Przebyta tragedia

 Przekroczyłam wrota jednej z najbardziej chłodnych i nieprzyjemnych stref w historii tego miasta, nie licząc szkoły oraz urzędu. Wszędzie królowała brudna biel ścian niemalowanych na nowo od dobrych dziesięciu lat. Panie za okienkami w recepcji wyglądały na śmiertelnie znudzone, a swoje obowiązki wykonywały z prędkością żółwia usiłującego zjeść pomidora. Nie lubiłam takich placówek. Śmierdziało tu starością, desperacją, smutkiem i środkami do dezynfekcji. Wbrew pozorom pracownicy starali się ocieplić klimat, dorzucając w kątach kwiatki doniczkowe, kolorowe plakaty informujące o lekach oraz chorobach, jak również niebieskie krzesła do poczekalni, ale niewiele to dawało. Ponury żniwiarz czyhał tu na świeże dusze, tego nic nie mogło zmienić. Lekarze z reguły uśmiechali się do każdego, jeżeli mieli na to energię po pełnym emocji dyżurze. Pielęgniarki unosiły się dumą i chętnie przeganiały odwiedzających, aby móc wybrać się na upragnioną kawusię do pokoiku plotek. Popadało się tu ze skrajności w skrajność i dzieliło stereotypy na kategorie prawdziwych lub kłamstw.

Zerknęłam na tablicę informacyjną, żeby dowiedzieć się na którym piętrze znajdę ginekologię. Noah zdążył mi już powiedzieć jakiej sali szukać. Powoli poczłapałam po schodach, nie chcąc używać podejrzanej windy.

Jego numer w moim telefonie nadal wydawał mi się dziwny, ponieważ czułam, jakbyśmy stawali się sobie bliscy i nie miałam nad tym kontroli. Dlatego zapisałam go treściwym "Carter", zamiast używać imienia. Nie musiałam długo rozglądać się za jego osobą. Wisiał oparty o klamkę oszklonych drzwi, mówiąc coś z nietęgą miną do kogoś wewnątrz. Jego postawa wyrażała zmartwienie - to pozostawało niezmienne od dwóch dni. Kiedy podeszłam niezauważona dostrzegłam dokładniejszy zarys jego profilu i jasnofioletowe kręgi pod oczami. Ile nie spał? Od kiedy tu przesiadywał?

Nagle zrobiło mi się chłodno, więc potarłam pokryte gęsią skórką barki. Klimatyzacja w szpitalu chodziła aż za dobrze. Odchrząknęłam cicho, chcąc subtelnie ściągnąć na siebie uwagę. Było mi odrobinę wstyd, że przyszłam, mimo braku znajomości z jego rodziną. Mój tata nakłonił mnie do tego, sugerując, że ten chłopak poświęcił dla mnie reputację i chyba jestem mu winna wsparcie. Odwrócił się niespokojnie, łagodniejąc na mój widok. Jego zmęczoną twarz rozjaśnił uśmiech. Przesunął się, rozwierając dla mnie ramiona. Niepewnie wpakowałam się między nie, jednocześnie modląc się, by nie skomentował mojego rumieńca. Dość miałam drwin w tym tygodniu. Wczoraj musiałam urządzać sobie wycieczkę do sklepu po buty. Kupiłam na wszelki wypadek pięć par, wyrzucając w błoto połowę swojej niezbyt imponującej wypłaty.

- Hej. Fajnie, że jesteś- wymruczał w okolicy mojego ucha. Mój żołądek zawrzał ze wzburzenia, wybierając sobie ten moment na idealną okazję do wyrażenia swojego głodu. Z tego wszystkiego nie zjadłam śniadania. Skubaniec musiał do tego nawiązać, jakżeby inaczej. Złote serduszko i takie pierdoły.- Akurat miałem pójść do sklepu. Kupię ci bułkę z czekoladą, są nieziemsko smaczne. Zostaniesz z Amber? Nie chciałbym, żeby była sama. Przedstawię cię.

- Jasne- wtrąciłam nieśmiało, odstępując na krok i wchodząc za nim do pomieszczenia. Od razu skierowałam wzrok na ogromne okna, opatrzone błękitnymi zasłonami przez które uparcie wpadał ogrom światła. Pogoda dopisywała. Zaraz potem skupiłam się na leżącej dziewczynie, ugniatającej kołdrę obok siebie. Jej włosy miały imponujący, czekoladowy kolor i gęstość, jaką sama chciałabym zobaczyć u swoich. Mimochodem zgarnęłam kosmyk z czoła. Obraziłaby się, gdybym zapytała o fryzjerską poradę?

- Amber, poznaj Samanthę Meadows. Sam, poznaj Amber, moją siostrę.- Wymieniłyśmy się spojrzeniami. Dygnęłam kulturalnie, nie wiedząc co innego mogłabym zrobić. Nie wyobrażałam sobie, że taka sytuacja będzie miała miejsce, toteż nie byłam na nią zupełnie przygotowana. Z drugiej strony powinnam była mieć świadomość, że jeśli przyjdę to będę musiała się przywitać. Szatynka rozpromieniła się, a w jej oczach zapłonęły radosne iskierki. To u nich rodzinne? W oczywistym stylu ukazano kto z tej dwójki przejmuje się mocniej. Gdyby nie lekko nadmuchany brzuch nie domyśliłabym się, że ta kobieta naprawdę mogła być w ciąży i stracić dziecko.- Opuszczę was, drogie panie. Dosłownie dwadzieścia minut- pożegnał się, pospiesznie ulatniając z pokoju. Niezręcznie poruszyłam stopą, ślizgając nią po szarym linoleum. Meble wydawały się strasznie sterylne. Kroplówka wydawała prawie nieme, na dłuższą metę denerwujące dźwięki.

- To ty jesteś tą słynną Sam o której mój braciszek tyle gada- zacmokała, po czym poklepała oparcie krzesła ustawionego przy łóżku. Posłusznie usiadłam, prostując zagniecenia na swoich spodniach. Nie wiem dlaczego, lecz poczułam się jak na rozmowie kwalifikacyjnej.- Póki jesteśmy same... Powiem ci o czymś, o czym powinnaś moim zdaniem wiedzieć. Prędzej czy później wyszłoby to na jaw, a lepiej, żebyś była świadoma pewnych rzeczy, kiedy przyjdzie co do czego.

- Brzmi to co najmniej strasznie- oświadczyłam, unosząc sceptycznie brew. Zamierzała pouczać mnie co do postępowania z Noah w razie gdybyśmy...? Zaczerwieniłam się, opuszczając brodę. Fakt, że przyszło mi to do głowy był żenujący, zwłaszcza, gdy Amber zaczęła wyjaśniać.

- Wyluzuj, nic wkraczającego w waszą prywatność. No może w jego. Jest kwestia z jego przeszłości o której on sam nie chce opowiadać. Ma to związek z tym, jak dalece troszczy się o mnie i marnieje przez moje poronienie.

- Co się właściwie stało, że poroniłaś?- Praktycznie weszłam jej w słowo, nie będąc przekonaną czy chcę obmawiać Noah za jego plecami. Nie miałam genialnego, dobrodusznego charakteru, mimo to nie byłam także stuprocentowo wredną zołzą, która tylko czyha by wygrzebać jakieś smaczki z odmętów czyjegoś życia. Plotki mnie nie interesowały. Dziewczyna podrapała się po policzku, zagryzając dolną wargę. Paznokcie poobgryzała pod każdym kątem, co odrobinę mnie zniesmaczyło.

- Obiecaj, że mu nie powiesz- wystękała, obserwując mnie z powagą. Skinęłam, unosząc prawą dłoń, a lewą przykładając sobie do piersi. Mama mnie tego nauczyła, chociaż babcia preferowała opcję z trzymaniem za mały paluszek, a ojciec ze spluwaniem na śródręcze.- Okej. Ciąża od początku była niestabilna. Płód nie rozwijał się prawidłowo. Murem urodziłby się z deformacją i paroma chorobami, gdyby miał szansę. Zamierzałam spróbować, nieważne, to byłoby moje dziecko. Pech chciał, że ono wolało zdezerterować. Obumarło. Zauważyłam to po kilku dniach. Nie ruszało się, mój obwód brzucha podejrzanie się zredukował i miałam wrażenie, jakby w moim brzuchu utkwiony był inny rodzaj ciężaru, bezwładnego. Taka to opowiastka.- Uniosła smutno kącik ust, pierwszy raz wykazując prawdziwy ból. Może przedtem nie robiła tego ze względu na Noah? Instynktownie wysunęłam do niej rękę, autentycznie współczując. Chwyciła za nią, akceptując w ten sposób moją empatię.

- Nie będę udawać, że potrafię odpowiedzieć coś mądrego i wspaniałomyślnego od czego doświadczysz ulgi- wykrztusiłam szczerze. Ścisnęła mnie przyjacielsko, zwieszając wzrok.

- Mój brat ma gust do ludzi- przyznała, niespiesznie wracając do bycia pozytywną.- Możemy wrócić do poprzedniego tematu? To ważne.

- Czemu nie dowiem się o tym "czymś" od niego?

- W tej sprawie przed nikim się nie otwiera i wyżera go to od środka.

- Mów- zadecydowałam po trwającej wieczność chwili milczenia. Oparłam się łokciami o uda. Chciałam pochłonąć w całości treść, jaką miała mi przekazać, aby nie zapomnieć z niej choćby jednej sylaby. Nie było już odwrotu, razem z tą wypowiedzią miałam nieodwołalnie wstąpić do jego świata i zadomowić się w nim, oddając w zamian swoje zaufanie. Do dyspozycji dano nam piętnaście minut, czyli w przeliczeniu dziewięćset sekund. Pozornie sporo - w istocie niewiele.

- Oprócz mnie Noah miał jeszcze młodszego o dwanaście lat brata, Jonathana. Uwielbiał go i często sam się nim opiekował, na przykład zabierając go na spacery. Musisz wiedzieć, że Noah ma pociąg do zwiedzania opuszczonych budynków i wynajdywania pięknych krajobrazów. Chciał zarazić tym malca. Mieszkaliśmy w Nevadzie, okolica całkiem podobna do tej. Któregoś dnia zabrał go nad jezioro, które wcześniej odkrył. Było lato, gorąco jak wszyscy diabli. Jon chciał się pobawić w wodzie. Noah pozwolił mu na to i do dziś jest to najgorsza z decyzji, jakie mógł podjąć. Widzisz, on nie potrafi pływać. Podobno Jon zaplątał się w rośliny pokrywające dno i spanikował. Noah nie mógł mu pomóc, bo gdyby tam wszedł to najpewniej sam utonąłby. Wychodził ze skóry, żeby wezwać odsiecz, jednak nikogo nie było w pobliżu. Najpierw zadzwonił na pogotowie, potem do mnie. Przyjechali stanowczo za późno. On się z tym nie pogodził. Płakał za nim najgorliwiej, lecz z czasem schował żal w sobie i otoczył się grubym murem. Rodzice robili co mogli. Nie wstydzili się pokazywać mu, że też tęsknią. On to zatuszował. Rzucił dziewczynę z którą był sześć lat. Udawał szczęśliwego, chociaż nikt mu nie wierzył. To wydarzyło się ponad rok temu. Parę miesięcy i zaszłam w ciążę, nieistotne kto jest... był ojcem. Nie jestem pewna czy Noah to ucieszyło, aczkolwiek uciszyło nasze kłopoty z nim. Połowicznie się rozchmurzył. Zmusił nas do przeprowadzki. Denerwowało go, że często wspominamy o Jonathanie. Uznał, że sobie nie radzimy i potrzeba nam aktualizacji otoczenia. Nie kwestionowaliśmy tego, w zasadzie miał trochę racji. Nikt nie chciał żyć i wychowywać noworodka w środowisku w którym wisiała nad nami przebyta tragedia. Dlatego tu jesteśmy, w tym mieście. Dlatego też śmierć płodu fatalnie na niego wpłynęła. Sądzi, że jest winny. Siedzi przy mnie, póki pielęgniarki kategorycznie go nie wywalają. Nie śpi, ledwo je. Liczyłam na to, że nam pomożesz. Poniekąd ma cię za przyjaciółkę.- Otaksowała mnie z sympatią, dając mi moment na przetrawienie nawału danych. Byłam w generalnym szoku, objawiającym się paraliżem i rozchylonymi wargami. Zamrugałam kilka razy. Taka ponura aura nad tak sielskim chłopakiem? Nie zasłużył na to, co los mu zgotował. Wydawał się doszczętnie otwarty i optymistyczny. Moje obserwacje są kiepskie czy on wspaniale oszukuje? Nawet nie zauważyłam, kiedy pod moimi powiekami pojawiły się łzy.

- Jak mogę go wesprzeć?- wyjęczałam, nie rozumiejąc co mogłabym zrobić. Nie byłam nikim ważnym. Noah znałam krótko i już na wstępie nie chciałam mieć z nim do czynienia. Teraz tym bardziej. Jego reputacja w szkole legła przeze mnie w gruzach, a dodatkowo dowiaduję się, że ma za sobą ciężkią lekcję pokory. Amber przewróciła mój światopogląd do góry nogami. Wycofanie się nie było opcją. Nie mogłabym go zranić.

- Żartuj, drażnij go. Wzbudzaj emocje, których mu brakuje, a które są mu potrzebne. W domu tego nie dostanie, bo na mój widok wzniesie przed sobą kolejną barykadę. Bądź przy nim. Boję się, że zadręczy się na amen, wiesz?- wymamrotała niemrawo, sugerując, że ten uśmiechnięty, miły chłopiec mógłby popełnić samobójstwo pod wpływem głupiego mniemania o swojej odpowiedzialności za to, co się stało. Zachłysnęłam się powietrzem. Kobieta wyciągnęła rękę, by poklepać mnie między łopatkami, ale ktoś ją uprzedził. Noah pojawił się w pokoju jak cień, rzucając zakupy na ziemię, gdy dotarł do niego mój kaszel. Spięłam się nerwowo, niepewna ile wyłapał z naszej konwersacji. Uspokoiłam się migiem, nakarmiona stoickim spojrzeniem jego siostry, które jakby mówiło do mnie, że to nie jest typ szpiegującego pod drzwiami faceta.

- Jesteś szybciej- stwierdziła ze zdziwieniem, nakrywając bose stopy kołdrą.

- Nie było kolejki- wyłuszczył skrótowo, wciąż stercząc nade mną. Odchrząknęłam głośno. Czułam jego duże, rozgrzane dłonie na swoich ramionach. Przyjemne wrażenie.- W porządku?

- Mhm. Ja się ulotnię. Tata prosił, żebym zajęła się dziś obiadem- skłamałam na poczekaniu, podnosząc się z krzesła. Na twarzy przybyłego pojawił się zawód, połączony z konsternacją.

- Niedawno przyszłaś, zostań- zaprotestował, zbierając z podłogi płócienną reklamówkę. Wyjął z niej zapakowaną w brązowy papier obiecaną bułkę z czekoladą i wręczył mi ją. Wygięłam delikatnie usta, zauroczona gestem. Mój żołądek zaburczał zwycięsko. Odpakowałam smakołyk i powąchałam go. Pachniało cudownie. Przyjrzałam się oceniająco stojącemu prosto brunetowi. Kręgi pod jego oczodołami wołały o pomstę do nieba. Patrzył w pusty sposób, choć koncentrował się na mnie. Przygarbił się minimalnie, co nie było zgodne z jego naturalną postawą. Zrobiło mi się przykro. Wcisnęłam mu swój prezent z powrotem na co zmarszczył brwi.- Co robisz?

- Tobie bardziej się przyda. Marniejesz. Nie zachowuj się jak skończony debil i zjedz coś. Strajk głodowy i senny nikomu nie przywróci zdrowia, a tobie je odbierze. Weź się w garść, żołnierzu. Twoja siostra się o ciebie martwi- warknęłam, walcząc z brzmieniem zbyt łagodnie. Nie pora na cackanie się ze sobą. Poprawiłam ramiączko koszulki i salutując Amber na pożegnanie, wyszłam z pomieszczenia z sercem wyskakującym mi z piersi. Mogłam się spodziewać, że podąży za mną, mimo mojego prędkiego kroku. Dogonił mnie i szarpnął za nadgarstek, żebym się zatrzymała. Przewidywałam jakąś kłótnię lub coś na jej kształt, lecz nic takiego nie miało miejsca. Odwrócił mnie w swoją stronę i zanim się obejrzałam, wtulił się we mnie intensywnie. Objęłam go nieśmiało, nie mając pomysłu co innego mogłabym zrobić. Przecież bym go nie odepchnęła, kiedy był w takim stanie. Jego ciało było twarde i ciepłe.

- Dziękuję, że przyszłaś- bąknął obojętnie, zaciskając palce na moich plecach. Pogładziłam w ramach riposty jego kark.- Obiecuję, że wykonam rozkaz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top