Rówieśniczy terror

 Noah czuł się pewnie w każdym otoczeniu, bo taki już się urodził. Szczery, radosny i niezawistny. Mało rzeczy potrafiło wyprowadzić go z równowagi, a najbardziej na świecie nienawidził kłamstwa. Tylko raz w życiu posunął się do oszukania kogoś, co później przyniosło efekty w takiej postaci, że żałował tego do dziś. Stąd, gdy podeszła do niego dziewczyna, pokazana mu wcześniej z daleka zmarszczył nos, jakby poczuł nieprzyjemny zapach. Biło od niej fałszem na kilometr, zwłaszcza kiedy wciągnęła na twarz uśmiech. W normalnych okolicznościach uznałby go za całkiem ładny, jednak teraz brzydził go ze względu na łgarstwo z jakim się wiązał. Mimo tego, ponieważ starał się nie oceniać po pozorach, wzniósł się ponad swoje słabości i posłał jej zainteresowane spojrzenie, zachęcające do rozpoczęcia rozmowy. Blondynka wysunęła bladą dłoń, przekrzywiając przyjaźnie głowę. Delikatne jak jedwab włosy spłynęły po jej ramieniu, błyszcząc w świetle jarzeniówek. Minusem stołówki, który szybko udało mu się wyłapać było sztuczne nasłonecznienie, spowodowane brakiem okien. Poza tym nie dostrzegł dotąd innych wad.

- Jestem Hannah. Hannah Lynch- zaświergotała, ściskając uprzejmie jego rękę. Miała chłodną, gładką, dziwnie nieprzyjemną skórę. Przypomniał mu się motyw przewodni wampiryzmu w książkach od znanej pisarki dla nastolatków i nie mógł powstrzymać parsknięcia powietrzem z nosa. Ciekawe czy iskrzyła się w słońcu.- To Emma Graveyard.- Wskazała na koleżankę o pełnych wargach, pokrytych brązowawą pomadką.- A to Lisa Domini- przedstawiła brunetkę, schowaną nieco za nią, wyższą od obu. Z natury był gentlemanem, więc o ile przywódczyni grupki nie wymusiła na nim wstania, uczyniły to jej towarzyszki. Podniósł się i ukłonił elegancko, tak jak uczyła go matka. Panny zachichotały, rumieniąc się z ekscytacji. Wyglądały na bardziej pokorne i zrównoważone, niż ich liderka.

- Noah Carter, nowy uczeń- powiedział spokojnie, po czym wrócił do przerwanego lunchu. Kanapki, jakie tu robili były świetne. Nigdy nie jadł lepszych. Od dziesięciu lat sam zajmował się przygotowywaniem sobie śniadania, ale nie był w tym mistrzem. Lubił gotować, czasem nawet robił to wyśmienicie, jednak zwykle czegoś mu brakowało. Tutaj miał połączone ze sobą: szynkę konserwową, świeży ogórek, plastry pomidora, sałatę, ser, masło, chleb pełnoziarnisty oraz niezwykły sos o posmaku koperku, papryki wędzonej i kapki majonezu. Nie miał pojęcia, który element tak go urzekł, lecz nie zamartwiał się tym.

- Witamy w Liberty High!- ucieszyła się Hannah, nie dając za wygraną. Dosiadła się do niego, zapraszającym gestem nakazując swoim naśladowczyniom, by zrobiły to samo. Uniósł brew, przełykając spory kęs dzieła sztuki kucharskiej. Spodziewał się, że zostanie zapytany o zgodę, zanim pozwolą sobie zakłócić jego sferę osobistą na dłużej.- Nie masz nic przeciwko?- zagaiła po fakcie, szczerząc proste, bielutkie zęby. Nie dała mu szansy na kontrę, przechodząc do czynnego ataku.- Skąd jesteś? Raczej nie z Teksasu, masz za jasną karnację.

- Patrzyłaś na siebie w lustrze?- Zmrużył powieki, traktując to zagadnienie całkowicie poważnie. Odcień jej cery był bliski mleku. Nie odstraszyło jej to. Najwidoczniej ten temat stanowił dla niej pewnego rodzaju perełkę, którą mogła się przechwalać.

- Mam zbyt mało enzymu tyrozynazy. Nie na tyle, by być albinoską, oczywiście, co widoczne jest gołym okiem, aczkolwiek muszę się zmagać z tą mizernością w barwie.- Zamaszystym ruchem odrzuciła kudły na plecy, opierając łokieć na blacie, tuż przy jego tacy. Zachowywała tak niewielką odległość, że czuł jej miętowy oddech na policzku. Miał chęć umieścić palce na jej drobnym podbródku i odepchnąć go od siebie. Był na tyle kulturalny, by się wstrzymać. Zamiast tego odchrząknął.

- Pochodzę z Reno w Nevadzie, gdzie cenimy sobie prywatność i niespecjalnie odpowiada nam, kiedy ktoś na nas chucha- wycedził grzecznie, posyłając jej najsłodszy uśmiech, jaki potrafił. Jednocześnie wydawała się obrażona i pod wrażeniem. Zagryzła wargi, biorąc sobie do serca jego słowa. Oddaliła się o dobre piętnaście centymetrów.- Dziękuję.

- Nie byłaś tam- zauważyła jedna z jej przyjaciółek, przyglądając mu się rozanielonym wzrokiem. Sekundę później podskoczyła zupełnie tak, jakby ktoś kopnął ją pod stołem. Mrugnął do ciemnowłosej porozumiewawczo, co wywołało u niej zawstydzone uniesienie kącików ust i wbicie spojrzenia w podłogę. To dało mu pojęcie, jaki reżim panuje w szeregach panny Lynch. Lisa mogła szczycić się śniadością, miodowo-brązową tęczówką otoczoną naturalnie gęstymi rzęsami oraz zgrabnym, odrobinę zaokrąglonym nosem. Jej piękno mogło przyciągać jak lep, niestety zostało zmiażdżone szpilką i schowane za nadmiarem posłuszeństwa swojej koleżance. Zresztą to samo mógł pomyśleć o Emmie. Owalne, kształtne rysy, seledynowe wejrzenie, oblicze bez skazy. Pokusiłby się o bycie poetą, gdyby nie pałało od niej żądzą zdobywania władzy. Obserwowała Hannah z uwielbieniem, czego kompletnie nie ogarniał umysłem. W jego starej szkole nie było tak widocznych podziałów między uczniami. Każdy dostawał to na co zasługiwał, a nauczyciele potrafili skontrolować negatywne wibracje i zdusić je w zarodku.

- Podróżuję z rodzicami, gdy mamy wolne. Musimy koniecznie wybrać się do Nevady.- Zatrzepotała powiekami upstrzonymi błękitnym cieniem blondynka przy jego boku.- Jak tam jest?

- Hm, nieco...- zaczął, jednak przerwał, spoglądając ze zmieszaniem przed siebie. Dziewczyna, która oprowadzała go po budynku stała właśnie na środku pomieszczenia, szukając naprędce wolnego krzesła. Wokół niej przebrzmiewały śmiechy do spółki z szeptami. Już miała ruszyć dalej, kiedy niespodziewanie w jej kierunku poleciał otwarty jogurt, paćkając przód zielonej sukienki. Prychnęła z pogardą, lecz żadnej innej reakcji nie było. Jako porządnie wychowany człowiek postanowił się wtrącić, bo sytuacja wydała mu się surrealistycznie absurdalna. Ktoś powinien pilnować, aby panował ład, tymczasem nie było żadnego dyżurującego, a kucharka zniknęła na zapleczu. Wstał, zostawiając za sobą zaszokowane koleżanki i podszedł do nadal sterczącej samotnie Samanthy, rozglądającej się za serwetką. Oddał jej swoją, co przyjęła ze skrzywieniem.

- Masz się za bohatera, Carter?- warknęła, unosząc brew. To nadawało jej słowom sarkastyczny wydźwięk. Grube okulary zsuwały się po jej nosie, gdy przechylała brodę, wycierając obszerną plamę. Machnął rozlegle dłonią, wskazując wszystkich obecnych, którzy gapili się na nich jak na obcych z odległej planety.

- Wiesz kto to?

- Hannah- wypaliła błyskawicznie, oddając mu brudną chusteczkę. Podrapał się po skroni, krótko taksując blondi. Wykonała filmowy gest odrzucania włosów, mrugając przy tym niewinnie.

- Była ze mną, to nie ona- oznajmił z niechęcią i ku swojemu zdziwieniu po chwili mógł oglądać jak brunetka przed nim krztusi się własnym śmiechem.

- Taki naiwny...- wystękała między spazmami, po czym pchnęła jego ramię i wyminęła go. Zatrzymała się parę metrów dalej, jakby coś przemyślała. Odwróciła się w jego stronę.- Niemal każdy tutaj jest na jej usługach. Obudź się! Witamy w szarej rzeczywistości. Bando kretynów.- Ostatnie zdanie skierowała do ludzi przy stolikach, kłaniając się im zamaszyście. Wrócił do swojego jedzenia, skonsternowany akcją.

- Niepotrzebnie się starasz, ta dziewczyna to ofiara losu. Radzę ci się pospieszyć. Za pięć minut mamy matematykę, a pan Leithon nie znosi spóźnialskich.- Ton Hannah ociekał słodyczą, która niezmiernie go irytowała. Nie chciało mu się wierzyć, że jedna osoba może być źródłem tak wielkich problemów.

- Chętnie zaprowadzimy cię, żebyś nie zabłądził- wtrąciła Emma, dumnie potrząsając torsem. Gardził takimi obłudnymi istotami, co przełożyło się na jego chłodną odpowiedź.

- Zajmijcie się lepiej sobą. Nie jestem bezmózgim debilem, nie dołączę do męczenia zwierząt.

- Och.- Całej trójce opadły szczęki, układając umalowane usta w okrągłe "O". Zabrał swoją torbę, odniósł tacę i bez dalszej zwłoki udał się na zajęcia. Miał niepokojące wrażenie, że potajemnie każdy rozbiera go wzrokiem na części pierwsze. Nie był płochliwy, toteż niespecjalnie się przejął. W siódmej klasie, gdy jeszcze uczył się w Reno, został oskarżony o kradzież klasowych pieniędzy. Wtedy naprawdę wszyscy zdawali się mordować go w swoich rozumkach, realnie ograniczając się wyłącznie do niemiłych gestów. Raz ktoś wlał do jego plecaka rozpuszczoną galaretkę o smaku kiwi, ale to był szczyt ich możliwości. Dzieciaki nie są zbyt kreatywne, kiedy boją się konsekwencji, a trzeba przyznać, że dyrektorkę mieli bardzo stanowczą. Za numer z zatopionymi podręcznikami Veronica Miller dostała pięć dni zawieszenia w prawach ucznia. W normalnej szkole pewnie wlepiliby jej godzinę kozy po lekcjach.

Jego szafka nie chciała się otworzyć, chociaż był święcie przekonany, że wprowadził poprawny kod. Stał zagubiony, roztrząsając czy pójść z tym do woźnego czy spróbować kolejny raz.

- Czasem tak mają. Daj, pokażę ci- zagadnął damski głos za nim. Odsunął się zapobiegawczo, pozwalając przybyszce działać. Ustawiła się bokiem do metalu, po czym brutalnie walnęła przedramieniem w okolicę zamka. Jej ciemnoniebieskie kudły opadły na czoło, zasłaniając połowę oblicza. Dmuchnęła na nie i wyciągnęła do niego rękę. Uścisnął ją.- Lauren McKenzie. Twój rocznik.

- Noah Carter. Dziękuję za pomoc.

- Nie ma sprawy. Fajnie się zachowałeś na stołówce- pochwaliła, czekając, aż zbierze swoje podręczniki. Na wszelki wypadek zabrał też ten na hiszpański, gdyby szafka znów zamierzała wyciąć mu numer.- Nie obraź się, ale jeśli zależy ci na statusie społecznym to będziesz musiał zrezygnować z roli miłosiernego samarytanina. Meadows nikomu nie ufa, tylko zrobisz sobie krzywdę, broniąc jej.

- Sam podejmę decyzję, okej? Skoro chcesz mnie pouczać w tej kwestii to wiedz, że jest kolejka.

- Z Hannah na czele?- dopytała, a jemu wydawało się, że słyszy w tym odrobinę żalu. Skinął w ciszy, wyprzedzając ją w drodze do sali.- Nie taka z niej jędza, po prostu kreuje się na kogoś, kim nie jest.

- Przed sekundą odradzałaś mi obronę prześladowanej, by nagle samej bronić prześladowczynię?- prychnął, ciekawy jaka kryje się za tym historia. Lauren odetchnęła ciężko, przestając się uśmiechać. Jej mina zmieniła się diametralnie, wyrażając złość na jego podejście.

- Nie sugeruj się pozorami, bo skończysz kuląc się ze strachu. Jest sposób na przetrwanie tutaj. Odkryj go- wyrzuciła na odchodnym, przepychając się przed nim w drzwiach. Zajęła drugą ławkę w środkowym rzędzie, posyłając mu spojrzenie spod byka. Niezbyt rozumiał co miała na myśli. To zwykłe liceum, nie ma co się martwić. Nauczyciele są mniej surowi, a dyrekcja bardziej stronnicza, lecz to nie oznacza, że panują zupełnie różne od naturalnych zasady. Sprawiedliwość przewija się zawsze, niezależnie od tego, ilu jest mieszkańców na metr kwadratowy albo czyj rodzic przyjaźni się z urzędnikami. Nikt nie nauczył go wątpienia we władzę.

Usiadł na wolnym miejscu niedaleko Sam, żeby mieć na nią widok. Chciał przestudiować jej postawę i dowiedzieć się czy warto odkopać jej prawdziwą osobowość z gruzów tego, co zrobił z nią rówieśniczy terror. Nie mogła być nieprzyjemna od początku swojej szkolnej kariery. Miała łagodne, ciepłe oczy i ruchy osoby, która maskuje się na potrzeby środowiska. Wyróżniała się na tle koleżanek, chociażby tym, że nie wyglądała, jakby katowała się jedzeniem samej sałaty, piciem coli light, uciążliwymi ćwiczeniami. Z drugiej strony nie była też spasła, raczej trochę pulchna i o kobiecych kształtach. Pasowała mu do tego typu pań, który nie odmawiał ani pizzy, ani dietetycznej zupy, a trzy razy w tygodniu chodził pobiegać wokół osiedla. Jej włosy były w słabej kondycji, sianowate i matowe. Podobał mu się jej nos, zupełnie prosty i delikatny, komponujący się z pełnymi, różowymi ustami oraz dziesiątkami piegów, wylanych na opaloną skórę. Nosiła aparat na zęby, lecz zdążył dostrzec, że chyba nie był jej już potrzebny.

- Widzę, że mamy nowego ucznia. Mam nadzieję, że opanował pan zakres materiału, jaki był przerabiany do tej pory, panie Carter.- Nauczyciel wyrwał go z zadumy, uświadamiając o trwającej lekcji. Podniósł się, przyzwyczajony, że trzeba to zrobić, gdy zwraca się do kogoś wyższego rangą. Plus - nie miał ochoty podpadać pierwszego dnia.

- Oczywiście. Miałem piątkę z przedmiotu na zeszłorocznym świadectwie, proszę pana- oświadczył, czym wzbudził niemałe zainteresowanie. Nawet Samantha zerknęła na niego w szoku, co - jak sądził - było wyjątkowym komplementem. Mimowolnie uniósł kącik ust.

- Cudownie! Inteligentnych nigdy za wielu! Witamy!

Noah puścił brunetce perskie oko, gdy sadzał swój tyłek z powrotem na twardym krześle. W ramach kontry udawała, że wymiotuje. Bawiła go jej dziecinność. To chyba ten moment zadecydował o tym, że miał zamiar się z nią zaprzyjaźnić, nieważne ile wysiłku musiałby w to włożyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top