29
Przyglądam się przewijającemu krajobrazowi za oknem. Harry jedzie dość szybko, więc nie mam możliwości zbyt długo się przyjrzeć. Mieliśmy od razu jechać do szpitala, ale mój mąż stwierdził, że musi coś pilnie załatwić na drugim końcu miasta. Oczywiście jakby się nie dało tego przełożyć.
— Nie rozumiem czemu z tobą pojechałam — mruczę pod nosem, ale na tyle głośno żeby usłyszał.
— Bo dzięki temu spędzimy trochę więcej czasu razem. Poza tym gwarantuje, że to długo nie potrwa, nie zdążysz nawet dopić tej kawy — wzrokiem wskazuje na papierowy kubek z kawą, którą kupiłam na stacji benzynowej.
Szczerze to nie spodziewałam się, że on sam tankuje swoje auto. Nie wykluczam, że jest to specjalny zabieg bym jak najpóźniej zjawiła się w szpitalu. Nie ma pojęcia, że wcale mi to nie przeszkadza. Jego relacje z moją rodziną są na tyle napięte, że nie chce doprowadzać do eskalacji konfliktu.
— Czyli mam siedzieć w aucie jak ty będziesz załatwiał swoje interesy — oznajmiam z wyraźną urazą.
Kątek oka widzę jak jego ciało się spina. Niech wie, że wypomnę mu każde zachowanie, które tylko w jakikolwiek sposób mnie obrazi. Nie zamierzam być tylko głupią lalą, która ma dobrze wyglądać u jego boku.
— Nie będzie tam nic co mogłoby wzbudzić twoje zainteresowanie — głośno prycham na jego słowa.
— W takim razie nie powinno mnie tu w ogóle być — znów opieram głowę o szybę i usilnie na niego nie patrzę.
— Anno — Harry kładzie dłoń na moim kolanie i je uciska. Nie odpowiadam na tego typu zaczepkę i go ignoruję. — Nie złość się na mnie przez takie głupstwa.
Parkuje pod wielkim budynkiem. Dziwi mnie to, że znajdujemy się w wielkim mieście, bo przeważnie gangsterzy lubią mieć swoje siedziby na uboczu. Z dala od ciekawskich spojrzeń, a tu nie łatwo jest ukryć wynoszenie worka ze zwłokami.
— Muszę na chwilę wyjść.
— Okej — odpowiadam mu szybko. Sama też przeciągam się w stronę mojej torebki leżącej na tylnym siedzeniu.
Niech sobie załatwia te swoje sprawy, a ja w tym czasie będę mogła rozejrzeć się po okolicy. Wydaje mi się, że będzie się tu za czym obejrzeć.
— Widzimy się za godzinę i lepiej żebym na ciebie nie czeka — rzucam i szybko opuszczam auto by nie miał czasu się sprzeciwić, bo wiem, że miałby na to ochotę.
Pierwsze co robię to maszeruję do apteki. Owszem może się to wydawać dziwne, ale muszę zrobić tam zakupy, o których nikt nie będzie wiedział. A mianowicie potrzebuję tabletki dzień po. Póki co podczas owulacji trzymam Harry'ego na dystans, ale nie wiem czy dalej mi się to uda. A w tym czasie dziecko i to jeszcze mojego męża jest ostatnim czego pragnę.
Biorę też najsilniejsze leki nasenne jakie tylko są bez recepty. Kiedyś na pewno mi się przydadzą.
Opuszczam budynek i wchodzę do sklepu obok. To średnio półkowy obuwniczy sklep. Nie sądzę żebym coś dla siebie znalazła, lecz Harry na pewno tego się nie domyśli.
Chodzę pomiędzy półkami i wysyłam do ojca wiadomość, że się spóźnimy i żeby się nie martwił.
Szybko dostaje zwrotną odpowiedź.
Od tata:
Najlepiej by było jakbyś go w ogóle ze sobą nie brała.
Do tata:
Niestety nie ma innego wyjścia.
Rozglądam się jeszcze chwilę po tym sklepie i wolnym krokiem zmierzam do auta. Harry już siedzi w aucie.
— Nie powinnaś sama nigdzie chodzić — marudzi jak tylko wchodzę do auta. Ma niezbyt zadowolony wyraz twarzy, więc sądzę, że jego interesy nie poszły zgodnie z planem.
— Nie powinieneś mnie samej zostawiać w aucie — zręcznie odbijam piłeczkę. — Nie zamierzam jednak chować do ciebie urazy, więc ruszajmy.
Nie dyskutuje dłużej tylko odpala silnik i włącza się do ruchu drogowego. Kątem oka obserwuje jego zachowanie i widzę, że coś naprawdę jest nie tak. Zaciśnięte dłonie na kierownicy mówią same za siebie.
— Jeśli coś cię trapi to możesz mi powiedzieć — tak szczerze to zbytnio nie interesują mnie jego kłopoty, ale mówię to co wypada powiedzieć. Inaczej mnie będzie traktował jak uwierzy, że go zaakceptowałam.
— Będziesz bardzo wściekła jak ci powiem, że nie mogę z tobą jechać do szpitala — z trudem ukrywam uśmiech, który sam wpełza na moje usta.
— Nie jeśli mimo wszystko będę mogła tam pojechać z Oscarem — jeszcze mocnej ściska kierownicę. Nie podoba mi się, że znów spędzę czas z jego siostrzeńcem. Jest to dla mnie akurat bardzo niezrozumiałe.
Oscar to dla niego pewniejsza opcja niż jakiś ochroniarz.
— Żadne to zabezpieczenie, ale pewnie twój ojciec kazał obstawić szpital — mruczy pod nosem i znaczenie przyśpiesza.
Po powrocie do domu Harry od razu idzie do swojego gabinetu. Długo nie zajmuje mi znalezienie chłopaka, bo gra on w salonie na konsoli.
— Niestety będziesz musiał przerwać — mówię zwracając jego uwagę. Oscar jednak nie wygląda na złego, bo posyła mi ciepły uśmiech.
— Jestem przecież po to by ci służyć — parskam śmiechem na jego słowa. Zauważyłam, że idealnie potrafi poprawić mi humor. — Jeśli jednak chcesz gdzieś jechać to muszę się przebrać.
Kiwam głową na tak widząc, że jego ubiorem jest wyblakła koszulka i bokserki.
— Masz szczęście, że to ja tu przyszłam, a nie Harry — oznajmiam i podchodzę do szklanego stolika, na którym stoi przezroczysta miska z chipsami. Częstuje się nimi. Serowo cebulowe, jedne z moich ulubionych.
— Będę za pięć minut — woła i słyszę jak się oddala.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top