Kretyńskie pytanie

W każdym z nas jest nieco wstydu, kiedy nie pomyśli o czymś w roztargnieniu i zrobi głupi błąd. We mnie było go bardzo niewiele, bo od początku nie zamierzałam się przejmować. Chłopak, który potrącił mnie drzwiami okazał się być tym do niańczenia. Mogłam się tego spodziewać, skoro widziałam go pierwszy raz w życiu.

Zgarnęłam go niechętnie z sekretariatu z wybitnie wymuszonym uśmiechem. Jedna rundka po szkolnych korytarzach i jestem wolna od zobowiązań. Machnęłam zamaszyście ręką, wskazując tym samym na ogół przestrzeni nas otaczającej. Noah schował dłonie do kieszeni, przypatrując mi się ukradkiem. Gdybym nosiła obcasy to przysięgam, że stanęłabym szpilką na jego stopie, byle przestał. Trzy lata w tym miejscu nauczyły mnie co robić z potencjalnymi natrętami.

- Tutaj zaczniemy. Widziałeś już moje ulubione skrytki. Biuro dyrektora jest jak mój drugi dom. Teraz czas na resztę więzienia. To hol prowadzący do mniejszych kręgów piekielnych, zwanych klasami. Nie sposób się na nim zgubić. Ma kształt litery H i dodatkowe piętro. Połapiesz się- oznajmiłam zadziwiająco łagodnie, nie wyzbywając się nutki sarkazmu. Pokonałam odległość dzielącą mnie od drzwi naprzeciwko, oznaczonych napisem "aula". Otworzyłam je na całą szerokość, postanawiając przynajmniej dobrze się bawić. Setki krzeseł obitych bordowymi płachtami, przygasające światła, ściany okryte wyciszającą wykładziną, podest dla aktorów, ogromna, krwistoczerwona kurtyna, fortepian oraz zaplecze techniczne. W pierwszym rzędzie siedziało akurat towarzystwo z kółka teatralnego, robiące casting na semestralne przedstawienie. Podniosłam głos, by moje słowa dotarły do ich uszu.- Jak widać na załączonym obrazku uczniowie mają możliwość olania lekcji, jeśli zdecydują się przyjść, stanąć na scenie i zrobić z siebie idiotę. Nie gwarantuje im to roli, lecz definitywnie pozwala na uniknięcie nudnej geografii. Mam rację, Josh?!- krzyknęłam, zwracając się do palanta, który w zeszłym roku rzucił we mnie zgniłym pomidorem, gdy Hannah go o to poprosiła. Jego długie kudły śmignęły w powietrzu, a wzrok poraziłby mnie, gdybym nie była odpowiednio daleko. Nie udało mu się przetłumaczyć mi, że nie miał wyboru. Każdy jakiś ma, on po prostu wziął to, co kosztowało go mniej.

- Odwal się, Meadows!- odpowiedział, po czym zamaszystym gestem zakomunikował, że mam za sobą zamknąć i najlepiej, jakbym jeszcze uszkodziła sobie przy tym cztery litery. Zrobiłam to, nie zapominając o dramatycznym trzaśnięciu. Powinni to docenić, jako grupa od efektownych drobiazgów. Chcesz skandalu? Oni ci go załatwią. Kretyńska sekta plotkarzy z moim najgorliwszym wrogiem na czele. Jakie mieli aspiracje, skoro Hannah dostawała wszystkie główne role? Carter przyglądał mi się z niepełnym uśmieszkiem i przekrzywioną głową. Złożyłam przedramiona na piersi, robiąc pytającą minę.

- Co?- zagaiłam w końcu, nie mając cierpliwości.

- Mam rozumieć, że każda część naszego spaceru będzie taka?- Uniósł brew, a w jego tęczówki wkradł się łobuzerski element. Zamrugałam parę razy, krzywiąc się sama do siebie. Co z niego za dziwny ewenement społeczny? Powinnam go rozgryźć, zanim dopuszczę go do swojej wizji tego świata. Odwróciłam się gwałtownie, kontynuując przekazywanie mu niezbędnej wiedzy. Wyszłam w lewo, dążąc do placu przed budynkiem. Przystanęłam za progiem i gestem zakreśliłam widnokrąg okolicy. Przed nami rozciągała się kamienna ścieżka. Po obu jej stronach, długim rzędem posadzone były półtorametrowe krzewy kwitnące bielą. Dalej znajdował się asfaltowy teren poprzegradzany wyblakłymi pasami, oznaczającymi strefy do postoju. Dojrzałam tam swoje auto - wiekowego, oliwkowego jeepa z wysprejowanym przez elitę podsumowaniem mojej osobowości. Żal było mi na to patrzeć, bo dziadek, zanim oddał mi samochód bardzo go kochał i kazał mi obiecać, że zadbam o niego z całych sił. Niestety doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeśli tylko to zmyję - pojawi się nowe cudo. Walka z wiatrakami.

- Siedlisko zgrozy, niesprawiedliwości, podłości i innych tego typu. Najbliżej pudła dla nieletnich parkują osiłki z drużyny koszykówki. Nie próbuj odbierać im tego przywileju, inaczej będziesz trupem towarzyskim.- Uśmiechnęłam się sztucznie. Wychyliłam palec w kierunku konkretnego pojazdu, czarnego i bez dachu.- Tamto należy do ich szefa. Nie tykaj, choćby wzrokiem.

- Dlaczego?- zagadnął zaciekawiony, domyślając się co powiem. Raziło mnie to, że zachowuje się wobec mnie tak beztrosko i nie dorzuca do swoich wypowiedzi ukrytego jadu. Między moimi brwiami utworzyła się minimalna zmarszczka.

- Kretyńskie pytanie, Carter- skwitowałam soczyście, lecz po chwili zastanowienia dodałam coś.- Pochodzisz skądś, gdzie nie ma staromodnych podziałów na lepszych i gorszych?

- Nie, zwyczajnie podoba mi się twój styl mówienia- odparł bezpośrednio, błyskając swoimi idealnie prostymi zębami. Nosił aparat czy urodził się perfekcyjny w każdym względzie? Jego twarz rozjaśniła się pogodnie, gdy niepewnie poprawiłam kosmyk włosów. Moja nieufność została podniesiona do potęgi.

- Tam jest umowna palarnia.- Machnęłam niedbale dłonią w stronę prawego krańca placówki.- Ważne, by iść z boku. Od frontu gabinet ma pedagog, którą prawdopodobnie będziesz miał okazję poznać jutro. Lubi zapraszać do siebie świeżynki i gawędzić z nimi na temat samopoczucia. Irytująca baba. "Och, jakże się przejmujemy twoją prywatnością!", ale zero rzeczywistej pomocy.

- Nie palę- wtrącił, uprzejmie czekając, aż skończę biadolić. Wzruszyłam ramionami, jednocześnie prychając pogardliwie.

- Wierz mi, nauczysz się- pouczyłam go, zrywając się ponownie do wnętrza. Potruchtał za mną. Mój rozum porównał go do pieska, który lata za swoim właścicielem absolutnie wszędzie i piszczy, kiedy zostawia się go samemu sobie.- Szafki. Wszyscy mamy swoje. Wyłącznie na parterze. Funkcjonuje system karteczkowy.

- Nie palę z uwagi na... Co? Czym jest "system karteczkowy"?- Porzucił planowany monolog na rzecz autentycznego zdziwienia. Westchnęłam ze znużeniem. Zbliżyłam się do pierwszej z brzegu prywatnej skrytki, biorąc ją za przykład. Przesunęłam opuszką palca po trzech płaskich, podłużnych dziurach na górze i posłałam mu spojrzenie zatytułowane "milcz, słuchaj".

- To są odbiorniki. Nie dosłowne, nie mają magicznych mocy przejmowania wiadomości ze świata i kompresowania ich. Sęk w tym, że nasza sprytna, młodzieńcza społeczność wypracowała swego rodzaju nowoczesny system komunikacji interpersonalnej. Nadążasz? Raczej nie. Sprecyzuję. Na niemal każdej przerwie ludzie odwiedzają swoje szafki, więc ktoś inteligentny wpadł na to, by porozumiewać się między sobą poprzez wpychanie nowinek, relacji oraz zaproszeń właśnie do nich. Przyjrzyj się jaką frajdę to daje, jeśli będziesz miał możliwość.- Mój ton nie zmieniał się ani odrobinę, wciąż beznamiętny. Bycie wyrzutkiem odbijało się na mnie również w tej kwestii. Nie brałam udziału w tej farsie, bo nikt nie miał mi niczego do powiedzenia. Czasem otrzymywałam swoje zdjęcia przerobione w programie komputerowym lub grafomańskie wiersze o mojej brzydocie. Nic poza tym. Noah podrapał się po czubku nosa.

- Telefony są zakazane?

- Nie wiedziałeś?- Założyłabym się o milion dolarów, że moja mimika wyrażała czystą niechęć wobec jego ignorancji. W głębi duszy byłam rozbawiona zakłopotaniem jakie przedstawiał. Moim obowiązkiem było oprowadzenie go po szkole, nie wykładanie krok po kroku panujących w niej zwyczajów. Dlaczego nikt nie dał mu broszurki? To podstawa.- Komórki zbierają na początkowych lekcjach i oddają na koniec dnia. Nie wolno ich używać odkąd pięć lat temu do internetu wyciekło zdjęcie tyłka nauczycielki. Podwinęła jej się spódnica, nic niezwykłego, ale afera była ogromna. Kobieta straciła pracę.

- To chore- skomentował z odrazą, a jego śliczna buźka ściągnęła się w przelotnym gniewie. Skarciłam się w duchu za fakt, że uznałam to za ciekawą odmianę. Pomimo starań miałam w sobie dziewczęcy pierwiastek, któremu czasem brakowało piątej klepki. Zacisnęłam pięści, by wybić to sobie z głowy. Sympatia bywa groźna w dżungli wymagającej walki o przetrwanie. Nie wiadomo, co tak naprawdę w nim tkwi i czy nie jest to przypadkiem zło.

- Bywa. Sala od angielskiego, zaraz obok geografii. W oddali od hiszpańskiego.

- Nie ma tu żadnych ławek.- Rozejrzał się wokół, poszukując ich na własną rękę. Przewróciłam oczyma. Przeceniłam jego bystrość jeszcze zanim w ogóle o niej pomyślałam. Wydęłam wargi i policzyłam do dziesięciu, dając mu szansę na powtórne przeanalizowanie. Na swoje szczęście połapał się, że to równanie jest banalnie łatwe. Skinął, jakby go olśniło.- Wszędzie są podwójne szafki, dlatego nie ma miejsca na ławki. Zgadłem? Są na piętrze?

- Brawo.- Klasnęłam trzykrotnie, dozując dawkę kpiny optymalną do sytuacji. Poważnie - kiedy stałam się wredną zołzą wobec niewinnych osób? Poczułam wyrzuty sumienia, lecz nie dałam tego po sobie ocenić. Słabości nie mogą przekreślić tego, co do tej pory zbudowałam w ramach ochrony samej siebie.

- Dziękuję.- Ukłonił się szarmancko, wykonując zapętlony ruch nadgarstkiem dla elegancji. Zaskoczył mnie.

- Za klasą od hiszpańskiego jest klitka woźnego. To gburowaty facet po pięćdziesiątce i odwyku. Nosi wełniane kamizelki niezależnie od temperatury. Odradzam zgłaszanie się do niego z problemami. Po zeszłorocznym udarze ma kłopoty z używaniem języka, co skutkuje seplenieniem, chociaż według mnie to jest olbrzymie kłamstwo, a facet najnormalniej nas nienawidzi i pluje z premedytacją. Kiedyś jakiś głupek schował tam do niego zdechłego oposa dla żartu. Śmierdziało na pół korytarza. Kiedy staruszek się pokapał zrobił taki raban, że dyrektor był zmuszony urządzić apel i złapać winnego- parsknęłam szczerze, zakrywając usta śródręczem, żeby nie musiał patrzeć na moje uzębienie. Mój śmiech nie był najmilszym dla ucha dźwiękiem. Przypominał krzyki ubijanej foki. Zerknęłam na niego, ale nie wyglądał na zażenowanego. Prędzej zafascynowanego. Odchrząknęłam, wbijając wzrok w beżowe linoleum na podłodze. Moje poczucie humoru jest zbyt dziwne, powinnam się hamować. Przeszłam wzdłuż korytarza, mimochodem wodząc go za sobą.- Centralnie przed nami basen. Nie zgubisz się, nie będę cię tam wprowadzać.- Skręciłam w prawo, stając naprzeciw niego w progu kolejnego pomieszczenia. Było gigantyczne, porównywalne do standardowej sali gimnastycznej, wypełnione stołami z dobranymi kolorystycznie bordowymi krzesłami. Przy najszerszej ścianie, ozdobionej biało-czarnymi kafelkami znajdował się bufet. Za nim mieściła się wąska, lecz porządnie wyposażona kuchnia. Lada składała się z drewnianego fragmentu, gdzie postawiono kasę, dwóch długich rur do ciągnięcia po nich tac oraz szklanych gablot z których brało się interesujące jedzenie.

- Robi wrażenie- mruknął z uznaniem. Zdałam sobie wtedy sprawę z tego, jak blisko siebie jesteśmy. Metr odległości to dla mnie zbyt mało. Obawiałam się, że czuć ode mnie pot. Moja wzorzysta sukienka do kolan uszyta była z materiału słabo przepuszczającego powietrze, a dzień był upalny. W dodatku przez metal w mojej szczęce miałam skłonność do strzykania śliną. Odsunęłam się na bezpieczny dystans.

- Centrum towarzyskie, jedno z dwóch. To tutaj odbywają się skandale i najbardziej widowiskowe upokorzenia, więc jeśli to cię rajcuje to radzę przesiadywać tu często. Główną ich bohaterką jestem z reguły ja- przyznałam, wypinając pierś z udawaną dumą. Otaksował mnie z przymrużonymi tajemniczo powiekami. Na wierzch wyszła moja głęboko zduszona nieśmiałość i przybrała postać gorąca na dekolcie.

- Nie pojmuję dlaczego- odrzekł wreszcie, porażając mnie dziecinną niewinnością podetkniętą do szmaragdowych tęczówek. Chciałam wierzyć w prawdziwość tej chwili, lecz dotychczasowe doświadczenia odcisnęły na mnie swoje piętno. Nie potrafiłabym złapać się na jego grę. W tym świecie nie ma bohaterów ratujących ludzi takich jak ja z opresji. Zarumieniłam się lekko, kontrując tonem świadczącym o tym, że to oczywista oczywistość.

- Bo jestem inna. Większość produktów podlega darmowemu wydawaniu, jednak chipsy, ciastka i tym podobne to dodatkowe koszta za które kucharka pobiera opłaty. Szukaj etykietek z ceną. Pozwolę sobie przejść dalej- powiadomiłam go i obróciłam się ze świstem ubrań. Miałam skromną nadzieję, że ktoś raczy mnie wytłumaczyć nauczycielom, bo traciłam już połowę drugiej lekcji.

- W jakim sensie inna?- zaczepił, przyspieszając kroku, by zrównać się ze mną. Pech sprawił, że zdecydowałam się zatrzymać, więc wpadł na moje plecy, prawie zwalając mnie z nóg.- Wybacz.

- Uważaj- odszczeknęłam agresywnie. Zmusiłam się do oddechu i policzenia do dziesięciu. Spojrzałam mu w oczy z wyzwaniem.- A jak sądzisz?

- Dla każdego jesteś taka opryskliwa?- Przygryzł policzek od środka, charakterystycznie wykrzywiając mimikę. Walczyłam ze sobą, by nie kopnąć go w piszczel i zostawić na pastwę nastoletniej szarańczy. Bez orientacji w terenie nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Łatwo było mnie zdenerwować, nie panowałam nad sobą w pełni. Wprawiło mnie w osłupienie, gdy przeczesał swoje idealne włosy, spoglądając na mnie z zaciętością.- Nic ci nie zrobiłem, wrzuć na luz. Gdybym uważał, że jest z tobą coś nie tak to nie pytałbym.

- Twoja ślepota nie jest moją winą. To jest wybieg. Będziesz tu spędzał większość przerw, bo zakładam, że z taką buźką musisz być kontaktowy.- Przesunęłam szklane wrota i płynnym skinieniem pokazałam mu ławki, blaty, parę drzew, niski parkan oraz kamienną podłogę.- Nie radzę się przewracać. Podłoże jest wyjątkowo nieprzyjemne dla kolan. Okej, następne...

- Hej- przerwał mi, opierając dłoń o framugę. Uniemożliwił mi tym samym przejście, aczkolwiek byłam dość niska, toteż zwyczajnie schyliłam się i przedostałam pod jego ramieniem. Nie wiem czego się spodziewał.- Jestem cierpliwy. Zaczekam, aż mnie polubisz.

- Ta, powodzenia- sarknęłam, kontynuując wycieczkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top