Rozdział 5 "Zagrożenie"

Volpina? Co ona tu robi?

A raczej, co Lila tu robi?
Nie pisała nic o tym, że nagle dziwnym trafem wraca.

-Hej ty! - obróciła się w moją stronę, tak, że nasze twarze prawie się stykały.- ja cię znam...

-M-mnie?- O ile dobrze pamiętam Marinette chyba nie przepadała za Lilą. Ta, chyba tak.

-Tak, Marinette. Hm, to już nie bawisz się w Biedronkę? - posłała mi szyderczy uśmieszek.

-Biedronkę? - przekrzywiłem głowę w bok.- nie rozumiem o co ci chodzi.

-Ty bardzo dobrze wiesz, Biedronko.

-Nie mów tak na mnie! -zdenerwowałem się. Błagam. Na prawdę? Wiem, że Marinette i Biedronka są do siebie podobne z WYGLĄDU! Ale bez przesady, żeby od razu, że to Biedronka?

-Ah, czyli się nie przyznajesz? - złowieszczy uśmiech z powrotem zagościł na jej twarzy.

-Przestań! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. Ona chce mnie omamić. Chce mi to wmówić! - nie oddam ci się.

-Mhm, czyli trzeba z tobą inaczej...- ujęła swój flet w dłonie i zaczęła grać. Nagle obok niej z pomarańczowego dymu... Wyszedłem ja? - pamiętasz go? - dalej ciągnęła.- pamiętasz to jak cię zranił?

-Nie zranił mnie! - jak zwykle mój głos było słychać w całej szkole.

-Doprawdy? Wybrał inną. Zostawił cię. Porzucił. Ale na tym nie musi się kończyć. Możemy, my silne i niezależne kobiety, przynieść mu cierpienie tak samo jak on nam. Zemsta. Wchodzisz w to? - wyciągnęła rękę w moją stronę.

Hm, serio? Ah, przepraszam Volpino, ale wybrałaś nieodpowiedni czas, moment i miejsce. Dlaczego? Ponieważ JA nie jestem MARINETTE.

Powoli posuwałem swoją rękę w stronę jej dłoni. Na jej twarzy widoczny był delikatny, fałszywy uśmieszek. Nie domyślała się.

W ostatniej chwili cofnąłem rękę.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Wyprostowałem się. Czułem, że teraz ja mam przewagę.

-Po pierwsze. Z tobą droga Volpino w układy NIGDY nie będę wchodziła. -zacząłem.- A po drugie. Po części masz rację. Adrienowi należy się cierpienie, to akurat ci przyznam. Jednak chcę podkreślić, że on ma też jeszcze uczucia i jemu zależy na mnie. I w sumie to nawet lubi mnie bardzo. Na pewno bardziej niż ci się wydaje. Więc proszę, nie wtrącaj się. I wiedz, że tego żałuje, że mnie zranił.- moje słowa były prosto z serca. Wreszcie, nawet i tej Volpinie, powiedziałem co myślę. Coś co od dłuższego czasu dusiłem w sobie. Czułem się taki... Taki... Lekki?

-Na prawdę? W takim razie spytaj go czy też tak sądzi.- wskazała palcem za mnie. Obróciłem się w tamtą stronę.

No nie.

Dopiero teraz zrozumiałem, że całą moją rozmowę z Volpiną słyszała Marinette.

Wszystko.

Stała teraz z oczami jak dwa spodki, które patrzyły na mnie ze zdziwieniem.
Wreszcie usłyszała to, co chciałem jej powiedzieć od kilku tygodni.
Usłyszała to.
Nie zareagowała.

Nadal tylko stoi jak wyryta.

🐞🐞🐞
Uciekłem.

Nie chciałem tam stać.
Nie obchodził mnie już żaden z tych złoczyńców.
I co że zagrażają światu?
Nic mnie nie obchodziło.
I tak bym nic nie zrobił.
Ona po prostu niezareagowała.
Miała mnie gdzieś.
Moje słowa.
Myśli.

Teraz na prawdę czułem się zraniony.
Ja.
Zraniony.
Czemu zaczęło mi na niej zależeć jeszcze bardziej niż wcześniej?
Dlaczego już nie jest dla mnie tylko koleżanką z klasy?
Dlaczego ona mnie tak obchodzi?
To jak się do mnie odnosi?
I dlaczego czuję nieprzyjemny ból w sercu, kiedy mnie wyzywa?
Mówi, że dla niej nieistnieje.
Że jestem nikim.

A właśnie chciałbym być dla niej najważniejszy.
Jedyny najważniejszy.

Znajdowałem się teraz w jej pokoju. Przysiadłem przy biurku. Oparłem ręce o blat.

Byłem sobą zażenowany.

Co ze mną nie tak?
Czemu ona tak bardzo nie chce mi wybaczyć?
Czemu ona nie może zrozumieć, że ja nie chciałem, żeby tak to wyszło?
Nie chciałem jej zranić.
Ale zostałem zmuszony.
Przez kogo?
Mojego ojca.

Ale ona nie chce o tym słyszeć.
Nie chce tego zrozumieć.
Nie chce wiedzieć, że ja wcale nie chciałem.

-Życie jest do dupy...- jęknąłem, kładąc głowę na blacie.

W pewnym momencie usłyszałem wibracje. Telefon. Spojrzałem na wyświetlacz.

Wiadomość od nieznanego numeru?

Od: Nieznany Numer

Jeszcze z tobą słonko nie skończyłam ;).

-Volpina-

O matko! Ona się ode mnie nie odczepi, prawda?
Ale ja i tak nic nie zrobię!
Nie mam swojego miraculum, no więc!
Jestem w kropce.

Nie mam ochoty na nic.
Najlepiej zamknął bym się w czterech ścianach i tak siedział.

Mówię jakbym miał depresję!
Uh, myślałem, że bycie Marinette będzie prostsze!

Za dużo tego!
To jest za ciężkie dla mnie.

Po prostu nie potrafię nawet przez jeden dzień być Marinette nie psując czegoś.

A co zrobiłem?
Prawdopodobnie naraziłem Paryż na niebezpieczeństwo.
Ba, cały świat.
I nic z tym nie robię!

Na dodatek Volpina się do mnie przyczepiła, a Marinette...
Nawet nie wiem jaka była jej reakcja po ocknięciu.
W sumie, czy na pewno chcę wiedzieć?
Nie wiem.

Co ja robię?!

Może i jestem jaki jestem, ale mam trochę tego Adriena w sobie, co na wierzchu.

Ale nie tylko tego oziębłego, obojętnego na wszystko.
Mam też w sobie coś z charakteru Czarnego Kota!
Tylko tego w sumie... Nie ujawniam!
Czemu?
Hm, sam nie wiem.

Aby pokonać ich... Aby uratować Paryż... Francję... Świat... Nie potrzebuję kostiumu, maski, super mocy, czy czegoś tam.

Przecież Czarny Kot to ja.

Chat Noir.

No tak!
Dam sobie rade.
Nawet w ciele Marinette.
Po prostu dam!

🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞
Perspektywa Marinette

On kłamie! To nie prawda! On tak nie myśli! Kłamie! W żywe oczy! Przed wszystkimi!

To dlaczego mam wrażenie, że jego słowa idą prosto z serca...?

Nie, Marinette! Uspokój się.
A może to iluzja Volpiny?
Może to tylko ona tak specjalnie wymyśliła?

Ona chce wszystkich omamić!
Nie dam się.
O nie.

Ale co ja mam zrobić skoro jestem w ciele Adriena?

Bez maski, mocy, i w ogóle...

Jak ja bym złapała akumę?

Z resztą. Czarny Kot się zaraz zjawi! Na pewno.
On nigdy mnie nie zawiódł. Nigdy.

Spokojnie Marinette.
Nie panikuj.

Dopiero po chwili spostrzegłam, że wszyscy patrzą na mnie ze zdziwieniem.

Długo tak stałam?

I gdzie podziałam się ja? Yhm, znaczy w sensie... Adrien.
Uh, czasami mój mózg pracuje na wolnych obrotach.

-A ty Czarny Kocie nie rzucisz się, aby nas pokonać? - po chwili do moich uszu dobiegł wysoki głos Volpiny.

-Czarny Kocie? - spojrzałam na nią pytająco.

-Oj Adrienku nie udawaj.- uśmiechnęła się zalotnie. Znowu. Znowu poczułam to nieprzyjemne ukłucie w sercu. Dlaczego? Czy ja jestem zazdrosna o Adriena...? Nie ma mowy! Marinette ocknij się. Nie lubisz go. Nienawidzisz. Pamiętaj, skrzywdził cię. A to, że jesteś w jego ciele to nie twój problem.

-Co? Ja? - Adrien miałby być Chatem? Błagam. To najgorszy żart jaki kiedykolwiek słyszałam. To nie możliwe.

-No przecie...- nie zdążyła dokończyć bo do sali wpadłam zdyszana ja. Czytaj; Adrien.

-STOP! Marientte! Znaczy Adrien! Uh, nie ważne! Ja cię...

🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞

Możecie mnie zabić.🔪

Wiem, że rozdział krótki, ale ta szkoła mnie wykańcza😭.
Uczyłam się hymnu Francji cały dzień na historie💪🇫🇷.

Eh, wspominałam, że chcę Śrądek?
No wiem, że wspominałam😜.

Z resztą jak pisze rozdział, to myślę O! Zakończe w tym fajnym momencie! No to już wszystko załatwione, myślę, że rozdział jest długi, a tu... BUM! Tylko 1226 słów. Potem mi się nie chce wprowadzać dłuższych wątków :(.

No, ale mam nadzieje, że i tak wam się spodoba :D.

Dziękuje za ponad 500 "oglądnięć" ❤!!!

Wasza Koci!

Gwiazdka? Komentarz? :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top