4
Jane
Uhhh... czemu nawet kiedy się na niego denerwuje, tak rozpaczliwie go potrzebuje.
~ Jane?
- Hm?
~ On nie chciał... - moja tygrysica zaczeła.
- Mów dalej - westchnełam.
~ Zrobił to pod wpływem emocji... chciał przeprosić...
- Możliwe...
~ Nie gniewasz się na niego?
- Nie. Zbyt mocno chce by tu był i rozumiem twoje racje.
Zazwyczaj świetnie się dogaduję z moją kocią stroną. Usiadłam przy jeziorku jak ostatnio. Woda mnie uspokajała. Słyszałam skrzypienie gałązek. Alex. Kobieta, by uciekła, ale ja jestem zbyt dumna, by to zrobić. W końcu dołączył do mnie.
- Przepraszam, kotku, troszkę się zdenerwowałem. - jego głos był pełen skruchy.
- Nie gniewam się, Alex - uśmiechnął się słysząc jak wypowiadam jego imię. Usiadł koło mnie poczym wziął mnie na kolana.
- Powiesz mi coś więcej apropo kotołaczek?
- Jest nas tu 30
- 30? - zrobił duże oczy.
- Tak. Nie wiem czy dużo jeszcze takich jak my zdecydowało się ukryć.
- A namówiłabyś je by wròciły do domów?
- Nie wiem... zobacze...w dodatku... po co miałabym to zrobić? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Tęsknimy za wami. Potrzebujemy was. Ja cię potrzebuje - spojrzałam w jego przepełnione szczerością i miłością oczy. Serce zmiękło mi momentalnie. Wilk wbił spojrzenie w moje wargi. Zaschło mi w gardle więc zwilżyłam moje usta językiem. Warknął cicho przez co zadrżałam podniecona. Nie myślałam o niczym innym tylko o jego ustach. W końcu wpił się w moje, całując mnie namiętnie. Przycisnął mnie do siebie kładąc dłonie na moich pośladkach. Kiedy je ścisnął oderwałam się od niego dysząc. Głaskał moje pośladki całując mnie po szyi. Napolony wilkołak. Wtedy znalazł za uchem mój słaby punkt. Mmmmmm....
Alex
Moja mała tygrysiczka. Penis mi stwardniał z podniecenia. Moja mate siedzi mi okrakiem na kolanach. Mruczy tak słodko, kiedy całuje miejsce za uchem. Głaszcze jej cudowne pośladki. Mógłbym się z nią tu kochać. Wrrr...pieścił bym każdy skrawek jej ciała i zanurzał się w jej gorącej kobiecości. Zachłysneła się powietrzem kiedy poczuła mojego twardego. Na jej twarzy wykwitł apetyczny rumieniec. Uśmiechnąłem się z satysfakcją. Tylko moja. Jęknąłem niezadowolony kiedy wstała.
~ Wracaj... - zawył wilk w moim wnętrzu. Uśmiechnąłem się
- Wracam do dziewczyn - powiedziała.
- Zostawiasz mnie? - zrobiłem minkę opuszczonego szczeniaczka. Jak to niezadziała to spróbuje czegoś innego, ale na bank mnie nieopuści. Ona jednak podeszła do mnie ze śmiechem.
- Wróce, wilczku... musze z nimi pogadać o ewentualnym powrocie - cmokneła mnie w policzek i poszła w las.
Jane
Zebrałam wszystkie kotołaczki.
- Dziewczyny jest sprawa... spotkałam w lesie wilka, alfe - dziewczyny zrobiły duże oczy.
- To jest mój mate - dało się słyszeć pare pisków strachu.
- Chyba nasza ucieczka była błędem - spuściłam wzrok.
- Czemu tak uważasz, siostro? - spytała Ella, kiedy inne szeptały oburzone.
- Dziewczyny, my wymieramy - zrobiło się cicho.
- Jest mało partnerek, mało par, słabniemy. Musimy wrócić - dotarło chyba do nich. Poważnie przytakneły. Nasza rasa jest ważna. Ważniejsza niż ich fanaberie.
~ Nasz mate się ucieszy - zapiszczała wilczyca.
- A to czy ja się ciesze cię nieobchodzi? Zdrajczyni! - syknełam.
~ Jane... on jest naszym szczęściem, a my jego.
Uśmiechnełam się smutno. Moja tygrysica jest mądra. Zawsze powinnam jej słuchać. Myśli o naszym szczęściu.
~ I tak mi mów - zapiszczała.
- Nie mogę cię zawsze słuchać
~ A to czemu skoro mam racje?
- Bo jesteś impulsywna. Mogę wyjść na idiotkę.
~ Szczęśliwą idiotkę
- Tak. Szczęśliwą idiotkę. - zaśmiałam się.
~ A więc idiotko, zasuwaj do naszego mate. - rozkazałam.
- Aj aj kapitanie! - zasalutowałam i ze śmiechem poszłam do wioski.
Alex
~ Gdzie nasza mate?
- Przecież ci mówiłem, że poszła do innych kotołaczek.
~ Co mnie inne interesują? Ja chce naszą tygrysiczkę.
- Wiem, kudłaczu. Ja też.
~ To rusz tę dupe!
Ygh... co ja z nim mam?! Nagle czuje ten zapach. Truskawki i kwiaty. Mój wilk warknął zniecierpliwiony. Nareszcie. Wyszedłem z namiotu i ujrzałem moją rudowłosą kobiete. Była taka piękna. Jej rozbujane biodra mnie hipnotyzowały.
Powiedziała coś do mnie lecz byłem zbyt pochłonięty jej rozkosznym ciałem, by zarejestrować słowa.
- Hm?
- Powiedziałam, że zgodziły się wrócić.
- To wspaniale! - podniosłem ją za biodra i okręciłem w okół. Śmiała się, a ja finalnie trzymałem ją na rękach.
- Jesteś moja, kotku.
- Zobaczymy. Jestem dzikim kotem, nienależe do nikogo. - pocałowałem jej roześmiane, słodkie usta.
Wszedłem do namiotu i położyłem mój skarb na śpiworze.
- Alex... musze się spakować...
- Oh, Kotku... zostań dziś ze mną... - nie ma mowy, żeby znów gdzieś poszła. Moja mate ma być przy mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top