Rozdział 10

Wygrzebane płatki z szafki musiały starczyć chociaż do obiadu, nim cokolwiek coś zjedzą. Na szczęście Yoojung miała dziś wolny czwartek do południa i uzgodniły, że Yoo zainwestuje ten czas na wypad do supermarketu i zasili trochę lodówkę w jakieś jedzenie. Przydałoby się zrobić spore zakupy, by nie musieć znowu świecić pustkami w kuchni.

Stojąc przed lodówką w dziale nabiału zastanawiała się, jaki rodzaj mleka wybrać. Owsiane, bio, pasteryzowane, 3,5% tłuszczu. Z zastanowieniem wzięła do ręki mleko migdałowe i chwilę mu się przyglądała.

— Migdałowe? Jak się doi migdały?

Z konsternacją odłożyła na półkę mleko i wzięła najzwyklejsze w ofercie. Włożyła karton do koszyka i ruszyła do działu z warzywami. Mijając półkę z serami trochę ją naciągło, gdy przypomniała sobie wczorajszą kolację. Chyba będzie miała uraz do serów już do końca życia.

Dziś postanowiła, że to ona przyrządzi im obiad i uraczy kubki smakowe Sohyun o tradycyjne koreańskie potrawy, których prawdopodobnie od dawna nie jadła.

Bulgogi, to jedno z jej ulubionych dań i dlatego jest świetna w jego przyrządzaniu. Z czasów dzieciństwa, u niej w domu pielęgnowali tradycję, że co sobotę mama przyrządzała bulgogi w jej autorskiej marynacie. To było oczywiste, że Yoojung musiała się nauczyć słynnej potrawy swojej mamy. Byłby wstyd, gdyby zaprzepaściła talent swojej rodzicielki, która w kuchni czuła się jak ryba w wodzie.

Zapakowała do koszyka wszystkie potrzebne warzywa i, odchodząc od stanowiska mięsnego, w którym zaopatrzyła się w sporą ilość wołowiny, ruszyła w kierunku przypraw. Ślinka ciekła na samą myśl, że naje się dziś grillowanego mięsa. Został już tylko jeden składnik, by mogła wyjść i, z uśmiechem na ustach, udać się do domu z siatkami wypełnionymi dzisiejszym obiadem.

Rozglądając się po półkach wreszcie znalazła, to czego szukała - sos sojowy, i to ostatnia butelka. Ona ma szczęście.

Jednak z chwilą, gdy sięgnęła ręką w stronę sosu, ktoś inny zrobił to samo, w tym samym czasie. Obie ręce złapały za butelkę i wyglądało na to, że ani Yoo, ani właściciel drugiej ręki nie zamierzają odpuszczać. Brunetka spojrzała gniewnie na stojącego obok chłopaka, chcąc mu nawrzucać, że to ona była pierwsza, a on ma się obejść smakiem. Przecież sos sojowy jest jednym z głównych składników marynaty. Bez niego nie zrobi idealnych bulgogów!

Gdy spojrzała na oczy chłopaka, które również strzelały gniewem, momentalnie zesztywniała. I to nie dlatego, że ciskał w jej stronę piorunami, a bardziej dlatego, gdy zorientowała się, do kogo należą owe oczy.

— Lucas?! — krzyknęła z niedowierzaniem. Nie wierzyła własnym oczom, że akurat na niego wpadła w tak dużym supermarkecie. — Co ty tu robisz?

— Jak widzisz, próbuje wziąć ostatni sos sojowy i nie zamierzam odpuszczać.

Yoojung wytrzeszczyła w jego kierunku brązowe oczy, ale zaraz przybrała pozycję bojową i pociągnęła w swoją stronę naczynie z sosem, lecz chłopak ani na sekundę nie puścił szyjki butelki.

— No to mamy problem, bo ja również nie zamierzam odpuścić — rzuciła, przymrużając oczy. W sumie mogłaby to zrobić i po prostu pojechać do innego sklepu, ale to kolejne minuty jazdy, a po południu znowu musi stawić się w redakcji. Poza tym, jej uparta natura nie pozwoliła tak łatwo ustąpić i zamierzała walczyć o ten głupi sos. — Byłam pierwsza, a jako gentleman powinieneś ustąpić.

Lucas prychnął cicho pod nosem, co nie umknęło uwadzę dziewczyny. Przedstawiony argument w ogóle do niego nie przemawiał.

— W innych okolicznościach bym tak postąpił, ale jestem już chyba w piątym sklepie i to prawdopodobnie ostatnia butelka sosu sojowego.

Blondyn przyciągnął w swoją stronę szklane naczynie, na którym wciąż spoczywała ręka Yoojung. Oboje mieli pecha, bo zarówno on, jak i ona mieli uparte nastawienie i nikt nie zamierzał ustąpić temu drugiemu. Rzucali sobie wyzywające spojrzenia i, gdyby potrafili strzelać z oczu laserami, prawdopodobnie leżeli by już martwi na sklepowej podłodze.

— Na prawdę go potrzebuje. Bez niego nie zrobię bulgogów!

Mina Lucasa na sam dźwięk tego słowa nieco się rozjaśniła. Spojrzał z zaskoczeniem na nieco przybitą twarz brunetki, która teraz próbowała wziąć go na litość.

— Potrafisz robić bulgogi? — zapytał z szokiem wymalowanym na twarzy. Tak dawno miał okazję skosztować tego dania, gdy był na wycieczce w Korei i do dziś pamięta nazwę potrawy, która zachwyciła jego kubki smakowe. Później nie miał okazji, by spróbować go jeszcze raz, a bardzo chciał się nauczyć jak je przyrządzić, by móc później w domu samemu je zrobić.

Wyraz twarzy Yoojung nieco złagodniał na widok zaskoczenia, które malowało się na twarzy blondyna. Widocznie jej strategia na minę zbitego psa zadziałała.

— No jasne — żachnęła, z dumą odgarniając włosy za siebie. — Nie chwaląc się, jestem dumną następczynią najlepszego przepisu na bulgogi w całej Azji.

Lucas pokiwał głową z uznaniem. Więc pewność siebie szła w parze z upartością u tej dziewczyny.

— Zawsze się chciałem nauczyć je przyrządzać. To moje ulubione danie.

Teraz to Yoojung spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie sądziła, że akurat z tym chłopakiem będzie miała cokolwiek wspólnego. Oprócz wspólnej znajomej, którą była Sohyun.

Niemniej jednak uśmiechnęła się pod nosem, gdy usłyszała jego słowa. W końcu znalazł się ktoś z podobnym uwielbieniem do grillowanej wołowiny.

— Moja mama nauczyła mnie robić najlepsze bulgogi na świecie — powiedziała, uśmiechając się szeroko. — Ale nie zrobię ich bez tego sosu.

Na powrót przybrała smutny wyraz twarzy i spuściła głowę w dół. To była ostatnia szansa na przejęcie butelki po dobroci. Później prawdopodobnie szarpała by się wykorzystując całą swoją siłę, aż ochrona by nie przyszła i ich rozdzieliła.

Plan chyba się powiódł (na szczęście) i przestała czuć tak duży opór ze strony chłopaka. Spojrzała na niego, który wzdychając zwrócił butelkę w jej kierunku. Yoojung piszczała w środku z radości z odniesionego sukcesu.

— Pod jednym warunkiem. — Zapał Jung momentalnie ostygł, gdy to usłyszała. Widząc na twarzy Lucasa niewielki uśmieszek, już się bała, co on mógł wymyśleć. Spodziewała się najgorszego, chodź też sama do końca nie widziała, czego się można po nim spodziewać. Jedynie, że jest uparty. — Nauczysz mnie przyrządzać bulgogi.

Zamyśliła się głęboko nad jego propozycją. Raczej nie miała zbytniego wyboru. Cóż, jeśli w zamian za to ma się najeść upragnionych bulgogów, to nie pozostało nic innego jak przystać na tę propozycję. Kiwnęła powoli głową na znak zgody i w tedy poczuła całkowite rozluźnienie na butelce, gdy chłopak wziął z niej rękę. Rzucił radosny komentarz i odwróciwszy się na pięcie, odszedł.

Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, w co się wpakowała, ale wizja wspólnego gotowania z dawnym kolegą ze szkoły może być nawet ciekawa. Zwłaszcza takiego pokroju, jak Lucas. Niewiele myśląc, z radością w oczach spojrzała na swoją zdobycz i z równie dużym wigorem co chłopak, ruszyła prosto do kasy.

Z rozkoszą zatapiała zęby w jedwabistą strukturę brzoskwiniowego pączka, którego nabyła w przydrożnej cukierni. W duchu dziękowała Taeyongowi za pokazanie jej tego miejsca, w życiu nie jadła lepszych słodkości od tych tutaj. Będąc fanką słodkiego jedzenia wiedziała, że od teraz będzie to jedno z jej stałych miejsc do odwiedzin. Trzeba będzie też znaleźć w miarę blisko jakąś siłownie. Jednak spożywanie słodkości niesie za sobą konsekwencję, ale każdy następny gryz pączka był tego warty.

Trzymając w dłoni swój nabyty okaz, ruszyła wzdłuż promenady rzeki Han. Słońce miło grzało, a powiewający wiatr przyjemnie chłodził. Uwielbiała wiosnę, szczególnie tą koreańską. Londyńska pogoda znacznie różniła się od tej z półwyspu koreańskiego i wyraźnie dało się to odczuć na skórze. Tafla wody pięknie odbijała padające promienie słoneczne i żałowała, że nie ma przy sobie rysownika. Z zachwytem spoglądała na boską scenerię rozciągającego się miasta po drugiej stronie rzeki. Zapewne, gdy zapada zmierzch widok jest jeszcze lepszy, gdy woda odbija kolorowe światła bijące od tętniącego miasta.

Wyciągnęła z niesmakiem kosmyki włosów z buzi, które wpadały jej przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. Z wewnętrznym smutkiem oblizała palce, które całe były pokryte od spływającego lukru, gdy przełykała ostatni kęs pączka. Koniecznie musi wziąć tu ze sobą Yoojung.

— Hej, patrz jak leziesz!

Z zamyślenia wyrwał ją głos, który usłyszała nad głową z chwilą, gdy uderzyła w kogoś, w konsekwencji lekko zachwiała się do tyłu. Złapała się za głowę i skierowała swój wzrok na wysoką dziewczynę o włosach czarnych jak smoła. Ze zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy otrzepywała się z niewidzialnego kurzu. Sohyun uniosła do góry jedną brew, przyglądając się poczynaniom tej dziewczyny, wykręcając przy tym oczami.

— Patrz uważniej przed siebie — żachnęła dziewczyna, wciąż dramatycznymi ruchami doprowadzając się do porządku. Musiała się jeszcze upewnić w lusterku, czy makijaż dalej prezentuje się nienagannie. Krwistoczerwona szminka na szczęście trzymała się na miejscu, tak samo, jak rudawo—brązowy cień na powiekach. Kim, widząc, że dziewczyna jest tak zaabsorbowana sowim wyglądem, chciała się po cichu wycofać, chcąc uniknąć, jakiś niepotrzebnych konfrontacji. Ale obracając się, w połowie jej towarzyszka zdążyła się odezwać. — O, to ty! — zawołała, wskazując na nią palcem. Sohyun nie bardzo wiedziała, jak ma na to zareagować i przyjrzała jej się dużymi oczyma. — Nowa asystentka w Bellavista.

Kim podrapała się po głowie, zastanawiając się skąd ta dziewczyna ją zna. Hotel, owszem jest popularny, ale jego pracownicy raczej nie aż tak, żeby byli rozpoznawalni na ulicy.

— Jestem Minjae, spotkałyśmy się w hotelu, pamiętasz?

Sohyun przymrużyła oczy, zasięgając pamięcią do wspomnianego wydarzenia. Teraz faktycznie, patrząc na twarz stojącej przed nią dziewczyny, wydawała się znajoma.

— Chyba tak. — So kiwnęła delikatnie głową, przypominając sobie ich spotkanie. — Rozmawiałaś w tedy z Sichengiem?

Twarz Minjae wykrzywiła się w grymasie, prawdopodobnie na dźwięk wspomnianego imienia. Sohyun nie uszło to uwadzę, a nawet więcej, zaciekawiła ją reakcja dziewczyny.

Coś musiało być na rzeczy.

Minjae odchrząknęła nerwowo, przywdziewając na twarz szeroki uśmiech, chcąc rozluźnić nieco atmosferę.

— Tak więc, dalej tam pracujesz?

Nie dało się ukryć, że postawione pytanie zdziwiło Sohyun, która zmarszczyła delikatnie brwi.

— No tak — odpowiedziała, jakby odpowiedź była oczywista. Dlaczego miałaby tam nie pracować? Minęły dopiero dwa miesiące, to chyba jasne.

Minjae w odpowiedzi kiwnęła powoli głową. Sohyun przyglądała się jej nawet najdrobniejszym ruchom, które wydawały się dziwne i tajemnicze.

— To i tak dłużej niż zakładałam — szepnęła bardziej do siebie aniżeli do Sohyun.

— Słucham? — zapytała Sohyun, która zdawała się tego nie usłyszeć. W odpowiedzi uzyskała tylko machnięcie ręką i duży, szeroki uśmiech.

— No i jak ci się pracuje? — zapytała Min. Jej ciekawskie spojrzenie przeszywało Sohyun na wskroś, co sprawiało, że dziewczyna odczuwała dyskomfort w jej towarzystwie. — Dają nieźle w kość?

— Cóż, praca jak praca. — Wzruszyła ramionami. Rozmowa mało im się kleiła, dało się to odczuć, więc odpowiadając możliwie jak najkrócej, chciała powoli kończyć tą pogawędkę. — Nie jest źle.

Minjae kiwnęła głową w zrozumieniu. Wydawało się, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale bała się przejść do sedna. Sohyun rozglądała się jedynie wokół. Niezręczność miała wymalowaną na twarzy.

Gdy chciała się odezwać, by móc się w końcu pożegnać, Minjae zaraz jej przerwała.

— A Sicheng może coś o mnie wspominał?

Sohyun spojrzała z wielkim pytajnikiem na twarzy. Trochę zdziwiło ją to pytanie. Wygląda na to, że Sicheng był obiektem westchnień Minjae, dlatego była nieśmiała, gdy zapytała o blondyna. Tym razem to So przewiercała wzrokiem wyższą dziewczynę, która skrzętnie ukrywała nieśmiałość wymalowaną na twarzy, unosząc dumnie głowę, nie chcąc być przyłapaną jak zamienia się w dojrzałego pomidora.

— Przykro mi, ale nic nie słyszałam.

Dziewczyna z lekkim smutkiem skinęła głową, ale wyraz twarzy od razu zamienił się w uśmiech i pożegnała się szybko z uniesioną do nieba głową. Sohyun odprowadziła ją trochę wzrokiem i ujrzawszy, jak szybko sięga do telefonu, zaśmiała się cicho pod nosem i poszła w swoim kierunku.

W końcu, to nie ona będzie obiektem śmiechu, a tym razem, to ona trochę pośmieje się w pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top