Rozdział 13

Po raz kolejny sprawdziła, czy kaloryfer na pewno jest odkręcony na najbardziej możliwą wysoką temperaturę. I niestety był, ale w ogóle nie dało się tego odczuć. Lekko dygotając, Sohyun opatuliła się szczelniej ramionami chcąc ogrzać się nieco bardziej. Za oknem właśnie rozpoczynała się jesień, a temperatury z dnia na dzień powoli się obniżały. Burzowe chmury coraz częściej się pojawiały napawając tęsknotą za błękitnym niebem. Seul zaczyna przygotowywać się na deszczowe dni i chłodne wieczory.

Lekko zadrżała, gdy usłyszała cichy pomruk zbliżającej się z oddali burzy. Oby tylko nie lunęło, gdy będzie musiała wracać do domu.

Zasiadła za biurko i wróciła do klikania na klawiaturze, wypełniając kolejne papiery, które od dłuższego stały się jej najlepszymi przyjaciółmi ze względu na dużą ilość spędzonego razem czasu. Z dużym prawdopodobieństwem niedługo będzie musiała się umówić do okulisty przez ilość skaczących cyferek przed jej oczami.

Wyłączyła szybko budzik, który rozbrzmiał z telefonu, świadczący o przerwie na lunch. Opadła wygodniej o oparcie fotela, głośno przy tym wzdychając. Przetarła ręką zmęczone oczy i ruszyła w kierunku wyjścia, marząc jedynie żeby coś zjeść. Może tym razem zje gdzieś na mieście? Nie zaszkodziłoby zażyć trochę witaminy D.

Idąc hotelowymi korytarzami uprzejmie kiwała głową na przechodzących obok gości, mimo iż wcale nie było jej do śmiechu, a chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, w swoim łóżku. Po drodzę dostała jeszcze wiadomość od Jaehyuna na służbowy telefon, by przyniosła mu kawę, na co odpowiedziała krótkim westchnieniem. Znajdując się w końcu w lobby posmutniała jeszcze bardziej widząc spadające krople z nieba, które w chwili zamieniły się w wielką ulewę.

Po prostu świetnie, pomyślała.

Cóż, w takim razie została jej hotelowa restauracja, do której właśnie skierowała swoje kroki. Jak zwykle zapach unosił się wokół zajętych stolików, które elegancko pokryte były bordowymi obrusami. Poczuła, jak brzuch nieprzyjemne się skurczył z panującego wewnątrz głodu. Zasiadła przy jednym ze stolików, który znajdował się w rogu, w razie jakby żołądek zechciałby się odezwać na głos.

— Na co dzisiaj mają ochotę kubki smakowe?

Sohyun uniosła głowę nad sobą, widząc uśmiechniętą twarz Yuty, który dzisiaj, zamiast różowych refleksów, miał na sobie fioletowe pasemka. Wyglądał jak jeden z tych k-popowych idoli, którzy co tydzień zmieniali kolor swoich włosów.

— A co dziś polecacie?

— Dla ciebie proponuje naleśniki na słodko z twarożkiem i truskawkami. — Mrugnął zawadiacko, zapisując zamówienie na kartce. — Żeby ci dodały trochę różu na twarzy.

Puściła mimo uszu jego zaczepkę, bo jej samopoczucie zaczynało niepokojąco dawać o sobie znak. Uśmiechnęła się jedynie do dobrego wrażenia i sprawić, by chłopak szybko ją zostawił. Gdy tak się stało ułożyła rękę na czole, by określić stan ciepłoty swojego ciała. Było ciepłe, ale gorączki na pewno nie zwiastowało. Zresztą zawsze miała problem określić czy ma podwyższoną temperaturę czy nie. Jak wróci do domu porządnie się wygrzeje, nawet jeśli miałby to być początek zwykłego przeziębienia.

Uśmiechnęła się mimowolnie na spory kawałek malinowo-śmietankowej słodkości, który pochłonęła w minutę. Poczuła się trochę lepiej i energii nieco sobie dodała. Taeyong miał rację, nazywając siebie najlepszym cukiernikiem na świecie.

Skierowała się w stronę lady, za którą wesoło obsługiwał klientów Doyoung. Te wesołe oczy chyba nigdy nie opuszczą jego twarzy. Zgrabnie tworząc wzór serduszka ze spienionego mleka, podał filiżankę uśmiechniętej dziewczynie, której prawdopodobnie będzie żal niszczyć to arcydzieło. Gdy sprzed lady opustoszało, Doyoung zwrócił się w kierunku siedzącej na jednym ze stolików barowych Sohyun.

— Co dziś będzie dla ciebie?

— Mam zamówienie z samej góry - szepnęła tajemniczo, na co Doyoung wytrzeszczył szeroko oczy.

— Od samych niebios?

Dziewczyna spojrzała na niego z niezrozumieniem, marszcząc przy tym czoło. Chłopak jednak wciąż był mocno zaabsorbowany jej słowami.

— Od Jaehyuna, głupku.

Czarnowłosy mruknął cicho w zrozumieniu, pesząc się przy tym lekko, na co dziewczyna zareagowała gromkim śmiechem.

— To faktycznie duża różnica — mruknął pod nosem, zabierając się do roboty. — Trochę to zajmie.

Sohyun przytaknęła, opierając głowę na otwartej dłoni. Uderzające o szyby krople deszczu wprawiały ją w jeszcze większą senność, z którą uparcie walczyła, ale bała się, że do końca pracy z nią przegra. Wzięła dużego łyka kawy przygotowanej w międzyczasie od Doyounga, który zerkając widział, jak dziewczyna walczy z opadającymi powiekami.

— Proszę bardzo! — zawołał uśmiechnięty, stawiając przed So kolejny kubek, jednak patrząc już na niego z większym podziwem. — Caramel frappuccino.

Westchnął zaskoczony i rozglądnął się wokół siebie w poszukiwaniu słomki, którą z wyczuciem wbił w puszystą piankę pokrytą lejącym się złocistym karmelem. Doyoung wpatrywał się w swoje dzieło jak na ukochane dziecko. Bariści już tak chyba mają.

— Co to jest? — zapytała Sohyun, wytrzeszczając szeroko oczy. Trochę otrzeźwiała widząc przed sobą nowy wytwór Younga. Nie mogła uwierzyć, że człowiek jest w stanie stworzyć coś takiego własnymi rękami. Sama z chęcią zatopiła by usta w ten cudownie wyglądający napój i zalać nim kubki smakowe.

Frappuccino, czyli kawa w wersji na zimno z bitą śmietaną, lodami, kruszonym lodem i sosem karmelowym. Prawdziwa bomba kaloryczna, ale Jaehyunowi to nie będzie przeszkadzać.

Sohyun wciąż wpatrywała się w kawę z błyszczącymi oczami i dzieliły ją sekundy od siąrbnięcia chociaż odrobinki. Gdyby nie głośne wrzaski, roznoszące się po ścianie, tak by się prawdopodobnie stało.

Wrzaski?

Sohyun pokręciła głową, chcąc zidentyfikować skąd się biorą owe dźwięki. Spojrzała na wyjście dzielące restauracje z lobby, a później na Doyounga, który miał równie zdziwioną minę, co ona. Nie czekając ani chwili dłużej, zerwała się szybko z siedzenia i szybkim truchtem znalazła się w holu głównym, w którym przewijało się sporo osób, ale udało jej się dostrzec małe zamieszanie przy recepcji.

— Ja... nie rozumiem... proszę.... na prawdę... — wyjąkał zdenerwowany Mark, szukając pomocy u drugiego recepcjonisty, jednak tak samo jak Lee nie miał pojęcia, o czym mówi stojąca po drugiej ladzie rudowłosa kobieta. — Ja... nie no, to jakaś maskara. — Mark otwierał przy tym szeroko usta mając nadzieję, że to miałoby w jakiś sposób pomóc w konwersacji ze zdenerwowaną kobietą, która zaciekle o czymś mówiła, w nieznanym dla chłopaka języku. — To jest Korea i tu się mówi po koreańsku. Albo przynajmniej po angielsku, nawet lepiej dla mnie.

Sohyun szybko znalazła się obok kobiety w średnim wieku, jednak w bezpiecznej odległości, gdyż mogła oberwać latającymi kończynami od poczerwieniałej jejmości.

— Oh, Sohyun, dobrze, że jesteś! — krzyknął uradowany Mark, mając nadzieję, że może ona będzie w stanie załagodzić zaistniałą sytuację. — Musisz mi pomóc!

Dziewczyna ujrzała jego duże, maślane oczy, które były na skraju wypuszczenia paru łez. Przeniosła wzrok z powrotem na wciąż czerwoną panią, która nie przerwała swojej litanii. Wsłuchawszy się w jej wywód, bardzo szybko rozpoznała francuski, który na szczęście, znała bardzo dobrze.

Je suis désolé, madame — zwróciła się do starszej kobiety, uśmiechając się delikatnie, chcąc powoli naprowadzić rozmowę na dobry tor.

Z chwilą, gdy rudowłosa usłyszała, że ktoś w końcu posługuje się w zrozumiałym dla niej języku, uśmiechnęła się szeroko, dokładając sobie jeszcze więcej zmarszczek na twarzy. Mark poczuł, jakby wielki kamień spadł mu z serca, gdy zobaczył jak Sohyun odchodzi parę kroków z problematycznym gościem i uspokaja przy tym atmosferę panującą w lobby. Lee zerknął ukradkiem na stojącego obok niego chłopaka, który również wpatrywał się z ulgą na uśmiechniętą już starszą kobietę. Mark prychnął jedynie pod nosem i wyprostował się dumnie, zupełnie jakby to była jego zasługa, że wszytko znów jest w porządku.

— Wszystko jest pod kontrolą, moi mili, nie ma czym się denerwować — uspokajał paru zebranych gapiów. — No i jak? Wszytko ok? — dopytywał Mark w momencie, gdy Sohyun oparła się łokciami o blat. Wyglądała, jakby ta rozmowa wyssała z niej resztki energii.

— Tak — westchnęła przeciągle. — Pomyłka przy zamówieniu do pokoju, ale nie ma czym się przejmować.

Mark odetchnął z ulgą na dźwięk tych słów, ścierając teatralnie pot z czoła.

— Uratowałaś mi życie. Nie wiedziałem, że znasz francuski.

— Jako dziecko dużo podróżowałam i przez jakiś czas mieszkałam we Francji. Mimo wszystko znam język na tyle, by się porozumieć.

Lee kiwnął w zrozumieniu głową. Chciał coś jeszcze dodać, ale wydobywający się dźwięk z kieszeni marynarki dziewczyny, skutecznie mu to uniemożliwił.

— No nie — jęknęła niezadowolona, wyłączając szybko nastawiony budzik. — Moja przerwa się właśnie skończyła.

Nawet nie zrobiła kroku w stronę biura, a już odczuła zmęczenie. Nawet nie dobiła trzydziestki, a czuję się jak jej babcia na emeryturze. Jeszcze chwila i na głowie zaczną jej się pojawiać siwe włosy.

Z wymalowanym bólem na twarzy, machnęła w kierunku Marka na pożegnanie i ruszyła w stronę wind. Mimo wszystko musi zachować dobrą minę do złej gry, a gdy tylko wrócić do domu, rzuci się na łóżko i nie wyjdzie z niego aż do następnego dnia.

— Sohyun, poczekaj! — Odwróciła się za siebie i przed sobą ujrzała Doyounga. — Tu są twoje kawy.

Czarnowłosa przyjęła od niego kubki i, z uśmiechem na twarzy, weszła do otwierającej się windy, wyjeżdżając na swoje piętro.

A Doyoung miał jedynie nadzieję, że Jaehyun nie zorientuje się, że przez to potknięcie czasowe lody zdążyły się już rozpuścić razem z bitą śmietaną.

Telefon po raz tysięczny zawibrował na siedzeniu pasażera, zwiastujący kolejną wysłaną wiadomości. Albo wiadomości.

Yoojung spojrzała jedynie wymownie na oświetlony ekran, wykręcając oczami. Już pod koniec pracy babcia zaczęła jej wysyłać zdjęcia z kolejnego wypadu. Tym razem z kanaryjskich wysp. Ta kobieta ma więcej wigoru w wieku sześćdziesięciu lat niż dwudziestosześcioletnia Yoojung.

Na zewnątrz było już ciemno i jedynym źródłem były uliczne latarnie, rzucające ciepły, żółty odcień. Przeklęła cicho pod nosem, gdy po raz trzeci złapały ją światła i kolejne minuty przepadały na staniu w korku. A było już grubo po ósmej.

Telefon po raz kolejny zawibrował, więc w międzyczasie wzięła go do ręki, by przejrzeć pierwsze parę zdjęć. Jednak ilość przesłanych zdjęć nie była wcale mała, a na jakieś pół nocy.

Wypuściła głęboko powietrze z płuc i ruszyła w końcu, skręcając na ostatnią prostą. Następnym problemem dzisiejszego wieczoru było znalezienie wolnego miejsca na parkingu, co zwiastowało kolejne minuty krążenia po ulicy. Gdy w końcu się udało, zebrała szybko rzeczy do torebki i wyszła z samochodu. Zimne powietrze buchnęło jej prosto w twarz, targając wiatrem jej włosy na wszystkie storny. Opatuliła się szczelniej ramionami i szybkim truchtem pognała w kierunku klatki schodowej, wcześniej wpadając w kałuże w skutek czego zachlapała sobie prawego buta. Po raz kolejny tego wieczoru jej usta wypuściły rząd przekleństw.

Znalazłszy się w końcu pod drzwiami, otworzyła wysłane przez jej babcię zdjęcia, bo co minutę przychodziły następne i zrobił się z nich spory folder, a baterię miała na wyczerpaniu. Zrzuciła z siebie płaszcz, buty i rozejrzała się wokół siebie. Wszędzie było ciemno. Ruszyła po omacku do pokoju po ładowarkę, bo zapowiadała się długa noc. Zerknęła kątem oka do pokoju Sohyun, który był szeroko otwarty i podskoczyła w miejscu, gdy dostrzegła w ciemnościach leżącą na łóżku dziewczynę. Była pewna, że będzie później.

— O matko, ale mnie wystraszyłaś! — rzuciła, trzymając się za serce. — Nie wiedziałam, że tak szybko będziesz. Oglądamy coś?

Jednak, gdy nie otrzymała żadnej odpowiedzi, podeszła do łóżka, żeby sprawdzić czy czarnowłosa w ogóle żyje.

Żyła i smacznie spała. Ale to jednak nie ucieszyło Yoojung. Już miała nadzieję na długi, nocny seans filmowy. Zerknęła jedynie współczująco na spokojnie śpiącą Sohyun z szeroko otwartą buzią.

Już miała wychodzić, ale jej uwagę przykuły kartki wystające spod kołdry. Uniosła powoli pościel do góry i strzeliła sobie ręką w czoło widząc tuzin kartek i ołówków porozrzucanych na materacu. Pozbierała delikatnie ten bałagan, przetrzymując plik kartek w dłoni nieco dłużej. Każda przedstawiała mężczyznę i kobietę obejmujących się, czy trzymających się za ręce albo w pocałunku. Mimo iż postacie nie miały twarzy to Yoojung doskonale wiedziała co się święci. Spojrzała na śpiącą przyjaciółkę tajemniczym uśmiechem, który szybko zniknął, gdy usłyszała z salonu dźwięk przychodzących wiadomości.

Ona jeszcze nie śpi o tej porze?

Spuściła ręce wzdłuż ciała i zmęczonym krokiem powlokła się do salonu, uprzednio zabierając ładowarkę. Opadła ciężko na kanapę obok rozbrzmianego telefonu. Jęknęła na nieprzerwany dźwięk przychodzących wiadomości.

— Czy jej starcza pamięci na tyle zdjęć?

Wzięła telefon do ręki i spostrzegła sto dwadzieścia nieodczytanych wiadomości od babci, na co gorzko się zaśmiała.

Ale była jeszcze jedna. Uniosła wysoko w górę brwi, gdy ujrzała od kogo ona była.

Od Lucasa.

Wciąż czekam na obiecane bulgogi.

A Yoojung nawet nie zorientowała się, kiedy na jej twarzy wpłynął szeroki uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top