Zamówienie 20 Obrażone dziecko
"Poproszę coś o Damianie, z Kid Flashem i Batmanem w tle." + "Już mam pomysł. Liga Młodych. Pierwszy sezon. Damian robinem. Dick nightwingiem?"
Dla: Death_Solider_
Damian Wayne jak zwykle był niezadowolony. Tak właściwie nikt nie wiedział dlaczego, ale młody Robin nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się z innymi swoimi przemyśleniami czy emocjami. Dlatego jak Damian był zły, to po prostu był zły i basta! Tyle w temacie.
Jednak na świecie znaleźć się musiała jedna osoba, która odbiegała od reguły niewypytywania Damiana o jego humor. I tą osobą był nikt inny jak Dick Grayson.
- Co ty taki nie w sosie, młody? - Nightwing wszedł do ogromnego salonu rezydencji Wayne'ów i położył jeszcze ciepłą herbatę na stoliku - Dziewczyna cię rzuciła, czy jak?
- Bardzo zabawne - odburknął chłopak, z hukiem odkładając talerz z tostami na ten sam stół.
Zaraz potem wziął jedną kanapkę i wgryzł się w nią, jakby była ona jego największym wrogiem, próbującym zabić całą jego rodzinę. Mordercza gouda - Idź, się zajmij swoimi sprawami, Grayson.
- Ależ ty również należysz do moich spraw, bracie! - wykrzyknął Dick.
- Nie jesteś moim - zaczął burczeć Damian, ale Dick nie skończywszy swej wypowiedzi, postanowił przekrzyczeć młodego.
- I dopilnuję tego, żeby twój humor poprawił się do zmierzchu dnia dzisiejszego!
- Mój humor poprawi się, jak sobie stąd pójdziesz - Robin po raz kolejny ugryzł kanapkę (tym razem już nie tak agresywnie) i spojrzał na Graysona, jakby czekając, aż ten opuści pomieszczenia zgodnie z życzeniem. Jednak tak się nie stało.
Na całe szczęście w całej willi rozległ się ryk alarmu. Na całe nieszczęście Dick postanowił zaprosić Wally'ego Idiotę Westa do wspólnego... jak on to określił? Ach tak! "Kopania tyłka złu". Damian aż prychnął z niezadowolenia. Nie lubił Dicka, a w szczególności nie lubił Dicka w towarzystwie jego najlepszego rudego kumpla.
***
Damian Wayne po raz kolejny poczuł, jak krew się w nim gotuje, jak okazało się, że alarm dotyczył jedynie zwykłego napadu na zwykłą firmę przewożącą broń. Chłopak po raz kolejny fuknął i przycupnął na pobliskim kamieniu, czekając aż banda przebierańców, na którą składali się Dick i Wally, zakończy to żałosne przedstawienie.
- Źle to robisz Kid Flash!
- Nightwing, idioto! Od lewej go!
- Kto was uczył walczyć do cholery! Mój dziadek pokonałby was ze związanymi rękoma!
Tak, tak. Robin, zamiast przyłączyć się do walki i pokazać jak to się robi, wolał grzać tyłek na kamieniach i wytykać bohaterom błędy. Och, no dobra! Raz czy drugi pofatygował się, by rzucić birdarangiem w nadbiegającego przestępcę.
Nawet fakt, że prawie oberwał on nożem, rzuconym przez atakującego złodzieja, nie sprawił, że Robin postanowił się podnieść. Wręcz przeciwnie. Damian obrał sobie za cel usiedzenie na twardym kamieniu, będąc atakowanym ze wszystkich stron. I jak na razie wyraźnie dominował on nad przestępcami.
Co w tym czasie robili Dick i Wally? I dlaczego nie postanowili oni zagonić młodego Robina do walki? Odpowiedź na to pytanie jest całkiem prosta. Już dawno nie mieli okazji powalczyć w duecie i zwyczajnie sprawiało im to za dużą radość. Najpierw atak beta. Potem wykop z wyskoku. Następnie podwójna kanapka z bekonem. Tę nazwę wymyślił Wally, podczas gdy on i Dick zostali zaatakowani przez kosmitów podczas śniadania.
Wisienką na torcie było mistrzowskie wykonanie wirówki zagłady, na który składały się zagonienie wszystkich przestępców w jedno miejsce, związanie ich linką, szybki sprint Westa, tworzącego pokaźnych rozmiarów tornado i rzucenie w nie wybuchowymi strzałkami przez Graysona. Chwilę później całą dzielnicę wypełnił donośny huk, a wszyscy złodzieje upadli nieprzytomni na ziemię.
Zaraz potem rozległ się dźwięk klaskania. Ironicznego klaskania.
- Pięknie Nighwting - Robin podniósł swoje demoniczne cztery litery z kamienia i z niezadowoloną miną kroczył w kierunku "brata" - Naprawdę. Robota pierwsza klasa. Zrobiłeś ze zwykłego napadu aferę na pół Gotham. Zakładam, że nawet w Strażnicy was usłyszeli.
- Dickie? - West podbiegł do przyjaciela i nachylił się nad jego uchem - Damian tak zawsze, czy tylko jak ma zły dzień?
- Zawsze - westchnął chłopak - Ale dzisiaj ma też zły dzień.
- Dwa w jednym - fuknął Wally - Kocham gratisy.
- Obaj się zamknijcie! - warknął Damian - Ty działasz mi na nerwy samą swoją obecnością - wskazał ręką na Dicka - A ty działasz mi na nerwy tym, że przyjaźnisz się z tym idiotą! Spadam stąd.
- A może - zaczął Kid Flash - Pójdziemy na pizzę, co? Albo frytki. Ja stawiam.
- Wy sobie idźcie. Jakbyście mnie potrzebowali, jestem w domu. A! - chłopak odwrócił się i skierował swój morderczy wzrok na bohaterów - Nie dzwońcie do mnie.
Niestety na niekorzyść młodego Robina, stało się coś, przez co bezwzględnie musiał on uczestniczyć w biesiadowaniu z tymi idiotami.
Mianowicie zaburczało mu w brzuchu.
- Aha! - wykrzyknął Dick, a w jego głosie dało się wyczuć satysfakcję - Idziesz z nami, bo jeszcze nam z głodu umrzesz.
- Potrafię zrobić sobie kanapki.
- Nie ma mowy! - podchwycił temat Wally - A co jeśli zasłabniesz po drodze? Nie możemy ryzykować zdrowia wielkiego Potomka Demona, prawda?
***
Damian Wayne był w jeszcze gorszym humorze, niż był rano. Nie dość, że nie mógł dokończyć śniadania, został wciągnięty w idiotyczną walkę z pseudoprzestępcami to jeszcze utknął na półgodzinnym obiedzie w towarzystwie swojego ukochanego "braciszka". W myślach ochrzanił Jasona, że ten już nie żył. Może wtedy siedziałby z nim zamiast z Dickiem. Todda co prawda nie znał, ale spokojnie założył, że nie mógł on być gorszy od Graysona. Tak właściwie to gorszy od Graysona był jedynie... a nie. Nikt nie był od niego gorszy.
- Stary! Ta pizza jest obłędna. Wiedziałeś, że dają tutaj podwójny ser? - przemyślenia Wayne'a zostały brutalnie przerwane przez zdecydowanie za głośno jedzącego Westa.
- Stary! - odkrzyknął Dick - Ta pepperoni jest życiem!
Młody Robin prychnął. Cóż za ambitny i wyszukany dobór słownictwa. Chłopak wbił wzrok w swój kawałek pizzy z salami. Nigdy nie powiedziałby, że zwykły żółto-różowy kawałek jedzenia jest życiem.
Telefon, który młody Wayne nosił w tylnej kieszeni, zaczął wydawać dźwięki, informujące o przychodzącym połączeniu. Chłopak niechętnie wyjął komórkę i jeszcze bardziej niechętnie spojrzał na wyświetlacz. "Ojciec.".
- Co jest? - Damian niemalże syknął w słuchawkę. Nie miał on, albowiem w zwyczaju miło się witać. Nawet jeśli w grę wchodziło przywitanie z samym Batmanem.
- Przyjedźcie na skrzyżowanie trzeciej i czwartej. Pingwin atakuje.
Usta Robina niemalże wygięły się w uśmiechu. Nareszcie coś interesującego do roboty.
Od autorki:
Rozdział miał się pojawić wcześniej, ale mój komputer uznał, że ponad godzinna aktualizacja, to jest to, co mi do życia potrzebne. Tak czy siak liczę, że się podoba i postaram się nadrobić pozostałe zamówienia przed świętami. Albo chociaż część z nich. W rozdziale "Zamówienia" pojawił się nowy punkt dotyczący wyrażeń typu "lub". Jak kogoś interesuje, można się z nim zapoznać.
RavenVo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top