Rozdział 10
Już gdy tylko otworzyłam oczy, czułam się o wiele lepiej niż gdy je zamykałam. Choć położyłam się poprzedniego dnia dosyć wczesną porą spać, wcale nie przeszkodziło mi to w spędzeniu zdecydowanie zbyt wiele czasu na śnie. Nawet gdybym próbowała, to jeśli nie nadeszłaby wyznaczona przez mój organizm godzina, to nie miałam co nawet próbować podnieść się na nogi. Wtedy nawet po dziesięciu godzinach snu wyglądałaby jak zombie.
Przeciągnęłam się na łóżku i sięgnęłam po swój telefon leżący na szafce. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dymek ze zdjęciem Aarona w rogu ekranu. Otworzyłam go z uśmiechem. Tak jak myślałam, odpowiedział mi jeszcze wczoraj na moją wiadomość. Przywitałam się z nim, jak to robiłam w zwyczaju zawsze po przebudzeniu się ze snu. Już nie mogłam doczekać się spotkania z nim. Dlatego nie zamierzałam marnować więcej czasu.
Sięgnęłam po swoje okulary i z ostatnim ziewnięciem, zajęłam się swoją codzienną rutyną. Choć nigdy nie byłam fanką spędzania dłuższego czasu na strojenie się, to tym razem zaskoczyłam samą siebie tym, ile zajęło mi szykowanie się do wyjścia. Dlatego byłam pewna, że brunet już niecierpliwił się, a może nawet zadzwonił gdy nie odpisywałam mu na wiadomości.
Z niewinny uśmiechem wróciłam do swojego pokoju i wzięłam telefon do ręki szykując się na jego poddenerwowanie, które i tak zawsze prędko szło w niepamięć, ale swoje musiał się nagadać. Ku mojemu zaskoczeniu zamiast sporej liczby nieodczytanych wiadomość przy dymku z chłopakiem, zostałam puste miejsce. Nawet nie odczytał tego, co napisałam do niego wcześniej.
Nie raz groziłam mu, że obleje go zimną wodą jeśli nie w stanie w przeciągu dziesięciu minut, ale tego ranka i ja spałam dłużej niż zwykle, więc jakoś nie pasowało mi, by on jeszcze nie wstał. Tym bardziej, że miał rano zajść do sklepu, o czym poinformował mnie poprzedniego dnia gdy pouczałam go, by przestał jeść na mieście fast foody. Powinien zdrowiej się odżywiać jeśli chciał dalej mieścić się w szparze pod samochodami. Praca mechanika wymagała od niego przeciskania się w różnych miejscach. Byłam pewna, że jedzenie hot-dogów nie pomoże mu w odkręcaniu kół.
Skoro ja byłam już niemalże gotowa do wyjścia, a on jeszcze smacznie spał w swoim łóżku to nie zamierzałam bezczynnie czekać. Wybrałam do niego numer, przygotowując sobie jednocześnie w głowie formułkę, którą planowałam go obudzić. Jednak zamiast zaspanego głosu chłopaka, usłyszałam jedynie automatyczną sekretarkę.
Zagryzłam wargę z lekkim poddenerwowaniem. Wybrałam po raz kolejny jego numer, lecz z takim samym skutkiem.
Skoro on nie chciał podnieść się z łóżka, by odebrać telefon, to ja nie zamierzałam dobijać się do niego i prosić o uwagę.
Rzuciłam urządzenie na poduszkę, a sama udałam się do kuchni, by przyszykować sobie śniadanie. Nie byłam w nastroju na żadne wykwintne dania. Zdobiłam sobie najzwyklejsze kanapki i zaczęłam je jeść przy wyspie kuchennej.
— Wkurzone jedzenie kanapek — odezwała się moja rodzicielka, która zjawiła się w kuchni. — Pewnie nie odbiera telefonu. — Zgadywała i akurat trafiła w sedno.
— Nie rozumiem, jak można tak spać. — Odłożyłam nadgryziony kawałek chleba na talerz.
— To samo mówię twojemu ojcu — odpowiedziała, zaczynając krzątać się po kuchni.
— Miał być o jedenastej, a dochodzi dwunasta i go nadal nie ma — fuknęłam rozdrażniona.
Opuściłam wzrok na kanapki. Jakoś straciłam na nie ochotę. Odsunęłam od siebie talerz, co nie udało uwadze mojej matce.
— Strajk głodowy nie jest najlepszym rozwiązaniem — stwierdziła i spojrzała znacząco na posiłek.
Westchnęłam, ale ponownie zabrałam się za jedzenie. Dokończyłam kanapki, a mój telefon jak milczał, tak robił to nadal. Weszłam nawet w konwersację z chłopakiem, a widok odczytanej wiadomości, lecz zerowego odzewu z jego strony, tylko dodał oliwy do ognia.
Skoro tak chciał się bawić, to ja nie zamierzałam prosić się o uwagę. Rzuciłam telefon na blat.
— Przynajmniej wiem, że nie zostanę babcią — wymruczała moja matka, obserwując moje zachowanie.
Fuknęłam na nią rozdrażniona. To prawda, że zbliżał mi się okres, ale to oznaczało, że w inne dni nie mogłam się wkurzyć, bo zaraz oznaczało u kobiety te dni? Nie wszystko wskazywało na jedno.
Zabrałam klucze i chciałam wyjść, pozostawiając telefon w domu, ale ostatecznie i on wylądował w mojej torebce. Skoro moje spotkanie z brunetem było odwołane to miałam w planach spotkać się z Debby. I tak tego dnia wybierałyśmy się na kółko filmowe, a poprzedniego wieczora mówiła, że będzie nadrabiać zaległości w filmach, samotnie leżąc w łóżku. Damon z tego co mówiła, był na praktykach.
Jeśli i tak miałam iść z Debby na kółko, to może oglądając wspólnie z blondynka filmy i ja mogłabym zacząć się udzielać w ich rozmowach. Zajęłabym się czymś innym niż denerwowaniem się na Aarona.
Tak jak miałam w planach, tak zrobiłam. Do domu Debby miałam kilkanaście minut drogi. Choć na dworze nie padał śnieg, to mroźny wiatru sprawiał, że spacer wcale nie był taki przyjemny, na jaki się przyszykowałam. Już zaledwie po kilku krokach miałam wrażenie, że oderwie mi głowę przez zimny podmuch wiatru.
Opatuliłam się szczelnie szalikiem kiedy stanęłam na przejściu dla pieszych. Obok mnie zatrzymał się samochód, stając na czerwonym świetle. Odruchowo spojrzałam na kierowcę, czego od razu pożałowałam, rozpoznając w nim mężczyznę, który ostatnimi czasy prześladował mnie dosyć często. On również spojrzał na mnie i choć ja odwróciłam wzrok, to wciąż czułam, jak mi się przyglądał.
Gdy tylko usłyszałam pisk sygnalizacji świadczący o zielonym świetle dla mnie, prędko ruszyłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej zniknąć z pola widzenia tego mężczyzny. Od samego jego wzroku przechodziły mnie ciarki. Jego zimny wzrok wciąż widniał mi w pamięci gdy spotkałam go po raz pierwszy. Ten błękitny kolor tęczówek wyglądał jak ze stali. Nie chciałam mieć z nim doczynienia w żadnej okoliczności.
Włożyłam ręce do kieszeni przyspieszając krok, gdy kolejny podmuch wiatru próbował zdmuchnąć mnie z chodnika. Przynajmniej rozwiał moje myśli krążące wokół nieznajomego, a przywrócił je na tor spotkania z Debby.
Im szybciej zapomnę o tamtym mężczyźnie, tym lepiej.
*~>•◇•<~*
Chciałam nacieszyć się ciepłym wnętrzem domu blondynki, lecz wcale nie było mi to dane, ponieważ zastałam dziewczynę ubiegającą buty. Widząc to, miałam ochotę rozpłakać się, by przekonać ją, że nie było warto wychodzić na zewnątrz, ale uparła się, by to zrobić tylko po to, by pójść do pobliskiego sklepu i kupić swoją ulubioną, karmelową kawę. W tej sprawie byłam bezradna. Dopóki nie miała jej w domu, nie potrafiła myśleć o czymś innym niż parujący kubek słodkiego napoju. Ilości cukru, którą dodawała do kawy, nie byłam w stanie zliczyć.
Dlatego właśnie ubrana jak bałwanek szłam obok przyjaciółki. Dostałam nawet od niej kolejny szalik, który był grubszy od mojej puchowej kurtki, gdy zaczęłam marudzić na temperaturę panującą na zewnątrz. Pomijając już to, że na głowie miałam ciepłą, bawełnianą czapkę, która całkiem nie pasowała kolorem do szalika, to czułam się o wiele lepiej, gdy mroźny wiatr nie wiał mi już prosto w twarz.
Zakupy z blondynką przeważnie przebiegały bardzo szybko. Dopóki nie chodziło o wybór czegokolwiek, co miała później zjeść. Niby wiedziała, że idzie po karmelową kawę, ale i tak zastanawiała się nad wyborem innego smaku. Ostatecznie i tak skończyła z tym, po który przyszła, ale zastanowić się musiała.
— Jesteś niemożliwa. — Zaśmiałam się widząc jej uśmiech na twarzy gdy z pudełkiem kawy szła do wyjścia sklepu.
— No co? Dobrze wiesz, że ją uwielbiam. — Odwróciła się do mnie z niewinnym uśmiechem, lecz po chwili zastąpił go zaciekawienie, a jej wzrok zatrzymał się na czymś za mną. Odwróciłam się, chcąc zobaczyć, co wzbudziło u niej taką ciekawość.
Przez bramki marketu właśnie wchodził mężczyzna, który prześladował mnie coraz częściej i zaczynałam myśleć, że nie było to przypadkowo.
Zmarszczyłam brwi, powracając spojrzeniem do blondynki.
— Znasz go?
Byłam ciekawa czy może ona wiedziała coś na jego temat. Choć wolałam, by tak nie było, bo facet nie wyglądał jak jeden z tych miłych sąsiadów zawsze mówiący pierwszy dzień dobry. No, chyba że mówiliśmy o takich, którzy mieli pochowane w ogródku czyjeś ciało.
— Tak myślałam, ale chyba to nie on — odpowiedziała, oglądając się ostatni raz za mężczyzną.
Nie miałam pojęcia czy był to zwykły zbieg okoliczności, czy może coś więcej, ale chyba wolałam, by pierwsza teoria okazała się trafna. Ostatnie czego było mi trzeba to podejrzany typek na karku. Miałam już dosyć zmartwień. Tym bardziej, że Aaron wciąż się nie odezwał.
*~>•◇•<~*
Nigdy nie wiedziałam, dlaczego gdy proponowałam Debby wspólne wyjście ze mną i Aaronem, najczęściej odmawiała. Z początku obawiałam się, że nie polubiła chłopaka. On też się tym przejmował. Nie chciał mieć zgrzytów z moją przyjaciółką, choć ona zapewniała, że wcale go nie nie lubi.
Siedząc obok dwójki nowych zakochanych, zaczynałam rozumieć, o co chodziło dziewczynie. Czułam się jak piąte koło u wozu. Dosłownie. Na spotkaniu znawców filmów były cztery osoby żywo dyskutujące o jakieś bajce i ja, całkiem niewiedząca, o czym gadali. Zawsze potrafiłam się czymś zająć. Przychodziłam tam ze względu na Debby, ale od kiedy była razem z Damonem, bo chyba mogłam nazwać ich już oficjalnie parą, to zaczęłam czuć się wyjątkowo nie na miejscu. Czasami para była tak wciągnięta w opowiadanie o swoich przemyśleniach na temat jakiejś sceny, że miałam wrażenie, iż zapominali nawet o pozostałej dwójce, która chciała wtrącić swoje trzy grosze do rozmowy.
Może ten dzień nie mogłam uznać za całkowicie udany. Dowiedziałem się nawet jak czuła się Debby kiedy starałam się wyciągnąć ją na imprezy. Ale i tak cieszyłam się, że zaczęło układać się jej z Damonem. Zasługiwała na to.
Zerknęłam na zegarek, niecierpliwie czekając na koniec spotkania. Nie miałam co wyciągać swojego telefonu, bo nie miałam ochoty go używać. Ciągle w głowie miałam Aarona, który nie odezwał się do mnie do tej pory. Chciałam już złamać swoje postanowienia i napisać do niego, a nawet zadzwonić, ale postanowiłam poczekać jeszcze, aż wrócę do domu. W mojej głowie wciąż siedziała myśl, że już kolejnego dnia miał udać się do lekarza i chciałam pójść tam z nim.
Na szczęście spotkanie powoli się kończyło, a nawet na koniec temat rozmów przeszedł na film, który obejrzałam u wujków jako dziecko. Opowiadał on o innej planecie, którą zamieszkiwały wielkie, niebieskie, człekokształtne stworzenia oraz o odkrywcach którzy chcieli nawiązać z nimi współpracę. Uczyli ich nawet angielskiego. Wtedy fascynowały mnie takie filmy. Teraz jakoś od nich odeszłam, ale ten film zapadł w mojej pamięci i nawet ja odezwał się podczas debat innych nad możliwością powodzenia misji ludzi na obcej planecie.
Nie zmieniało to jednak faktu, że po całym spotkaniu odrzuciłam propozycję Damona o odwiezieniu mnie do domu. Chciałam dać mu i Debby więcej prywatności. Liczyłam również, że spacer pomoże mi poukładać wszystko w głowie. A z dnia na dzień było tego coraz więcej.
Dobrze zrobiłam, wracając do domu na nogach, choć w tym momencie nie pogardziłabym jakąś ławką. Prawie telefon wypadł mi z dłoni gdy poczułam jego wibracje i z ogromną prędkością chciałam sprawdzić, od kogo należała wiadomość.
Odblokowałam wyświetlacz i kliknęłam w ikonę wiadomości z szybkością większą od prędkości samochodu kierowanego przez nastolatka, gdy zauważyłam, że to właśnie Aaron postanowił się odezwać.
Przepraszam, wypadło mi coś w pracy.
Jedno zdanie. Za cały dzień napisał jedno cholerne zdanie?
Ścisnęłam telefon w dłoni rozeźlona. Prędko wybrałam jego numer i układając sobie w głowie, co mu powiem, oczekiwałam, aż odbierze. Kolejne sygnały połączenia doprowadzały mnie do szału, a dzwięk automatycznej sekretarki przelał szalę goryczy. Tym bardziej, że przed sekundą był przy telefonie.
Jednak za złością kryła się także obawa.
Zagryzłam wargę wpatrując się w jego zdjęcie. Czułam, że coś było nie tak.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Jak myślicie, co tak naprawdę dzieje się z Aaronem? Może to faktycznie nic złego? 🤔
No i jak podoba wam się kiełkująca relacja Debry z Damonem? 😌
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top