Rozdział 76
Oddychałam, ale wciąż brakowało mi powietrza. Rozglądałam się, lecz nie potrafiłam skupić wzroku na niczym konkretnym. W głowie wciąż miałam słowa Damona i widok roztrzaskanego samochodu.
Nie mogłam jej stracić. Chciałam coś zrobić, ale czułam się bezsilna. Ręce drżały mi ze strachu. Czułam rozrywający ból w klatce piersiowej. Jak każdy mięsień mojego ciała się spina, byle obronić się przed tym bólem. Lecz on nie był fizycznych, żadne leki przeciwbólowe by nie zadziałały. Nie chciałam znowu tego przeżywać co z Aaronem. Czarne myśli z dużą siłą wtargnęły do mojego umysłu, podsuwając najgorszy scenariusz.
Zagryzłam drżącą wargę, nie przejmując się bólem i tym, że zostaną na niej ślady zębów. Nie panowałam nad tym.
Zrobiłam chwiejny krok do przodu, a później kolejny. Czułam na sobie uważny wzrok Harrisa, lecz on wcale mnie nie zatrzymał. Szłam w kierunku drzwi, nie myśląc, co dokładnie zrobić, ani gdzie pójść. Chciałam po prostu znaleźć się tam, gdzie blondynka i móc ją przytulić, poczuć, że była cała.
Straciłam zdrowy rozsądek, czego nie mogłam powiedzieć o Chrisie. On zachował trzeźwość umysły i choć pewnie tak samo bał się o przyjaciela, to dotychczasowe życie nauczyło go radzić sobie w takich sytuacjach. A ja? Mogłam grać i jakoś wytrzymać trudne warunki, lecz uderzenia w bliskie mi osoby były dla mnie wciąż zbyt mocne.
Poczułam na ramionach duże, męskie dłonie, które uniemożliwiły mi dalszą wędrówkę. Wiedziałam, że nie da mi odejść, ale i tak próbowałam się wyszarpać. Nie przestałam nawet kiedy owinął ręce wokół mojego ciała, ograniczając mi jakikolwiek ruch. Czułam, że nie byłam w stanie drgnąć, lecz wciąż starałam się z nim walczyć.
— To mnie chcą! Przeze mnie ją zabrali! — krzyknęłam w rozpaczy, błagając w myślach, by mnie uwolnił. — Muszę iść do niej. Wtedy ją wypuszczą. — Moje ruchy zaczęły słabnąć, lecz jego uścisk wcale nie zmalał. Jakby obawiał się, że znowu spróbuję uciec i pewnie by tak było.
— Naprawdę wierzysz, że to zrobią? — Spytał karcąco, chcąc przywrócić mnie do racjonalnego myślenia. — Kiedy cię dostaną, ona nie będzie im już potrzebna. — Szarpnęłam się jeszcze raz, chcąc zagłuszyć to co mówił. — Tak długo jak będziesz od nich daleko, tak ona będzie bezpieczna.
Wiedziałam, że mówił prawdę, ale nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. Czułam, że to przeze mnie ją zabrali i nie potrafiłam się z tym pogodzić. Chciałam znaleźć się koło niej, bo wtedy miałabym pewność, że wciąż żyła. Tak bardzo się o nią bałam.
Przestałam się szarpać, a kiedy moja chęć walki zniknęła, poczułam ogromne zmęczenie. Gdybym mogła, upadłabym właśnie na ziemię, ale ramiona mężczyzny wciąż mnie podtrzymywały. Nie krępowały już moich ruchów, po prostu trzymały. Ogarnęła mnie przytłaczający bezradność. Z oczu zaczęły wypływać łzy, które skapywały na podłogę. Nie próbowałam nawet kontrolować drżącego oddechu.
Nie przejmowałam się nawet obecnością Harrisa. Pozwoliłam sobie na tę chwilę słabości. Przecież widział mnie już w gorszym stanie, po śmierci Aarona.
Na tę myśl, w moich oczach pojawiło się jeszcze więcej łez.
Poczułam jak mężczyzna za mną kuca, a wtedy razem usiedliśmy na ziemi. Wciąż trzymał mnie w swoim uścisku, lecz ja wcale nie wykazywałam oznak walki. Po prostu się poddałam.
— Znajdziemy ją. — Przyciągnął mnie do siebie, jedną ręką łapiąc za moją drżącą dłoń. — Ale teraz musisz zadbać o siebie. — Wyszeptał spokojnie, ściskając moją rękę.
Oparłam głowę o jego pierś, pozwalając wypływać łzom. Starałam się uspokoić oddech, który co chwilę drżał przez płacz.
— Boję się o nią — przyznałam otwarcie, chcąc pozbyć się ciążącego strachu i bólu.
— Wiem — wyszeptał, starając się mnie uspokoić.
Czułam jego delikatne ruchy dłoni, którą zataczał kółka na mojej ręce, jego ciepły oddech na czubku głowy i tylko szybsze bicie serca zdradzało, że on również był zaniepokojony. Czułam jego przyspieszony rytm i choć starał się go opanować spokojnym oddechem, to nawet to nie pomogło.
Harris też był człowiekiem. Czasami bezwzględnym, innym razem zbyt dociekliwym, ale człowiekiem i choć robił rzeczy podchodzące pod niemożliwe, to miał też uczucia. Czuł złość, rozbawienie, ale też i strach o bliskich, a Damon na pewno do takich należał.
— Przepraszam, to wszystko przeze mnie. — Poczułam kolejna fale łez.
Odwróciłam się i przylgnęłam do mężczyzny. Chciałam poczuć, choć odrobinę wsparcia, ale nie spodziewałam się, że zamiast zostać odtrącona, Chris pozwoli mi ukryć się w jego piersi, a nawet sam zakryje mnie rękami. Ścisnęłam jego koszule w dłoniach, zagryzając wargę, gdy chciałam ponownie zapłakać.
— Musisz jechać do Damona — wydusiłam.
— Słyszałaś, co powiedział. Chcą ciebie, dlatego nie mogę zostawić cię samej. — Zaczął głaskać moje plecy, co skutecznie rozbijało moje myśli. Nie potrafiłam skupić się na tym, co chciałam mu przekazać.
— Zamknij mnie w piwnicy, zrób cokolwiek, ale musisz do niego jechać. — Uniosłam głowę, patrząc w jego oczy. Widziałam w nich podobny ból do mojego, a mimo to wciąż zaprzeczał. Choć bardzo chciał upewnić się, że jego przyjaciel otrzyma pomóc, nadal trwał przy swoim.
— Ciekawa propozycja, ale tym razem nie skorzystam. — Uśmiechnął się podstępnie. — Do Damona jedzie już pomoc. Zrobią wszystko by mu pomóc. Ja im ufam, więc ty zaufaj mi. — Czułam, jak jego spojrzenie odbiera mi zdolność racjonalnego myślenia. Zgodziłam się, i choć jeszcze chwilę temu nalegałam, by jechał do przyjaciela, teraz się poddałam. — Musimy się schować. Ten dom jest zbyt na widoku.
Pomógł mi wstać z ziemi i zaprowadził do sypialni.
— Spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy, musimy wyjechać jak najszybciej.
Przytaknęłam głową, czując, że za chwilę znowu się rozpłacze. Musiałam się wziąć w garść. Tyle przeszłam, nie mogłam się poddać. Ale moje myśli wciąż były zajęte przez blondynkę.
Byłam pewna, że Harris wyszedł, dlatego drgnęłam zaskoczona kiedy znalazł się obok. Wyciągnął z szafy kilka moich ubrań i włożył do torby. Najwyraźniej nie mogliśmy pozwolić sobie na takie zwlekanie.
Spojrzałam na niego, spodziewają się, że zobaczę zniecierpliwienie, ale on ze spokojem na twarzy pakował mnie do torby.
Podążałam za nim do samochodu jak zjawa. Bezgłośnie przemykałam za jego plecami. Byłam cieniem samej siebie. Czułam się tak obco, oszołomiona i przytłoczona informacjami. Najpierw tymi o wypadku i porwaniu Debby, a później tymi o wyjeździe.
Usiadłam na miejscu pasażera, wpatrujące się tempo w schowek. Czy i tym razem znalazłabym w nim broń? A może resztę batonów, które Harris zabrał Casper'owi? Wydarzenia sprzed kilku miesięcy wydawały mi się oddalone o lata. Tyle się zmieniło, ja się zmieniłam. A szczególnie moje spojrzenie na Harrisa. Tamtego wieczora byłam przerażona myślą, że byłam w jednym samochodzie z Harrisem, a teraz jechałam z nim w nieznane, powierzając w jego ręce własne życie. Wtedy uważałam, że musi mieć nadprzyrodzone moce, by robić te wszystkie niemożliwe rzeczy, lecz teraz wiedziałam, że nic takiego nie istniało i jak wciąż nie mogłam dowierzać temu co potrafił zrobić, to wiedziałam, że jego władza również miała granice. Nie byłam tylko pewna, jak daleko one sięgają.
Światła miasta zaczęły powoli znikać i chyba dopiero wtedy zaczęło docierać do mnie, co się działo. Naprawdę uciekaliśmy.
Poczułam łzy w oczach i chociaż bardzo nie chciałam płakać, to nie mogłam ich powstrzymać. Odwróciłam głowę w kierunku okna, ale i tak chwilę później poczułam jak się zatrzymujemy. Nie odważyłam się spojrzeć na Chrisa. Już nie chodziło o to, że nie chciałam, by zobaczył moje łzy, nie raz je widział, po prostu nie chciałam, by robił coś z litości.
— Damon ma się już dużo lepiej. Kiedy tylko się obudzi, będą próbowali odnaleźć samochód, który zepchnął ich z drogi i zabrał Debrę.
Wciąż na niego nie spojrzałam, lecz po jego słowach odczułam prawdziwą ulgę. Nie spodziewałam się, że aż tak przejmowałam się stanem chłopaka blondynki, dopóki nie usłyszałam, że był bezpieczny. Może dało mi to jakąś nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.
— Nie mogę obiecać ci, że szybko wrócimy do domu, ale zadręczanie się tym również nie jest dobrym pomysłem. Można od tego zwariować. — Jego głos złagodniał i miał w sobie coś kojącego. Coś, czemu chciałam zaufać i uwierzyć. Pewnie dlatego po chwili wreszcie odwróciłam głowę i na niego spojrzałam.
Zadziwiające było to, jak potrafił dopasować głos do sytuacji.
Przytaknęłam głową, zgadzając się z nim. Doskonale wiedziałam, że myślenie w kółko tylko o tym jednym sprawiało, że człowiek tracił zdrowy rozsądek. Zatracał się w strachu i niepewności. Nie chciałam znowu tego przeżywać.
Kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę, starałam się odsunąć od siebie wszelkie myśli. Skupiłam się na tym, lecz im bardziej próbowałam, tym one wracały z większą mocą. Sfrustrowana zamknęłam oczy, opierając głowę na fotelu. Zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. Czułam, że głowę mam cięższą niż jeszcze chwilę temu. Doskwierał mi ból mięśni, co w połączeniu ze wciąż natrętnymi myślami spędzał mi sen z powiek, nawet pomimo tak dużego zmęczenia.
Drgnęłam wystraszona, kiedy poczułam, jak nagle zaczęliśmy przyspieszać. Otworzyłam oczy, spoglądając wystraszona na Harrisa. Od razu zauważyłam jego zaciśniętą szczękę kiedy nerwowo zerkał w środkowe lusterko. Odwróciłam głowę, zaniepokojona jego zachowaniem. Zauważyłam jadący za nami samochód i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że licznik wskazywał prędkość dawno przekraczającą tą dozwoloną.
Ścisnęłam pasy w ręce, bojąc się, że tak jak w przypadku Debby i Damona, nas także będą chcieli zepchnąć do rowu. Skąd wiedzieli, gdzie jechaliśmy, jak długo nas śledzili. Może czekali na nas pod domem. Wiedzieli, że będziemy chcieli uciec.
Zamknęłam oczy, czując nagłe szarpnięcie. Bałam się je otworzyć i czekałam tylko na uderzenie, lecz ono nie nadeszło. Zamiast tego zobaczyłam przez wciąż zamknięte oczy rażące światło reflektorów.
— Nie wysiadaj.
Usłyszałam zdenerwowany głos Harrisa. Otworzyłam po raz kolejny oczy, patrząc na niego przestraszona i zarazem zdumiona. Widząc jego kamienny wyraz twarzy, zaczynałam wątpić, czy aby mi się nie przesłyszało.
Mężczyzna sięgnął do schowka i tak jak myślałam, wyciągnął z niego pistolet, jednak zabrał z niego również kartkę.
— Schowaj ją. — W pośpiechu wcisnął mi do rąk kawałek papieru.
Spojrzałam na niego podczas gdy wysiadał z pojazdu i nie zastanawiając się dwa razy, schowałam kartkę do spodni, a stres, że właściciel pojazdu, którego światła mnie oświetlały, widział, co zrobiłam, sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Miałam tylko nadzieję, że tak jak on oślepiał mnie, tak i światła samochodu Harrisa świeciły mu po oczach.
Obserwowałam przerażona jak do Chrisa podchodzi jeden z goniących nas mężczyzn. Rozmawiali, lecz ja nie wiedziałam o czym. W uszach słyszałam tylko szum bicia własnego serca.
Zakręciło mi się w głowie kiedy nieznajomy wycelować w Harrisa. Byłam pewna, że strzeli. Widziałam oczami wyobraźni, jak ciało Chrisa upada martwe na ziemię. I choć kazał zostać mi w samochodzie, nie mogłam po prostu patrzeć, jak go zabijają. To mnie chcieli, jeśli Harris zostałby żywy, mógłby mnie uratować. Tak to sobie tłumaczyłam. A może po prostu jakąś część mnie chciała postawić się jego rozkazowi.
Wysiadłam z samochodu, skupiając wzrok wszystkich na sobie. Ten zadowolony naszego wroga, jak i wściekły Harrisa.
— No proszę, obejdzie się bez większego problemu. — Zaśmiał się nieznajomy.
Widziałam wzrok Chrisa i w głowie prawie mogłam usłyszeć jego karcący głos, przypominający mi, że miałam zostać w środku. Ale przecież nie mogłam tylko stać i patrzeć.
Zacisnęłam pieści kiedy kolejny z nich podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu. Zaraz jednak poczułam zimny metal przy mojej głowie. Zamarłam, przeklinając swoją głupotę w myślach. Co ja tak właściwie chciałam zrobić?
— Rusz się choćby o milimetr, a odbije się to na niej — warknął ten obok mnie w kierunku Chrisa.
— Przecież jej nie zabijecie — odpowiedział śmiało Harris, na co czułam, jak moje gardło zaciska się ze strachu.
— Masz rację. — Ponownie się zaśmiał. — Co prawda szef nie będzie zadowolony jeśli wróci z ranami po strzale, ale zrozumie jeśli powiemy, że było to konieczne, by ją złapać.
— Ja też wolałbym się obejść bez tego, ale jak sam powiedziałeś, jeśli jest to konieczne, by ją zatrzymać, to jest to coś, na co mogę przymknąć oko. — Chris również nie ukrywał drwiącego uśmiechu.
Spojrzałam na niego ze strachem. Nie chciałam czuć ponownie tego bólu. Szarpnęłam się wystraszona, zapragnęłam uciec i schować się zaraz po tym jak wybije sobie z głowy jakąkolwiek ponowną chęć narażania swojego życia.
Lecz pomimo słów Harrisa, nie drgnął mu nawet palec.
— No dalej, wszyscy czekamy, tylko na co? — podpuszczali go, a ja coraz bardziej się bałam.
— Powiedz, jakie to uczucie być zdradzonym i dalej kochać tę osobę? — wyśmiał go kolejny.
Gdyby tylko wiedzieli, jaka była prawda. Wtedy mogłoby nie być im już tak do śmiechu. To ich zdradziłam. Od samego początku byłam po stronie Harrisa i choć z początku nie do końca z własnej woli, to nawet nie zauważyłam kiedy, zaczęłam starać się z całych sił, by to on wygrał.
Jednak dla nich wciąż uwiodłam Harrisa. Owinęłam go wokół palca. Sprawiłam, że mi zaufał i nawet teraz kiedy moja "zdrada" wyszła na jaw, on wciąż nie potrafił spojrzeć na mnie obojętnie. Oni tak myśleli, więc dlaczego ja czułam, że było całkiem na odwrót. To ja przepadłam.
— Nie ruszysz się nawet jeśli zrobię coś takiego? — Nieznajomy opuścił broń, a do moich uszu dotarł głośny huk.
Spojrzałam ze strachem na Harrisa, ale nie zauważyłam u niego żadnych ran, lecz jego wzrok mógłby zabić. Sam widok jego spojrzenia, które niosło ze sobą najgorszą groźbę, sprawił, że moje ciało przeszły ciarki strachu. Nawet mężczyzna, który do niego celował, drgnął prawie niezauważalnie, co starałam się zakryć śmiechem.
— Mógłbym cię teraz zabić. Naprawdę jest to takie łatwe. Muller by to zrozumiał. — Uśmiechnął się, lecz zaraz spojrzał na mnie, a jego uśmiech zgasł. — Przecież żartuje.
Nie wiedziałam, co się stało, dopóki nie odwróciłam głowy. Mężczyzna, który mnie trzymał, skierował swój pistolet w stronę przyjaciela.
— Nie zamierzam ryzykować. — Był całkowicie poważny. — Weź ją do samochodu, ja go przypilnuje.
Poczułam, jak ręce mężczyzny suną po moim ciele, na co szarpnęłam się wystraszona, lecz on tylko wyciągnął z mojej kieszeni telefon i wyrzucił go w krzaki.
Zacisnęłam szczękę. Kolejna deska ratunku przepadła.
Spojrzałam na mężczyznę, który nie był zadowolony z polecenia swojego kolegi, ale posłusznie podszedł do mnie. Spięłam się na to jak blisko stanął. Czułam się jak w pułapce między nimi dwoma. A kiedy zostałam wciągnięta do samochodu, wiedziałam, że nie miałam już szans na ucieczkę. Jakbym wcześniej jakąś miała. Już od samego początku kiedy zablokowali nam drogę, nie mieliśmy jak uciec.
Spojrzałam na Harrisa, lecz jego wzrok wcale się nie zmienił. Widziałam w nim wściekłość, lecz nawet jeśli chciał zabić tego, który przed nim stał, nie zrobił tego. I wcale nie chodziło tu o to, że nie mógł tego zrobić, mógł, ale niewątpliwie niosłoby to konsekwencje związane ze mną. Znowu to wszystko działo się przeze mnie. Czego chciał ode mnie Muller, że posuwał się do takich czynów. Nie byłam nikim ważnym, a on zorganizował za mną pościg. Kim on był i dlaczego wziął sobie mnie za cel?
— Chyba się nie obrazisz? — spytał retorycznie mężczyzna obok mnie gdy zakładał mi opaskę na oczy.
Wiedziałam, że jakakolwiek walka z nim była spisana na straty, dlatego nawet nie protestowałam, nie chcąc go zdenerwować. Ostatnie co zdążyłam zauważyć, było to, jak facet pilnujący Harrisa, strzela w opony jego samochodu. Więc moja kolejna szansa na ratunek właśnie przepadła.
Im dłużej siedziałam z zamkniętymi oczami, tym bardziej zaczynałam panikować. Jechaliśmy już dobre kilkadziesiąt minut, a może mi ten czas się tak dłużył. Nie wiedziałam, gdzie byliśmy, może gdybym usłyszała coś, co pozwoliłoby mi stwierdzić czy wjechaliśmy do jakiegoś miasta, czułabym się spokojniejsza. Tymczasem wokół samochodu panowała głucha cisza. A gdy nagle się zatrzymaliśmy, czułam, że robi mi się niedobrze ze strachu.
— Może cię zaniosę? — Usłyszałam prześmiewcze pytanie tego, który zawiązał mi oczy, najwidoczniej nie miał zamiaru ściągać mi opaski.
— Zrób to, a szef utnie ci ręce — odparł ponownie lekko zirytowanym tonem ten drugi. Chyba niezbyt się lubili. Ich charaktery były swoim całkowitym przeciwieństwem.
Usłyszałam tylko westchnięciem mężczyzny, a później dźwięk otwieranych drzwi. Co prawda nie wyniósł mnie z samochodu, tak jak zażartował, ale pomógł mi wysiąść. Czułam się jak podczas zabawy w ciuciubabkę, lecz teraz byłam w całkiem nieznanym miejscu, co dodawało mi powodów do strachu. Utrata jednego ze zmysłów, sprawiła, że czułam ciągły niepokój. A może sam fakt, że właśnie dotarło do mnie, że miałam spotkać się z Mullerem. Tym prawdziwym. Coś, do czego starałam się dotrzeć, właśnie miało się spełnić, lecz nie w sposób, z którego byłabym zadowolona. Miałam być pewna, że Harris mi pomoże, a teraz wiedziałam, że był kilkadziesiąt kilometrów za mną i nawet nie wiedział, gdzie mnie zabrali.
Nie wiedziałam, czego miałam się po nim spodziewać. Dlatego kiedy poczułam dłoń mężczyzny, która popychała mnie w nieznanym mi kierunku, odruchowo zaparłam się nogami. Jednak to nie stanowiło dla jego problemu, siłą zaciągnął mnie, do jak się później okazało, drzwi domu. W oddali mogłam usłyszeć szczekanie psów, więc musiała być to jakaś dzielnica mieszkalna. Uczepiłam się tej jednej wiadomości, jakby mogła mnie ona uratować. Jakby psy mieszkały tylko w tym jednym domu i po tym Harris mógłby mnie odnaleźć.
Kiedy znaleźliśmy się w środku, mężczyzna za mną ściągnął mi opaskę z głowy.
Zamrugałam, by przyzwyczaić wzrok do oślepiającego światła lamp. Chciałam rozejrzeć się po pomieszczeniu, które ku mojemu zaskoczeniu wyglądało na ciepły i przytulny dom, lecz widok dwóch postaci przede mną, skutecznie przyciągnął moją uwagę. Czułam ogromny niepokój, patrząc na nich. Zachowywali się tak nienaturalnie kiedy ukłonili się przede mną, oświadczając, że byli moimi sługami. Coś takiego jeszcze istniało?
Wyglądali niemalże identycznie. Byli bliźniakami, co do tego nie było wątpliwości. Młoda dziewczyna i chłopaka, którzy nie wyglądali, jakby przekroczyli osiemnaście lat, a jednak ich zachowanie mogło świadczyć o dużym doświadczeniu w tym co robili.
— Przygotowałem dla pani ciepły posiłek, na pewno jest pani głodna — odezwał się chłopak, i choć jego głos był spokojny i uprzejmy, na twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Było w tym coś przerażającego.
— Czy temperatura w pomieszczeniu jest odpowiednia? Jeśli sobie pani życzy, rozpalę kominek — tym razem to dziewczyna zabrała głos, a mnie zaczęła przytłaczać ich nienaturalna uprzejmość.
Byłam zdezorientowana.
— Jest w porządku — wydukałam niepewnie.
Kobieta przytaknęła, lecz wciąż nie ruszyła się z miejsca.
Spojrzałam na chłopaka. Zaproponował mi coś do zjedzenia, lecz nie byłabym w stanie niczego przełknąć. Obawiałam się też, by nie dosypali czegoś do posiłku. Nie miałam na myśli trzciny, bo nie zadawaliby sobie tyle trudu, by mnie tu sprowadzić i otruć. Bardziej martwiłam się narkotykami. Nie wiedziałam jednak, jak zareagują na moją odmowę.
— Przepraszam, ale nie jestem jeszcze głodna. — Spojrzałam z obawą na chłopaka, lecz ten również przytaknął głową.
— Oczywiście, gdyby pani tylko zgłodniała, proszę dać mi znak.
— Może my się na coś załapiemy? — odezwał się mężczyzna, który mnie przyprowadził, lecz w tym samym momencie młody chłopak spojrzał na niego, a mi przeszły ciarki po plecach, jego wzrok był tak złowrogi. Nigdy bym nie przypuszczałam, że tak młody chłopak może wyrazić taką nienawiść. — Chyba jednak nie — odparł, tracąc swój entuzjazm.
Nie wiedziałam, co zrobić. Byłam pewna, że idę na spotkanie z Mullerem, a trafiłam do domu, w którym czekało na mnie dwóch nastolatków, gotowych zrobić wszystko na moje polecenie. Nie tego się spodziewałam.
— Proszę odpocząć, podróż na pewno nie należał do przyjemnych, ale proszę się nie martwić, wszystko przekażemy szefowi i on wyciągnie odpowiednie konsekwencje. Wygląda pani na przestraszoną, ale zapewniam, że jesteśmy tutaj, bym poczuła się pani zaopiekowana. — Gdy mężczyzna opuścił dom zostawiając mnie samą z dwójką nastolatków, głos dziewczyny złagodniał, i nie przypominał już oficjalnego tonu, lecz wcale nie opuściła go uprzejmość.
— Za chwilę szef będzie chciał się z panią zobaczyć, w tym czasie może pani odpocząć w salonie. — Skłonił się chłopak, zaraz odsuwając się i wskazując na sofę stojącą przed kominkiem.
Niepewnie podeszłam do niej, lecz kiedy dwójka nastolatków podążyła zaraz za mną, nie potrafiłam myśleć o niczym innym tylko o nich. Chciałam zebrać myśli, bo było ich tak wiele, że mogłabym popełnić błąd, za którego cenę nie byłabym w stanie zapłacić. A nie mogłam tego zrobić, kiedy oboje stali nade mną oczekując rozkazów.
— Czy mogłabym zostać chwilę sama? — spytałam wciąż niepewnie, nie wiedząc, jak zareagują, jednak oni skłonili się i odeszli, dokładnie tak jak sobie tego zażyczyłam.
Wzięłam uspokajający oddech, lecz dopiero wtedy poczułam, jak uderzył we mnie wszelkie obawy. Byłam traktowana tutaj jak księżniczka. Miałam osoby, które były na każde moje zawołanie. Zdawali się dbać, bym czuła się tutaj jak najlepiej, ale ja nie potrafiłam się temu poddać. Wiedziałam, w czyim domu byłam i kto za moment do mnie przyjdzie. Ten czas zbliżał się z każdą sekundą, powodując coraz to większy supeł w moim brzuchu. Czułam zbliżające się mdłości, dlatego starałam się myśleć o Harrisie i o tym, że dla niego nie istniało coś niemożliwego. Znajdzie mnie na pewno. Choć wolałam, by nastąpiło to raczej prędzej niż później.
Rozejrzałam się po pokoju, na wazonie, w którym stały świeże kwiaty widniał znak dokładnie taki sam jak na moim nadgarstku. Litery połączone w jeden symbol, który oznaczał przynależność do Mullera. Nie było wątpliwości, kogo był to dom. A sama wiedza, że miałam, za moment zobaczyć prawdziwego Mullera, sprawiała, że w głowie zaczął tworzyć mi się obraz tego jak mógłby wyglądać. Spodziewałam się ogromnego mężczyzny, który sprawował władze nad mafią bez większego wysiłku. A fakt, że ukrywał się przed innymi, dodawał mu tajemniczości i bardziej mnie stresował, ale nawet trochę nie mogłam doczekać się tego spotkania. Chciałam już zobaczyć, kim tak naprawdę był i spytać, czy z Debby wszystko w porządku. Dlaczego ją porwał, skoro miał mnie już na celowniku. Może po prostu chciał nas wygonić z domu Chrisa, ale wtedy nie musiałby porywać blondynki. Było tak wiele niewiadomych. Ale skoro z jakiegoś powodu zależało mu na moim bezpieczeństwu i dobrym samopoczuciu, to mogłabym namówić go do spotkania z blondynką. Czułabym się o wiele lepiej gdyby była obok, bo miałabym pewność, że nic jej nie groziło.
Ocknęłam się kiedy usłyszałam zbliżające się kroki. Zza ściany wyłoniła się dwójka nastolatków. Chłopak niósł ze sobą laptop, który po chwili postawił na stoliku przede mną. Podniósł ekran, a na wyświetlaczu ukazał mi się znak dokładnie taki sam, jaki widniał na meblach i mojej ręce. Znak Mullera.
— Nareszcie możemy porozmawiać. — Usłyszałam niski, męskie głos dobiegający z laptopa. — Doszły mnie słuchy, że podróż nie była dla ciebie zbyt komfortowa. Przepraszam za to, ale nie mogłem dopuścić, byś zobaczyła, gdzie będziemy mieszkać. Jeszcze nie teraz kiedy wierzysz w słowa Chrisa. — Jego głos był spokojny, a nawet wyczułam w nim nutkę radości, aż do momentu kiedy nie wypowiedział imienia Harrisa. Prawie wypluł je z odrazą.
Nie spodziewałam się, że moje spotkanie z Mullerem będzie miało miejsce przez laptop. Byłam przyszykowana na mierzenie się z nim twarzą w twarz.
— Widzę, że nie tego się spodziewałaś — Zaśmiał się rozbawiony. Ponownie mnie zaskakując. — Nie mogę jeszcze ryzykować, ale obiecuje, że niedługo się zobaczymy. Kiedy w końcu zrozumiesz, że Chris nie jest kimś, kim warto zawracać sobie głowę. Nie jest ciebie wart. Jesteś zbyt dobra dla niego. Przepraszam, że tak długo zwlekałem z tym, by cię od niego zabrać. Ale nie spodziewałem się, że zajdzie to aż tak daleko. Już nie musisz się go bać.
— Nie rozumiem, o czym mówisz. — Gubiłam się w tym co mówił i byłam zbyt zaskoczona jego słowami, by skupić się na ich znaczeniu. Myślałam, że będzie zły za to, że ich oszukiwałam, bo wydawał się doskonale wiedzieć, co planowałam z Harrisem.
— Nie pozwolę mu zbliżyć się do ciebie. Wszystko będzie już dobrze. Sprawie, że nie będziesz miała powodu do smutku. Kocham, jak się uśmiechasz, zawsze uwielbiałem na to patrzeć. Nawet jeśli mnie nie zauważałaś, ja zawsze cię obserwowałem. Jesteś taka dobra, a spotyka cię tyle nieszczęścia. Ale od teraz nie pozwolę na to więcej. Będziesz przy mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Dam ci wszystko, co tylko będziesz chciała. Może masz już coś, co chciałabyś dostać. Zawsze spełniałaś moje życzenia, nawet jeśli myślałem, że o nich nie pamiętasz.
Byłam jednocześnie zaskoczona jak i przerażona. Obserwował mnie cały czas? Mówił w sposób, jakby był ze mną blisko, a ja nie wiedziałam, kim mógłby być. O jakich życzeniach mówił? Byłam kompletnie skołowana. Potrzebowałam czasu, żeby to przemyśleć, a znowu miałam go tak niewiele na podjęcie decyzji.
— Chciałabym zobaczyć się z Debrą — powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy, a zarazem coś, co miało dla mnie ogromną wagę.
— Bałem się, że o to poprosisz, ale trochę liczyłem, że raczej będziesz chciała szybciej zobaczyć mnie. — Zaśmiał się, a ja nie byłam pewna czy był zdenerwowany, czy rozbawiony. Jego głos był naprawdę dziwny i wcale go nie poznawałam. Tym bardziej nie wiedział, kim mógłby być. — Debby jest zapatrzona w Damona, dlatego nie mogę pozwolić wam się jeszcze zobaczyć, ale zapewniam cię, że nic jej nie grozi, jest dla mnie tak samo ważna jak ty. Kiedy tylko pozbędę się Chrisa i Damona, na pewno spotkamy się całą trójką.
Ta obietnica zawisły w powietrzu i wiedziałam, że była ona wypowiedziana z ogromnym przekonaniem. Czułam dreszcze strachu, bo zaczynałam obawiać się, że Muller może naprawdę zrobić coś chłopakom.
— Nie będę cię już męczył, wiem, że sporo się dzisiaj wydarzyło, dlatego pozwól się sobą zaopiekować i wypocznij. Jutro znowu porozmawiamy i mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli zrobić to twarzą w twarz.
Po tym bliźniacy zabrali laptop ze stolika, zostawiając mnie całkowicie samą w wieloma kotłującym się myślami. Wszystko naprawdę wyglądało, jakbym nie musiała bać się o swoje bezpieczeństwo, ale czy cokolwiek co do tej pory zrobił Muller było dobre? Musiało być w tym drugie dno.
W pokoju światło dochodziło jedynie z małej lampki w rogu pomieszczenia. Bliźniacy zniknęli za ścianą i choć zostałam sama, czułam się obserwowana. Niepokój sprawił, że pomyślałam o Harrisie, który mógłby mi teraz pomóc. Chciałam, by mnie znalazł.
Przypomniałam sobie o kartce, którą wręczył mi w samochodzie. Wyciągnęłam ją z kieszeni, zauważając ciąg cyfr układający się w numer telefonu. Poczułam namiastkę nadziei i szczęścia.
Wiedział, że nie zdoła mnie ochronić, dlatego zrobił wszystko, by umożliwić mi kontakt z nim.
Zrobił tak wiele. O wszystkim pomyślał, a teraz ja musiałam tylko znaleźć sposób, by to wykorzystać.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Znowu rozłączeni, ja wiem wiem zabijecie mnie za to, ale może właśnie to będzie czymś co rozpali ich uczucie 😏
I co? Macie już jakieś pomysły kim jest nasz Muller? 🤭
Czekam na jakieś teorie w komentarzach, bo jestem ciekawa co myślicie 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top