Rozdział 62
Kręciło mi się w głowie, czułam, jakby ważyła ona więcej niż zwykle. Straciłam czucie w ręce, a może ból zagłuszył wszystkie inne bodźce. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Starałam się powstrzymać nudności z całych sił, bo byłam w stu procentach pewna, że Mary nie byłaby zadowolona gdybym pobrudziła jej tapicerkę. Pewnie dlatego też dała mi jakiś materiał, bym ucisnęła ranę.
Zacisnęłam oczy, powtarzając w głowie, by wytrzymać i nie stracić przytomności. Nie ufałam rudowłosej. Zabrała mnie ze sobą do samochodu i jechałyśmy... gdzieś. Nie wiedziałam, co chciała ze mną zrobić. Nie łudziłam się nawet, że z dobroci serca tak po prostu mi pomoże, nie wypytując wcześniej jak uciekłam i dlaczego wciąż żyłam. Może od razu zamierzała skrócić mój żywot. Przyszłam do nich po pomoc w pełni świadoma, że tak mogło się to skończyć, ale życie u boku Chrisa, nie było dużo lepszym wyborem. To jak chciał wytłumaczyć światu, że wciąż żyje, jeszcze bardziej uwięziłoby mnie w jego pułapce. Nie mogłabym zemścić się na Mullerze. Musiałabym o tym zapomnieć i pomagać Harrisowi w innych sytuacjach. Razem z Damonem, Benem, Debby.
Słyszałam głos rudowłosa dosyć wyraźnie, lecz nie potrafiłam zrozumieć jej słów. Moje myśli były rozbiegane między tłumieniem bólu fizycznego, ale też i psychicznego.
Otworzyłam oczy dopiero kiedy poczułam, że się zatrzymujemy. Czułam jak kręciło mi się w głowie.
Z pomocą kobiety dostałam się do domu, pod który podjechaliśmy. Nie mogłam się rozejrzeć przez wciąż dokuczające mdłości, ale zauważyłam, że gdy tylko przekroczyłyśmy próg drzwi głównych, kilka par oczu od razu zwróciło na nas uwagę.
Mary zatrzymała się na widok pozostałych. Może nie spodziewała się ze ktoś będzie w domu. Choć nie wydawała się zaskoczona.
— Może któryś duszy dupę i mi pomoże — odezwała się po chwili, w której tamci tylko się nam przyglądali.
Na słowa rudowłosej od razu ruszył jej chłopak, który również znajdował się w tym zbiorowisku.
— Myślałem, że już zostałaś przerobiona na psią karmę. — Spojrzał na mnie badawczo.
— Jeśli się nie pospieszysz, to ja zrobię to z tobą — zagroził kobieta, będąc już chyba zmęczona tym, jak opierałam się na jej ramieniu całym ciężarem.
— Już już — zaśmiał się w odpowiedzi mężczyzna.
Podszedł do mnie, pozwalając oprzeć się na nim zamiast na rudowłosej. Walczyłam o każdy oddech, czując, że zaczynam tracić przytomność, a im bardziej się bałam, tym ciężej mi się oddychało, bo zaczynało do mnie docierać, że gdy zamknę oczy, mogę ich już nie otworzyć. Nie chciałam umierać. Nie tutaj, nie przy nich. Co ja myślałam, w ogóle nie chciałam umierać, gdziekolwiek by to nie było.
— I co mam z nią teraz zrobić? — spytał mężczyzna.
— Zaprowadzę ją do pokoju, zadzwonię po Lily.
Jak się domyśliłam, Lily musiała być ich lekarzem, który mógł mi pomóc. A przynajmniej taką miałam nadzieję. W końcu Damon też miał nim zostać, a wycinał ludziom narządy, by później sprzedać je na czarnym rynku.
Gdybym powiedziała, że z pomocą mężczyzny doszłam do pokoju, to bym trochę podkoloryzowała tę historię. To bardziej on przyciągnął mnie do pomieszczenia. Nie miałam już sił. Nawet kiedy położył mnie na łóżku, nie chciałam się ruszyć. Było mi niewygodnie, ale to nic przy tym, jak bardzo bałam się czy doczekam kolejnego dnia.
— Wiesz co? — usłyszałam głos mężczyzny. — Nawet trochę mi cię szkoda. Przyszłaś do nas prosić o pomoc, myśląc, że ci pomożemy? Jeśli tylko to tobą kierowało, to naprawdę jesteś naiwna. — Zmusiłam się, by na niego spojrzeć. — Poważnie, lepiej dla ciebie gdybyś dała sobie spokój. Nie dostaniesz taryfy ulgowej tylko dlatego, że handlowałaś dla nas prochami i uwiodłaś Chrisa. Spaliłaś już swoją przykrywkę. Nie ma ludzi niezastąpionych, każdy może wciskać dzieciakom proszki.
— Mam... wiem gdzie Chris... — ciężko mi się mówiło.
— Zachowaj siły na spotkanie z Lily, choć ma słodkie imię, nie należy do osób, które wiedzą co to empatia. — Uciszył mnie, a ja coraz bardziej zaczynałam rozumieć, w co się wpakowałam. Wiedział, że będzie ciężko, ale chyba to, co mnie czekało, przerosło moje oczekiwania.
Zostałam sama, a w tej ciszy, miałam wrażenie, że z każdą sekundą zaczynam tracić czucie, wzrok, słuch. Wszytko mówiło mi, że umierałam, czy tak to naprawdę wyglądało, po dłuższym zastanawianiu się, raczej nie. Lecz wtedy strach nie pozwolił mi myśleć inaczej. Tym bardziej że wiedziałam, jak dużo krwi straciłam. Było mi zimno, a ciało było o wiele za ciężkie, by je podnieść z łóżka bez niczyjej pomocy.
Starałam się przypomnieć wszystkie chwile z Aaronem i Debby, na wypadek gdyby naprawdę miały być to moje ostatnie chwile życia. Czułam łzy ściskające po moich policzkach. Chciałbym móc ich zobaczyć jeszcze choć raz. Było to głupie, w końcu przed chwilą od niej uciekłam, ale nawet widok Chrisa nie wywołałby u mnie odruchu wymiotnego. On prędzej przekazałby moje ciało rodzinie niż Mary i jej kumple.
Nie chciałam umierać.
Usłyszałam, jak ktoś, jakby na moje zawołanie, wszedł do pokoju. Była to ciemnowłosa kobieta. Byłam prawie pewna, że to ich lekarka. Przyniosła ze sobą nawet walizkę. Czułam na sobie jej spojrzenie, ale nie miałam siły się ruszyć.
— Wyglądasz jak mój kot, którego pogryzł pies.
Usłyszałam jej głos. Samo jego brzmienie było przyjemne dla ucha, a jednak na próżno było w nim szukać współczucia.
— Godzinę później zdechł — dodała po chwili. — Mary zadzwoniła po mnie, bym ci pomogła, ale nie sądzę, by szef chciał cię dłużej trzymać. — Usiadła na fotelu, zaczynając pisać z kim na telefonie. Stukot jej paznokci roznosił się po pokoju, a ja nie mogłam się nawet odezwać. — Szkoda byłoby mojej roboty, chyba sama rozumiesz.
Chciałam zacząć na nią krzyczeć i wyzywać, że miała mi pomóc, ale nie potrafiłam się nawet odezwać. Strach jeszcze bardziej zacisnął mi gardło. Starałam się poruszyć, ale udało mi się jedynie odwrócić głowę.
— Nie patrz na mnie takim wzrokiem, poniekąd wyświadczam ci przysługę. — Spojrzała na mnie z bezlitosnym uśmiechem.
Z moich oczu po raz kolejny spłynęły łzy, bo doskonale wiedziałam, że naprawdę nie zamierzała mi pomóc. Nikt nie zamierzał. Miałam umrzeć tutaj, sama. Zastanawiałam się, co powinnam zrobić inaczej, by uniknąć tego, gdzie się znalazłam. Na pewno nie powinnam była opuszczać Chrisa, ale przede wszystkim moja chęć zemsty wpędziła mnie w to gdzie teraz byłam. Goniłam ślepo za tym, by się zemścić. Teraz wiedziałam, że prowadziło to do mojej rychłej zguby.
Zamknęłam oczy, poddając się, bo co innego mogłam więcej zrobić.
Aaron, niedługo się zobaczymy. Chciałam się do niego przytulić, usłyszeć jego głos, a jednak coś nie pozwoliło mi całkowicie się z tym pogodzić, że miałam umrzeć. Chęć życia, a może wiedza, że zostawiałam tu inne ważne dla mnie osoby. Nie zrobiłam jeszcze wszystkiego, co chciałam.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na kobietę, która uśmiechała się do telefonu kiedy ja zaraz obok niej umierałam. Była prawdziwym potworem.
Wzięłam głęboki wdech, chcąc zmusić moje ciało do ruchu. Lecz zanim to zrobiłam, nagle w drzwiach pojawiła się Mary. Spojrzała na mnie i na Lily, a na jej twarzy pojawiła się zmarszczką niezadowolenia, ale chwilę później ułożyłam usta w zadziornym uśmiechu. Nie wiedziałam, co miał on oznaczać i tego się obawiałam jeszcze bardziej.
— Czego się szczerzysz? — spytała oschle Lily.
W pierwszej chwili nawet mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się tego, myślałam raczej, że się lubią, ale w moim stanie nie zaprzątałam sobie tym dłużej głowy.
— Po prostu myślę sobie, jak wspaniałe będzie oglądać, jak szef każe ci wypierdalać. — Otarła się o futrynę, spoglądając na kobietę z drapieżnymi iskierkami w oczach. — W końcu kazał ci jej pomóc. Będzie wściekły jeśli się dowie, że w tym czasie przeglądałaś sobie filmiki z kotami.
Lily westchnęłam zirytowana, ale schowała telefon do kieszeni. Nie wyglądało jednak na to, by jakkolwiek ruszyły ją słowa Mary. Może się tym nie przejęła, albo uznała, że zdoła się z tego jakoś wykręcić. Naprawdę nie chciało jej się mi pomóc. Od niej zależało moje życie, ale potraktowała mnie jak zwykłego robaka.
— Nie wierzysz mi? — Na twarzy Mary wciąż widniał uśmiech. — Możemy do niego zadzwonić. Nie będzie zadowolony, bo właśnie prowadzi spotkanie, ale to już ty będziesz się tym martwić. — Wyciągnęła rękę ze swoim telefonem w kierunku kobiety.
Nie mogłam i nie chciałam się ruszyć. Przez chwilę czułam, jak ból odchodzi gdzieś w dal. Czułam ulgę fizyczną, ale psychicznie coraz bardziej się bałam. Jeśli jeszcze bardziej się dało.
W końcu, po długich kilku sekundach, Lily cmoknęła wściekła i podeszła do mojego łóżka. Spojrzała na Mary z obrzydzeniem, by chwilę później ten sam wzrok skierować na mnie. Wyglądało na to, że jednak miałam szanse przeżyć, ale wcale nie czułam się bezpieczniej pod jej opieką. To tak jakby miało się na żywca odciąć rękę, by wydostać ją z paszczy lwa. Nie wykluczałam, że to właśnie chciała zrobić.
— Zachciało mi się bawić w doktorkę. Miałam robić sekcje zwłok, wycinać narządy, a nie bawić się z kolejną, która myśli, że będzie jak w jakimś pierdolonym filmie. Nie jesteście niezniszczalni. — Mamrotała pod nosem wściekle. — Mam dla ciebie radę na przyszłość. — Tym razem zwróciła się do mnie. — Następnym razem jak ktoś będzie do ciebie strzelał, upewnij się, że rana jest śmiertelna, sobie zaoszczędzisz bólu, a mi roboty, dobra?
W tamtym momencie pomimo tego, w jaki stanie byłam, chciałam się jej odgryźć, sprzeciwić, zrobić na złość, przez to jak łatwo podchodziła do czyjegoś życia. Jednak moje waleczne zamiary odeszły w niepamięć przez nagły i ostry ból. Miałam wrażenie, jakby po raz kolejny została postrzelona w to samo miejsce. Szarpnęłam się niekontrolowanie, co spotkało się jedynie z jej dezaprobatą. Przycisnęła moje ramię z powrotem do łóżka.
— Leż — warknęła wściekle.
Nie słuchałam jej i próbowałam ponownie się wyrwać, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba. Czułam spływające po moich policzkach łzy bólu i bezradności. Chciałam, by to się już skończyło.
Zacisnęłam zęby, tłumiąc w sobie krzyk, gdy po moim ramieniu ponownie rozniosła się fala bólu. Oddychałam szybko przez nos, mając nadzieję, że to trochę mi pomoże, ale zamiast tego, przed oczami widziałam coraz to większe czarne plamy. Wiedziałam, że za chwilę zemdleje, w uszach zaczęło mi piszczeć, a ja rozbieganym wzrokiem próbowałam zobaczyć coś przez zanikający obraz. Uniosłam zdrową rękę, chcąc złapać się kobiety, dać jej jakikolwiek znak, ale dłoń opadła po chwili bezwładnie na pościel. Była zbyt ciężka, bym mogła z nią dłużej walczyć. Oczy zamknęły się mimowolnie, a w uszach zniknął pisk, i jedyne co słyszałam, to swoje rozszalałe serce, które biło z zawrotną prędkością.
Po co ja uciekałam od Chrisa?
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
No co mam powiedzieć 😅
Najlepiej nic 😶
Ale w końcu jest rozdział, prawda? 🤫
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top