Rizdział 64
Nie mogłam być już niczego pewna. Czułam, jak ziemia osuwa mi się pod nogami i nic na to nie mogłam poradzić. Z jednej strony wszystko wyglądało dobrze. Przeżyłam, Mary zdawała się uwierzyć w moje słowa, pozwoliła mi nawet u siebie zostać. Sama wyszła z taką propozycją. Wyglądało to, jakby wszystko szło w dobrym kierunku, ale czułam ciągły niepokój, którego nie mogłam się pozbyć. Jakby wiedzieli o wszystkim i tylko sprawdzali, jak daleko chciałam się posunąć.
Przewróciłam się na plecy. Nie potrafiłam przez to wszystko spać.
Może za dużo o tym myślałam. Nic dziwnego, że czułam się niepewnie. Byłam w domu osób, których chciałam ostatecznie zdradzić. Nie czułabym tego strachu gdybym nie miała nic na sumieniu.
Tylko co ciążyło mi bardziej? Fakt, że udawałam przed Mullerem swoje intencje, czy może bardziej dobijało mnie to, jak potraktowałam Debby i to, co jeszcze zamierzałam zrobić. Choć wiedziałam, że to nie w jej stylu, chciałam, żeby szybko sobie mnie odpuściła, dużo by mi to ułatwiło. Nie mogłam już o niej myśleć. Musiałam naprawdę się od nich odciąć.
Ale było to cięższe, niż myślałam. Wszystko dusiłam w sobie, nie mogąc się nikomu zwierzyć.
Bolały mnie wszystkie mięśnie, nie mówiąc już o samej ranie.
Wstałam i podeszłam do okna. Ulicę były puste, nic dziwnego o tej godzinie, ale jednak raz na jakiś czas przejeżdżał nimi jakiś samochód. Niechcianie za każdym razem gdy jego kolor był zbliżony do czarnego, w mojej głowie pojawiało się jedno imię. Nie pozwalał mi o sobie zapomnieć nawet tutaj. Jakby chciał mnie upomnieć, ostrzec o konsekwencjach, jakie poniosę jeśli zdradzę o nim zbyt wiele. Jego imię wywoływało u ludzi nie tylko strach, ale i szacunek. No może nie u każdego, ale zauważyłam to dopiero, gdy sama stanęłam pośrodku akcji.
Teraz niestety czy stety musiałam napsuć mu trochę krwi, by ostatecznie pomóc nam obydwóm. Dwie strony miały korzyści z upadku Mullera, więc może po tym wszystkim będzie miał do mnie trochę wyrozumiałości. Nie mogłam zapominać, że on tak samo jak reszta był złym człowiekiem.
Wróciłam do łóżka mając nadzieję, że uda mi się na chwilę zmrużyć oczy. Nie byłam pewna czy zasnęłam, czy może po prostu leżałam już tak długo, że za oknem zaczęło wschodzić słońce. Przez cały czas słyszałam wszystko, co działo się wokół mnie. Karetkę przejeżdżającą pod blokami, jakieś psy ujadające na siebie nawzajem, nawet budzik z pokoju obok i to jak sąsiad z góry złożył kanapę.
Gdy nocowałam u Aarona, nigdy nie zwracałam na to uwagi. Zawsze było to czymś, co po prostu istniało. Tutaj jednak zaczęło mi przeszkadzać. Tęskniłam za swoim domem, był on daleko od głównych ulic, no i nie miałam za ścianą żadnych lokatorów, nikt dookoła nas nie posiadał psa, więc mogłam powiedzieć, że nocą było aż zbyt cicho.
Nie wiedziałam, czy powinnam wyjść z pokoju, czy potraktowaliby to, jakbym czuła się jak u siebie. Ale siedzenie i izolowanie się od nich również nie wydawało mi się w porządku. Poza tym miałam zdobyć ich zaufanie.
— Weź się w garść — nakazałam sama sobie, przebierając się z piżamy.
Od Mary dostałam kilka rzeczy i choć wiele z nich nigdy sama bym nie wybrała, to nie mogłam narzekać. Nawet nie myślałam, by odmówić, cieszyłam się, że dostałam chociaż to. Mówiąc, że sama nigdy bym się tak nie ubrała, miałam na myśli top, spodnie, a nawet bielizna, która miałam wrażenie, że została stworzona, by podkreślić kobiece kształty, a ja nie mogłam się pochwalić niczym wyjątkowym. Moje mięśnie nigdy nie widziały siłowni dłużej niż tydzień. Może nie był to ten okres po nowym roku, ale na podobnej zasadzie wyglądały moje postanowienia. "Do przyszłego lata wyrobię sobie sylwetkę". Tak tak.
W salonie zastałam siedzącego Leviego. Jak się dowiedziałam, tak właśnie miał na imię chłopak Mary. Moim zdaniem kompletnie do niego nie pasowało. Było zbyt łagodne. Na pewno nie dla kogoś, kto bez zastanowienia potrafił odebrać życie. Kojarzyło mi się też z psem.
Wracając, mężczyzna siedział przy stole, w jednej dłoni trzymał kubek z kawą, tak wywnioskowałam, bo jej zapach ciągle unosił się w powietrzu, natomiast w drugiej spoczywał kawałek papieru, ten sam, na którym poprzedniego dnia zapisałam miejsca wymiany towaru Chrisa. Ta najbliższa miała nadejść już za dwa dni. Było mało prawdopodobne, że zdecydowaliby się na nią pójść. Wciąż nie ufali mi na tyle, by tak po prostu rzucić się na to co im powiedziałam. Nie wątpiłam jednak w to, że będą zadawać więcej pytań. Musieli mnie jakoś sprawdzić.
Tak też się i stało.
— Niektóre miejsca są tak oczywiste, że nawet amator wiedziałby, że to nie najlepsza droga, inne znowu w ogóle nie wzbudzają podejrzeń. Skąd taka rozbieżność? — Levi nawet nie odwrócił wzroku z kartki, ale wiedziałam, że to pytanie było skierowane właśnie do mnie, a nie do Mary, która pojawiła się w progu sąsiedniego pokoju.
— Nie wiem, nie tłumaczył mi takich rzeczy — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Szczerość była chyba najlepszym i najszybszym sposobem, żeby zyskać ich zaufanie.
— Poważnie? Więc to wszystko, co wiesz? — Spojrzał na mnie wymownie.
Zagryzłam policzek, a zdenerwowanie ścisnęło mój żołądek. Nie wiedziałam, czy chciał się tylko ze mną podroczyć, czy może faktycznie oczekiwał po mnie czegoś więcej.
— Chris nie ufał mi jeszcze na tyle, by wyjawiać wszystkie sekrety, ale co nieco się dowiedziałam. — Wzruszyłam ramionami, chcąc wyglądać swobodnie, ale na pewno zauważyli, że była to tylko gra. Byłam cała spięta. — Choćby to gdzie ma swoich ludzi, gdzie się ukrywa gdy znika, może coś jeszcze się znajdzie — rzuciłam zagadkowo.
Podeszłam do szafki w kuchni, nie chcąc stać w miejscu i być skazana na jego oceniający wzrok.
Może jednak powinnam zostać w pokoju?
— Naprawdę jestem ciekaw, jak dużo nam o nim powiesz — kontynuował, wciąż utrzymując moje obawy na wysokim poziomie. Co jeśli o wszystkim wiedzieli?
— A ja wręcz przeciwnie — wtrąciła Mary. — Tylko tego brakowało, by zepsuł mi poranek.
Spojrzałam na nią ukradkiem. Nietrudno było się domyślić, że żywiła do Harrisa wielką urazę. Nie lubiła go i coś czułam, że nie było to tylko przez różnice w poglądach i przynależność do mafii. Nie odważyłam się jednak zapytać, co takiego się stało. Nie był to odpowiedni moment. Choć ciekawiło mnie to dlaczego tak na niego reagowała, to nie byłam odpowiednią osobą, by chciała się zwierzyć.
Nie mogłam jednak powstrzymać swojej wyobraźni, która podsuwała mi coraz to nowsze pomysły, dlaczego ruda go nie trawiła. Może kiedyś była w nim zakochana? Pracowała dla niego, ale stało się coś, co ich poróżniło? Albo zabił kogoś, kto był dla niej ważny i teraz szukała zemsty? Brzmiało znajomo. Aż zbyt bardzo.
— Wybacz kochanie. — Levi posłał jej przepraszające spojrzenie.
Patrząc na nich, mogłabym wyobrazić sobie dawną siebie i Aarona. Mieszkanie w bloku, ich dwójka całkiem w sobie zakochanych, tylko że oni oboje wiedzieli, na czym polega ich praca i byli świadomi ryzyka, ale byli w stanie się z tym pogodzić. Ja akceptowałam wszystkie wady i zalety Aarona i myślałam, że on również akceptował moje. Może i tak było, ale ja nigdy nie miałam do czynienia z mafią, nie osobiście, nie wiedziałam, jak działają, dlatego też umknęło mi kilka najbardziej oczywistych sygnałów, które dawno powinny dać znać, że było coś nie tak.
Zdałam sobie sprawę, że wspominanie imienia Aarona w myślach nie było już tak trudne jak wcześniej. Czy to znaczyło, że przestał mnie obchodzić? Czy było ze mną coś nie tak? Chciałam czuć to mocniej, wściekłość i rozpacz, ale nie potrafiłam. To uczucie nie było już tak mocne jak wcześniej. Nie chciałam tego. Bałam się, że o nim zapomnę, że będzie tak jakby nigdy nic dla mnie nie znaczył, a przecież był dla mnie wszystkim.
Co było ze mną nie tak?
— Ale się zamyśliłaś.
Usłyszałam głos kobiety, w którym można było usłyszeć odrobinę rozbawienia. Zabrała mi sprzed nosa kubek, a ja uniosłam na nią wzrok. Byłam zdezorientowana. Naprawdę daleko odpłynęłam myślami. Nie wiedziałam, co przed chwilą mówili i, czy pytali mnie o cokolwiek. Jeśli tak, to nie miałam bladego pojęcia co odpowiedzieć, ale zdawali się o tym doskonale wiedzieć.
— Trochę mnie to ciekawiło — zaczął ponownie mężczyzna. — Aaron był twoim facetem. Wiesz, gdzie teraz jest? Był naszym najlepszym klientem, ale ostatnio coś przestał się pokazywać. Znowu próbuje rzucić? — Spojrzał na mnie ciekawskim spojrzeniem, podczas gdy ja zamarłam w miejscu, i nawet wzięcie kolejnego oddechu zajęło mi dłuższą chwilę.
Nie wiedzieli, co się z nim stało? Ale przecież musieli słyszeć o jego śmierci. Był pogrzeb. Chris mówił, że Aaron przedawkował narkotyki. Słyszałam, jak się ze mną żegna. To nie mogło być udawane, podrobione. Jakim cudem mogli nie słyszeć o jego śmierci?
— My... On... — Nie wiedziałam, co powiedzieć, a jakiekolwiek słowa z trudem przechodziły mi przez ściśnięte gardło.
Na szczęście uwagę Leviego odwrócił jego telefon. Mężczyzna wstał i wyszedł do innego pokoju, by odebrać, pewnie nie chciał, bym cokolwiek usłyszała, ale ja i tak nie byłam w stanie skupić się na niczym innym tylko jego wcześniejszych słowach.
Nic nie mogłam poradzić na to, że po tym co usłyszałam, zaczęłam mieć wątpliwości, czy Chris na pewno powiedział mi prawdę. Może to przez nadzieję, że jednak mnie okłamał i chłopak żyje, czy może beznadziejne uczucie, że cała moja zemsta i to w co się wpakowałam, było bezpodstawne, a Aaron po prostu nie chciał się ze mną widzieć. Nie miałam nawet jak potwierdzić słów żadnej ze stron. Ani razu nie byłam na jego grobie. Czy Harris zmanipulował mną, bym posłusznie wykonywała jego polecenia? A Debra, musiałaby o wszystkim wiedzieć. To wyjaśniałoby wszystkie sytuacje, w których nikt nie potrafił wytłumaczyć mojego tragicznego stanu po jego śmierci, bo jeśli wciąż żył, to co mnie tak załamało, od naszego zerwania minęło już trochę czasu, więc zdążyłabym już wrócić do siebie.
Może to nie na Mullerze, a na Chrisie powinnam chcieć się zemścić?
Spojrzałam wciąż lekko zamyślona na Leviego, który wrócił do pomieszczenia. Mary widząc moje rozkojarzenie, zajęła się swoimi sprawami i pozwoliła mi w spokoju wszystko przemyśleć. Musiała wiedzieć, że raczej nie byłam w stanie wtedy odpowiedzieć jej na żadne pytanie racjonalnie. Rozumiała umysł kobiety, nie to, co Levi który nic nie robiąc sobie z mojego skołowania, uśmiechnął się pod nosem, pytając.
— Umiesz strzelać?
Ciężko było mi zrozumieć jego słowa, lecz po chwili kiedy dotarło do mnie ich znaczenie, odpowiedziałam mu niepewnie.
— Chris pokazał mi raz strzelnicę — odpowiedziałam szczerze, nie wiedząc już, po której stronie grać. Słowa mężczyzny naprawdę wzbudziły we mnie wątpliwości co do intencji Harrisa.
— Świetnie, może będziesz miała okazję sprawdzić się w akcji za dwa dni. — Jego tajemniczy ton nie dodawał mi otuchy, a naprawdę tego potrzebowałam, by ktoś powiedział mi, że nie wariuje i pomógł wszystko przemyśleć. Spojrzeć na to z innej perspektywy, pokazać druga stronę medalu.
— Co? — spytałam i nawet Mary wyglądała na zainteresowaną naszą rozmową.
— Sama zapisałaś tę datę, pamiętasz? — Wskazał palcem na kartkę, która wciąż leżała na stole. — Jeśli nie masz nic na sumieniu, to nie musisz się o nic martwić, wszystkim się zajmiemy. Ty będziesz tylko stać i się uczyć. — Wziął kubek w dłoń i upił z niego łyk kawy.
Nagły strach przebiegł mi po plecach w formie dreszczy. Wciąż byłam pewna nieomylności Harrisa, a teraz niefortunnie byliśmy po przeciwnych stronach.
— Nie mogę doczekać się miny Chrisa, mam nadzieję, że zaszczyci nas swoją obecnością — dodała ze śmiechem kobieta, która nagle odzyskała dobry humor.
Przełknęłam ciężko ślinę. Tak, ja też nie mogłam się doczekać, by go zobaczyć.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Myślicie że Harris mógł lekko zmanipulować uczuciami Gwen? 🤭
Co jeśli Aaron żyje? 😱
Dlaczego do tej pory się nie odezwał? 🤔
A może próbował, ale Gwen nie domyśliła się że mógłby to być on? 😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top