Zamówienie 3 Trochę za dużo alkoholu
"Ja to bym w sumie z chęcią przeczytała o imprezie GA, Flashy'ego i Batsa. To mogłoby być nawet zabawne xD"
Dla: Eeve06
- Dobrze czy ktoś mi wyjaśni jakim cudem wylądowaliśmy w ROSJI!
Donośny krzyk przeszył chłodne powietrze. Pobliskie ptaki poderwały się do lotu, chcąc uciec jak najdalej od wściekłego mężczyzny w blond włosach i zielonej koszuli. Tak. Oliver Queen zdecydowanie nie był teraz w stanie odpowiednim, by przebywać w jego towarzystwie.
- Zimno mi - wymruczał Barry Allen podnoszący się zaspany z zaspy śnieżnej, w której spędził ostatnie kilkanaście minut, śpiąc.
- Przecież my tylko poszliśmy do baru. Na dwa, trzy drinki góra. Jakim cudem tak szybko straciliśmy kontrolę? - zastanawiał się Bruce Wayne, siedzący na pobliskiej ławce i próbujący przypomnieć sobie jakiekolwiek fakty z minionego wieczoru.
- Nie my straciliśmy kontrolę, tylko Ollie - powiedział Flash, po czym podniósł się z zaspy i stanął na wciąż chwiejących się nogach - Kompletnie stracił głowę dla tej brunetki. Mówię ci Bruce, jemu kompletnie odbiło po tym jak Dinah go zostawiła.
***
Bruce Wayne jeszcze raz przejrzał się w lustrze, poprawiając prążkowany krawat. Po raz kolejny przeczesał włosy i wygładził koszulę. Kątem oka dostrzegł za szybą Dicka wsiadającego na swój motor. Z początku Bruce'owi było nawet przykro, że złamał obietnicę wspólnego patrolu, ale zaraz potem jego głowa przypomniała mu myśl wypadu do najlepszych klubów w towarzystwie jak zawsze niezawodnego w kwestii zabawy Olivera oraz mistrza w dziedzinie szybkości zamawiania drinków Barry'ego.
Oliver Queen był zdołowany. Dwa dni temu rozstał się z Black Canary i wciąż nie mógł tego przyjąć do wiadomości. Fakt faktem, że rozstawali się średnio dwa razy na trzy miesiące, żeby potem znów do siebie wrócić, ale nikt nie mógł przecież zabronić Queen'owi rozpaczać. Ponadto wciąż nie mógł się zdecydować, którą koszulę wybrać na dzisiejsze wyjście z Bruce'm i Barry'm. W końcu postawił na zieleń. Nie jego wina, że ten kolor idealnie do niego pasował.
Barry Allen już od dawna czekał na taki wypad. Ostatnimi dniami nic tylko ganiał za przestępcami, wsadzał ich do więzienia, ratował kotki, które utknęły na drzewie i tak w kółko. Jego życie ostatnio wiało rutyną i nareszcie znalazł okazję, aby ją przerwać. Od kilkunastu minut chodził nerwowo po pokoju, czekając na telefon Bruce'a, który miał mu oznajmić, że razem z Queene'm są w końcu na miejscu. W końcu, gdy minęła dwudziesta pierwsza minuta czekania, Barry usłyszał dźwięk telefonu i natychmiast pobiegł w stronę klubu, by spotkać się z przyjaciółmi.
Klub wybierał Wayne. Tak właściwie to był jeden z jego ulubionych klubów. Zdecydowanie za rzadko tu bywał. Musiał przyznać, że wódkę to tu mają jak nigdzie indziej. Lokal mieścił się w zachodniej części Gotham City i był zawsze pełen osób spragnionych dobrej zabawy. Świetna muzyka, wyborny alkohol i śliczne klientki. Czego chcieć więcej?
Mężczyźni weszli do klubu. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć podeszła do nich kelnerka i wcisnęła im w dłonie drinki. Trójka bohaterów nie zastanawiała się długo i szybko opróżniła kieliszki z alkoholem. Żadne wezwanie im raczej nie groziło, a poza tym miastem opiekowali się ich podopieczni.
Pierwszy zaczął bełkotać Queen. Po wypiciu o trzech napitków za dużo zaczął przystawiać się do brązowowłosej piękności imieniem Alice (a przynajmniej tak usłyszał na wpół przytomny Oliver). Flash i Batman próbowali odwieźć go od pomysłu spędzenia wieczoru u boku kobiety, wiedząc, że niedługo będzie tego żałował. Szczególnie gdy Canary się o tym dowie. Na niewiele zdały się jednak ich wysiłki, gdyż po niedługiej chwili Barry postanowił popisać się swoimi umiejętnościami tanecznymi na parkiecie, a Bruce nie miał na tyle cierpliwości, że niańczyć Olivera samotnie.
Nikt nie mógł się spodziewać, że sekretnym talentem Barry'ego będzie właśnie taniec. Ruszał biodrami jak zawodowa baletnica, wymachując przy tym rękami i trącając przypadkowych gości klubu. Nagle zniknął z powierzchni parkietu, lecz gdy klienci zaczynali oddychać z ulgą na wieść, że go już nie ma, Barry wrócił i tym razem trzymał w dłoniach kieliszek. Zaczął już się kiwać na nogach, lecz wciąż trzymał fason, opierając się o losowych ludzi, żeby tylko nie upaść na ziemię. Nie chcąc, aby ktokolwiek zrzucił go celowo na podłogę, Barry niektórych przekupił drinkiem, inni natomiast zlitowali się nad biednym tancerzem, mając w świadomości fakt, że zapewne ani oni, ani on nie będą tego jutro pamiętać.
Zostawiając łucznika na pastwę Alice, Bruce podszedł do baru i zamówił coś do picia. Głowa go już bolała, więc postawił na coś lżejszego. Siedząc przy barze, kątem oka dostrzegł, jak ktoś się do niego przysiada.
- Bruce. Dawno cię tutaj nie widziałam. Nie powinieneś być na mieście? Podobno jest jakiś napad na bank.
- Diana. O to samo mógłbym zapytać się ciebie.
Do Batmana przysiadła się kruczowłosa Diana Prince, znana również jako Wonder Woman. Ubrana była w niebieską sukienkę i wysokie białe szpilki. Widać było, że nie śpieszyło jej się do wyjścia i powstrzymania rzekomego ataku na bank.
- Jesteś tutaj sam? Zapijasz smutki?
- Nie. Jak się dobrze przyjrzysz, to zobaczysz tam Olivera - mówiąc to, wskazał na jeden ze stołów, przy którym siedział Queen flirtujący z brunetką - I osobiście radziłbym ci odpuścić dzisiaj taniec.
- A to dlaczego?
- Barry.
- Och. Rozumiem - kobieta wzięła łyk drinka i spojrzała w stronę Flasha. Rzeczywiście nie wyglądało to za dobrze. Diana poznała taneczne możliwości speedstera, kiedy to popisał się nimi na sylwestrowej imprezie Ligi. Musiała przyznać, że wiele się od tego czasu nie zmieniły. Nadal były tak samo fatalne, a alkohol jeszcze bardziej uwydatniał ten fakt.
- A wiesz, że kiedyś uratowałem Ziemię? A tak w ogóle to cały świat - Ollie objął ramieniem dziewczynę i zaczął głośno opowiadać o swoim wyczynach jako superbohater - Chcesz autograf Supermana? Mogę ci załatwić nawet zdjęcie.
- Naprawdę? Supermana też znasz? - Alice wydawała się zachwycona opowieściami Olivera.
- Ba. To mój najlepszy ziomek. Batmana też znam, wiesz? Siedzi o tam przy barze - mówiąc to, pomachał do Bruce'a - Hej Batsy!
- Hej... a może chciałbyś do mnie dziś przyjść... - Alice uśmiechnęła się szeroko i zaczęła coś mówić, ale reszta zdania nie do końca trafiła do Queena, który zaraz potem wyszedł z klubu niezmiernie zadowolony, zabierając ze sobą tańczącego Allena i pijącego Wayne'a.
***
Trójka skacowanych bohaterów wciąż siedziała na mrozie, próbując przypomnieć sobie powód, dla którego przylecieli do Rosji. Nagle jednego z nich olśniło.
- Chwila chłopaki - Oliver potarł się po czole - Coś mi świta. Ta Alice mówiła coś o przyjściu do niej na... nockę? Na nockę! No tak. Nie na Moskwę. Sorki. Mój błąd.
Od autorki:
Tak wiem, ten suchar na końcu. No ale to w końcu Oliver Queen! Mam nadzieję, że się podobało i zachęcam do składania kolejnych zamówień.
RavenVo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top