciałam jej powiedzieć. Może Damon wprowadził ją już w to czego miała dowiedzieć się niebawem, lecz to mi przypadła ta najgorsza część. Musiałam wyjawić jej kim był Muller.

Śledziłam blondynkę wzrokiem kiedy ta usiadła na sofie, a jej zniecierpliwiony wzrok spotkał się z moim.

— No więc? Czekam na wyjaśnienia i to bez żadnych tajemnic. — Czułam bijącą od niej złość, lecz nie starałam się z nią nic zrobić. Była ona w pełni uzasadniona. 

— Wiem, jak to wszystko wygląda... — zaczęłam spokojnie.

— Do rzeczy — przerwała mi.

Wzięłam głębszy oddech, starając się poukładać myśli w głowie. 

— Żeby dostać się do Mullera i zdobyć jego zaufanie, musiałam do niego dołączyć.

— To już wiem. Ale dlaczego udawałaś, że nas nienawidzisz?

— Wszystko, co udało nam się zaplanować jakimś cudem trafiało do Mullera. Nie mogłam pozwolić by i tym razem tak się stało, dlatego musiałam sprawić, żebyście myśleli, że naprawdę was zdradziłam. Nawet Chris nic nie wiedział — dodałam, jakby miało to uspokoić blondynkę, że nie tylko ona trwała w niewiedzy.

— Mieliśmy kreta i nie wiedzieliśmy, kim on jest — wtrącił Harris. — Dlatego Gwen postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, rzucając się na samobójczą misję.

Nie mógł powstrzymać się, by nie zaznaczyć, jak lekkomyślny był mój wybryk. Po prostu musiał to zrobić.

Posłałam mu zirytowane spojrzenie, lecz szybko straciło ono na sile gdy i on na mnie spojrzał, a ja przypomniałam sobie, co stało się chwilę temu u niego w biurze. Opuściłam wzrok, czują nagle zawstydzenie. Głupia, głupia. 

Odchrząknęłam, udając, że nic się nie stało. 

— Ale teraz już wiecie, kim był ten kręt? — spytała blondynka, zerkając na nas po kolei. 

— Muller robił wszystko by nas zabrać do siebie. Nie chciał zrobić nam krzywdy, ale to, w jaki sposób do tego dążył, był zły — zaczęłam ostrożnie.

— Gwen do cholery przecież wiem, co robił. Nie rozumiem tylko dlaczego chciał nas. Dowiedziałaś się, kim on jest, więc czekam, aż w końcu to powiesz. — Jej cierpliwość sięgnęła zenitu. Spojrzałam na Chrisa, by upewnić się, że mogłam jej to powiedzieć, a gdy uzyskałam jego zgodę, w końcu to zrobiłam.

— Mullerem jest twoja siostra. — Czułam, jakby zrzuciła z pleców ogromny ciężar, lecz zaraz po tym dopadł mnie strach, w jaki sposób zareaguję blondynka.

Nastała chwila ciszy, którą przerwał jej śmiech.

— Heather? Proszę was, przestańcie sobie żartować. Mówiłam, że nie mam nastroju do żartów. — Widząc, że żadne z nas się nie śmieję i jej uśmiech przygasł. — Nie mówicie poważnie. Przecież ona ma siedemnaście lat.

— Zainstalowała podsłuch na twoich ubraniach i w pokoju. — Wyjaśnił Chris, a ja widziałam, jak w oczach blondynki pojawiają się łzy. Wierzyłam nam. — Wszystko, o czym mówiliśmy, trafiało prosto do niej. Nie chciała, żebyś spotykała się z Damonem, ale było jej to na rękę. Miała informacje z pierwszej ręki. — Mężczyzna wcale nie był delikatny w utwierdzeniu jej, że Mullerem, tym który wyrządził tak wiele złego, była jej siostra, ale może to nawet lepiej. W Dzięki temu dotarło do niej, że mówiliśmy prawdę.

— Może to kolejna osoba, która miała go udawać. Tak jak ten fałszywy Muller.

— Widziałam ją na własne oczy, pokazała mi się kiedy ją o to poprosiłam. — Było mi jej szkoda, lecz musiałam zdeptać jej ostatnią nadzieję na to, że jej siostra nie miała krwi na rękach tak wielu osób.

— To nie mogła być ona — jej głos zaczął się załamywać, a kiedy Damon podszedł do niej i objął jej ciało ramionami, blondynka całkiem się rozpłakała. — Nie mogła przecież... to, to mogła być ona.

Opuściłam wzrok, nie chcąc patrzeć na jej smutek, bo czułam się przez to winna. Nie mogłam nic zrobić, ale to ja zdradziłam jej tę tajemnicę. Spojrzałam na Harrisa. Przypatrywał się temu z kamiennym wyrazem twarzy. Czy jemu nie było jej żal? A może zbyt dużo sobie wyobraziłam? Ale jeszcze przed chwilą, widziałam w jego oczach tyle emocji. Przed samym pocałunkiem mogłam zobaczyć strach, złość, ale i radość w jego oczach. To wszystko przewinęło się w zaledwie chwili, po której mnie pocałował. 

Chris odwrócił wzrok od pary, kierunkach go teraz na mnie a ja w zaledwie sekundzie mogłam zobaczyć, jak z jego spojrzenia znika dawny chłód. Ponownie jego oczy uspokajały mnie swoim błękitem. Przypominały mi spokojną taflę oceanu. Od razu czułam się bezpieczniej kiedy na nie patrzałam. Aż miałam ochotę podejść bliżej, lecz w momencie kiedy prawie to zrobiłam, rozproszył mnie głos Debby.

— A co z wami? Naprawdę jesteś z nim w ciąży? — Pociągnęła nosem, a jej wzrok swoją intensywnością sprawił, że czułam, jakby doskonale wiedziała, co stało się w biurze mężczyzny.

— Raczej nie jestem wiatropylna, więc nie będzie małych, biegających Harrisków. — Zaśmiałam się i spojrzałam na Chrisa, lecz kiedy zobaczyłam, że i on przygląda się mi z nie mniejszą intensywnością niż blondynka, opuściłam wzrok, śmiejąc się, by nikt nie zwrócił uwagi na moje czerwone policzki. 

Czułam się jak nie ja. Ostatnim razem kiedy się tak zachowywałam było w szkole średniej kiedy chłopak, który mi się podobał, zaprosił mnie na bal. 

— Muller mnie nienawidzi, bo jestem dla niego konkurencją, a kiedy dowiedział się, że Gwen jest ze mną w ciąży, przestał myśleć racjonalnie. Zostawiła telefon w domu i dzięki temu Gewn mogła się ze mną skontaktować, a my wiemy, gdzie ostatnio logował się jej numer. — Wyjaśnił jak zwykle spokojnie Harris i choć czułam się dziwnie kiedy mówił o tym jak rzekomo byłam z nim w ciąży to moją uwagę zwróciła ostatnia części wypowiedzi.

Więc wiedzieli gdzie ostatnio była. Z jednej strony się cieszyłam, bo czułam się bezpieczniej, lecz z drugiej mogłam tylko domyślać się, co myślałam teraz blondynka, kiedy wiedziała, jak Harris pragnął dopaść Mullera. W końcu była to jej siostra i jak wiele złego by nie popełniła, ona do niedawna widziała w niej tylko swoją młodszą, kochaną siostrzyczkę.

Widziałam w oczach Debry strach. Bała się o swoją siostrę. Doskonale wiedziała jakie plany wobec Mullera miał Chris. Przecież sama uczestniczyła w naszych naradach. Czułam, że starałaby się obronić siostrę gdyby Harris chciał ją zaatakować, lecz nie wiedziałam jak by postąpiła gdyby stanęła przed wyborem między Damonem a Heather. Wiedziała, że dziewczyna popełniła dużo złego i musiała za to odpowiedzieć, ale jednocześnie nie chciałaby, żeby przytrafiło się jej coś złego. 

— Nawet jeśli to twoja siostra, nie zrezygnuje ze swoich planów. Nie mogę pozwolić, żeby dalej niszczyła to miasto — odezwał się Harris, a ja pomimo doszukiwaniu się współczucia w jego głosie nic takiego nie znalazłam. Dlaczego tak bardzo chciałam zobaczyć w nim te emocje? Wierzyłam, że choć ich nie pokazał, to w głębi serca to właśnie czuł. — Ale nie zabije jej — dodał po chwili, a ja ponownie zwróciłam się w jego kierunku. — Nie może pójść jeszcze do więzienia, ale dopilnuję, by odpowiedziała za wszystko, co zrobiła, a za rok stanęła przed sądem już jako dorosła osoba. I mogę to zrobić, nawet jeśli sam nie działam zgodnie z prawem. 

Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na Harrisa i wiedząc że gdyby naprawdę był tak zły jak próbował się przedstawić, nie przejmowałby się Debrą, zabiłby Heather tak jak to planował od początku i nic by go nie powstrzymało. 

Do takiego samego wniosku musiała dojść Debby, bo w jej oczach ponownie zebrały się łzy. Czekały ją trudne chwile, lecz teraz kiedy miała Damona, wiedziałam, że sobie z tym poradzi. Miała jeszcze mnie, i gdyby tylko zechciała, byłam gotowa jej pomóc. 

Choć wszystko wydawało się powoli układać, to dopiero kiedy dom pogrążył się we śnie, mnie dopadły wątpliwości. Długo nie potrafiłam zasnąć. W głowie ciągle przeżywałam wydarzenia z tego dnia. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam dom Mullera i bliźniaków gotowych na moje rozkazy. Budziłam się co godzinę, a koszmary wracały i przybierały na sile. Widziałam Heather stojąca nad ciałem Harrisa, uśmiechającą się do mnie. Zapewniała mnie, że teraz możemy być już razem.

Nie wiedziałam, że aż tak to przeżywałam, dopóki nie nadeszły wszystkie te koszmary. Myślałam, że udało mi się to przejść bez większej traumy, jak widać, bardzo się myliłam.

Do tego stopnia, że gdy obudziłam się po raz kolejny tej nocy, słyszałam czyjeś kroki wchodzące po schodach. W jednej chwili czułam, jak oblał mnie zimny pot. Wpatrywałam się w drzwi, oczekując mojego napastnika. Byłam pewna, że to Heather wysłała swoich ludzi, by mnie zabrali. Znalazła nas i nie chciała dłużej czekać. Była zdolna zaatakować. 

Z zaciśniętą gardłem wstałam z łóżka. Musiałam dostać się do Harrisa. Powiadomić go i ostrzec przed zagrożeniem. Ale nie mogłam wyjść z bez żadnej broni. Byłabym łatwą zdobyczą. Nie było w pokoju jednak niczego, co mogłoby się nadać.

Gdy miałam już wychodzić, w oczy wpadł mi porcelanowy wazon z kwiatami. Gdybym została zaatakowana i go upuściła, narobiłby on wystarczająco hałasu, by obudzić resztę domowników.

Zabrałam go więc ze sobą. Czułam się jak postać z horroru, która skradała się do swojego oprawcy. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju, byłam już w stu procentach pewna, że ktoś jest w domu. Trzeszczące panele na parterze nie były tylko moimi omamami słuchowymi. Tam naprawdę ktoś był.

Ścisnęłam wazon jeszcze mocniej, kiedy stawiałam kolejne kroki po schodach. Z każdym ich skrzypienie wstrzymywałam oddech, bojąc się, że napastnik mnie usłyszy.

Gdy w końcu stanęłam na samym dole schodów, widziałam już drzwi sypialni Harrisa. Musiałam tylko tam przebiec. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Chrisie. Na pewno trzymał przy sobie jakąś broń. Widział, że byliśmy poszukiwani, musiał przewidzieć i takie sytuacje.

Zebrałam się do biegu, lecz wtedy usłyszałam kroki zdecydowanie zbyt blisko mnie. Był tuż za rogiem. Nie myślałam więc dwa razy, wzięłam zamach i czekałam, aż wyłoni się zza ściany. Słyszałam szum bijącego serca i musiałam wstrzymać oddech, bo bałam się, że mógłby go usłyszeć.

W końcu zobaczyłam postać mężczyzny wyłaniającego się zza rogu i już miałam roztrzaskać mu wazon na głowie, kiedy w ostatniej chwili zdążył złapać moje dłonie. Sapnęłam zaskoczona kiedy zamiast groźnego napastnika chcącego mnie porwać, zauważyłam Harrisa, patrzącego na mnie z zaciekawieniem.

— Dlaczego chciałaś to zrobić? — Spytał półszeptem, a jego zachrypniętym głos spowodował ciarki na moim ciele. — To naprawdę bardzo ładny wazon.

Wciąż wpatrywał się we mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Byłam tak zaskoczona, że nie zdołałam mu nic odpowiedzieć. Nawet kiedy opuścił moje ręce, nic nie powiedziałam, tylko pozwoliłam mu to zrobić.

— No więc? — Odebrał mi z rąk wazon i odłożył obok na szafkę.

Spojrzałam jeszcze raz w jego oczy. Nie widziałam w nich żadnej złości ani ponaglenia, tylko spokój i zaciekawienie. Jakby starał się przejrzeć, co siedziało mi w głowie. Sprawiło to, że zapomniałam o strachu, który jeszcze chwilę temu ogarnął mój umysł.

— Usłyszałam kroki, myślałam, że to ktoś od Heather — przyznałam szczerze, tonąc w jego kojącym spojrzeniu. Jak mogłam kiedyś pomyśleć, że było ono przerażające.

— Dlatego wzięłaś do obrony ten wazon? — Zaśmiał się krótko, zerkając na przedmiot.

— Narobiłby dużo hałasu.

— Trafne spostrzeżenie — Uśmiechnął się nieznacznie. — Nikt tutaj nie wejdzie. Dom jest przez cały czas pilnowany. Nawet mysz się nie prześlizgnie. — Starał się mnie pocieszyć i trochę mu się udało. Wierzyłam mu jeśli on zaufał swoim ludziom. W końcu chodziło tu też o jego życie. Na pewno zrobił wszystko by zapewnić nam wszystkim bezpieczeństwo. — Dasz radę zasnąć?

— Tak — odpowiedziałam, kiwając głową i uwolniłam ręce z jego uścisku.

Nie spodziewałam się takiego pytania, a już na pewno nie tego, że gdy panele niedaleko nas ponownie strzelą, podskoczę wystraszona.

— Właśnie widzę — odparł, patrząc na mnie jak na dziecko. — Jeśli chcesz, zaczekam, aż zaśniesz. — Spojrzał mi w oczy po raz kolejny. Miałam wrażenie, że wtedy nie byłam zdolna niczego przed nim ukryć.

Nie chciałam, by to zauważył, ale liczyłam na to, by został przy mnie, bo wtedy czułabym się bezpieczna. Mogłabym zasnąć, wiedząc, że nic mi się nie stanie. Że kiedy się obudzę, wciąż będę w tym domu. Widziałam to w jego spojrzeniu. On także już to wiedział, lecz i tak czekał na moją odpowiedź. Nie chciałam jednak wyjść na taką strachliwą. Nie po tym wszystkim, co zrobiłam. Znaczyłoby to, że nic się nie zmieniło. Musiałam odmówić i samemu poradzić sobie ze strachem.

— Dziękuję — opuściłam wzrok zawstydzona.

A przecież miałam odmówić. Nie chciałam pokazać się z tak słabej strony, ale czułam, że on mnie nie wyśmieje. Nie każe odejść. Choć z początku myślałam, że był bezwzględny, on widział więcej, niż mogło mi się wydawać i nie pozostawał na to obojętny. Potrafił wyczytać z ludzi to, czego nie chcieli mu pokazać. Czy to przez jego przeszywający wzrok, a może reputację?

Zdałam sobie sprawę, że już wtedy, kiedy widziałam go z Aaronem, musiał wiedzieć, czego chłopak tak się boi. Wiedział, jak bardzo mu na mnie zależy i przestrzegał go przed tym co chciał zrobić. Wtedy myślałam, że jego słowa były groźbą skierowana w moim kierunku. Mówił, że wszystko, co zrobi Aaron, odbije się na mnie, ale gdyby to on chciał mnie skrzywdzić, miałby do tego wystarczająco okazji. Zamierzał po prostu przekonać Aarona, że współpraca z nim przyniesie mu więcej korzyści.

Wchodząc do pokoju, poczułam jeszcze większe upokorzenie. Naprawdę byłam jak dziecko, które bało się samo zasnąć. Może złym pomysłem było zapraszanie go do środka.

— Wyjdę gdy tylko zaśniesz.

Usłyszałam za sobą szept mężczyzny. Może jednak nie był aż tak dobry i odebrał moje zawstydzenie, jako strach. Nie bałam się, że mi coś zrobi. Do tej pory miał tyle okazji, że gdybym nagle zaczęła go o coś podejrzewać, byłoby to strasznie głupie.

— Wiem — zapewniłam go, odwracając się powoli. — Po prostu po tym wszystkim — zrobiłam krótką przerwę, by zebrać myśli — myślałam, że dam sobie radę, ale kiedy usłyszałam kroki na dole, cała trzęsłam się ze strachu. Poszłam do Mullera wiedząc, że może mnie zabić w każdej chwili i nie bałam się ci sprzeciwić, a teraz... — głos mi się załamał. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego tak to przeżywałam.

Opuściłam wzrok zawstydzona, lecz kiedy usłyszałam kroki Harrisa, uniosłam spojrzenie. Mężczyzna podszedł do mnie, uniósł dłoń i odgarnął mi włosy z policzka.

— To nic złego — wyszeptał, cały czas patrząc mi w oczy. — Ostatnio dużo się wydarzyło. Myślałaś, że to już koniec, a sprawy znowu się skomplikowały. Wiem, że to trudne, ale musisz jeszcze trochę wytrzymać, dobrze? Przepraszam, że cię w to wmieszałem.

Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Przepraszał mnie, ale za co? Owszem ostatnie miesiące nie były dla mnie najprzyjemniejsze, ale gdybym go wtedy nie spotkała, co by teraz ze mną było? Heather prędzej czy później by mnie zabrała i nie miałabym nikogo, kto mógłby mnie uratować. To, że go poznałam, sprawiło, że nie rozpłakałam się na widok facetów z bronią. Byłam na to przygotowana. I choć teraz nadeszłą chwilą słabości, to czułam się silniejsza. Pewniejsza, że słusznie postępuję.

— Nie masz mnie za co przepraszać. Uratowałeś mnie — złapałam jego dłoń, która wciąż spoczywała na moim policzku. — Może nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt przyjemne, to pomogło mi przetrwać to wszystko.

— No tak, dawno nikt mi nie dał z liścia. — Zaśmiał się pod nosem. Widząc to, sama zachciałam się uśmiechnąć.

Dawno nie czułam takiej swobody. A już na pewno nie kiedy rozmawiałam z Harrisem, jednym z najgroźniejszych ludzi w mieście. Było to szalone.

Tak samo jak to, że kiedy położyłam się w łóżku, naprawdę nie bałam się zasnąć. Wiedziałam, że mnie pilnował. Siedział na fotelu po drugiej stronie pokoju, a jego twarz była delikatnie oświetlona przez ekran telefonu. Byłam ciekawa, co robił, ale przecież miałam pójść spać. Zamknęłam więc oczy, odwracając się na drugi bok, lecz i tym razem pomimo upływu kolejnych minut, ja wciąż nie potrafiłam zasnąć. Zbyt dużo myśli kotłowało mi się w głowie. I wiele z nich dotyczyło mężczyzny siedzącego nieopodal. Chciałam go o tak wiele rzeczy zapytać, lecz przecież mieliśmy środek nocy. On na pewno też chciał się położyć.

Po raz kolejny zmieniłam pozycje, na co dostałam w odpowiedzi jego głośniejsze westchnięcie. Skarciłam się w myśli każąc w końcu zasnąć, lecz ta myśl uleciała mi z głowy, gdy poczułam, jak łóżko zaczyna się załamywać. Otworzyłam oczy, odwracając się do mężczyzny. Położył się on bowiem obok mnie, a kiedy nasze spojrzenie się skrzyżowało, miałam wrażenie, że każde z nas stara się dowiedzieć, co temu drugiemu chodzi po głowie. Jego może szukało pozwolenia, a moje było ciekawe dlaczego to zrobił i co jeszcze będzie chciał zrobić.

Przez chwilę żadne się nie odezwało, lecz w końcu to on był tym, który przerwał ciszę. 

— Gdy byłem mały i bałem się zasnąć przez koszmary, babcia śpiewała mi kołysankę.

Nie wyglądał, jakby żartował, ale ciężko było mi wyobrazić sobie mniejszą wersję jego, która chowała się pod kołdrą ze strachu przed potworami, może dlatego moje spojrzenie nabrało wątpliwości.

— Z popielnika na wojtusia iskiereczka mruga... — Zaczął śpiewać pół szeptem, a ja choć z początku zaskoczona, przymknęłam oczy, wsłuchując się w jego głos.

Przykryłam się szczelniej pierzyną gdy z każdym kolejnym słowem, czułam się bardziej senna.

— Całkiem straszna ta kołysanka — wymruczałam pod nosem, będąc na granicy snu.

Choć nie było w niej niczego złego, to sama melodia dawała lekko przerażający nastrój. Lecz i tak pomogło mi to zasnąć. Odpłynęłam w objęcia Morfeusza, wiedząc, że nie musiałam obawiać się Mullera. Przynajmniej na ten czas.

Miałam tej nocy wiele snów. Zmieniały się i mieszały ze sobą, lecz gdy rankiem obudził mnie huk zamykanych drzwi, nie mogłam przypomnieć sobie, czego dotyczyły. Miałam je z tyłu głowy, tak blisko, ale nie potrafiłam sobie ich przypomnieć.

Wyszłam z pokoju i od razu zauważyłam, że drzwi z sypialni Debby i Damona były uchylone. Ich również musiał obudzić ten huk, a może sami go spowodowali.

Schodząc po schodach, poczułam zapach mielonych ziaren kawy, a gdy zajrzałam do kuchni, zastałam tam Harrisa niosącego dwa parujące kubki.

— W samą porę. — Spojrzał na mnie, zachęcając, bym poszła a nim.

Zaciekawiona i lekko zaniepokojona ruszyłam w jego ślady. Usiadłam przy stole, obserwując, jak mężczyzna robi to samo. Patrzałam na niego, czekając na wyjaśnienia, lecz nie zapowiadało się na to, by chciał mi jakiś udzielić.

I kiedy miałam się już odezwać, Chris zdążył mnie uprzedzić.

— Jak się spało? — spytał, biorąc kubek do ręki.

— Całkiem dobrze — odpowiedziałam lekko skołowana. Zachowywał się podejrzenie. Nie powinniśmy wszyscy szykować się na atak Mullera? — Usłyszałam trzask drzwi, stało się coś?

— Zwykły przeciąg — starał się mnie uspokoić, lecz ja wciąż czułam się gotowa do ucieczki. — Dom jest obserwowany przez moich ludzi, nie ma tu nikogo, kto mógłby nam zagrozić — powtórzył swoje słowa, widząc, że wciąż byłam spięta ze strachu. — Musisz pozwolić sobie odpocząć. Nic nam się tu nie stanie, zaufaj mi. — Spojrzał mi w oczy, chcąc być bardziej przekonujący i faktycznie to podziałało. Widziałam, że nie kłamał. Nie miałby powodu.

Opuściłam wzrok na kubek z kawą. Może miał rację. Ciągłe myślenie tylko o Heather mogłoby wprawić mnie w szaleństwo. Ufałam mu. Naprawdę wierzyłam, że ma wszystko pod kontrolą.

Uniosłam wzrok, napotykając jego spokojne spojrzenie. Kilka miesięcy temu byliśmy w podobnej sytuacji. Ukrywaliśmy się w domku pośrodku drzew, pijąc poranną kawę. Wtedy nie mogłam jeszcze powiedzieć, że mu ufałam. Zresztą on mi także, sam przecież podejrzewał, że dorzuciłam mu czegoś do kawy. Czy już wtedy wiedział, jak to wszystko się potoczy? A może właśnie mnie obserwował, by przewidzieć kolejny ruch.

Choć na dworze śnieg zniknął z trawników, a temperatura powietrza pozwoliła pozbyć się zimowych kurtek, to przez chwilę mogłam poczuć ten spokój, który wtedy czułam.

Spojrzałam na Harrisa, uśmiechając się do niego zaczepnie i biorąc niewielki łyk kawy.

— Niczego tam nie dosypałem, żadnych środków przeczyszczających — odezwał się poważnym tonem, a mój uśmiech zamienił się w cichy śmiech.

Pamiętał to. Aż tak bardzo wtedy się bał, że może dostać rozwolnienia po kawie, którą dla niego przygotowałam?

Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem. Pomyślałam nawet, że może najbliższe dni nie będą aż takie złe.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Jak wam się podoba nastawienie Chrisa do Gwen? 😉
Co planuje Heather? 🤭
I czy może to skończyć się Happy Endem? 😶

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top