Rozdział 78

Głuchy dźwięk oczekującego połączenia wciąż rozbrzmiewał w telefonie, a ja z każdą sekundą zaczynałam tracić nadzieję. Już dawno nie czułam takiego potężnego strachu, oczekując, aż osoba po drugiej stronie odbierze telefon. Takiego paraliżującego przerażenia, że nie było już nikogo po drugiej stronie. Miałam świadomość, że Muller nie mógł pozbyć się Harrisa w ciągu kilku sekund, lecz strach przed utratą kolejnej osoby przysłonił mi racjonalne myślenie.

— Słucham — odezwał się jak zwykle zimnym i formalnym tonem.

Łzy zebrały mi się w oczach kiedy usłyszałam jego głos, bo myślałam już, że włączy się poczta głosowa. Czułam, jak szloch ściska mi gardło. Tak bardzo cieszyłam się, że był cały. Nie zniechęcił mnie nawet jego niemiły ton kiedy powtórzył wcześniejsze słowo, kiedy ja jeszcze przez chwilę zdolną byłam jedynie cicho szlochać.

— Chris, to ja, Gwen — wyszeptałam do telefonu rozglądając się wokół, bo bałam się, że nagle zostanę przyłapana przez bliźniaków.

Usłyszałam szelest kartek po drugiej stronie, a później ciszę, dlatego nie czekałam dłużej, wiedząc, że mnie słucha.

— Nie wiem, gdzie jestem, Muller chce cię zabić. Właśnie wyszedł z domu po ciebie i... — Obawiałam się, że spyta, kim jest nasz długo poszukiwany przeciwnik, a ja nie wiedziałam, czy mówić mu prawdę, lecz on nawet przez moment do tego nie nawiązał.

— Nie rozłączaj się, spróbujemy cię namierzyć, postaraj się utrzymać połączenie — rozkazał dosadnie, a jego głos, choć odrobinę rozkojarzony, starał się mnie uspokoić. Musiał już zacząć działać i wydawać polecenia, by mnie odnaleźli.

— Bliźniacy mogą tu za chwilę przyjść, nie wiem, czy mi się uda to przed nimi ukryć — wyszeptałam z obawą, czułam, że robi mi się słabo ze stresu, lecz wiedziałam, że nie mogłam teraz zemdleć. Nie mogłam liczyć tylko na Chrisa, musiałam mu trochę pomóc. Chociaż tyle mogłam zrobić.

— Wystarczy tylko chwilą, uda ci się. — Z każdym jego słowem zaczynałam wierzyć, że naprawdę dam radę, bo nie mogłam w niego zwątpić kiedy mówił to tak kojącym głosem. — A z tobą wszystko w porządku? Nic ci nie zrobili?

Wiedziałam, że próbował odwrócić moją uwagę, bym przestała panikować, ale nie mogłam powstrzymać ciepła, które pojawiło się w moim sercu. Dlaczego tak ucieszyło mnie to, że zapytał o mój stan?

— Nie, Muller wydaje się mieć na moim punkcie obsesję — odpowiedziałam już o wiele spokojniej, czując się jak zaczarowana. Samo usłyszenie znajomego głosu sprawiło, że poczułam nadzieję i ulgę. Naprawdę mogłam z tego wyjść. Była na to szansa, ale... — On chce cię zabić — przypomniałam, kiedy w głowie ponownie zaczęły pojawiać się czarne myśli.

— Nic mi nie będzie. Złapiemy go — zapewniał mnie, lecz ja i tak wciąż nie potrafiłam w to uwierzyć, póki sama nie zobaczyłabym go całego i bezpiecznego.

— Dobrze, ale... — wahałam się, lecz stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli dowie się tego przed tym jak spotka dziewczynę. Nie chciałam, żeby ją zabił nawet jeśli zrobiła tak wiele złych rzeczy. — Heather, siostra Debby jest Mullerem. Zainstalowała podsłuch w jej pokoju i na ubraniach, dlatego o wszystkim wiedziała. Wiem, że zrobiła dużo złego, ale proszę nie...

Przerwałam, słysząc zamykanie się drzwi w pokoju na piętrze. W panice schowałam telefon do kieszeni dresowych spodni i usiadłam na sofie. Czułam, że robi mi się znowu niedobrze, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Nie mogłam wstać, bo telefon mógłby odbić się na spodniach.

Gdy bliźniacy pojawili się w salonie, czułam na sobie ich wzrok. Chłopak skłonił się przede mną i odebrał torbę od siostry, po czym udał się do wyjścia. Dziewczyna za to podeszła do mnie i uśmiechnęła się ciepło. Pierwszy raz widziałam na jej twarzy tyle uczucia.

— Spokojnie, on już nic ci nie zrobi — Powiedziała spokojnym tonem.

— Wiem — odpowiedziałam przez zaciśnięte gardło. Dlaczego teraz nie potrafiłam się opanować, skoro do tej pory sobie radziłam?

Dziewczyna spojrzała na drzwi, za którymi zniknął jej brat, po czym niepewnie podeszła bliżej i zajęła miejsce obok mnie. Poczekała jeszcze chwilę, chyba czekając czy nie zganię jej za to, że bez pytania pozwoliła sobie na tak wiele. Ja jednak zaskoczona jej zachowaniem nie byłam do tego zdolna.

— Wiem, jak to wygląda, ale naprawdę Heather cię kocha i zrobi wszystko, byś była bezpieczna. — Spojrzała na mnie z troską, na którą nie byłam przyszykowana. Nie wiedziałam, jak mam zareagować, dlatego pozwoliłam mówić jej dalej. — Była wściekła kiedy dowiedziała się, jak Harris cię traktuje, od razu chciała cię zabrać, ale bała się, że nie zrozumiesz, dlaczego zrobiła to wszystko. Twierdziłam że uznasz ją za potwora. Chris potrafi namieszać w głowie, dlatego uznałam, że lepiej będzie jeśli sama przekonasz się, że to on jest po złej stronie. — Opuściła wzrok. — Przepraszam, nie miałam pojęcia, że posunie się aż tak daleko.

Patrzałam na nią, lecz słowa nie docierały do mnie tak, jak powinny, bo w głowie wciąż miałam to, że Chris był na lini i starał się mnie odnaleźć. Jak długo mogło mu to zająć? Czy już zdołał zobaczyć moją lokalizację? Chciałam w to wierzyć.

— To twoja decyzja, ale jeśli zdecydujesz się urodzić to dziecko, wszyscy ci pomożemy. — Położyła rękę na mojej nodze, a ja wstrzymałam oddech w obawie, że wyczuje telefon w kieszeni, lecz nic takiego się nie stało, a dziewczyna po chwili zabrała dłoń. W jej oczach pojawił się jeszcze większy smutek, na co i ja nie potrafiłam powstrzymać swoich łez.

Dziewczyna objęła mnie delikatnie, tuląc do siebie. Chris, czy już mnie znalazłeś?

— Chcę zobaczyć się z Debby — wyszeptałam żałośnie jak dziecko wołające mamę.

Czułam, że dziewczyna wzdycha cicho, lecz kiedy się odsunęła, na jej twarzy widniało zrozumienie, lecz oczy wciąż wyrażały wahanie.

— Proszę, potrzebuje jej teraz — poprosiłam łamiącym się głosem. Naprawdę jej potrzebowałam.

— No dobrze. Porozmawiam z Heather. Jeśli jej obecność ma pomóc ci się uspokoić, to dobrze zrobi tobie i dziecku.

Poczułam, jak kolejny kamień spada mi z serca. Dopóki przez drzwi ponownie nie wszedł bliźniak, a dziewczyna zerwała się ze swojego miejsca, stając obok mnie z opuszczoną głową. Chłopak wszedł do salonu, rozglądają się przy tym nerwowo. Chyba nawet nie zwrócił uwagi na nietypowe zachowanie swojej siostry.

— Pani zostawiła tutaj swój telefon — odezwał się po chwili, tłumacząc swoje zachowanie.

Poczułam, jak każdy mięśniem mojego ciała się spiął, a krew odpływa z twarzy kiedy wzrok dziewczyny spoczął na mnie, a dokładniej na kieszeni w spodniach.

Nagle mdłości ponownie mnie zaatakowały, a ja ponownie tego dnia zerwałam się w kierunku toalety. Zaraz po tym jak zwróciłam resztki zawartości żołądka, wyciągnęłam z kieszeni telefon Heather i rozłączając się, położyłam go na umywalce, a sama ponownie usiadłam na kafelkach przy toalecie. Miałam tylko nadzieję, że Harrisowi udało się mnie namierzyć, bo drugiej takiej szansy mogłam nie mieć. Mogłam teraz tylko czekać, lecz niewiedza, która wciąż nie pozwalała mi pozbyć się strachu, ponownie zaczęła mnie przytłaczać. Czułam się jak zamknięta w klatce i tak właśnie było. Nie mogłam stąd nigdzie wyjść. Zamknięta w domu nie wiadomo na jak długo. A wszystko pod pretekstem mojego bezpieczeństwa.

Spojrzałam zmęczona na dziewczynę, która pojawiła się w progu, a jej spojrzenie od razu odnalazło moje. Uciekła wzrokiem przez moment na telefon, który leżał na umywalce, lecz nie odezwała się ani słowem. Zauważyła, co zrobiłam? A może właśnie pomyślała, że cały czas tutaj był?

— Czy potrzebuje pani czegoś? Może zaparzę miętowej herbaty? — spytała chłodnym tonem. Jej zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, a ja zaczęłam stresować się, że mogła zauważyć, co zrobiłam.

— Byłabym wdzięczna — odpowiedziałam po chwili.

Jeśli moje obawy okazałyby się prawdą, nie mogłam pozwolić jej spotkać się z Heather. Gdyby zdradziła jej, że zadzwoniłam do Chrisa, odwołałaby atak. A teraz kiedy Harris się jej spodziewał, mógł lepiej przyszykować ludzi do obrony. Dlatego, choć wolałabym zostać sama, nie mogłam spuścić jej z oka. Skoro miała mi służyć, mogłam wykorzystać to na swoją korzyść.

Dziewczyna zabrała telefon Heather z umywalki i schowała go do kieszeni, zerkając na mnie podejrzliwie, lecz ja podniosłam się z ziemi i starając się nie spojrzeć na urządzenie, minęłam ją w drzwiach.

Weszłam do kuchni, wiedząc, że dziewczyna zrobiła to zaraz za mną.

— Niech pani usiądzie, ja się wszystkim zajmę — oznajmiła, gdy chciałam wziąć czajnik.

Przytaknęłam i zajęłam miejsce, skąd mogłam mieć doskonały widok na kuchnie. Chciałam mieć pewność, że nie będzie miała kontaktu z Heather ani z bratem. W momencie kiedy przekazywała mu telefon Mullera, czułam zżerające mnie od środka zdenerwowanie.

Dopiero w momencie kiedy stanął przede mną kubek z herbatą, rozluźniłam spięte mięśnie, lecz zaraz po tym uświadomiłam sobie, że bezmyślnie złamałam jedno ze swoich postanowień. Miałam nie pić niczego, co przygotują mi bliźniaki. Byłam tak zdeterminowana, by ukryć rozmowę z Harrisem, że bez namysłu zgodziłam się na herbatę.

Spojrzałam na kubek, jakby miał zacząć się nad nim unosić fioletowy dymek trucizny, lecz oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Gdybym teraz się wycofała, byłoby to podejrzane, dlatego z zaciśniętą gardłem upiła mały łyk. Nie mogli mnie otruć skoro Muller była we mnie zakochana. Nie wzięliby na siebie takiego ciężaru. Zaczęłam jednak obawiać się jakiegoś środka nasennego, jeśli dziewczyna faktycznie zorientowała się, co zrobiłam. Liczyłam na to, że z uwagi na to, że byłam w ciąży, nie będzie niczego próbowała. Tak przynajmniej oni myśleli.

Mijały minuty, później godzina, a ja wciąż nie czułam się bardziej senna czy otumaniona, dlatego już ze spokojem skończyłam kubek herbaty, zastanawiając się, jakie kolejne polecenie powinnam wydać dziewczynie, by mnie nie wydała. Musiałam być na tyle ostrożna by chłopak, który chwilę wcześniej pojawił się z powrotem w domu, niczego podejrzanego w moim zachowaniu nie zauważył. Nie mogłam pilnować ich obu.

— Wychodzisz gdzieś? — spytałam może trochę zbyt agresywnie, gdy zauważyłam, że dziewczyna zaczęła ubierać buty.

— Niedługo wrócę — odpowiedziałam wymijająco, w sposób, który nie zadowalał mnie w najmniejszym stopniu.

— Musisz iść? Chciałabym z kimś porozmawiać. — Odwróciłam głowę, by nie zauważyła strachu w moich oczach. Na pewno był mocno widoczny, nie byłam nawet pewna czy nie słuchać obijającego się o żebra mojego serca.

— Keith z tobą zostanie.

Spojrzałam na chłopaka, który widząc, że mu się przyglądam, skłonił się, stając gotowy do wysłuchania moich poleceń. Skrzywiłam się nieznacznie i nie była to tylko moja gra aktorska. Naprawdę nie chciałam z nim zostawać. Był przerażający. Taki nieczuły i zawsze oficjalny.

— Myślałam, że będę mogła porozmawiać z tobą o dziecku. Trochę się boję. — Spojrzałam na nią i nie starałam się ukryć nadziei, z jaką wypowiedziałam te słowa. Naprawdę chciałam, by została i może nie dlatego, że zaczęłam jej ufać, ale uczucie, jakie w to włożyłam, wcale nie było fałszywe.

Widziałam, jak zawahała się przez chwilę. Spojrzała na brata, lecz jego wyraz twarzy się nie zmienił. Zastanawiało mnie czy kiedykolwiek czuł coś, co wytrąciło go z równowagi. Był jak lalka lub robot.

— Będzie mogła pani porozmawiać o tym z Mullerem — odpowiedziała w końcu, a ja zamiast długo wyczekiwanej ulgi poczułam jeszcze większy stres. Tym bardziej kiedy dziewczyna pospiesznie wyszła z domu, nie dając mi szans na negocjacje.

Czułam na sobie spojrzenie chłopaka. Przyglądał mi się, może oceniał? A co jeśli siostra powiedziała mu o moim wybryku? Czy chciał mnie teraz pilnować? Zadbać bym niczego więcej nie wywinęła? Może planowali już jak mnie stąd przenieść?

— Chciałbym zostać sama — rozkazałam drżących głosem.

Zaczynałam znowu panikować. Czułam się strasznie niepewnie, będąc na obcym terenie. Zaczynałam tracić grunt pod nogami. Tak bardzo chciałam wrócić do domu, do ludzi, których znałam. Nawet przebywanie u Harrisa nie było dla mnie tak niekomfortowe. Tam wiedziałam, że miałam Debby i nic mi nie groziło. A tutaj zostałam sama z zakochaną we mnie szefową mafii. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek pozwoli mi wyjść, nie mówiąc już o kontaktach z innymi. Czułam się jak zamknięta w klatce.

Kiedy chłopak kiwnął głową i wyszedł posłusznie z salonu, miałam ochotę zapłakać z radości. Wyszedł.

Oparłam głowę na dłoniach, starając się uspokoić oddech. Nie mogłam już nic więcej zrobić jak czekać aż Chris mnie znajdzie. Musiałam wszystko mu oddać. Zaufać i czekać. Teraz chciałam, by jednak miał te wszystkie nadnaturalne zdolności, o które go podejrzewałam. Mógłby wtedy z łatwością mnie stąd zabrać. Lecz żadnych z nich nie miał i musiałam cierpliwie czekać.

Minęło kilkanaście minut a może kolejna godzina, trochę straciłam rachubę czasu kiedy zagłębiłam się we własnym umyśle. Zastanawiałam się, co takiego robił właśnie Harris. Czy już tutaj jechał? A może szykował własną obronę. Chciałam stąd wyjść, ale wizja tego, że jadąc tutaj, mógłby zostać zaatakowany, przerażała mnie równie mocno co myśl, że mogłabym zostać tu gdzie byłam do końca życia.

Ocknęłam się z natłoku myśli kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku w obawie, kim był nowy gość. Zobaczyłam najpierw bliźniaczkę, a później przeniosłam wzrok na kolejną osobę. Nie byłam pewna, kim była, bo miała na sobie kaptur i opaskę na oczach.

— Pociągnij mnie za włosy, a ja wyrwę ci twoje kudły — warknęła wściekła dziewczyna, stojąc wciąż z zakrytymi oczami.

Podniosłam się z sofy, rozpoznając jej głos. Nie zwracałam uwagi na bliźniaczkę, ani na to, że dziewczyna z kapturem nie wiedziała, co się dzieje. Podeszłam do niej szybkim krokiem i zamknęłam w silnym uścisku. Czułam, jak jej ciało napina się gotowe do obrony, lecz związane ręce uniemożliwiły odepchnięcie mnie.

— Debby — wyszeptałam bliska płaczu.

Blondynka drgnęłam zaskoczona, lecz tylko sekundę zajęło jej zrozumienie, co się stało.

— Gwen, jestes cała? — spytała od razu, nie patrząc nawet na to, że wciąż nic nie widziała. Ważniejsze dla niej było to, że nic mi nie było. Ja czułam dokładnie to samo.

Wystarczyło jedno słowo przyjaciółki, bym poczuła namiastkę bezpieczeństwa. Kiedy wiedziałam, że była blisko czułam się pewniejsza, silniejsza. Miałam wiarę, że uda nam się z tego wyjść. A kiedy zniknęły dotychczasowe wątpliwości co do jej lojalności, nie potrafiłam dłużej udawać. Po prostu się rozpłakałam. Nareszcie mogło być wszystko jak dawniej. Zero tajemnic i podejrzeń.

— Przepraszam — wyszeptałam, wciąż tuląc ją do siebie. Nie potrafiłam wypuścić jej z uścisku, bo bałam się, że wtedy zniknie.

— Chyba jest za co, skoro moczysz moją koszulkę, ale chciałabym najpierw zobaczyć, że naprawdę nic ci nie jest. — Zaśmiała się pod nosem, odwzajemniając mój uścisk na tyle, ile potrafiła.

Przytaknęłam głową, choć nie mogła tego jeszcze zobaczyć. Sięgnęłam za jej głowę, rozwiązując opaskę, która zasłaniała jej oczy, a gdy ta opadła, blondynka zaczęła przyglądać mi się z w pół przymkniętych powiek, jakby naprawdę oceniała, czy nic mi się nie stało. W tym czasie bliźniaczka uwolniła jej nadgarstki.

— Więc? Dlaczego tu jesteśmy i kim jest Muller, że zebrał nas w tym domu? — Rozejrzałam się po pomieszczeniu i choć wyglądała na spokojną, jej nerwowo zaciskane palce zdradzały to, jak bardzo się denerwowała. Stała się silniejsza, odkąd spotkała Damona.

Nie widziałam już tej nieśmiałej i przestraszonej dziewczyny, która nie chciała zostać sama z chłopakiem, który się jej podobał. Znajomość z brunetem pozwoliła odkryć stronę, której chyba sama nie była do końca świadoma.

Spojrzałam na bliźniaczkę, nie wiedząc, czy mogłam wyjawić Debby kim był Muller. Nie widziałam, by miała coś przeciwko, ale tym razem to ja chciałam ukryć jego tożsamość. Jakkolwiek delikatnie bym to przekazała, nie było to coś, na co blondynka była teraz gotowa. Nie w momencie kiedy byłyśmy zamknięte i to właśnie przez jej siostrę. Chciałam jej powiedzieć, zanim dowie się gdy złapiemy Mullera, lecz dobrze gdyby Damon był wtedy przy niej. Sama moją obecność mogła już nie wystarczyć.

— Przyprowadził nas tutaj, bo chciał, żebyśmy były szczęśliwe. Damon i Chris nie są dobrymi ludźmi. Muller pozwalał nam z nimi przebywać, byśmy zrozumiała to same, ale nie wszystko poszło tak, jak to planował. Dlatego musiał nas zabrać, zanim stanie się nam krzywda — odpowiedziałam, czując rosnący stres. Obawiałam się usłyszeć z jej ust tego jednego pytania, które padło o wiele szybciej niż byłam przyszykowana.

— Ale dlaczego my? — Zmarszczyłam brwi, myśląc intensywnie. — Wiesz już, kim on jest. — Wcale nie pytała, ona to wiedziała.

Przytaknęłam głową niepewnie. Spojrzałam na bliźniaczkę, lecz ona odwróciła głowę, jakby miało to zapewnić mnie, że nie interesuje ją to, o czym rozmawialiśmy.

— Usiądziemy może? — zaproponowałam, podchodząc do sofy. Sama byłam zaskoczona jakim spokojnym tonem to powiedziałam, skoro chwilę temu płakałam w ramię przyjaciółki.

Spojrzałam na Debrę i widziałam w jej spojrzeniu tyle niezrozumienia, ale nie wiedziałam, jak miałam przekazać jej to wszystko czego się dowiedziałem i co zrobiłam skoro bliźniaczka stała tuż obok. Uchyliłam usta, lecz zaraz je zamknęłam, wzdychając.

— Ufam ci — usłyszałam cichy głos przyjaciółki. — Cokolwiek nie zrobisz, wierzę, że robisz to dla naszego dobra. — Uśmiechnęła się delikatnie, a jej wzrok zjechał na mój brzuch. Jej mina zmieniła się momentalnie na zatroskaną. — To prawda? — wskazała na brzuch. — Jesteś w ciąży?

Odwróciłam wzrok z obawy, że nie będę potrafiła okłamać ją prosto w oczy. Jeszcze kilka dni temu nie miałam z tym najmniejszego problemu, lecz teraz kiedy ponownie mogłam zaufać jej w stu procentach, nie chciałam więcej tworzyć między nami muru, lecz musiałam zrobić to jeszcze ostatni raz.

— Nie robiłam jeszcze testu, ale okres mi się spóźnia — wyszeptałam, by chwilę później spojrzeć na bliźniaczkę i upewnić się, że wciąż nas słuchała.

— To Chris jest ojcem? Czy wy... czy on cię skrzywdził? — Spytała ostrożnie, lecz kiedy zacisnęłam usta, w jej oczach zebrały się łzy.

Zbliżyła się do mnie i przytuliła, czułam, jak jej ciało drżało z emocji, jakie nią targały. Źle mi z tym było, ale to dawało mi przewagę.

— Jeśli...

Zaczęła, lecz urwała kiedy słyszałyśmy chwilowy pisk urządzenia przy drzwiach, a później wszystkie rolety antywłamaniowe powędrowały do góry.

Spojrzałam zaskoczona na okna, starając się dostrzec cokolwiek za roletami, lecz było już ciemno na dworze i jedyne co widziałam, to odbicie własnej zdezorientowanej twarzy. Spojrzałam na bliźniaczkę, a na jej twarzy zaczęło malować się przerażenie.

— Idziemy, szybko! — krzyknęłam do nas, lecz zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, dom oświetliły światła samochodu, a drzwi zaczęły trzeszczeć, by chwilę później ich zamek został wyłamany.

Siedziałam wciąż na swoim miejscu, lecz wstałam kiedy przez próg przeszła ciemnowłosa postać. Tak długo wyczekiwany przeze mnie niebieskooki mężczyzna.

Uśmiechnęłam się i zamrugałam oczami, czując zbierające się w nich łzy. Debra podążyła w moje ślady i stanęła tuż przede mną, a kiedy za Harrisem wszedł powolnym krokiem Damon, usłyszałam zaskoczone sapnięcie blondynki. Brunet utykał na lewą nogę, a jego ruchy były powolne, widać było, że jeszcze do niedawna leżał w szpitalu i nie zdziwiłabym się gdyby przyszedł tutaj, wypisując się na własne żądanie. Nawet Chris nie mógł go zatrzymać.

Podszedł on do blondynki, zamykając ją od razu w swoim uścisku.

Zauważyłam, jak bliźniaczka ucieka z pomieszczenia, lecz nie zwróciłam na to uwagi, bo całą poświęciłam niebieskookiemu, który również zmierzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się delikatnie, czekają, aż podejdzie bliżej, lecz wtedy drogę zagrodziła mu Debra.

Nie odezwała się ani słowem, nie mogłam dostrzec też jej mimiki twarzy, lecz już po samych napiętych mięśniach, wiedziałam, że nie była zadowolona. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, jej ręką spotkała się z policzkiem Harrisa, a po dźwięku, jaki się rozległ, zapanowała głucha cisza.

Zaskoczyła mnie tak bardzo, że w pierwszej chwili nie byłam w stanie zareagować. Co innego mogłam powiedzieć o Chrisie, bo on wyglądał, jakby nic co zrobiła dziewczyna, go nie zaskoczyło. Jego chłodne spojrzenie padło na blondynkę, lecz nie odezwał się do niej ani słowem, za to chwile później przeniósł swoje spojrzenie ponownie na mnie.

— Nawet się do niej nie zbliżaj! — krzyknęła wściekła Debra.

Harris doskonale ją słyszał, lecz nie odwrócił ode mnie wzroku.

— Nie zrobię tego — zapewnił, uśmiechając się zadziornie.

Zagryzłam wargę, czując dziwne napięcie między nami. Najchętniej odwróciłabym wzrok, lecz nie potrafiłam tego zrobić, widząc w nim tyle ciepła. Całkowicie różnił się od tego, którym chwilę wcześniej obdarzył blondynkę.

Widziałam, że czekał na mnie. I tak jak obiecał, nie zrobił ani kroku w moją stronę, lecz ja już tak i to nie jeden. Wyminęłam niczego nieświadomą dziewczynę, zatrzymując się dopiero przed mężczyzną.

— Gwen? — Usłyszałam zaskoczenie, z jakim wypowiedziała moje imię, lecz nie zwróciłam na to uwagi.

— Mówiłam, że zrobię wszystko, byś mnie znalazł — Uśmiechnęłam się nieśmiało, widząc, że on wciąż obserwuje mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.

— Wtedy ci nie wierzyłem — odpowiedział w końcu.

Zagryzłam ponownie wargę, nie wiedząc, czy mogłam zrobić kolejny krok, bo jego widok naprawdę mnie ucieszył. Przypominając sobie jak pocieszające były dla mnie jego ramiona, chciałam znowu to poczuć.

Zauważyłam, jak podnosi dłoń i zmierza nią w kierunku moich włosów. Spojrzałam mu jeszcze raz w oczy i stawiając wszystko na jedną kartę, zrobiłam jeszcze jeden krok, przytulając się do niego.

— Dziękuję  — Poczułam ogromną ulgę, bo czując go, wiedziałam, że był to początek końca. Końca tego wszystkiego. Wiedzieliśmy kim był Muller. Harris zdołała mnie znaleźć i wszystko wydawało się zmierzać ku końcowi.

Jego dłoń opadła na moje plecy, dociskając do siebie. Przymknęłam oczy, czując się naprawdę bezpiecznie, lecz zaraz przypomniałam sobie, gdzie byliśmy i o obecności pozostałych, dlatego odsunęłam się od niego.

Odchrząknęła i odwróciłam głowę w kierunku Debry. Dziewczyna stała wciąż za moimi plecami, a na jej twarzy było wymalowane jeszcze większe zaskoczenie niż chwilę temu.

— Zbierajmy się stąd, zanim Muller wróci — powiedziałam, ponownie odchrząkując.

Wyminęłam Harrisa i podeszłam do drzwi. Czułam, że podążył moim śladem, a kiedy przekroczyłam próg domu, upewnił mnie w moim przeczuciu, równając ze mną krok. Gdy szedł obok, czułam, jakbym miała ochroniarza. Uniosłam głowę i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy jego wzrok ponownie stał się ostry jak brzytwa. Naprawdę wyglądał jak mój osobisty ochroniarz.

— Z czego się śmiejesz? — drgnęłam zaskoczona kiedy usłyszałam przy swoim uchu jego szept. — Może czegoś ci dosypali? Nie zaśnij mi w samochodzie jak poprzednim razem.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

— To ty mnie zaniosłeś do klubu kiedy Casper mi czegoś dosypał.

Mówili wtedy, że był to przypadkowy facet, który widział mnie w klubie.

— Myślałem, że już się domyśliłaś. — Rzucił swobodnie.

Otworzył mi drzwi, a kiedy zajęłam miejsce pasażera, sam okrążył pojazd i usiadł za kierownicą. Poczekaliśmy jeszcze aż Damon i Debra usiada z tyłu, zanim ruszyliśmy.

Zastanawiało mnie zachowanie Chrisa, bo choć nasze stosunki się ociepliły, to przed porwaniem nie były one aż tak swobodne jak teraz. Nie tylko mnie to zastanawiało, bo aż czułam palące uczucie wzroku blondynki na plecach. Ona musiała mieć jeszcze większy mętlik w głowie. W końcu jeszcze chwilę temu płakałam w jej ramię z powodu ciąży z Harrisem.

— Wszystko wytłumaczę w domu. — Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się niewinnie.

— Bezapelacyjnie — Ona wcale nie była zadowolona. Dawno nie widziałam jej tak na mnie wkurzonej.

Lecz jak się okazało, zaraz po wjeździe na posesję domu, Damon odciągnął blondynkę ode mnie i Harrisa. Zostaliśmy sami w pokoju. Pewnie Chris wytłumaczył już wszystko Damonowi i ten chciał nam dać chwilę dla siebie byśmy przegadali to, czego dowiedziałam się w domu Mullera.

Dom, do którego zabrał nas Chris, nie był tym samym co przed porwaniem. Może to właśnie do niego staraliśmy się wtedy uciec, bo tak jak się spodziewałam, był on w środku lasu. Nic wokół nie było w odległości kilku kilometrów. Dosłownie. Same drzewa.

— Przez moment bałam się, że zostanę już tam na zawsze. — Zaśmiał się cicho, myśląc, że zwrócę tym uwagę mężczyzny, lecz kiedy odwróciłam się w jego stronę, uświadomiłam sobie, że już do samego początku ją miałam. — Heather pilnowałam każdego mojego kroku. Gdyby nie chciała zabić cię za wszelką cenę, myślę, że nie zostawiłaby telefonu w mojej obecności.

Patrzałam na niego, starając się odgadnąć co myśli, bo wyglądał, jakby nie interesowało go nic związanego z dziewczyną. A raczej powinno.

— Dobrze się czujesz? — spytał nagle, zbijając mnie tym z tropu.

— Tak, chyba. Dalej trochę nie mogę uwierzyć, że to ona za tym wszystkim stoi — odpowiedziałam szczerze. Lecz widziałam w jego oczach, że to nie było pytanie, które chciał zadać. Pierwszy raz widziałam w jego oczach wahanie.

Dałam mu chwilę do zastanowienia się, bo widziałam, że coś nie daje mu spokoju. Nie był to u niego częsty widok, dlatego tym bardziej nie chciałam mu utrudniać decyzji.

— Naprawdę jesteś w ciąży? — zapytał wreszcie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem pobłażliwie.

— Przecież tylko się przytuliliśmy. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że nie tak to działa. Nie zostaniesz tatusiem. — Zaśmiałam się, lecz jemu wciąż nie było do śmiechu. Nie powinno mnie to zaskoczyć, lecz nie zniszczyło to mojego dobrego humoru. W końcu byłam wolna.

— Wiem, że nie ze mną — odparł poważnie, a jego szczęka zacisnęła się i chyba nie miał o tym do końca pojęcia.

Otworzyłam szerzej oczy, zaskoczona jego zachowaniem, lecz zaraz postanowiłam wyjaśnić mu co zaszło w domu Mullera. Nie chciałam trzymać go dłużej w niepewności.

— Nie jadłam odkąd mnie porwali i byłam zestresowana spotkaniem z Mullerem. Wszystko się nałożyło w momencie kiedy Heather postanowiła się ujawnić i zemdliło mnie z nadmiaru emocji. Heather założyła od razu, że jestem w ciąży. Nie chciałam jej z tego wyprowadzać, bo widząc, jaka jest tym zdenerwowana, liczyłam na to, że popełni błąd i jak widać, się nie myliłam. — Usiadłam na brzegu biurka. — Nie myślałam, że w to uwierzysz. Przecież sam najlepiej wiesz, że ze sobą nie spaliśmy.

Przytaknął głową i odwrócił wzrok, zerkając za moje plecy. Pozwoliła mu na kolejną chwilę ciszy, az do momentu w którym zaczął do mnie podchodzić. Obserwowałam go z rosnącym napięciem, które prawie wybuchło, kiedy zatrzymał się tuż przede mną.

— Po prostu myślałem, że któryś... nieważne. — Spojrzał w moje na pewno zdezorientowanej oczy i założył kosmyk włosów za ucho.

Drgnęłam kiedy jego palce dotknęły mojego policzka. Czułam, jak serce wali mi w piersi. Bałam się, że mogę źle odebrać to, jak się zachowywał. Patrzałam w jego oczy i nie wiedziałam, czy całe to ciepło tylko sobie wmawiałam, czy istniało ono naprawdę.

— Cieszę się, że nic ci nie jest. — Położył dłoń na moim policzku, zbliżając się jeszcze bardziej.

Nie potrafiłam oderwać spojrzenia od jego oczu. Widziałam w nich tak wiele emocji, które ze sobą walczyły. Zawsze je przede mną ukrywał, lecz teraz czułam, że tego nie zrobił. Co się zmieniło od tego czasu?

— Jeśli chcesz się odsunąć, to teraz jest na to moment — powiedział z lekką chrypką.

— Wiem — odpowiedziałam od razu, lecz nawet nie drgnęłam i nie myślała nawet, by to zrobić.

Nasze oddechy zaczęły się mieszać ze sobą. Czułam bijącego od jego ciała ciepło i byłam pewna, że i ja zrobiłam się czerwona na twarzy, lecz nawet to nie zmusiło mnie, bym odwróciła wzrok. Widziałam piękny błękit jego oczu i utonęłam w nim. Tak długo walczyłam, by utrzymać się na powierzchni, lecz było to na nic. Nie potrafiłam się temu oprzeć.

Przymknęłam oczy, a zaraz później poczułam jego ciepłe wargi, które opadły na moje. To był nasz drugi pocałunek, taki niewymuszony, lecz całkowicie różnił się od tego pierwszego. Tamten wyszedł w złości. Szybki i agresywny. Ten był całkowitym przeciwieństwem. Czułam jego palce, którymi głaskać mój policzek, a moje dłonie same powędrowały na głowę mężczyzny. Wplotłam je we włosy ciągnąć delikatnie, na co Harris złapał zębami moją wargę. Sapnęłam, czując, że pomimo powolnego tempa brakowało mi tchu. A kiedy mężczyzna oparł swoje czoło o moje, bałam się otworzyć oczu. Co bym zrobiła jeśli to wszystko okazałoby się tylko snem? Gdybym po podniesieniu powiek, zobaczyła dom Mullera?

— Powiedz, że to stało się naprawdę, że jesteś tu obok, że uciekliśmy. — Słyszałam swój załamujący się głos, ale nic nie starałam się z nim zrobić.

Poczułam, jak dłonie Harrisa suną na moje plecy, a chwilę później przyciągają do swojego torsu. Będąc przy nim tak blisko, czułam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.

— Jestem tutaj i nie pozwolę im cię ponownie skrzywdzić — wyszeptał obietnice, a ja poczułam zbierające się łzy w oczach.

Schowałam głowę w jego szyi, płacząc cicho ze szczęścia.

Wierzyłam mu. Naprawdę mu wierzyłam.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Wyszedł trochę dłuższy niż planowałam, ale wy na pewno się cieszycie 😁☺️
Co tu się stało? ☺️
Harris chyba potrzebował zrozumieć jak wiele znaczy dla niego Gwen i na odwrót 😉
A wiec Heather jednak im pomogła tym porwaniem 😁🤭

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top