Zamówienie 18 Porwanie

"Czy mogłabyś napisać one shote o porwaniu robina(Grayson'a) w 1 sezonie Ligi młodych?"

Mogłabym ^^

Dla: Olcia2407

Dick nie pamiętał za wiele z tego, co wydarzyło się parę godzin temu.

Jedyną rzeczą, którą wiedział na pewno, był fakt, że obijał się on o ściany ciemnego bagażnika, a jego ręce i nogi były mocno związane. Na nic zdały się próby oswobodzenia się z więzów. Za każdym razem, gdy próbował jakkolwiek poluzować sznury, kierowca gwałtownie skręcał, powodując u chłopaka ból głowy.

Grayson nie wiedział, ile czasu spędził w samochodzie. Przy jednym z manewrów tak mocno uderzył czaszką w klapę od bagażnika, że stracił przytomność. Odzyskał ją, dopiero kiedy do na jego twarzy padło mocne światło, rażąc jego oczy. W następnej chwili czyjaś silna ręką, chwyciła go za ramię i brutalnie wyjęła z bagażnika. Chłopak obił się o kafelki.

- Gdzie ja jestem? - zapytał Robin, próbując przyzwyczaić oczy do panującej tu jasności.

Odpowiedziała mu cisza.

- Gdzie jestem?! - chłopak powtórzył pytanie, tym razem głośniej. Mężczyźni stojący przed nim ani drgnęli, wyraźnie na kogoś czekając. Robin westchnął. Nie było sensu w pytaniu ich po raz kolejny. Musiał być cierpliwy. Podniósł się do pozycji siedzącej i usadowił się na tyle wygodnie na ile pozwalały mu sznury. Chcąc przygotować plan ewentualnej ucieczki, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Dziwiło go ono. Porywacze zazwyczaj gustowali w ciemnych, obskurnych pomieszczeniach, a nie w ogromnych garażach, wyłożonych jasnymi płytkami, odbijającymi światło.

Po kilkunastu minutach w całym pomieszczeniu rozległ się odgłos kroków. Dick zwrócił głowę w kierunku zbliżającej się do niego postaci. Długie, czarne włosy, zielone kimono i wiecznie uśmiechnięta maska kota. Chłopak zacisnął pięści. Cheshire.

- Hej Robin - kobieta powitała Dicka. Chłopaka zdziwił jej przyjazny ton - Miło cię tutaj widzieć.

- Cheshire - syknął chłopak - Czego ode mnie chcesz?

- Ja? - zdziwiła się brunetka - Ja nie chcę niczego. Sportsmaster chce.

Jakby na potwierdzenie jej słów, do garażu wkroczył ojciec Cheshire. Miał on na sobie maskę i widać było, że prowadzi żywą dyskusję z rudym mężczyzną idącym obok niego. Zamilknął on dopiero kiedy blondyn znalazł się tuż przy Dicku. Machnął ręką do Cheshire, by ta odsunęła się od siedzącego bohatera. Cheshire kiwnęła głową i stanęła kilka kroków dalej, wciąż uważnie obserwując sytuację. Najwyraźniej ona również nie wiedziała, o co chodziło Sportsmasterowi.

- Czemu tutaj jestem? - zapytał Robin, spoglądając na zamaskowanego złoczyńcę. Chciał wstać, ale jego nogi wciąż pozostawały związane. Zamiast tego przybrał groźny wyraz twarzy - Czego ode mnie chcesz?

- Informacji - powiedział spokojnie mężczyzna - O Batmanie.

- I myślisz, że przekażę ci dobrowolnie jakiekolwiek informacje? - Robin zaśmiał się pod nosem, lecz zaraz potem jego twarz przybrała poważny wygląd - Nie ma mowy.

- Nie zwykłem oferować propozycji, ale tak się składa, że dla ciebie jedną mam - odpowiedział mu blondyn - Możesz powiedzieć mi wszystko, co chcę wiedzieć i puszczę ciebie wolno... albo nie powiesz mi nic i zostaniesz tu do czasu, aż zmądrzejesz.

- Jestem mądry - powiedział Dick - Ale żadnych informacji nie dostaniesz.

- Twój wybór dzieciaku - Sportsmaster wskazał ręką na dwóch mężczyzn stojących obok Robina. Widząc polecenie szefa, ruszyli się oni ze swoich miejsc, chwytając Dicka za ramiona. Unieśli go oni, tak by mógł się on utrzymać na związanych nogach. Chłopak próbował się wyrwać, nie chcąc iść razem z podwładnymi Sportsmastera. Jednak nie był on na tyle silny, żeby opierać się dwóm barczystym mężczyznom. Mimo szarpanin i krzyków podnieśli go oni i wyprowadzili z garażu.

***

Minęło już parę dni, odkąd Robin został zamknięty w niedużym pokoju bez okien, wyposażonym jedynie w niewygodne łóżko. Dick siedział na nim, oparty o szarą ścianę, rozmyślając nad tym, jak wyrwać się z tego miejsca. Próbował już skontaktować się z Marsjanką, jednakże dziewczyna nie była w stanie usłyszeć jego myśli. Wiedział, że musi znajdować się daleko od Góry, ale i tak ciekawiło go, gdzie konkretnie zamknął go Sportsmaster.

Robin nadal nie mógł uwierzyć w to, że dał się złapać. Co więcej, nie miał też żadnej okazji do ucieczki. Jego ręce rozwiązywane były jedynie na czas posiłków, które spożywał w obecności dwóch strażników. Przestępca dobrze wiedział, że gdyby nie pilnował Robina, ten bez przeszkód mógłby uciec nawet z pomieszczenie zamkniętego na kilka zamków. Po części bohaterowi to schlebiało, ale z drugiej strony, miał przez to spory problem.

Chłopak oparł głowę o poduszkę, obmyślając w głowie kolejny plan ucieczki. "Drzwi się otwierają, pokonuję jednego kopniakiem w głowę, zabieram nóż, drugiego pięścią w żebro..."

- Idziemy - drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich sam Sportsmaster, składający ręce na klatce piersiowej. Robin westchnął, by dać znać, że nie ma ochoty nigdzie iść, ale posłusznie opuścił pomieszczenie. Nie miał najmniejszej ochoty wdawać się w bójkę z uzbrojonym mężczyzną.

Podczas gdy blondyn szedł przez prawdziwy labirynt korytarzy, Robin zastanawiał się, gdzie prowadzi go on tym razem. Jeszcze ani razu nie był torturowany. Jak na razie jego "współpraca" z przestępcą polegała na zadawaniu pytań przez Sportsmastera i nie odpowiadaniu na nie przez Robina. Raz co prawda mężczyzna groził chłopakowi, że jeśli nie powie mu, gdzie jest Batman, to Liga Młodych na tym ucierpi. Jednak Dick niezbyt się tym przejął. Wiedział, że gdy Liga miała po swojej stronie Artemis, Wally'ego, Connora, Kaldura, Megan i oczywiście Zatannę, Sportsmaster nie był zagrożeniem.

O ścianę pomieszczenia, do którego zaprowadzono Dicka opierała się uzbrojona Cheshire, w każdej chwili gotowa zaatakować. Tuż obok niej, przy metalowym krześle stał blady mężczyzna, w czarnym płaszczu i kapturze. Jednak kiedy go zdjął, wszystko stało się jasne. To właśnie z tego powodu nikt nie zawracał sobie głowy torturami. Psimon z łatwością mógł sobie poradzić z wydobyciem jakichkolwiek informacji.

- Witaj Robinie - telepata ukłonił się lekko, wskazując na krzesło - Usiądź proszę. Mamy sporo do omówienia.

Grayson spiął mięśnie. Nie miał najmniejszej ochoty siadać na tym krześle i wdawać się w żaden kontakt z Psimonem. Rozejrzał się dookoła, szukając czegoś, co pomoże mu pomóc się wydostać z tej sytuacji, ale jedyne na co się natknął to uśmiechnięta maska Cheshire spoglądająca w jego stronę.

Chłopak siłą został posadzony na krześle. Nogi przywiązano mu do nóg, a ręce spleciono za oparciem. Dick nie miał szansy, by się wyswobodzić.

- No dobrze - zaczął mówić Psimon - Wiesz dobrze, że sprzeciw nie ma sensu, więc dobrze ci radze współpracować. Potrwa to jakiś czas... - mężczyzna zatrzymał się na chwilę, kładąc rękę na czole Robina - Więc radzę ci się odprężyć.

Grayson zamknął swoje oczy i z całej swojej siły, starał się nie dopuścić mężczyzny do swojej głowy. Po chwili poczuł jednak jak cienka granica jego umysłu łamie się pod wpływem mocy doświadczonego telepaty. Chłopak stracił przytomność, by w następnej chwili znaleźć się naprzeciwko Psimona, stojącego w środku jego mózgu.

- Ładnie tu - skomentował miejsce Psimon - Trochę strasznie, ale ładnie. Przynajmniej wszystko jest poukładane. Pozwolisz za mną?

Dick wiedział, że nie ma prawa głosu. Nie mógł walczyć jak Megan. Frunął więc bezwładnie za mężczyzną, obserwując jego poczynania. Podszedł on do jednej z miliona półek wypełnionych książkami.

- Co my tu mamy? Liga Młodych, nazwy misji, jakieś bzdety o cyrku... - mężczyzna czytał tytuły poszczególnych ksiąg - O! Jest! Batman. Ciekawe co tam może...

Nagle obraz zaczął się zamazywać, a podłoga pod telepatą pękła. Mężczyzna wpadł do wielkiej dziury, opuszczając tym samym umysł chłopaka. Zaraz, zanim poleciał Dick.

***

- Robin! - Cheshire potrząsnęła chłopakiem po raz kolejny, chcąc go obudzić. W końcu chłopak uchylił powieki - Na szczęście! Trzeba cię rozwiązać.

Dziewczyna szybko przecięła sznury i pomogła chłopakowi wstać. Ten rozejrzał się dookoła, próbując zrozumieć, co właśnie się stało. Na podłodze leżał nieprzytomny Sportsmaster i Psimon, bezwładnie oparty o krzesło.

Cheshire chwyciła Robina za rękę i ciągnąc go za sobą, wyprowadziła go z budynku. Ominęła przy tym każdy z patroli, nie dając się nikomu złapać. Zaraz potem zza niedużego krzaka wzięła torbę, wcześniej tam ukrytą. Jeszcze raz spojrzała na jej zawartość i oddała ją Dickowi.

- Twoje rzeczy.

- Okej...- chłopak nie do końca wiedział co się dzieje - Czemu... czemu mi pomagasz?

- Gadałam z Artemis - kobieta obróciła się, upewniając się, że nikt za nimi nie idzie - Powiedziałam, że ciebie wydostanę. Musisz już iść - Cheshire ponagliła chłopaka - Zaraz ktoś po ciebie przyleci. Biegnij w tamtym kierunku.

Robinowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Przerzucił on torbę przez ramię i ruszył w kierunku lądującej już bio-rakiety. Przy pomocy Megan wskoczył do niej i chwilę potem leciał już po niebie w towarzystwie przyjaciół, pytającym go o każdy możliwy szczegół.

- Dzięki - wyszeptał chłopak w stronę oddalającej się wyspy, na której została Cheshire. Współczuł jej. Wiedział, że ojciec nie wybaczy jej takiego występku.


Od autorki:

Uwaga! Nadrobiłam wszystkie zamówienia, co oznacza, że na nowo są one otwarte! Jej! Mam nadzieję, że rozdział się podobał no i zachęcam do składania zamówień w rozdziale "Zamówienia" ;).

RavenVo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top