10


Jane
Rano obudziłam się na kanapie. Czeka mnie ciężka rozmowa z partnerem. Ugh... tylko w jego koszuli opuściłam domek i poszłam rozprostować nogi. Wziełam głęboki wdech i poczułam ten zapach. Cała się spiełam. Nie, nie, nie.... Vincentt. Przerażenie płyneło w moich żyłach. Mało się  nie zabiłam o własne nogi, biegnąc do domu. Wpadłam w pierś Alexa, a on od razu schronił mnie w bezpiecznej przystani swych ramion.
- Co się stało, kotku?
- Mój ojciec - cała się trzęsłam wypowiadając te dwa słowa. W jego oczach zabłysnął niebezpieczny ognik. Uniósł wzrok nad moją głowę i warknął. Zerknełam tam i przyszpyliło mnie lodowate niebieskie spojrzenie. Ledwie mogłam oddychać. Alex chyba zauważył mój stan, bo musnął ustami czubek moich włosów w dodając mi tym otuchy i schował za siebie. 
- Czego chcesz?
- Nie mogę już odwiedzić córki? - zakpił nawet nie patrząc na rozmówce. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, konałabym teraz w męczarniach. Brzuch rozbolał mnie ze stresu. Objełam go obronnym gestem. Nie wiem czemu, ale musiałam to zrobić.
~ Nie denerwuj się, Jane, nie możesz - zdziwiłam się troską tygrysicy, jednak dała  mi siłe.
- Dziękuje
Poczułam wtem miękkie futro na policzku. Teraz to już osłupiałam. Nie wiedziałam, że tak potrafi.
- Ona nie chce cię widzieć - zmrużył oczy i spiął mięśnie wpatrując się w mego rodzica.
- A może jej spytamy? - popatrzyli na mnie. Czułam promieniujący ból w czaszce. Tylko raz sprzeciwiłam się ojcu, ale czułam też wiarę partnera w moją siłe. Nie chciałam go zawieść, jednak bałam się. Już miałam im odpowiedzieć, kiedy zamroczyło mnie i upadłabym gdyby nie dłonie ukochanego. Właśnie tego mi brakowało. Tego potrzebowałam. Kontakt fizyczny złagodził mój strach.
- Nie chce cię widzieć, ojcze - szepnełam uchylając lekko powieki.
Zdenerwowałam go. Był pewny zwycięstwa.
- Jeszcze cię naucze posłuszeństwa, kochanie, tak jak twojej matki - syknął i znikł nim zdążyliśmy zareagować. Wtuliłam się mocno do Alexa jakby od tego zależało moje życie. Rozerwałam jego koszule i chciałam obsypać jego pierś gorącymi pocałunkami, jednak złapał moje ramiona.
- Jane, co ty robisz?
- Chce się kochać z moim partnerem, Alex, czy to źle?
- Poprostu... - pewnie myślał, że popłacze mu w ramie, jednak nie tego potrzebowałam.
- Alex, potrzebuje tego, zerżnij mnie tak mocno, bym nie myślała o niczym inmym tylko o tobie... - nie musiałam dwa razy powtarzać. Wilk warknął namiętnie i wciągnął mnie do domu. Pożerał moje wargi zrywając me ubrania. Złapał moje pośladki i pociągnął do góry, więc musiałam objąc go nogami. Wszedł we mnie od razu cały, przez co krzyknełam z rozkoszy. Nie mogłam myślić o niczym innym, tylko o przyjemności jaką mi sprawia. Zawył gdy doszedł lecz to było mało...
Wciąż chciałam więcej. Krzyczałam raz za razem.
W końcu osuneliśmy się na podłogę.
- Usatysfakcjonowana, koteczku?
- Spadaj - zaśmiałam się. Jeszcze tyle jest niewiadomych w moim życiu, lecz z Alexem już się nie boje. Zawsze będzie przy mnie.

💙💚💛💜💙💚💛💜💙💚💛💜💙💚💛
Jak wam się podoba?

Proszę o gwiazdki i komentarze!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: