Rozdział 20 - Ostatni program

A więc wreszcie do tego doszło – dwaj odwieczni rywali stali naprzeciwko siebie przed wielką areną. Do pierwszej wymiany ognia jeszcze nie doszło. Póki co obie armie jedynie mierzyły się wzrokiem, porównując ekwipunek i uzbrojenie.

Na przedzie oddziału Yakova stała Tatiana – w mężowskim garniaku i czerwonych szpilkach przywodziła na myśl Królową Amazonek. Zupełnie nie przypominała stojącej po przeciwnej stronie Kateriny. Ze swoimi muskularnymi ramionami żona Wronkova wyglądała jak wyciągnięta z dawnych legend Gigantka.

Małoletni reprezentanci swoich trenerów, Viktor i Ivanek póki co pozostawali w cieniu. Byli jak wilki na dwóch brzegach rwącej rzeki, boleśnie świadome faktu, że jeszcze nie mogą rzucić się sobie do gardeł.

Wreszcie, Yakov i Wronkov w garniturach pochodzących z tej samej Olimpiady.

Sześć osób. Po trzy w każdej drużynie. Nikt nic nie mówił. Atmosfera była tak napięta, że nawet najmniejszy szmer brzmiał przerażająco.

Niektórzy dziennikarze ruszyli śladem Kostii, solistek i Maksa, którzy opuścili grupę, by zająć się odbiorem identyfikatorów. Jednak większość pismaków przyczaiła się w pobliżu i teraz czekała na pierwsze słowo jak na pierwszy ruch w partii szachów. Głowa stojącego z boku Steve'a obracała się na wszystkie strony. W przeciwieństwie do podnieconych reporterów, Amerykanin ewidentnie wolałby stąd prysnąć. Przyglądał się dwóm drużynom z miną, jakby spodziewał się bombardowania.

Wreszcie Tatiana wzięła głęboki oddech...

- Katyusha! – zaświergotała, znienacka porywając w objęcia Katerinę.

Połowa zgromadzonych wydała przerażony pisk. Druga połowa przecierała sobie oczy ze zdumienia. Tatiana zaczęła klepać Wronkovą po plecach.

- Świetnie wyglądasz, kochana! – mówiła z szerokim uśmiechem. – To nowe kolczyki?

Zamiast odpowiedzieć, Katerina zmierzyła drugą kobietę uważnym wzrokiem.

- Nie było cię na zeszłorocznym bankiecie Mistrzostw Świata – stwierdziła z pewnym wyrzutem. – Na tegorocznym też cię nie było.

- Ach, wybacz, wybacz! – Śmiejąc się, Tatiana rozmasowała kark. – Stęskniłaś się za moimi striptizami?

- Mogłabyś częściej pokazywać się w kraju.

- No wiesz, Stany są dosyć daleko. A ostatnimi czasy, linie lotnicze...

- Zmiażdżę cię!

Zdezorientowana, Tatiana rozejrzała się dookoła. Knypkiem, który jej przerwał, był stojący z zaciśniętymi piąstkami Ivanek.

- Zmiażdżę cię – powtórzył, łypiąc w stronę Viktora. – Nie masz najmniejszych szans, więc lepiej przygotuj sobie chusteczki do wypłakiwania oczu, królewno!

Srebrnowłosy chochlik w ogóle nie zarejestrował słów rywala. Stał z główką zadartą do góry i wpatrywał się we Wronkova szerokimi z fascynacji oczkami.

- Hej, mówię do...

Młodszy Levinów nie zdołał dokończyć zdania. Morderczy wzrok Kateriny skutecznie zamknął mu usta.

- Nie uczyli cię, że starszym się nie przerywa, gówniarzu?! – zagrzmiała Wronkova. – Jak nie umiesz się zachować, to idź do swojego brata i czekaj na nas przy akredytacji!

Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rzuciwszy Viktorowi ostatnie wściekłe spojrzenie, Ivanek prysnął z pola widzenia.

- Co mówiłaś o liniach lotniczych? – krzyżując ramiona, westchnęła Katerina.

- O liniach... aaa! – Tatiana potrzebowała kilku chwil, by odzyskać wątek. – A, tak. Miałam powiedzieć, że linie lotnicze każą ludziom dopłacać za bagaż. Przeklęci złodzieje... A te kontrole graniczne? Masakra! Może i nie jest tak źle jak za komuny, ale i tak legitymują mnie ze trzy razy, tylko dlatego że jestem Rosjanką. Pewnie myślą, że jestem szpiegiem, albo coś.

- Alexei też nie lubi kontroli granicznych. Wścieka się, bo każą mu zapakować ten jego bezcenny kijek do bagażu rejestrowanego.

Lodowaty wzrok Kateriny na moment spoczął na lasce, którą Wronkov ściskał w chudych rękach.

- No, nic dziwnego! – Tatiana pokiwała głową. – Przecież tym czymś można zrobić komuś krzywdę.

- Mój durny mąż miał dosyć tych cyrków, więc załatwił sobie zaświadczenie o niepełnosprawności. Kazał lekarzowi napisać, że ma „napady ślepoty", więc potrzebuje laski, by na nikogo nie wpaść.

- Serio?! – Lubicheva-McKenzie zgięła się w pół i klepiąc się po udzie, zaczęła wyć ze śmiechu. – Ale żeś wymyślił, Reksiu!

- NIE jestem żaden „Reksiu"! – ryknął zaczerwieniony Wronkov!

Ten wybuch wiele go kosztował. Żona wyrwała mu laskę i zbliżyła diamentową gałkę do lśniącej w słońcu łysiny.

- Jeszcze raz przeszkodź mi w rozmowie, a sprawię, że naprawdę oślepniesz, Alexei! – zagroziła.

- W-wybacz, skarbie! – odparł piskliwym głosem.

- Tutaj nawet nie można spokojnie pokonwersować – Wronkova nieco oddaliła się od towarzystwa i skinęła na Tatianę, by ta do niej dołączyła. – To którymi liniami ostatnio latasz?

Dwie kobiety wciągnęły się w rozmowę o podróżach, a rywal Yakova wyraźnie odetchnął. Po chwili skierował wzrok na Viktora, który wciąż gapił się na niego, nieznacznie marszcząc czółko, jakby próbował coś sobie przypomnieć.

- A więc to jest to twoje Cudowne Dziecko, Feltsman? – Łysy Palant oparł obie dłonie na gałce laski i pochylił się do przodu, by lepiej obejrzeć chłopca. – Jakiś taki zniewieściały. Jesteś pewien, że to nie dziewczynka?

- Jeżeli masz jeden ze swoich „napadów ślepoty", możemy ci skombinować psa przewodnika – w odpowiedzi wycedził Yakov.

Gdy tylko skończył zdanie, z zażenowaniem stwierdził, że sobie też mógłby załatwić takiego zwierzaka. Wystarczyło przypomnieć sobie jego własne pierwsze spotkanie z chochlikiem. Czym jak czym, ale spostrzegawczością to się on nie popisał...

- Bardzo śmieszne, Feltsman – Wronkov przewrócił oczami, po czym przesłodzonym tonem zwrócił się do Viktora. – Czemu się tak we mnie wpatrujesz, chłopczyku? Chyba się mnie nie boisz, co? No już, nie ma się czego bać! Jestem zwyczajnym starszym panem, takim jak twój trener. Możesz ze mną normalnie porozmawiać. To nieładnie tak się na kogoś gapić i nic nie mówić. Jeżeli chcesz mi coś powiedzieć, nie krępuj się!

- Ma pan rozpięty rozporek – uprzejmie oznajmił chłopiec.

Przegrana czy wygrana, warto było stawić się dzisiaj na arenie dla tej jednej wspaniałej sceny: Wronkova zapinającego rozporek tak szybko, że przytrzasnął sobie palec. Doprawdy bezcenny widok!

Ze zranionym palcem w ustach, łysy palant poszukał wzrokiem żony. Na jego szczęście, Katerina nie zauważyła akcji z rozporkiem.

- Chodź Vitya! - głosem przepełnionym mściwą satysfakcją burknął Feltsman. – Odbierzemy identyfikatory. Gdybyś uszkodził panu Wronkovowi coś więcej niż palec, to dopiero byłaby tragedia!

Chochlik nie ruszył się z miejsca. Wciąż gapił się na Alexeia.

- Vitya, a ty co? Zaciąłeś się?

Zero reakcji. Yakov stawał się coraz bardziej zniecierpliwiony. Noż do diabła! Co się dzieje z tym dzieckiem? Czyżby podczas szalonej przejażdżki motorem wyziębił sobie mózg? O co mu, u licha, chodzi?

Aż nagle stało się jasne, o co dokładnie Viktorowi chodziło. Z tragicznymi skutkami dla Yakova, Wronkova oraz psychiki otoczenia. Zupełnie nieoczekiwanie chłopiec pokazał łysego palanta palcem i z euforią archeologa, który wreszcie wykopał z ziemi mozaikę rzymskiego burdelu, oznajmił:

- Już pamiętam! To z PANEM Yakov uprawiał stosunki seksualne w stylu BDSM!

O JA PIERDOLĘ, KURWA MAĆ!

Apokalipsa według Kronikarza Nikiforova: i wtem świat usłyszał o burzliwym romansie Feltsmana z Wronkovem, a w mózgach wszelakich zapadła ciemność. Dzielni dziennikarze upuścili mikrofony jak Krzyżowcy miecze po upadku Jerozolimy. Wielki Alexei Wronkov z wrażenia na tyłek się wypierdolił, a Wiedźma Tatiana i Caryca Katarzyna obserwowały ten upadek, jak niewiasty Upadek Chrystusa.

- C-co, co, co?! – Łysy Dupek wymacywał otoczenie w poszukiwaniu laski. A czynił to z taką rozpaczliwością, jakby rzeczywiście oślepł. – C-co jest... co do kur...ż-że jak...?!

- B... B... BDSMy? – jeden z dziennikarzy odzyskał głos.

- I że... Pan Wronkov... z Panem Feltsmanem? – dziwił się inny reporter.

- No pewnie! – z radością zaświergotał chochlik. – Przecież to jego były chłopak!

- VITYAAAAAA!

Spanikowany, Yakov odciągnął dzieciaka na bok.

- Vi-Vi-Vi-Vitya! – wyjąkał, czując na sobie błyski fleszy. – C-co... co ty żeś, u diabła, palnął?!

Pierdolone pismaki... Po kiego robią zdjęcia?!

- No co? – Vitya przekrzywił główkę. – Przecież nie powiedziałem niczego dziwnego.

- Nie, KURWA, wcale! – w głosie Feltsmana zabrzmiała pierwsza nuta histerii. – To, co powiedziałeś, nie było ANI TROCHĘ dziwne! Gdzie ty byś powiedział coś dziwne...

Nie zdążył dokończyć zdania, gdy poczuł, że ktoś ciągnie go za kołnierz. To był Wronkov.

- F-Feltsman – wyjąkał, zezując w przestrzeń.

Z wrażenia, Yakov aż odskoczył do tyłu. Jednak Alexei nie pozwolił mu odejść. Z miną kogoś ze sparaliżowanym mózgiem złapał Feltsmana za poły marynarki i wysapał:

- Co to, do kurwy nędzy, było, czy ja się przesłyszałem, jakie stosunki seksualne, jakie BDSMy, i co ważniejsze, jakim cudem te słowa padły w tym samym zdaniu co moje nazwisko, jak to, kurwa, możliwe, ty chyba żartujesz, co to za sztuczki, co to za czary, czy ty próbujesz wyprowadzić mnie z równowagi, bo jeśli tak, to ci się, kurwa, UDAŁO!

Yakov nie odpowiedział. Zwyczajnie go zatkało. Zaczął się zastanawiać, jak wybrnąć z tego cholernego bagna, ale zanim zdążył coś wymyślić, przeżył kolejny szok.

- Ej... - policzki Wronkova nagle poróżowiały. Łysy Dupek nerwowo przełknął ślinę. – Teraz, gdy tak o tym pomyśleć... to był taki jeden bankiet, na którym narąbałem się w trzy dupy i niczego nie pamiętam... Feltsman, ale my chyba nie...?

- Ochujałeś do reszty?! – wkurwionym szeptem syknął Yakov. – To, że tobie odpierdala po trzech kieliszkach, nie znaczy, że inni są tak samo upośledzeni. Doskonale pamiętam tamten bankiet! Niczego z tobą nie robiłem, jasne?!

- Chodziłeś z Reksiem? – U boku Feltsmana nagle pojawiła się Tatiana. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

Jej mina była mieszaniną szoku, zdrady i... uciechy?

SZLAG! To zaczynało robić się wkurwiające.

- Czyś ty do reszty zwariowała?! – czerwony ze złości Yakov ryknął do przybranej siostry. – Ja nigdy mu nawet ręki nie podałem, a co tu dopiero mówić o...

- Aaaach! – nieoczekiwanie pisnęła Tatiana.

Zakryła sobie dłońmi usta.

- Teraz sobie przypomniałam! – krzyknęła, triumfalnie pokazując Feltsmana palcem. – Marzyłeś, by wepchnąć Reksiowi zapałki do tyłka, a potem je podpalić!

- Kurwa mać, to była przenośna! Byłem wkurzony, bo przerąbałem Mistrzostwa Świata...

- Kiedy obudziłem się po libacji, miałem w kieszeni zapałki – z przerażeniem przypomniał sobie Wronkov. – A przecież nie palę. Feltsman, skąd ja miałem zapałki?

- A skąd ja mam to, KURWA, wiedzieć?! – Yakov wydarł się rywalowi w twarz. – Może chlałeś na cmentarzu i zrobiło ci się szkoda zmarłych?!

- Mnie kiedyś zabrałeś na chlanie na cmentarzu! – wtrącił stojący z boku Steve. – Poszliśmy na Grób Nieznanego Żołnierza.

- No i, kurwa, co z tego?! Wronkova tam nie było!

- Skąd możesz wiedzieć, że mnie nie było? Przecież niczego nie pamiętam...

- Ale JA, pamiętam, cholerna łysa pało! Ja i McKenzie chlaliśmy na cmentarzu w Halloween, a ciebie tak nie było!

- To wyjaśnij, skąd miałem zapałki!

- A niby czemu, cholera, ja mam ci to wyjaśniać?! Nie jestem twoją żoną! Nie mam żadnych powodów, by zastanawiać się, jak wszedłeś w posiadanie pieprzonych zapałek!

Słowo „żona" podziałała na Wronkova jak trzaśnięcie biczem.

- Boże – Łysy Dupek zaczął obgryzać paznokcie. – Katya mnie zabije. Zaraz! Gdzie ona... ?

O kurde, a skoro o tym mowa - z przerażeniem uświadomił sobie Feltsman – to gdzie, do diabła, podziewa się Viktor?!

Yakov i jego rywal obrócili głowy. Ich dwie zguby stały naprzeciwko siebie.

- Jesteś kobietą czy mężczyzną? – Vitya zagaił do Kateriny.

Kuuuuurwaaaa maaaaać! – Feltsman zawył w myślach.

Co jest nie tak z tym dzieckiem? Dlaczego on ZAWSZE musi zadawać głupie pytania?! Niech to szlag, ten mały kretyn zginie, zanim jeszcze zdąży postawić stopę na lodzie!

- To baba, Viktor – wzdychając, rzuciła Tatiana. – Możesz mi wierzyć, bo przebierałyśmy się w tej samej szatni. Gwarantuję ci, że nie ma penisa.

- Ojej – chłopiec objął Katerinę zafascynowanym wzrokiem. – Wygląda pani tak, jakby mogła pani podnieść ciężarówkę!

Kilkanaście osób wstrzymało oddech. Wronkova jakiś czas nic nie mówiła, lecz po chwili kąciki jej ust zaczęły się unosić. Yakov wywnioskował, że żona rywala zaraz przegryzie Viktorowi tętnicę szyjną, jednak w rzeczywistości... lekko się uśmiechnęła. O cholera, to był uśmiech!

- Jesteś odważny, mały – szorstko-łagodnym tonem rzuciła Katerina. – Lubię cię.

Laska wypadła Alexeiowi z rąk. W ramionami zwisającymi po bokach jak u zdezorientowanego szympansa, Wronkov gapił się na Viktora.

- Chyba, kurwa, żartujecie... - rzucił.

To nie żart, dupku – ze zrezygnowaniem pomyślał Yakov. – To Viktor.

Viktor Poskramiasz Agresywnych Babochłopów Nikiforov! Feltsman nagle poczuł się strasznym głupkiem. Czego on właściwie się spodziewał? No naprawdę, czego mógł się spodziewać po bachorze, który owinął sobie wokół palca jego solistki?

Ależ oczywiście, że Katerina polubiła tego smarkacza! No bo czemu, do diabła, miałaby nie polubić takiego aniołka? A może miała jakiś ukryty motyw, by go nie miażdżyć?

- Powiedz, mały... - przesłodzonym tonem Wronkova zagadała do chłopca. – Widziałeś, jak Alexei robi coś z Feltsmanem?

- No! – radośnie potwierdził Viktor. – Na obrazku robili z Yakovem dużo fajnych rzeczy!

- Na obrazku, mówisz?

Pewnie założyła, że „obrazek" oznaczał „zdjęcie".

- A co dokładnie robili na tym... obrazku?

- Yakov triumfował nad tym drugim!

- Triumfował, mówisz?

- Aha – Viktor energicznie pokiwał główką. – Kajdanki mu założył!

- Kajdanki, mówisz?

- I szpicrutą go biczował!

- Szpicrutą, mówisz?

- I dzidę mu w pupę wbijał!

- Dzidę?

- Dzidę!

- Aaaach... „dzidę", powiadasz?

Nad Wronkovem zawisły czarne chmury.

- Alexei - głosem demona zagrzmiała Katerina – pozwól na słówko!

- K-K-Katya, kochanie, żuczku, cukiereczku, kwiatuszku, ja przysięgam na grób ojca, matki i naszego ukochanego kota, że... iiiiik!

Wielka dłoń zakleszczyła się na ramienia Wronkova, ucinając płaczliwe wyjaśnienia.

- No chodź, Alexei – ton Kateriny przywodził na myśl gospodynię domową, która głaszcząc ostrze tasaka przywoływała ukrytego w kurniku koguta. – Przeprowadzimy sobie szczerą małżeńską rozmowę!

- Jestem niewinny! – pisnął Wronkov. – B-błagam... p-przysięgam... ja nigdy...!

Jego prośby na niewiele się zdały. Żona już ciągnęła go w stronę toalety.

- Biedny pan Wronkov – ze współczuciem rzucił Vitya. – Gdyby mnie ktoś zaciągnął do damskiej łazienki, to chyba bym umarł ze wstydu!

Yakov i Tatiana spojrzeli na siebie, po czym jednocześnie parsknęli śmiechem.

- No co? – dziwił się chłopiec. – Damska toaleta to przerażające miejsce! Mój dziadek znalazł w jednej pływającą podpaskę i do końca życia miał traumę!

- Wiesz, Vitya... - Feltsman z trudem opanował rechot. – Sądzę, że Wronkov ma w tej chwili poważniejsze zmartwienia niż pływające podpaski.

- Zresztą, podpaski i tampony bywają poręczne – rzuciła Tatiana. – Kiedy ktoś rozkwasi ci nos, dobrze jest mieć przy sobie coś do zatamowania krwotoku. Prawda, Stevie?

Amerykanin zaczerwienił się. Odwrócił wzrok i wymamrotał coś pod nosem. Czujne ucho Yakova wychwyciło słowa takie jak „syn", „alkohol" i „Sylwester". Pięćdziesięcioletni trener szybko doszedł do wniosku, że nie chce znać szczegółów.

- Kiedy to wszystko się skończy, chcę wiedzieć wszystko o twoim romansie z Reksiem! – Tatiana posłała przybranemu bratu porozumiewawcze mrugnięcie.

- NIE było żadnego romansu! – ryknął Feltsman.

- A ta urocza rozmowa telefoniczna, którą odbyłeś z Reksiem, gdy zasypywaliśmy cię w doniczce?

Yakov złapał się za głowę. Fantastycznie. Dzięki pewnemu małoletniemu geniuszowi, każda obelga, którą rzucił pod adresem Łysego Dupka, będzie interpretowana jako wyznanie miłości. Cudnie. Po prostu, cholera, wspaniale! Ach, i żeby jeszcze broń boże nie trzasnął rywala w ryj – na bank znajdzie się jakaś fujara ze zrytą psychiką, która uzna ten gest za niecodzienną formę oświadczyn.

No jasne, kurwa, dlaczego nie? – Feltsman wycedził w myślach. – Po co mamy się ograniczać? W ogóle uznajmy cały ten Zakład za jedną wielką grę wstępną! A po wszystkim ja i Wronkov pójdziemy do łóżka i przy romantycznym świetle świec będziemy się wyzywać od złamasów i debili. Zajebisty scenariusz, nie ma co!

Pięćdziesięcioletni trener nawet nie chciał myśleć o artykułach, które ukażą się jutro w prasie. Przy takiej ilości nagranych smaczków pismaki na bank pójdą na całość! Tylko jedno było pewne – czego by nie wykroili, raczej nie przebiją BDSMów Viktora. Chyba.

- FELTSMAN!!!

Yakov odruchowo obrócił głowę... i niemal natychmiast zaniósł się śmiechem.

Okej, jego reputację szlag trafi, ale były też dobre strony. Jak choćby Wronkov kroczący ku niemu z limem wielkości końskiego kopyta.

- To był podstępny zamach na moje życie! – ryknął, wściekle wymachując laską – Bałeś się, że przegrasz, zatem ustawiłeś cały ten cyrk, żeby mnie wyeliminować, co?!

- O co ci chodzi? – Feltsman udał zdziwienie. – Przecież nadal dychasz, no nie?

Łysy dupek zazgrzytał zębami.

- Tym razem się doigrałeś – wycedził, celując w rywala laską. – Myślisz, że jesteś taki sprytny, co? Sądzisz, że wystarczy rozpowiedzieć jakieś durne... uuuugh... i przekonać moją żonę, by... uuuugh! JESZCZE ZOBACZYSZ, SKURWIELU! Za wszystko mi zapłacisz! Za perfidne plotki, które rozpuściłeś i za te przeklęte zapałki, które mi podstępem podrzuciłeś!

- Yakov nie nosi zajepałek - rzeczowym tonem oznajmił Viktor. – Zawsze, jak idzie na cmentarz, to bierze zapalniczkę.

To stwierdzenie tak zaskoczyło Wronkova, że nieszczęśnik odskoczył dobry metr do tyłu.

- I jeszcze jedno, Feltsman! – wysyczał, celując palcem w chłopca. – Trzymaj ode mnie z daleka tego... tą... to stworzenie!

Po tych słowach Alexei odwrócił się i mamrocząc coś pod nosem, odmaszerował w stronę areny. W międzyczasie jeden z dziennikarzy dyktował koledze słowo „za-je-pał-ki". Yakov, Viktor, Tatiana i Steve jakiś czas stali w bezruchu.

- No, jedno jest pewne... - zacmokała przybrana siostra Feltsmana. – Wygra czy przegra, zdjęcie na okładce to Reksiu ma zagwarantowane!

XXX

Gdy chodziło o ulubione powiedzonka Novaka, Yakov najbardziej nie cierpiał tego, które dotyczyło rozgrzewki przed zawodami.

Można trenować miesiącami, albo i latami - mawiał Misza – ale to te dwie godziny przed wyjściem na lód są najbardziej kluczowe. Koncentracja człowieka jest jak lina zawieszona nad wodospadem Niagara. Wystarczy, że przez chwilę pomyślisz o czymś innym, i zaczynasz spadać...

Feltsman zdążył zapomnieć, jak to jest – być odpowiedzialnym za tę linę. Może dlatego, że już od kilkudziesięciu lat nie musiał nią kroczyć? Owszem, obserwował, jak jego łyżwiarze i łyżwiarki stawiali kolejne kroki. Widział, jak jeden po drugim przechodzili na drugi brzeg, albo wręcz przeciwnie – spadali w otchłań. Wówczas robił wszystko, by wciągnąć ich na górę. Nauczył się zachowywać zimną krew i powstrzymywać panikę.

Zapomniał, jak to jest – widzieć pod sobą przepaść. Jednak dzisiaj przypomniał sobie o tym z całą mocą. Spojrzał w dół, ujrzał czerwone taśmy wokół swojego ukochanego Klubu Mistrzów i na samą myśl poczuł odruch wymiotny.

Nie patrz w dół! – miał ochotę powiedzieć Viktorowi. – Cokolwiek by się nie działo, nie patrz w dół!

Cóż, nawet gdyby chciał, chochlik nie miałby jak ruszyć głową a co dopiero spojrzeć w dół. Już od ponad piętnastu minut pozostawał ściśnięty między czterema wiedźmami – przeklęte babska stworzyły wokół niego tak ciasny krąg, że widać było tylko białe adidaski z fioletowymi paskami.

- Daj jeszcze jedną wsuwkę – Sońka wyciągnęła dłoń. – Cholerny kok nie chce się trzymać.

- Już, chwila! – z kredką do oczu w zębach, wymamrotała Lenka.

- Vitenka, postaraj się przez chwilę nie mrugać! – nakazała Viera.

- Ej, laski, a co robimy z paznokciami? – spytała Masha.

- Paznokcie są okej. Przypiłowałam je. Wyglądają świetnie!

- Okej, w takim razie... to chyba wszystko, no nie?

- Ach, Vitenka, taki śliczniutki!

- Najpiękniejszy na świecie!

- Ej, trenerze! Popatrz!

Solistki policzyły do trzech.

- Ta-daaaam! – zaśpiewały, równocześnie odsuwając się od chłopca.

Tatiana cicho zagwizdała. Yakov ograniczył się do aprobującego chrząknięcia. Robił, co mógł, by stłumić niespodziewaną falę wzruszenia.

Gdyby roku temu ktoś powiedział mu, jak to wszystko się skończy, nie uwierzyłby.

Znalazł dziecko. Małego dzikusa z długimi włosami i czarnymi hokejówkami. Rozbrykane stworzenie potrafiące kręcić piruety co najwyżej wokół rury od przystanku autobusowego. A teraz...

Chłopiec wyglądał jak profesjonalista. Niesforne srebrne włosy zostały spięte w śliczny kok, za wyjątkiem dwóch krótkich kosmykach, które opadały majestatycznie po obu stronach szczupłej buzi. Obcisły, fioletowo-czarny strój i przywodził na myśl połączenie greckiego herosa oraz kosmicznego wojownika. Całości dopełniały sięgające ramion długie balowe rękawiczki bez palców. Podobnie jak reszta kostiumu zostały ozdobione lśniącymi, przypominające kamienie szlachetne elementami. Yakov miał do tego zestawu tylko jeden komentarz.

Łał. Po prostu – łał!

Dziewczyny naprawdę się postarały. Nie tylko strój, ale w ogóle każdy element jestestwa Viktora był absolutnie doskonały. Oczka zostały podkreślone subtelną kredką, a policzki posypano niewielką warstwą różu. Gdyby postawiono go na wystawie, ten dzieciak mógłby zostać pomylony z manekinem! Albo z wyrośniętą porcelanową laleczką. Tak czy siak, prezentował się fantastycznie.

- Pójdziemy zająć sobie miejsca na widowni – z miną wyrażającą nieprzyzwoite zadowolenie z samej siebie, zaanonsowała Lenka.

Każda z solistek złożyła na policzku trenera pokrzepiającego całusa. Po entuzjastycznych życzeniach powodzenia, wszystkie wiedźmy znikły z pola widzenia.

Vitya uniósł dłonie, by lepiej przyjrzeć się ślicznym rękawiczkom.

- To o wiele fajniejsze niż kostium Króla Lwa – oznajmił, posyłając trenerowi zachwycone spojrzenie.

- Hm... ale wciąż czegoś ci brakuje! - Palec wskazujący Tatiany rytmicznie uderzał w policzek. Po krótkiej chwili namysłu żona Steve'a wyszczerzyła zęby. – Już wiem!

Sięgnęła do kieszeni garnituru i wyjęła stamtąd Największy Koszmar Yakova.

- To moja szczęśliwa frotka! – zaanonsowała, nakładając ozdóbkę na Viktorowego koczka – Miałam ją na sobie, gdy razem z Jasiem zdobyliśmy złoto w Grenoble. Pamiętasz, Jasiu?

- No jasne – wycedził w odpowiedzi. – Moja szczęka też to pamięta!

- Czas, by talizman zmienił właściciela – Tatiana puściła Viktorowi oko. – Używaj go z rozwagą i pamiętaj, że szczęście nie zastąpi ciężkiej pracy!

- Będę o tym pamiętał! – chłopiec rzucił się ofiarodawczyni w objęcia. – Dziękuję, ciociu!

- Mam nadzieję, że wszystko nagrywasz, Stevie? – kobieta posłała mężowi ostrzegawcze spojrzenie. – I żebyś mi nie pchał paluchów do obiektywu!

- Musisz uważać, bo nigdy nie dojdziesz do nieba, wujku! – z powagą dorzucił Viktor.

By ukryć zakłopotanie, Steve schował twarz za kamerą. Yakov przewrócił oczami.

- Droga do nieba jest długa i pełna przeszkód! – burknął. – Takich jak łysiejące skurwysyny, albo żądni krwi smarkacze!

Po tych słowach położył dłonie na ramionach ucznia.

- Za chwilę zaczynamy rozgrzewkę – oznajmił, z powagą patrząc w niebieskie oczy. – Pamiętaj, co ci mówiłem, Vitya. Zanim wyjdziesz na lód, czeka cię długa i męcząca próba nerwów. Nie patrz na Ivanka, ani nie interesuj się tym, co on robi. Myśl tylko o rozgrzewce i o programie, który musisz pojechać. Nic innego się nie liczy, kapujesz? A jeśli Ivanek nie daj Boże zacznie cię prowokować, udawaj głuchego. Na czas trwania rozgrzewki nie umiesz mówić po rosyjsku, czaisz? Czegokolwiek ta mała gnida by do ciebie nie mówiła, nie odpowiadaj! I to samo tyczy się Maksa. Po prostu zamknij się we własnym światku, a tamtych dwóch gamoni zostaw mnie. Okej?

Martwił się, że to ostrzeżenie nie wystarczy, by uchronić dzieciaka od kłopotów. Kiedy jednak przeszli do strefy rozgrzewkowej, nieznacznie odetchnął z ulgą. Wronkov najwidoczniej wydał Ivankowi podobne instrukcje, co Feltsman swojemu wychowankowi, bo mały gnój zachowywał się całkiem przyzwoicie.

Chociaż między Viktorem i młodszym bratem Maksiunia wyczuwało się dość wyraźną rządzę mordu, obaj konsekwentnie trzymali się przeciwnych kątów sali. Nie patrzyli na siebie nawzajem i przeprowadzali swoje rozgrzewki w zaskakującej (żeby nie powiedzieć: niepokojącej!) ciszy.

Do bezpośredniej konfrontacji doszło tylko raz.

Viktor siedział na karimacie w pełnym szpagacie bocznym i bez pośpiechu dociskał łokcie do podłogi. Ivanek oddalił się od swojej grupy, rzekomo po to, by napełnić pustą butelkę przy zainstalowanym obok ściany kraniku. Kiedy woda wpływała do plastikowego pojemnika, reprezentant Wronkova rzucił rywalowi ukradkowe spojrzenie.

- Wiedziałem, że to będziesz ty, królewno.

Powiedział to bardzo cicho i spokojnie. Tak cicho i spokojnie, że ktoś mógłby ten ton pomylić z wyrazem szacunku. Ale Yakov nie dał się nabrać. Doskonale wiedział, o co bachorowi chodziło!

Feltsman zerknął na wychowanka, by sprawdzić, jaka będzie reakcja na zaczepkę. Na szczęście Vitya nie odpowiedział. Wyraz jego twarzy pozostał niezmienny.

- To musiałeś być ty – tym samym, prowokującym szeptem ciągnął młodszy brat Maksa. – Czułem, że to właśnie z tobą się zmierzę! Tylko głupek wybrałby na reprezentanta tę skończoną fujarę, Rykova.

Wciąż zero odzewu. Ivanek uśmiechnął się złośliwie.

- Ale wiesz - oznajmił, pochylając się nad uchem Viktora – wcale nie jestem niezadowolony. Chciałem, żebyś to był ty, księżniczko! Wiedziałem, że Klub Mistrzów wystawi ciebie, ale na wszelki wyeliminowałem Rykova. Poprzestawiałem kilka śrubek w jego rowerze. Słyszałem, że nieźle się potłukł. Kiedy wyobrażam sobie jego zaryczaną gębę, chce mi się śmiać!

Dłonie Viktora zastygły w bezruchu, a Yakov wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

Wyeliminował...?! Zaraz, zaraz, majstrował przy jego...?!

- Nie interesuje mnie pojedynek z jakimś rudym pedałem! – głosem drżącym od uciechy mówił Ivanek. – To na tobie chcę się odegrać. Zapłacisz mi za tamto upokorzenie przed Pałacem Zimowym!

- Przede wszystkim to TY zapłacisz za napaść na innego dzieciaka! – warknął Feltsman. – Swoją drogą, gratuluję inteligencji, Ivanku. Właśnie przyznałeś się do zepsucia czyjegoś roweru, a jednocześnie dałeś nam do zrozumienia, że zrobiłeś to specjalnie, by kontuzjować dawnego kolegę. Kiedy się popełnia przestępstwo, dobrze jest nie paplać o tym na prawo i lewo. Ostro ci się oberwie!

- Naprawdę? – przeklęty bachor splótł rączki za plecami i poczęstował dawnego trenera fałszywym uśmieszkiem. – Bo mnie się wydaje, że jednak nie oberwę! Jeśli powiecie, że zaatakowałem Lva, zanim rozpoczniemy zawody, to wszyscy pomyślą, że chcecie mnie zdekoncentrować, albo celowo wywołać zamieszanie, by zwiększyć swoje szanse na wygraną. A jeśli powiecie coś PO zawodach, to wszyscy pomyślą, że nie umiecie przegrywać. Możecie sobie mówić, co chcecie, bo i tak nikt wam nie uwierzy, i skończy się na tym, że będzie wam szaro i głupio!

Szlag! Yakov nienawidził wyliczać atutów ludzi, których nie cierpiał, jednak musiał to przyznać: Ivanek nie był bezradnym małym skurwysynkiem. Był wkurwiająco genialnym i przebiegłym skurwysynkiem! Ludzie powinni się cieszyć, że postanowił zostać łyżwiarzem figurowym – gdyby zdecydował się na zawód seryjnego mordercy, świat mógłby porządnie na tym ucierpieć.

- Jest tylko jeden problem – niespodziewanie rzucił Vitya.

Feltsman posłał wychowankowi wkurzone spojrzenie.

Niech to szlag, kazałem ci się nie odzywać!

- Ty MY wygramy pojedynek - patrząc rywalowi w oczy, spokojnym tonem podkreślił Nikiforov – i to TOBIE będzie szaro i głupio!

Ivanek aż cofnął się o krok. Yakov również był w cholerę zaskoczony. Wiedział, że Vitya był pewny siebie, ale...

- IVAN! – z drugiego końca sali warknął Wronkov.

Łysy dupek stał ze skrzyżowanymi ramionami i mierzył wychowanka ostrym spojrzeniem. Młodszy brat Maksa wziął napełnioną butelkę i wrócił do swojej grupy. W połowie drogi spojrzał jeszcze przez ramię i objął rywala wzrokiem, który miał oznaczać milczące rzucenie wyzwania.

Feltsman cicho prychnął. Chciał zbesztać wychowanka za niestosowanie się do poleceń, ale ostatecznie zrezygnował. Marszcząc czoło zastanowił się, czy była w ogóle jakaś szansa, by Ivanek zapłacił za swoją cwaną napaść na Lva. Jeśli wygra, na pewno mu się upiecze. Ale, jeśli przegra...

Dłonie pięćdziesięcioletniego trenera zacisnęły się w pięści. Nagle Yakov uświadomił sobie, jak rozpaczliwie pragnie porażki przeciwnej strony. I WCALE nie miało to związku z perspektywą utraty lodowiska. Ivanek i Maks po prostu MUSIELI dostać za swoje! Tak miało być i basta!

Bo gdyby nie dostali... gdyby po tym wszystkim, co się stało, mieli jeszcze zatriumfować nad Yakovem i Viktorem, to... to Yakov chyba by tego nie zniósł!

To byłoby tak, jakby po wszystkich trzech częściach Gwiezdnych Wojen Rebelia została zmieciona przez Imperium! – pięćdziesięciolatek pomyślał ponuro. – Jeśli teraz przegramy, to znaczy, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie!

Spojrzał w dół i wzdrygnął się, gdy zamiast podłogi ujrzał przepaść. Potrząsnął głową. Novak i jego popaprane metafory! No naprawdę, szło zwariować...

- Yakov – niespodziewanie zagaił Vitya.

Przerwał ćwiczenia rozciągające i stał teraz przed trenerem z nienaturalnie poważną miną.

- No co? – Feltsman uniósł brew. – Chcesz iść do kibla, czy co?

Chłopczyk uniósł palec wskazujący.

- Bo wiesz, Yakov, za chwilę ma być mój pojedynek, więc pomyślałem sobie...

Matko, co on sobie pomyślał?! – pięćdziesięciolatek złapał się za głowę. – Mam nadzieję, że nie wyskoczy z czymś dziwnym! Może przejął się słowami Ivanka i postanowił, że w ostatniej chwili zmieni sobie program? Po moim, kurwa, trupie!

- Pomyślałem sobie - ciągnął dzieciak – że przydałaby mi się dodatkowa motywacja.

To stwierdzenie nieco zbiło Yakova z tropu. Motywacja? A od kiedy to Vitya potrzebował motywacji? Znaczy... no dobra, do rzeczy takich jak zamknięcie buzi na kłódkę albo przebycie drogi z prysznica do pokoju w majtkach to rzeczywiście trzeba było go motywować (najczęściej słodyczami bądź dodatkową godziną treningu). Ale w tym wypadku żaden dodatkowy bodziec chyba nie był potrzebny...? Prawda?

- A nie ustaliliśmy przypadkiem, że bardzo chcesz skopać Ivankowi jego zarozumiałą dupę? – Feltsman uniósł brew. – Po kiego ci dodatkowa motywacja?

- No bo wiesz, Yakov... - ze spuszczonym wzrokiem, chłopczyk wodził adidaskiem po podłodze. – Dodatkowa motywacja mi nie zaszkodzi, a im więcej powodów by wygrać, tym lepiej, no nie?

Yakova ogarnęło dziwne uczucie. Nie potrafił określić źródła niepokoju, ale miał wrażenie, że powietrze stało się nagle cięższe. Jakby pod słowem „motywacja" kryło się coś większego – coś niezmiernie dla Viktora ważnego. Tylko co?

- No dobra, powiedz wprost, o co ci chodzi, bo nie wytrzymam tego napięcia! – gniewnie fuknął Feltsman.

Chłopiec nareszcie spojrzał trenerowi w oczy.

- Załóżmy się o to, czy wygram czy przegram. Ty obstawisz, że przegram, a ja obstawię, że wygram.

- Dlaczego, u licha, miałbym obstawiać, że przegrasz?! Przecież gramy w jednej drużynie! Tak jakby.

- Oj, Yakov, no weź... to tylko taka metafujara!

- Me-ta-fo-ra! – na czole Yakova zapulsowała żyłka. – Mówi się „metafora"! Ile razy mam ci powtarzać, byś nie używał trudnych słów, jeśli nie wiesz, co one...

- Nieważne! – zniecierpliwiony dzieciak machnął rączką. – Po prostu umówmy się, że przegrany spełni dowolne życzenie wygranego! To znaczy, jeśli ja wygram, będziesz musiał spełnić dowolne moje życzenie! Proste jak budowa capa.

„Cepa" nie „capa" – z rezygnacją pomyślał pięćdziesięciolatek. – On i jego neologizmy kiedyś mnie... chwila! Że JAK?1 Mam spełnić jego dowolne życzenie? Dowolne, czyli JAKIE?

Po skroni mężczyzny spłynęła kropelka potu. „Dowolne życzenie Viktora" nasuwało Feltsmanowi same durnowate skojarzenie:

„Zatańcz nago na dachu swojego samochodu!"

W sumie Yakov już raz to zrobił. Tyle, że na czas najciekawszej części pokazu Vitya i Georgi zostali przetransportowani do domów przez Dymitra.

„Kup mi różowe łyżwy."

Świetny pomysł. Miny sędziów podczas zawodów byłyby bezcenne.

„Pozwij mojego ojca do sądu, odbierz mu prawa rodzicielskie i adoptuj mnie!"

Jak kusząco by to nie brzmiało, prawdopodobnie skończyłoby się masakrą. I ofiarami w ludziach.

„Pojedźmy do Japonii na Festiwal Siusiaków!"

„Chcę, byś wziął udział w Ice Show przebrany za Dziada Mroza!"

„Świętujmy zwycięstwo biegając po Petersburgu i obsikując wszystkie miejsca, w których regularnie bywają Maks i Ivanek!"

Im dłużej Yakov nad tym myślał, tym głupsze miał pomysły. Już otwierał usta, by powiedzieć coś w stylu „nie jestem pierdolonym dżinem z lampy i nie ma opcji, bym się zgodził na zrobienie z siebie błazna!" Jednak kiedy ujrzał pełne nadziei oczy chochlika, zaczął wymiękać.

- No dobra – burknął w końcu. – Zgodzę się na ten zakład, ale na określonych warunkach. O ile nie poprosisz o coś zupełnie irracjonalnego i popierdolonego, spełnię twoje życzenie!

Dzieciak cały się rozpromienił.

- Ekstra! Jak tak się mają sprawy, to na pewno wygram! Moje życzenie nie jest ani trochę irelacjonalne, więc będziesz musiał je spełnić.

- A jakie to życzenie, jeśli mogę spytać?

Vitya przyłożył paluszek do ust.

- To tajemnica – oznajmił, puszczając trenerowi oko. – Powiem ci, kiedy wygram.

- JEŚLI wygrasz.

- KIEDY wygram!

Dzieciak miał na twarzy ten charakterystyczny wyraz zawziętości. Jego wzrok zdawał przeszywać trenera na wylot.

- No dobrze – Yakov westchnął cicho. – Kiedy wygrasz.

Wolał nie myśleć o tym, na co w zasadzie się zgodził.

XXX

- A teraz, drodzy państwo, najbardziej wyczekiwany pokaz! Starcie Gigantów! Pojedynek Sław! Sztuka przeciwko Technice! Trener przeciwko trenerowi! Kochani, powitajmy na lodzie Yakova Feltsmana i Tatianę Lubichevę-McKenzie! Wielkie brawa!

Na ciemnej jak noc arenie pojawił się pojedynczy okrąg światła. Otoczył Yakova i Tatianę, gdy wyjeżdżali na środek lodowiska przy akompaniamencie głośnych wiwatów. Oboje mieli na siebie czarne garnitury i machali do publiczności – acz tylko machanie blond wiedźmy wyglądało na szczere. Ręka Yakova była sztywna jak u robota, a sam Feltsman miał minę pod tytułem:

„Cholera, nienawidzę być w centrum uwagi!"

- Złoci medaliści Olimpijscy z Grenoble! – wyliczał prezenter. – Wielokrotni medaliści Mistrzostw Świata, Mistrzostw Europy oraz Finału Grand Prix! Dumni wychowankowie Klubu Mistrzów, podopieczni słynnego Mikhaila Novaka, łyżwiarskiego wizjonera, który...

Feltsman z niecierpliwością czekał na moment, aż facet wreszcie zamknie mordę. Do diabła, koleś tak się wydzierał, jakby komentował mecz piłkarski! Naćpał się czymś, czy jak? Może i dobrze, że na arenie było ciemno, bo gdyby Yakov był w stanie zlokalizować gnojka, to zapewne podjechałby do niego i wepchnąłby mu cholerny mikrofon do gardła! Albo gdzie indziej.

- A teraz duże brawa dla kolejnej słynnej pary! Przed państwem Alexei Wronkov oraz jego żona Katerina Wronkova, występująca niegdyś pod nazwiskiem Mongetale!

Zajaśniał drugi reflektor i na lodowisku pojawili się Łysy Dupek oraz jego Caryca. Oni również machali do publiczności, acz z miejsca, w którym stał Feltsman, widać było jedynie rękę Wronkova. Trener Ivanka snuł się za swoją babą jak potulny baranek, a jako, że był od niej chudszy, bez problemu mógł się za nią schować.

Chichocząc, Yakov przypomniał sobie, że na zawodach było tak samo. Przez wszystkie lata, gdy walczył o medale, Wronkov nigdy nie ośmielił się wyjechać przed Katerinę. Za każdym razem wychodzili na lód w taki właśnie sposób, jedno za drugim - by nikt nie miał wątpliwości, że osoba w spódnicy jest w rzeczywistości osobą w przysłowiowych „spodniach".

Któryś z pismaków napisał kiedyś, że nawet w kusym bikini, Wronkova uchodziłaby za bardziej męską od swojego męża. Mądry facet.

- ... obecnie współwłaściciele jednego z najsłynniejszych klubów łyżwiarskich w Rosji: Spartana!

Tłum zareagował gromkim aplauzem. Acz czułe ucho Yakova chyba wychwyciło w tym radosnym okrzyku kilka pojedynczych „buuu!" (które mogły, ale nie musiały należeć do kilku wiedźmowatych solistek)

Alexei i Katerina zatrzymali się na środku lodowiska, jakieś trzy metry od rywali. Yakov i Wronkov dyskretnie wymienili się nienawistnymi spojrzeniami.

- U szczytu sportowej kariery obie pary dostarczały nam niesamowitych emocji. Feltsman i Lubicheva na nowo definiowali standardy piękna, udowadniając, że łyżwiarstwo figurowe jest nie tylko sportem, ale i sztuką samą w sobie!

Na zawieszonym u góry wielgachnym telebimie wyświetliły się fragmenty dawnych przejazdów Yakova i jego partnerki. Patrząc na samego siebie – młodszego, szczuplejszego, sunącego po lodzie u boku Tatiany, Feltsman nie potrafił powstrzymać napływu wzruszenia. Odruchowo zerknął na przybraną siostrę, przekonany, że napotka jej kpiące spojrzenie. Ale nie – Tatiana wyglądała na nie mniej poruszoną od niego. Wpatrywała się w ogromny ekran z rozmarzonym uśmiechem, kiwając głową, jakby chciała powiedzieć: „taaaaak, to były piękne czasy". Wydawszy ciche chrząknięcie, Yakov poklepał ją po barku.

- Natomiast przejazdy Wronkova i Mongetale były wspaniałymi pokazami siły i klasy! Fani łyżwiarstwa figurowego z pewnością pamiętają, że nie tylko Alexei podnosił swoją partnerkę... Również ona podnosiła jego!

Wspomniana scena została oczywiście pokazana na telebimie. Umięśniona łyżwiarka jechała ze zgiętymi nogami, wioząc na kolanach wygiętego w widowiskowej pozie partnera. Oglądająca to Wronkova zacmokała z aprobatą. Łysy Dupek wymamrotał coś w stylu „mój biedny kręgosłup".

- Jak widzicie, drodzy państwo, mamy tutaj dwa zupełnie różne style! – zawołał podekscytowany prezenter. – Ale zawsze była jedna rzecz, która łączyła te obie wspaniałe pary. Nienaganna, oparta na przyjaźni i zaufaniu, współpraca.

Wówczas na ekranie pojawił się rozwścieczony Yakov. Miał na sobie kostium, w którym występował i bluzę reprezentacji ZSRR. Biegał dookoła trenera Novaka, próbując doścignąć Tatianę i złoić jej tyłek osłonami do łyżew.
- Ty cholerna wiedźmo! – wrzeszczał. – Jak śmiałaś puścić bąka w samym środku programu?! I to akurat wtedy, gdy wisiałaś nad moją głową!

- Wybacz, Jasiu – nie przerywając biegu, młodsza Tatiana zaśmiała się nerwowo. – To chyba przez chińskie żarcie.

- Równie dobrze mogłaś WYSRAĆ mi się w twarz! Chodź tutaj, do cholery! Złoję ci dupę i odechce ci się wpieprzania egzotycznego żarcia tuż przed zawodami!

- Tyko spokojnie, Yakov, tylko spokojnie! – rozgorączkowany Novak uniósł dłonie. – Już, dobrze, oddychaj! Jesteś kwiatem lotosu, pływasz sobie spokojnie po niezmąconym jeziorze opanowania, a ten incydent jest jedynie falami maleńkiego kamyczka, który wpadł do wody i...

- Nie jestem żadnym pieprzonym lotosem i W DUPIE mam falujące kamienie! Odsuń się, trenerze! Zrobię tej cholernej czarownicy naleśniki z pośladków!

Publiczność zaczęła się śmiać, a Yakov oblał się rumieńcem. Gdy usłyszał, że Tatiana rechocze z grzbiet swojej dłoni, posłał jej rozwścieczone spojrzenie.

- Piękne czasy, Jasiu – skomentowała, nawet na moment nie zaprzestając cichego chichotu. – Piękne czasy!

- Tak, tak, proszę państwa! – zawołał prezenter. – Feltsman oraz Lubicheva-McKenzie niewątpliwie mają wiele wspaniałych wspomnień. Ale nie zapominajmy o Wronkovie i jego cudownej małżonce! Oni również byli niesamowicie zgraną parą!

Scena na telebimie zmieniła się. Alexei i Katerina siedzieli w Kiss and Cry, gdzie czekali na oceny za przejazd. Młoda łyżwiarka przyciskała ostrze łyżwy do gardła partnera. Jej piękna biała sukienka oraz śliczny, ozdobiony koralami koczek, kontrastowały ze spragnioną mordu miną.

- Czego nie zrozumiałeś, gdy ustalaliśmy, że wykonamy kombinacje w tym samym czasie? – syczała, groźnie mrużąc oczy. – Co się stało z tym drugim skokiem, Alexei? Hę? Wytłumacz mi, bo nie rozumiem!

- N-n-n-n-nic się nie stało! – piskliwym głosem odparł Wronkov. – Ł-ł-ł-ł-łyżwa mi się obślizgnęła i wyskoczyłem trochę później!

- „Trochę"? Ahaaaa, czyli w ogóle się nie starałeś? Sądzisz, że jesteś jak Bóg Lodu, wobec czego możesz sobie pozwolić na bujanie w obłokach podczas przejazdu?

- N-n-n-n-nie, ja wcale...

- Ach, pewnie opierdalałeś się podczas treningu! Tak, tak, już ja cię znam! Obiecałeś, że poświęcisz dodatkowe godziny na ćwiczenie kombinacji, a zamiast tego siedziałeś przez lustrem i podziwiałeś swoją łysiejącą czuprynę, co?

- Nieprawda! K-K-K-K-Katyuszka, ja PRZYSIĘGAM... r-robiłem wszystko, by... iiiiiik!

Katerina mocniej docisnęła łyżwę do drżącego ze strachu gardła.

- Jeszcze śmiesz kłamać mi w żywe oczy! – warknęła. – Sądzisz, że możesz opierdalać się przez wiele miesięcy, a potem bezkarnie mnie oszukiwać?! No powiedz, kurwa!

- A-a-ale, Katya, cukiereczku... d-d-dostaliśmy wysokie noty! S-s-sama zobacz... z-z-znowu wygraliśmy i...

- CISZA! Jeżeli zwycięstwo kilkoma marnymi punktami przewagi cię zadowala, to jesteś łysiejącą kupą gówna! Jeszcze raz odwal mi taki numer podczas zawodów, a...

- Dobrze, dobrze, DOBRZE! – dwudziestoletni Wronkov nie wytrzymał i zaczął płakać. – Zrobię wszystko, będę się przykładał, każdą wolną godzinę poświęcę na trening, tylko błagam, nie rób mi krzywdy!

Współczesny Wronkov wyglądał, jakby miał za chwilę roztopić się ze wstydu.

- Rzeczywiście piękne czasy – mruknął Yakov. W duchu liczył, że „mentalny orgazm" nie był czymś, co można było wyczytać z czyjejś twarzy. – Najpiękniejsze!

- Ale, ale... - zaszczebiotał prezenter. – Tematyką nadchodzącego występu nie jest przeszłość, lecz przyszłość. Przyszłość rosyjskiego łyżwiarstwa! I sądzę, że już czas najwyższy powitać chłopców, którzy zmierzą się dzisiaj w pojedynku. Przed państwem... Ivan Levin oraz Viktor Nikiforov!

Obserwując wskakujących na lód chłopców, Feltsman pochwalił samego siebie za poinstruowanie Viktora, by nie próbował ścigać się z rywalem. Ivanek wystrzelił do przodu bardzo szybko i gdyby chochlik próbował go wyprzedzić, prawie na pewno skończyłoby się wypadkiem. Chociaż musiało go to kosztować dużo silnej woli, Viktor jakoś pohamował łyżwy, które aż trzęsły się, by ruszyć w pościg. Srebrnowłosy chłopczyk ostatecznie wyjechał na środek lodowiska bardzo wolno, po drodze posyłając widowni kilka zmysłowych całusów. Zachwycona publika odpowiedziała głośnym „awww".

- Ivan Levin to reprezentant trenera Alexeia Wronkova. Ma dopiero dziesięć lat, ale już zdążył udowodnić, że nie jest jedynie słabszą kopią utytułowanego starszego brata, Maksa Levina. Jako sześciolatek wygrał prestiżowy konkurs „Mój pierwszy ślizg", a potem wiele razy triumfował w otwartych zawodach dla uczniów Szkół Podstawowych. Wziął także udział w kilku Ice-Show dla dzieci. Zagrał między innymi Wilka w „Czerwonym Kapturku", Wilka w „Trzech Świnkach" oraz Wilka w przedstawieniu „Wilk i Zając".

No tak, w końcu to ja wybierałem dla niego te role – przypomniał sobie Yakov. – Wilk to była jedyna rola, którą dało się zagrać bez jakichkolwiek umiejętności aktorskich. Wystarczyło jedynie jeździć w kółko i raz na jakiś czas wykonać jakiś skok z tępym wyrazem mordy. Bo tak w ogóle, te wszystkie medale z „Pierwszego Slizgu" i z czego tam jeszcze Ivanek zdobył, gdy jeszcze trenował U MNIE. Szkoda, że pan spiker o tym nie wspomniał.

- A oto Viktor Nikiforov! Dziewięcioletni reprezentant Klubu Mistrzów. Do jego osiągnięć możemy zaliczyć między innymi... eee... między innymi...

O kurde! To chyba był ten moment, gdy prezenter zerknął na swoje notatki i uświadomił sobie, że Vitya nie ma żadnych osiągnięć. Przez pewien czas na arenie panowała niezręczna cisza. Ivanek nie omieszkał posłać rywalowi złośliwego uśmieszku.

- Jest najładniejszym dzieckiem, które jeździ figurowo na łyżwach! – wydarł się ktoś z widowni. Chyba Sońka. Albo Lenka. Yakov nie miał pewności. Grunt, że prezenter podłapał temat.

- Tak, właśnie tak! – krzyknął entuzjastycznie – To absolutnie prześliczny chłopiec! A poza tym... oooch, cóż za umiejętności aktorskie!

W iście uroczy sposób Viktor odrzucił z twarzy zbłąkany kosmyk włosów. Publika zareagowała zachwyconym piskiem. Ivanek i Wronkov zagryźli zęby. Katerina uprzejmie zaklaskała.

- A zatem, mamy trenerów i mamy zawodników. Ale to nie wszystko! Wiadomo, że gdy ma dojść do pojedynku, ktoś go powinien rozstrzygnąć. Miło mi poinformować państwa, że za namową Alexeia Wronkova i Yakova Feltsmana pięciu znanych trenerów zgodziło się odegrać rolę sędziów. A oto i oni! Na początek, prosto z Japonii... Saori Namida! Niegdyś znakomita łyżwiarka, a teraz opiekunka wielu znakomitych zawodników i zawodniczek, mająca swoją bazę treningową na wyspie Kyushu. Wielkie brawa dla Namidy-sensei!

Na lód wyjechała niziutka, około czterdziestoletnia Japonka w czarnym dresie. Nie zaprzestając kłaniania się do pasa i powtarzania słów „arigatou gozaimasu", ustawiła się naprzeciwko reprezentantów i ich trenerów. Yakov zaczął odruchowo obliczać szanse na otrzymanie jej głosu.

To artystka. Lubi ładne sekwencje kroków. Sądzę, że Vitya powinien jej się spodobać.

- A teraz, prosto z Lozanny... Josef Karpisek! Ten solidny rzemieślnik zwykł reprezentować Czechy, jednak odkąd zakochał się w szwajcarskim krajobrazie, zaszył się w okolicach Alp i to właśnie tam szkoli przyszłe pokolenia łyżwiarzy. Proszę o gromkie brawa!

Yakov wymienił z nadjeżdżającym mężczyzną uprzejme skinienie. Czeski trener był znany na całym świecie z dwóch rzeczy:

Głowa ogolona jak dupa niemowlaka i ogromna wiedza techniczna. Wiem, że wobec własnych uczniów jest bardzo wyrozumiały... ale jako sędzia będzie zapewne zwracał uwagę na krawędzie i inne małe pierdółki. Bardzo dobrze wyłapuje takie rzeczy nawet bez swoich pedalskich okularów. Cholera!

- Następna w kolejności jest para, która zajmuje się trenowaniem dopiero od paru lat, ale już ma w swoim dobytku medalistę olimpijskiego. Niegdyś znani z tańców na lodzie, dzisiaj rześcy trzydziestoparolatkowie, którym cały świat zazdrości formy! Powitajmy Alaina i Nathalie Leroy z Kanady!

Małżonkowie wyjechali na lód trzymając się za ręce. Nathalie jak zawsze miała prostokątne białe okulary, a Alain swoją ukochaną czapkę z daszkiem, na której wyhaftowano czerwony liść klonu.

Ci dwoje lubią wszechstronność. Zwracają dużą uwagę na skoki, ale jeśli ktoś nie jedzie do muzyki, zaczynają kręcić nosem. Trudno będzie ich zadowolić.

- Warto wspomnieć o tym, że oprócz kariery trenerskiej, Alain i Nathalie rozpoczęli także bardzo trudną karierę rodzicielską. W lipcu ubiegłego roku Nathalie urodziła ślicznego chłopczyka! Malec nie skończył jeszcze roku, a już wziął udział w wielu reklamach produktów dla niemowlaków. Obecnie promuje pieluszki Babyloo, chusteczki do wycierania pupy Mummy's Touch oraz swoją własną markę mleka, którą założyli dla niego rodzice – JJ Milk!

Yakov przez moment sądził, że się przesłyszał. Czy Natalkę z Alaśkiem do reszty porypało?! „JJ Milk"? Kurwa, serio?!

- A oto i małoletni Jean Jacques! W przeciwieństwie do większości niemowlaków, wprost uwielbia kamery!

Na telebimach pojawił bobas w gustownym czerwonym czepeczku. Leżał w wózku tuż obok wejścia na lód i pozostawał pod opieką młodziutkiej blondwłosej niani. Gdy zdał sobie sprawę, że jest filmowany, w iście teatralny sposób zamachał rączkami i zagaworzył. Publika wydała głośny jęk zachwytu, ale dzieciak bynajmniej się nie przestraszył, o nie! Zamiast zapłakać, zaszczycił widzów najpiękniejszym uśmiechem, jaki mógł wyprodukować za pomocą swojej pyzatej obsmarkanej buźki.

- Mój mały gwiazdorek! – z dłońmi złożonymi jak do modlitwy zapiszczała Nathalie.

Równie dumny Alain poklepał żonę po ramieniu, chusteczką ocierając łzę wzruszenia.

Natomiast Yakov z trudem powstrzymał odruch wymiotny. Miał wrażenie, że ogląda jeden z tych durnych programów, które czasami leciały na kanale szóstym. Programów takich jak „Najgłupsze rzeczy, które Amerykanie i Kanadyjczycy robią swoim dzieciom".

Po zniesmaczonej minie Kateriny poznał, że i ona miała podobne wrażenia.

- A teraz przewodnicząca składu sędziowskiego, Maria Beatriz Gonzales! Amerykanka gwatemalskiego pochodzenia i główna trenerka Łyżwiarskiego Klubu Detroit, który prowadzi wraz ze swoim młodym asystentem i choreografem, Celestino Cialdinim!

Gonzales jak zawsze wyglądała przerażająco – jak żona meksykańskiego dilera narkotykowego, albo coś w ten deseń. Jednak publiczność nie miała okazji, by lepiej przyjrzeć się jej twarzy...

Pech sprawił, że główny kamerzysta stał tuż obok Jean-Jacquesa i kiedy próbował skierować sprzęt z powrotem na lód, bobas wyciągnął rączki i nóżki, wszystkimi czterema kończynami schwycił obiektyw i przycisnął obślinioną buźkę do szkła.

- Ba, ba, baaaa! – zaśpiewał, a publiczność znowu mogła obejrzeć jego twarzyczkę na wielkim telebimie.

Większość widzów zareagowała śmiechem, kilka osób zaklaskało, a Nathalie Leroy wydała głośny pisk matczynej dumy.

- Tak, tak, JJ, jesteś wielką gwiazdą – prezenter zaśmiał się nerwowo. – A teraz... eee... czy mógłbym... umm... czy kamera mogłaby... uuuch... panie kamerzysto, pani Gonzales jest już na lodzie, czy mógłby pan...?

No właśnie wszystko wskazywało na to, że Pan Kamerzysta NIE mógłby. Nie mógłby – mimo najszczerszych chęci.

- Oddawaj kamerę! – warczał, próbując odebrać bobasowi swój bezcenny sprzęt. – No już, już, napatrzyliśmy się na ciebie... Do diabła, puść ją! Oddawaj kamerę, ty cholerny mały narcyzie!

- Ba, ba, baaaa! – radośnie krzyczał maleńki JJ. – Ba, baaaach! Ba, ba... ba, ba!

- Czego pan od niego chce? – niania Jean-Jacquesa wypuściła z ust balon różowej gumy do żucia. – Niech pan da dziecku się pobawić!

- Do diabła, to drogi sprzęt! Poza tym muszę transmitować to, co dzieję się na lo... ała! Nie gryź mnie, mały zbóju! I PUSZCZAJ wreszcie tę kamerę! Puszczaj, mówię!

- Ba, baaaa! Ba, ba, baaaaa!

Podczas gdy większość widzów śledziła przepychankę przy wózku, Gonzales przewróciła oczami. Krzyżując ramiona, podjechała do Yakova i Wronkova.

- No dobra, wyszczekana parko – burknęła. – Jeszcze raz ustalmy zasady, by była całkowita jasność! Bachory jadą swoje przejazdy, a potem każde z nas oddaje głos. Żadnych punktów ani innych pierdół. Albo jeden, albo drugi. Akceptujecie werdykt bez szemrania i nie zgłaszacie żadnych reklamacji! Nie kłócicie się z sędziami i nie robicie scen. Mogłabym teraz odpoczywać w moim domku w Kalifornii, ale zamiast tego jestem tutaj i robię wam ogromną przysługę. Podobnie jak pozostała czwórka. Robimy wam ogromną przysługę, więc oczekujemy, że po całym rym cyrku trochę przystopujecie z waszą durną rywalizacją i przestaniecie odgrywać różne popaprane numery podczas zawodów! Czy to jasne?!

Z minami uczniaków besztanych przez surową nauczycielkę, Yakov i Wronkov niepewnie pokiwali głowami.

Gonzales odjechała w stronę pozostałych trenerów, a Feltsman dyskretnie zerknął na rywala. Wiedział, że Alexei myśli teraz dokładnie o tym samym, co on.

Wynik dzisiejszego starcia będzie ostateczny. Żadnych dogrywek! Totalne Zwycięstwo albo... Game Over.

XXX

Na arenie znowu był jasno. Yakov i Tatiana zamienili łyżwy na buty i teraz obserwowali Viktora i Ivanka, którzy rozgrzewali się po przeciwnych stronach lodowiska. Nieopodal Feltsmana i jego przybranej siostry kręcił się Steve z kamerą, a solistki siedziały na widowni w jednym w dolnych rzędów. Kostya zajmował krzesło sąsiadujące z miejscem Viery i był właśnie zajęty zabawianiem Juleczki. A po chwili pojawił się również...

- Dymitr! – z zachwytem krzyknęła Sonia.

Zerwała się z miejsca, by uściskać zdyszanego chłopaka.

- Cieszę się, że jednak udało ci się dotrzeć, młody – Yakov skinął nowo przybyłemu głową.

Wiedział, że tym jednym zdaniem nie przekaże wszystkiego, co chciał powiedzieć – tych ogromnych pokładów wdzięczności, które czuł wobec tego smarkacza. Podziwu, że Dima robił, co mógł, by dostarczyć tutaj Viktora. Że do samego końca się nie poddał! Urządzanie wylewnych podziękowań byłoby w tej chwili nie na miejscu, więc Feltsman miał cichą nadzieję, że Babichev sam wszystkiego się domyśli.

- Co tam ja – młodzian usiadł na miejscu, które zajęła dla niego Sonia. – Najważniejsze, że Viciek zdążył. Gdyby pani Tatiana go nie zgarnęła, byłoby po ptakach.

- Nie umniejszaj swoich zasług – ukochana wymruczała mu do ucha. – Gdyby nie twoja pomoc, trener zupełnie by się załamał. Uważa cię za bohatera! Jest ci tak wdzięczny, że mógłby cię ucałować!

Feltsman posłał uczennicy wściekłe spojrzenie. Owszem, chciał, by Dima dowiedział się o jego wdzięczności, ale na pewno nie chciał, by stało się to przy pomocy cholernie upokarzającego, cukierkowatego wywodu. O całowaniu już nawet nie wspominając...

- Za całusa podziękuję, chyba, że ty mi go dasz – Babichev wyszczerzył zęby. – A w ogóle to jak sytuacja? Obyło się bez dram?

- Wyjątkowo nic szczególnego się nie wydarzyło – oznajmiła Sonia.

Nic poza dwudziestoma dziennikarzami skrobiącymi artykuły o moim „romansie" z Wronkovem – wzdychając, pomyślał Yakov. – A, no i jeszcze Ivanek przyznał się do kontuzjowania Lva. Ale poza tym żadnych dram nie było!

Felstman skierował wzrok z powrotem na lód. Jak dotąd ani Vitya ani Ivanek nie zaliczyli żadnego upadku. To chyba dobrze, no nie?

Niby tak, ale... opiekun chochlika z jakiegoś powody nie mógł się zrelaksować. Teoretycznie powinien być zadowolony – bo skoro obaj chłopcy prezentowali dzisiaj szczyt technicznych możliwości, to by oznaczało, że wszystko rozstrzygnie się w części artystycznej. A pod tym względem Nikiforov miał zdecydowaną (jeśli nie miażdżącą!) przewagę. A mimo to... mimo to...

Mimo to Yakov czułby się o wiele pewniej, gdyby Ivanek chociaż raz się wywalił. Albo gdyby Wronkov pozbył się tego dziwnego, leniwego uśmieszku i zaczął wyglądać na choć trochę zaniepokojonego! W końcu Łysy Dupek widział to samo, co Feltsman – Vitya był w doskonałej formie, a na dodatek bez problemu wykonywał te same skoki, co Ivanek. Łącznie z potrójnym salchowem i potrójnym toe loopem. Jeśli Wronkov zdawał sobie z tego sprawę i wciąż miał czelność wyglądać na nieprzyzwoicie zadowolonego, to ewidentnie coś było na rzeczy. Tylko co?

- Cóż za piękne skoki! – oznajmił ucieszony prezenter. – Tylko spójrzcie na łatwość, z jaką ci chłopcy obracają się w powietrzu!

Po długiej i męczącej przepychance kamerzysta nareszcie odebrał JJ'owi sprzęt. Teraz stał po przeciwnej stronie trybun (jak najdalej od małoletniego Leroy!), skąd filmował rozgrzewających się chłopców. Najbardziej widowiskowe elementy były pokazywane na telebimie.

- Dla niektórych z państwa „Viktor Nikiforov" może brzmieć znajomo. I słusznie! Młodziutki reprezentant szkoły Feltsmana to w końcu potomek legendarnego hokeisty. Ten śliczny chłopiec dostał po swoim dziadku nie tylko imię i nazwisko, ale i nieprawdopodobny talent do jazdy na lodzie. Wymienił hokejówki na figurówki całkiem niedawno, a i tak radzi sobie świetnie. Z drugiej strony, Ivanek Levin...

W tej chwili Ivanek pokazał potrójnego salchowa. Wyskoczył tak wysoko, że kilka osób zaklaskało z wrażenia.

- ... ma coś, co można uzyskać tylko po latach ciężkiej pracy. Mały Vitya może i jest nieprawdopodobnie utalentowany, ale pamiętajmy, że jego rywal jeździ figurowo na łyżwach już od bardzo dawna. Ma za sobą wiele zawodów, co widać po jakości wykonywanych skoków. Nie wiem, jak wy, ale ja czułbym się nieźle zestresowany startując przeciwko komuś z tak dużym doświadczeniem.

Yakov przełknął ślinę. Czy to stąd brało się źródło niepokoju? Czy TO właśnie był powód tak dużej pewności siebie Wronkova?

Skoki Viktora były piękne. Wyczuwało się w nich dużą płynność i elegancję... ale też pewną surowość. Prezenter doskonale to ujął. Jeżeli Vitya był diamentem, to Ivanek mógł co najwyżej robić za bryłę złota... ale za to jaką bryłę! Perfekcyjnie wyszlifowaną przez lata treningu. Nawet jeśli brat Maksa nie dawał z siebie wszystkiego, to mimo wszystko siedział w tym sporcie już bardzo długo. O wiele dłużej od Viktora, co niestety było widać. Po wysokości skoków, po postawie przy lądowaniu, po... praktycznie po wszystkim!

Sposób jazdy Ivanka budził niejaką grozę. Był nie tylko przykładem technicznej perfekcji, ale i demonstracją siły. Próbą onieśmielenia rywala jeszcze przed rozpoczęciem pojedynku. Dobrze, że Vitya był o wiele wytrzymalszy psychicznie od swojego trenera... Yakov miał pewne przeczucie, że gdyby to on musiał pojechać przeciwko takiemu przeciwnikowi, szybko zostałby pokonany przez własne nerwy. Dzięki Bogu, że chochlik jakoś się trzymał! Dzięki Bogu, że cała ta dramatyczna sytuacja z dojazdem do Petersburga nie odcisnęła na nim piętna. Naprawdę Dzięki Bogu!

- Koniec rozgrzewki! Teraz chłopcy wrócą do swoich trenerów, by przewodnicząca składu sędziowskiego mogła ustalić kolejność przejazdów.

Viktor i Ivanek założyli osłony na łyżwy, po czym stanęli u boku opiekunów. Do obu grup zbliżyła się Gonzales.

- Spartan to orzeł, a Klub Mistrzów to reszka – oznajmiła, wyciągając monetę.

Srebrny pieniążek zawirował w powietrzu, a po chwili z głośnym plaśnięciem został przyciśnięty do grzbietu dłoni.

- Reszka. Zatem decyzja należy do Klubu Mistrzów. Jedziecie jako pierwsi czy drudzy?

Yakov otworzył usta.

- Pier...

- Drudzy! – głośno krzyknął Viktor.

Trener posłał mu wściekłe spojrzenie. Wronkov uśmiechnął się kpiąco.

- W porządku – Westchnąwszy głęboko, Gonzales założyła okulary. – Zatem Spartan będzie zaczynał. Powodzenia! Dla was obu.

Kobieta odeszła w stronę stolika sędziowskiego, a Yakov złapał się za głowę. Szlag! Co ten mały gamoń najlepszego zrobił?!

- Po co żeś się odzywał? – Feltsman fuknął na wychowanka. – Mieliśmy jechać jako pierwsi!

To dobra strategia dla kogoś, który nigdy nie brał udziału w zawodach. Gdyby pojechał jako pierwszy, świeżo po rozgrzewce, miałby znacznie lepszą koncentrację! Ale ponieważ jedzie jako drugi istnieje możliwość, że zacznie myśleć o głupotach albo ulegać nerwom. Albo...

- Ale ja nie chcę jechać pierwszy – oświadczył Vitya. – Chcę najpierw zobaczyć, jak pojedzie Ivanek.

Szlag! Tego się właśnie obawiałem.

- A zatem zobaczysz jego przejazd... w telewizji, po pokazie!

- Hę? Dlaczego?!

Odpowiedzią okazała się dłoń trenera z walkmanem i słuchawkami.

- Yakov, no weeeeź! – Vitya zaczął marudzić. – Nie chcę słuchać muzyki! Chcę zobaczyć, jak on pojedzie! Dlaczego nie mogę stać obok ciebie i patrzeć jak... HEJ!

Feltsman bezceremonialnie naciągnął bachorowi na łeb opaskę z dużymi słuchawkami. Dzieciak wyglądał w tym zestawie jak przerośnięta ważka.

- Już ci to tłumaczyłem: on cię NIE interesuje! Masz się skupić na sobie. Jego skoki, jego błędy i jego sekwencje korków guzik cię obchodzą! A teraz pójdziesz grzecznie na korytarz z wujkiem Stevem i posłuchasz muzyki.

Nie czekając na odpowiedź, Yakov nacisnął przycisk „play" i wepchnął dzieciakowi walkmana do rąk.

- Masz go pilnować, McKenzie! – burknął do szwagra. – Idź z nim na korytarz i nie spuszczaj go z oczu!

Steve pociągnął protestującego dzieciaka na korytarz, a Feltsman stanął u boku Tatiany.

Jestem gotowy – pomyślał, kładąc ramiona na bandzie. – Pokaż, co przygotowałeś Wronkov!

Ivanek był już na lodzie i właśnie podawał trenerowi bluzę. Pod spodem miał żółty frak z pięknymi złotymi guzikami i jasno-niebieską szarfą. Ten strój z czymś się Yakovowi kojarzyć, choć pięćdziesięciolatek nie potrafił sobie przypomnieć, z czym.

Młody Levin wysłuchał do końca instrukcji Wronkova, po czym wreszcie (serce Feltsmana załomotało niespokojnie) odepchnął się od bandy! Publiczność zaklaskała.

- Przejazd rozpocznie Ivan Levin! – zaanonsował prezenter. – Układ, do którego pojedzie, to wspólny wysiłek kilku choreografów. Muzyka to fragmenty „Prologu" z filmu „Anastazja".

Dobrze znany soundtrack wywołał jeszcze entuzjastyczną reakcję widowni. Kilkanaście osób wydało aprobujący okrzyk. Obecne na trybunach dzieci zaczęły szarpać rodziców za ubrania, piszcząc coś w stylu:

„Anastazja! Słyszysz, mamusiu? Anastazja! Czy to nie ta fajna bajka, na której byliśmy w kinie!"

Yakov wytrzeszczył oczy. Nie mógł uwierzyć własnym uszom.

Anastazja? Konserwatywny do bólu Wronkov, który nigdy nie pozwolił zawodnikowi pojechać do czegoś innego niż wymęczony do urzygu klasyk w stylu „Walca Wiedeńskiego", wybrał na swoją ostateczną broń... soundtrack z filmu dla dzieci?! Co się tu, u licha, działo?

I co niby miało oznaczać „wspólny wysiłek wielu choreografów"? Dlaczego nie padło żadne nazwisko? „Wielu choreografów" czyli że... kogo?

Feltsman jeszcze raz rzucił okiem na publikę. Chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że wybór utworu już się Wronkovowi opłacił. Skoro widzowie znali i lubili „Anastazję", to pewnie nagrodzą przejazd dużymi brawami, niezależnie od tego, jak zostanie wykonany. Głośny aplauz zawsze dobrze wyglądał w oczach sędziów. A poza tym... co to za dziwne uczucie? Czemu Yakov miał wrażenie, że całkiem niedawno oglądał przedstawienie do soundtracku z „Anastazji"? Kiedy to mogło być?

No tak. Przecież tamta amerykańska gówniara, Tara Lipinski pojechała do „Anastazji" na Olimpiadzie! Musiało chodzić właśnie o ten przejazd. Ale nie. Coś nadal nie dawało Feltsmanowi spokoju. Był pewien, że oglądał jeszcze jakiś pokaz do tej muzyki. Tylko jaki? I kiedy? Cholera, dlaczego nie mógł sobie przypomnieć?!

Publika nareszcie ucichła, a Ivanek ustawił się na środku lodowiska. Gonzales i pozostali sędziowie pootwierali notesy i teraz siedzieli z długopisami w dłoniach, nie spuszczając wzroku z chłopca.

Muzyka zaczęła grać.

- Ach! – szepnął ktoś z widowni. – Jest pozytywka! A zaraz zacznie się scena balu.

Jeżeli Wronkov liczył na to, że śliczna melodia w jakiś sposób zrekompensuje antytalent artystyczny Ivanka, to trafił w dziesiątkę. Chociaż wyczulony na szczegóły mózg Yakova krzyczał, że brat Maksa jedzie sztywno jak robot, to jakaś część Feltsmana chciała uznać... że sam przejazd był niczego sobie.

Gdybym był nieznającym się na łyżwiarstwie laikiem, oglądałbym ten występ z przyjemnością – pomyślał ponuro. – Poza tym, muszę przyznać, że choreografia jest zwyczajnie genialna. Ruchy są tak świetnie dopasowane do muzyki, że nawet w wykonaniu kompletnego sztywniaka robią zniewalające wrażenie. Ech, jakby jeszcze zamiast Ivanka jechał ktoś wrażliwszy! Na przykład jakiś baletmistrz. Wówczas byłoby...

Słowo baletmistrz podziałało na Yakova jak kopnięcie prądu. Muzyka stała się bardziej mroczna, a z umysł Feltsmana zaczął wyczyniać bardzo dziwne rzeczy. Główny trener Klubu Mistrzów patrzył na Ivanka i widział wokół niego coś, czego nie było. Czyjś cień. Oczyma wyobraźni widział półprzezroczystą sylwetkę młodego baletmistrza, który tańczył na lodzie równocześnie z Ivankiem.

Mój Boże – Yakov wreszcie sobie to uświadomił. – Ta choreografia...

Młody Levin przymierzył się do skoku.

To choreografia LILII!

- POTRÓJNY SALCHOW! – wrzasnął prezenter. – Przepiękny skok, proszę państwa!

Nocne koszmary miały jedną ogromną zaletę – można było się z nich wybudzić. Jednak mało który człowiek był przygotowany na sytuację, w której spokojnie przeżywałby dzień, tylko po to, by nagle zacząć śnić koszmar. Prawdziwy, realny koszmar! I to taki, z którego nie można się wybudzić.

Yakov nie przypominał sobie, by przed dzisiejszym pojedynkiem miewał aż tak potworne sny.

I co gorsza... Dlaczego on jedzie choreografię Lilii?! Czyżby moja była żona zgodziła się pomóc Wronkovowi? Jak mogła zrobić mi coś takiego?

Ale nie. Zaraz. Lilia NIE zrobiłaby mi czegoś takiego! A skoro tak, to... to...

Odpowiedź znajdowała się tuż za plecami Wronkova. W pierwszym rzędzie siedział Denis – ów młodziutki baletmistrz, który zaimponował Viktorowi, grając w przedstawieniu samą księżniczkę Anastazję! Teraz wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego niż w momencie, gdy chochlik i Karolinka zrobili nalot na jego garderobę.

A więc to ON dostarczył Wronkovowi bezcenną choreografię. Ale czemu zdecydował się na taki krok? Żeby zrobić coś takiego bez zgody Lilii... przecież musiał wiedzieć, że ona...

I wówczas stało się coś jeszcze straszniejszego. Yakov poczuł w kieszonce marynarki niepewne wibracje. Kiedy dyskretnie wysunął telefon z kieszeni i na wyświetlaczu ujrzał imię byłej żony, omal nie zemdlał.

Nie myśląc o tym, co robi... nawet nie zastanawiając się nad konsekwencjami, Feltsman wycofał się do mieszczącego się pod trybunami tunelu. Stanął w takim miejscu, by móc dobrze widzieć Ivanka i drżącym palcem nacisnął zieloną słuchawkę.

- Lilia...

- Jak mogłeś? – z odbiornika dobiegł wściekły syk.

Feltsmanowi zaschło w gardle.

Jak mogłem? Ale... co mogłem?

- Wiem, że ostatnio było między nami źle, ale w życiu bym nie pomyślała, że zrobisz mi coś tak podłego! – głosem aż kipiącym od nienawiści mówiła Lilia. – Jak śmiałeś wykorzystać moją choreografię bez mojego pozwolenia? Jak śmiałeś oddać ją temu... temu... temu beztalenciu bez wyczucia muzyki i... sztywnego jak... Jak mogłeś mi to zrobić?!

Yakov wprost nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Czuł, że powoli traci władzę nad własnym ciałem. Trzymał w dłoni komórkę, a miał wrażenie, że trzyma powietrze. Cichutki stukot uświadomił mu, że telefon upadł na podłogę. Kiedy się po niego schylał, Feltsman musiał użyć całej swojej siły woli, by nie zwymiotować.

O Boże. Lilia myślała, że ukradł jej choreografię. Ale dlaczego? Przecież to Wronkov! Ivanek jest uczniem Wronkova! To Wronkov zbajerował utalentowanego baletmistrza i przekonał go, by nauczył Ivanka układu do Anastazji. Więc dlaczego Lilia uważa, że...?

A może ona myśli, że Ivanek dalej jest uczniem Yakova? Tylko dlaczego miałaby tak myśleć? Skoro ogląda pokaz w telewizji, to musiała słyszeć, jak prezenter mówił, kto reprezentował kogo. MUSIAŁA to słyszeć!

Ale czy na pewno?

Zdaniem Róży i Tatiany, Lilia nie oglądała łyżwiarstwa figurowego od miesięcy! Nie interesowała się nowinami, a wręcz unikała ich jak ognia. Jeśli włączyłaby telewizję akurat w momencie, gdy Ivanek wyjechał na lód, to... to... !

- JESTEŚ PODŁY! – z telefonu dobiegł jej szaleńczy wrzask. – Fakt, że kiedyś byliśmy małżeństwem, nie daje ci prawa do rozporządzania moimi układami, jakby były twoją własnością! Masz pojęcie, ile pracy włożyłam w tę choreografię?! Oczywiście, że nie wiesz, bo niby skąd mógłbyś wiedzieć... Ta choreografia była dla mnie formą terapii! Dopracowywałam ją jak mogłam, by nie myśleć o tobie i o rozwodzie!

Już samo słuchanie grającej na arenie muzyki mogło przyprawić o dreszcze. To był moment, gdy Bolszewicy wdarli się do pałacu Romanowów i zaczęli mordować rodzinę cesarską. Dramatycznie śpiewy chórku połączone z krzykami Lilii sprawiły, że Yakov sam czuł się jak uczestnik masakry. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się aż tak sparaliżowany.

Nie – pomyślał z przerażeniem. – Lilia, to... t-to nie ja! To Wronkov!

No już, powiedz jej to! Powiedz jej, że Ivanek jest uczniem Wronkova! Nie zrobiłeś nic złego. Po prostu jej to POWIEDZ!

Chciał to zrobić, ale nie był w stanie. Zwyczajnie nie czuł swojego gardła! Jakby ktoś wziął jego struny głosowe i związał je w ciasny supeł.

- Nie wierzę, że zrobiłeś coś takiego! – drżącym głosem szepnęła Lilia. – Sądziłam, że masz szacunek do tego, co robię. Sądziłam, że rozumiesz.

To nie ja, to Wronkov! Błaga, daj mi powiedzieć! Lilia, posłuchaj, to NIE JA!

- Sądziłam, że po tym wszystkim, co się stało, będziemy mogli żyć w zgodzie i przyjaźni. Ale teraz... teraz wiem, że to niemożliwe! – głos Baranowskiej załamał się. – Jeszcze nikt nie zrobił mi czegoś tak podłego! Nie chcę już nigdy więcej widzieć cię na oczy, nie chcę cię znać!

Yakov pomyślał, że gorzej już nie będzie, ale wtedy zerknął na arenę i na własne oczy ujrzał coś absolutnie wstrząsającego i nieprawdopodobnego:

Ivanek skoczył potrójnego flipa. Publiczność zareagowała rykiem zachwytu.

Potrójny flip – Feltsman pomyślał słabo. – Jak to? Dlaczego? Przecież... przecież Ivanek miał trenować potrójnego salchowa... nikt nie mówił niczego o potrójnym flipie! Jeszcze żaden dziesięciolatek nie pokazał aż tak trudnej ewolucji! Więc czemu...

Zaczął tracić władzę w nogach, ale zanim zdążył osunąć się na podłogę, ktoś zdzielił go w twarz.

To była Tatiana.

Najpierw spoliczkowała przybranego brata, a potem bez słowa wyrwała mu telefon i nacisnęła czerwoną słuchawkę, przerywając wywód rozgoryczonej Lilki. Te dwie czynności w zupełności wystarczyły, by Yakov obudził się z koszmarnego transu.

- Co ty robisz?! – ryknął. – Oddaj mi telefon! M-muszę zadzwonić do Lilii i wytłumaczyć jej...

- Nigdzie nie będziesz teraz dzwonił – ze spokojem oznajmiła Tatiana. – Teraz NIE jest czas na dzwonienie. Za chwilę twój uczeń jedzie swój program. NIE możesz mu się pokazać w takim stanie.

- TY NIE ROZUMIESZ! Muszę...

- NIE, Jasiu, niczego NIE musisz. Pomyśl. Lileczka nie jest głupia. Dowie się, że Ivanek jest uczniem Wronkova. Jak nie teraz, to później. Lileczka o wszystkim się dowie i uświadomi sobie, że naskoczyła na ciebie bez powodu. Wiem, że trudno ci nad sobą zapanować, ale ta sprawa NIE jest teraz ważna. Liczy się zakład.

Zakład? – Yakov zerknął na Ivanka. Dzieciak wykonał właśnie kombinację potrójnego toe loopa z podwójnym toe loopem. – O czym ona mówi? Przecież nie mamy absolutnie ŻADNYCH szans na wygranie Zakładu! Wronkov ukradł choreografię najzdolniejszej kobiety na świecie, a poza tym nauczył Ivanka CHOLERNEGO potrójnego flipa! Do diabła, zakład to już przegrana sprawa, więc chciałbym chociaż ocalić moją relację z byłą żoną!

Podjął próbę odebrania komórki, ale Tatiana cofnęła rękę.

- No dobra – wzdychając, pokręciła głową. – Skoro tak, nie pozostawiasz mi wyboru. Zrobię to po twojemu.

Po tych słowach zamachnęła się i z całej siły cisnęła telefonem o ścianę. Urządzenie roztrzaskało się na kawałki. Yakov był w tak wielkim szoku, że zapomniał przekląć. Nie powiedział ani słowa. Jednocześnie poczuł, jakby zniszczenie komórki była ostatecznym bodźcem, który sprowadził go na ziemię.

Wziął głęboki oddech i bardzo powoli przytaknął.

- Trzeba przyznać, że Reksiu nieźle to sobie wymyślił – Tatiana skierowała ponury wzrok na Wronkova. Łysy Dupek wpatrywał się w wychowanka z przyklejonym do gęby uśmieszkiem złośliwej satysfakcji. – Zawsze był dobry w atakach psychologicznych, ale tym razem przeszedł samego siebie! Musiał wiedzieć, że czymś takim wytrąci cię z równowagi. A poza tym, to takie symboliczne! No wiesz, w końcu to dzięki choreografii Lileczki mogliśmy skopać mu dupę w Grenoble. Pewnie pomyślał sobie coś w stylu: „odpłacę im się pięknym za nadobne! Zniszczę ich za pomocą tej samej broni, z której dostałem solidne manto!"

Lubicheva-McKenzie pokręciła głową, po czym dodała, jakby od niechcenia:

- Oczywiście nie powiedział o niczym Katyuszce, bo już by nie żył. To dla nas pewne pocieszenie, bo jak ona się o wszystkim dowie, to z pewnością przyrządzi z niego jajecznicę z boczkiem i skwarkami. Niewielkie, bo niewielkie, ale zawsze.

Yakov zaryzykował jeszcze jeden uspokajający oddech. Okej, chyba zrobiło mu się odrobinę lepiej. Za sprawą dochodzącej z areny muzyki wciąż miał gęsią skórkę, ale przynajmniej miał pewność, że lada moment nie grzmotnie głową o podłogę.

- Dobrze, że przynajmniej Vitya nie widział tego przejazdu – mruknął, przyciskając sobie dłoń do czoła.

Ledwo skończył to zdanie, a ujrzał zdyszanego Steve'a.

- Zgubiłem go – zajęczał Amerykanin.

- ŻE CO?! – krzyknęli jednocześnie Yakov i Tatiana.

- Uciekł mi! Na sekundę spojrzałem w drugą stronę i już go nie było! Chyba poszedł na trybuny...

Na trybuny? O KURWA!

We trójkę pobiegli w stronę lodowiska. Wypatrzenie Viktora i jego charakterystycznego srebrnego koczka nie zajęło dużo czasu. Chochlik siedział na schodkach na wysokości czwartego rzędu. Słuchawki zwisały mu po obu stronach szyi. Mała buzia opierała się na dłoniach, a niebieskie oczka śledziły występ Ivanka z takim wyrazem, jakby chodziło o średnio-interesujący film.

Feltsman był załamany.

Czemu ty NIGDY mnie nie słuchasz? – wysłał Viktorowi zrozpaczony telepatyczny przekaz. – Dlaczego nie możesz wykonać JEDNEGO prostego polecenia? Czemu nakładasz na samego siebie tak potworną presję? Kretynie, mógłbyś pojechać swój program na luzie, a zamiast tego pojedziesz ze świadomością, że twój rywal...

- Dał wspaniały występ! – krzyknął prezenter.

Yakov, Tatiana i Steve obrócili głowy. Muzyka przestała grać, a Ivanek kłaniał się zachwyconej publiczności.

XXX

- Ciociuuuuu? A kim jest ten brzydki pan, z którym rozmawia ten chłopiec?

Karolinka leżała na brzuchu na dywanie i lekko wymachując małymi stópkami, wpatrywała się w telewizor. Lilia przerwała nerwowe krążenie po pokoju i sama spojrzała w ekran. Musiała kilka razy zamrugać, by upewnić się, że nie ma przywidzeń.

Ivanek podjechał do bandy i właśnie ściskał się z największym rywalem Yakova. Nieopodal stał również uśmiechnięty od ucha do ucha Maks.

- Wronkov... - wydusiła z niedowierzaniem. – Chwileczkę, przecież... dlaczego ten dzieciak... czy on nie był...?

- WRÓCIŁAM! – głośno zaanonsowała Róża.

Młodsza z sióstr Baranowskich wkroczyła do salonu, niosąc w obu rękach torby z zakupami.

- Masakra – pożaliła się. – Chodzenie w sklepach w niedzielę to po prostu...

- Słuchaj, czy Ivan Levin jest teraz uczniem Wronkova? – ostrym tonem Lilia weszła jej w słowo.

Róża zamrugała ze zdziwieniem.

- Eee... z tego, co mi wiadomo... tak?

- Od kiedy?!

- Od kiedy? No wiesz, już tak chyba od... eee... z rok będzie, gdy do niego przeszedł? Czy jakoś tak?

- Więc teraz Wronkov go trenuje?

- Eee... tak, przed chwilą to ustaliłyśmy.

- Wronkov, nie Yakov?

- No pewnie, że wujek Yakov już nie trenuje tego śmierdziela! – rzuciła zniecierpliwiona Karolinka. – On ponoć dokuczał innemu chłopcu i wujek Yakov go wywalił. A ten jego brat to ponoć nagadał wujkowi Yakovowi takich rzeczy, że powinni go wsadzić do pierdla dla nieletnich! Ciocia, możesz się odsunąć? Zasłaniasz telewizor!

Chwiejąc się, Lilia opadła na fotel.

- Mój Boże – wyszeptała, zanurzając palce w swoich starannie zaczesanych włosach. – Co ja najlepszego zrobiłam? Jak mogłam zadzwonić do Yakova i powiedzieć, że go nienawidzę?

Torby wysunęły się z rąk Róży i opadły na podłogę.

- Do reszty zdurniałaś, głupia?! – matka Karolinki podbiegła do siostry i nieznacznie potrząsnęła ją za ramiona. – Nie dość, że Yakov założył się o wszystko i może stracić lodowisko, to jeszcze odwaliłaś mu taki nu...

Oczy młodszej z Baranowskich rozszerzyły się. Uświadomiwszy sobie, co właśnie wypaplała, Róża zatkała sobie dłonią usta. Lilia zerwała się na równe nogi.

- Że... CO?!

Róża próbowała ewakuować się do kuchni, jednak nie zdążyła, bo została gwałtownie złapana za kołnierz.

- Yakov założył się o wszystko? – drżącym głosem powtórzyła Lilia. - Może stracić lodowisko? Co to wszystko ma znaczyć? GADAJ!

- Dobrze już, DOBRZE! Wronkov potajemnie wykupił lodowisko Yakova i powiedział, że mu go nie odsprzeda, chyba, że Yakov skończy karierę. No i ostatecznie założyli się o to, kto jest lepszym trenerem. Jeśli Yakov wygra, dostanie lodowisko. Ale jeśli przegra to... to... na dobre skończy z trenowaniem.

Byłej żonie Feltsmana na moment odebrało mowę.

- Czy on oszalał? – Lilia wydusiła po chwili. – Dlaczego nic mi nie powiedział? Przecież mogłam mu pomóc! Mój Boże, a teraz powiedziałam mu... O matko, muszę szybko do niego zadzwonić i to wszystko odkręcić!

W rekordowym tempie wykręciła numer, ale wkrótce przekonała się, że już za późno, by cokolwiek odkręcać.

„Abonent jest niedostępny."

- A więc miałam rację – tępo wpatrując się w komórkę, wyszeptała Lilia. – Czułam, że coś się dzieje! Dziś rano miałam takie dziwne... A potem przyszła Tatiana i zaczęła mówić o tym, jak to koniecznie powinnam... O Boże, ona próbowała mi powiedzieć. Ale pewnie Yakov zabronił jej cokolwiek mówić, więc ugryzła się w język. Tobie też pewnie zabronił. No tak, to tak bardzo w jego stylu...

Z ust dawnej Primy Baleriny wyszedł sztuczny, naszpikowany cierpieniem śmiech.

- Czemu musi być takim egoistą? Dlaczego zawsze bierze wszystkie problemy na siebie? Przed rozwodem było dokładnie tak samo... On nie chce mojego wsparcia. Nigdy go nie chciał. Jak może tak się zachowywać? Nie wie, jakie to podłe? Rozumiem, że wstydził się prosić o pomoc, bo dopiero się rozwiedliśmy, ale... Gdyby poprosił, to... Przecież nie odmówiłabym, gdyby...

- Ciociu, a możesz użalać się nad sobą gdzie indziej? – rzuciła zirytowana Karolinka. – Ja tu próbuję oglądać zawody, a wy nie dość, że gadacie, to jeszcze Vićka zasłaniacie!

- Vićka? Jakiego Vićka?

Obie kobiety dopadły do telewizora.

- Och! – na widok srebrnowłosego chłopca, Róża przyłożyła sobie dłonie do policzków. – Czułam, że Yakov wystawi właśnie jego.

Lilia wytrzeszczyła oczy.

A więc Yakov postawił wszystko na tego chłopca? Mam nadzieję, że wie, co robi...

XXX

Słyszysz ten dźwięk, Feltsman? – myślał zachwycony Wronkov. – Pewnie nie sądziłeś, że Ivanek dostanie tak wielkie aplauz. To dźwięk zapowiadający moje rychłe zwycięstwo!

Ludzie nie przestawali klaskać. Słuchanie ich zachwyconych okrzyków było dla Alexeia muzyką piękniejszą niż Dziewiąta Symfonia Bethovena! To niesamowite, że cały jego plan przebiegł bez zakłóceń. Wszystko poszło dokładnie w tę stronę, w którą powinno!

Sędziowie w milczeniu przeglądali notesy. Każdy zapisał ze dwie strony uwag – Wronkov miał szczerą nadzieję, że pozytywnych. Bo niby dlaczego ktoś miałby przyczepić się do Ivanka? Wszak jego przejazd był samą doskonałością! Najlepszym pokazem, jaki dawało się zmieścić w trzech minutach. Po prostu coś wspaniałego!

Większość widzów obserwowało roześmianego Ivanka, który właśnie ściskał się z bratem, ale Wronkov nie spuszczał wzroku z rywala. Ten kretyn Feltsman był tak zdezorientowany, że nawet nie mógł się zdobyć na to, by porozmawiać z wychowankiem. To Lubicheva udzielała Nikiforovowi ostatnich wskazówek. Ha! Gdyby ktoś powiedział Alexeiowi, że przyjdzie dzień, w którym ta czarownica będzie musiała zastąpić przybranego brata... że to ONA z tej dwójki będzie musiała odegrać rolę opanowanego dorosłego! Ach, ach, ktoś powinien uwiecznić tę scenę na zdjęciu. Wronkov kupiłby z dwadzieścia egzemplarzy (do wszystkich dwudziestu posiadłości, które wybudował).

To był wspaniały pomysł, by zwinąć choreografię Baranowskiej! – Alexei skinął głową siedzącemu na trybunach baletmistrzowi. – Wiedziałem, że na KAŻDEGO można znaleźć haka. A gdy dowiedziałem się, że jej główny tancerz jest gejem, wiedziałem, że mam ten program w kieszeni. Wystarczyło troszeczkę postraszyć biedaka i poprosić o choreografię w zamian za dyskrecję. Kaszka z mleczkiem!

Ach, to takie wspaniałe, takie wręcz... epickie! Idealny odwet za Grenoble! Lepszego Alexei nie mógłby sobie wymarzyć. Dzisiaj wieczorem wróci do domu ze świadomością, że na dobre wygnał największego rywala z łyżwiarskiego światka. Kiedy Yakova Feltsmana już nie będzie, to on, Alexei Wronkov zostanie Królem Podwórka! Już nikt nie przeszkodzi mu w osiągnięciu absolutnego zwycięstwa!

Ani pozostająca w błogiej nieświadomości Lilia Baranowska.

Ani Lubicheva i jeden z jej dzikich programów.

Ani jakiś głupi srebrnowłosy gówniarz...

XXX

Mijały kolejne minuty, a Yakov wciąż nie miał pojęcia, co, u diabła, powinien powiedzieć. Wiedział, że jest w trakcie „kompletnego dawania dupy jako trener"... Wiedział, że tylko pogarsza sprawę, zostawiając wszystko Tatianie... Wiedział to wszystko, a mimo to nie mógł powstrzymać przerażającej myśli:

To wszystko na nic.

Nienawidził samego siebie za tę myśl. Nienawidził świadomości, że pozwolił jakiejś części siebie poddać się. Nienawidził faktu, że oszustwo Wronkova (bo inaczej nie dawało się nazwać kradzieży cudzej choreografii: perfidne oszustwo!) tak nim wstrząsnęło, że całkowicie stracił zimną krew.

Chciał wziąć się w garść i coś zrobić, ale bał się, że każda rada, którą powie, odbije mu się czkawką.

„Ivanek pokazał potrójnego flipa. Ty też musisz pokazać coś widowiskowego! Dwa razy skocz potrójnego salchowa. Zmień program!"

To byłaby katastrofa.

„Nie przejmuj się przejazdem Ivanka. Broń Boże nie zmieniaj programu!"

No tak, tylko że wtedy Vitya mógłby podjąć wyzwanie i tak czy siak zmienić program. Bo to Vitya – jak mu powiesz, że czegoś mu nie wolno, on na dziewięćdziesiąt procent zrobi na odwrót.

„Trzymaj się planu. Po prostu pojedź to, co zaplanowaliśmy!"

Scenariusz idealny. Gdyby tylko Vitya zechciał go zrealizować! Gdyby pojechał te elementy, które wspólnie wybrali, to istniałaby spora szansa, że monstrualna przewaga artystyczna przeważy nad monstrualną przewagą techniczną Ivanka. Gdyby Vitya pojechał „tak jak zawsze" i nie zepsuł żadnego skoku, mógłby wygrać.

Ach, rzecz w tym, że Yakov za dobrze znał Viktora... Za dobrze go znał i wiedział, że po zobaczeniu tego, co Vitya zobaczył, trzymanie się planu mieściło się już w sferze Marzeń Głupiego.

Yakov doskonale wiedział, że ten cwany chochlik coś planuje. Widział to w jego oczach! W tych zamyślonych niebieskich ślepkach, które wskazywały na to, że mądre słowa Tatiany wpadały do srebrnej główki tylko po to, by zniknąć gdzieś w odmętach ambitnego dziecięcego umysłu.

Cokolwiek Yakov powie, Vitya i tak zrobi po swojemu. Ach, byleby tylko zrobił po swojemu bez wywalenia się!

Ach, Boże! – w myślach, Feltsman zwrócił się do stwórcy. – Wiedz, że ani trochę ci nie ufam, a po tym wszystkim, co odwaliłeś, to nawet cię nie lubię, przeklęty chuju, ale słuchaj... Jeśli tam jesteś, spraw, by Vitya dobrze pojechał. Niech pojedzie program, z którego mógłby być zadowolony! Po prostu weź całe szczęście, które zgromadziłem w moim popapranym życiu i zużyj je na ten jeden przejazd! Kurwa, mogę do końca życia nie mieć szczęścia, mogę do końca życia potykać się o własne nogi, ale błagam...! Daj mi trochę fartu. Tylko dzisiaj. Na ten jeden, jedyny przejazd.

Tatiana dźgnęła przybranego brata łokciem w brzuch. Yakov uświadomił sobie, że Vitya jest już na lodzie i teraz stoi przy bandzie, wyraźnie na coś czekając. Feltsman podjął decyzję. Postanowił powiedzieć zdanie, które już raz przyniosło chochlikowi szczęście.

- Postaraj się nie wypierdolić.

Wiedział, że dokonał właściwego wyboru, gdy ujrzał lśniący w niebieskich oczach żar. Dzieciak uśmiechnął się i skinął głową. Wreszcie odepchnął się od bandy i odjechał.

Teraz wszystko w rękach Boga!

Yakov poczuł na przedramieniu uścisk dłoni Tatiany. Wymieniwszy krótkie spojrzenie, zawarli milczące porozumienie.

Cokolwiek się stanie, nie będziemy płakać!

- A teraz, kochani widzowie, zawodnik numer dwa! Viktor Nikiforov pojedzie dzisiaj do bardzo znanego przeboju w bardzo nietypowym wydaniu. Przygotujcie się na instrumentową wersję „Final Countdown" zespołu Europe. Choreografię zrobiła dawna kompanka Yakova Feltsmana, Tatiana Lubicheva-McKenzie!

Vitya zrobił ze dwa okrążenia wokół lodowiska, zanim wreszcie ustawił się na środku. W tym czasie jego wzrok zatrzymał się na kilku osobach: najpierw na siedzących na arenie dziewczynach, a potem na Ivanku. Yakov dałby bardzo wiele, by dowiedzieć się, co siedziało w srebrnej głowie tego małego uparciucha. Jednak nie miał za dużo czasu, by się nad tym zastanowić. Zabrzmiały pierwsze dźwięki muzyki i Vitya zaczął tańczyć.

Feltsman powoli wypuścił powietrze. Nawet nie pamiętał, w którym momencie wstrzymał oddech.

Początek programu dziwnie go uspokoił. Może była to kwestia tego, że instrumentalna wersja „Final Countdown" była naprawdę zarąbistym utworem? A może chodziło o to, że już w pierwszych sekundach dało się dostrzec niewyobrażalną przepaść między wrażliwością Ivanka i Viktora. Rzecz jasna, na korzyść tego drugiego.

Uff, będzie dobrze – powiedział sobie Yakov. – Przynajmniej mam pewność, że nie będzie powtórki z „Króla Lwa". Vitya jest skoncentrowany. Część artystyczna jest bez zarzutu. A nawet, jakby... wygląda to ciut lepiej niż zwykle?

Srebrnowłosy chłopczyk interpretował początek utworu dokładnie tak, jak powinien – jak samotny mały kosmita, krążący po opuszczonej planecie w poszukiwaniu nadziei. Wszystko w Viktorze – od błyszczącego fioletowego kostiumu, po skomplikowane, ale wykonywane zupełnie bez wysiłku gesty – sprawiało, że wierzyło się w opowiadaną historię. Chciało się myśleć, że naprawdę miała miejsce.

Widownia, tak głośna w trakcie występu Ivanka, teraz zachowywała całkowitą ciszę. Jednak nie była to oznaka nudy. Jakimś cudem Yakov wiedział, że ci wszyscy ludzie czują teraz dokładnie to samo, co on – że są zbyt oczarowani, by cokolwiek powiedzieć. Nawet sędziowie odłożyli długopisy i położyli dłonie na blatach, by nacieszyć się występem. Gonzales sprawiała wrażenie nienaturalnie zafascynowanej.

A potem muzyka się zmieniła. Tempo stało się szybsze – zabrzmiały pierwsze dźwięki trąbek, a Viktor przyśpieszył. To był również moment, w którym Yakov zauważył, że coś jest nie tak.

Jego pierwszym skokiem powinien być podwójny lutz. Nie będzie robił trzech obrotów. Nie musi aż tak się rozpędzać.

Nadzieja (tak zwana Matka Głupich) mówiła Feltsmanowi, że to po prostu chwilowy błąd. Vitya za bardzo się rozochocił, ale zaraz pewnie zwolni... na pewno tak będzie, prawda? Przecież musiało tak być!

Ale nie. Chochlik wcale nie zwalniał. Mało tego – nie utrzymywał nawet stałego tempa. Z każdą sekundą jechał szybciej. Aż w pewnym momencie przekroczył prędkość, której potrzebował do wykonania dwóch najtrudniejszych skoków – potrójnego toe loopa i potrójnego salchowa.

Wreszcie Yakov zaczął zrozumieć. Przypomniał coś sobie – koszmar, który wyśnił tamtej pamiętnej nocy po dzikiej popijawie na lodowisku. Koszmar, który teraz (zaraz!) mógł okazać się proroctwem.

- Yakov, a nauczyłbyś mnie potrójnego aksla?

Pięćdziesięciolatek zakrył dłonią usta.

Nie. On tego nie zrobi. NIE ośmieli się!

Potworne obrazy, które widział tamtej nocy. Uderzająca o lód srebrna główka. Trzask pękającej czaski. Morze krwi.

Nie ma takiej opcji... Bo niby czemu miałby coś takiego robić. Nawet nie ćwiczył tego na treningach!

A widziałeś, co robił poza treningami? – spytał podejrzliwy głosik. – Skąd wiesz, czy nie ćwiczył czegoś na boku?

Vitya w dalszym ciągu nie zwalniał.

- Jeszcze za szybko – szepnęła Tatiana. – O co mu...?

O Boże. A jeśli?! A jeśli jednak...?!

To byłby już szczyt wszystkiego. Gdyby Yakov miał ujrzeć swój koszmar na jawie... gdyby Viktor naprawdę miał skoczyć potrójnego aksla i zrobić sobie śmiertelną krzywdę?

A może fakt, że coś takiego wyśniłeś, był nieprzypadkowy? Może to było ostrzeżenie?

Chłopiec ustawił się bokiem, a jego zamiar stał się jasny. Szykował się do wyskoku przodem. Yakov zareagował odruchowo – złapał bandę obiema rękami, pochylił się i najgłośniej, jak mu na to pozwalało ściśnięte ze strachu gardło, wrzasnął:

- VITYA, NIEEEEE!

Za późno. Vitya podjął próbę wykonania potrójnego aksla. To nie mogło skończyć się dobrze...

 Notka autorki:

ZANIM MNIE ZABIJECIE, wiedzcie jedno - to opowiadanie będzie miało Happy End! Niedługo zrobi się miło, proszę państwa, ale do tego czasu, proszę jeszcze o odrobinę cierpliwości. 

Miałam wrzucić "Ostatni Program" później, ale zewsząd pojawiły się jęki, więc żem się złamała...

Rozdział Dwudziesty Pierwszy jest już prawie ukończony, acz ze względu na mój wyjazd za granicę, będziecie musieli poczekać na niego z tydzień. No, może 10 dni. Chyba, że będę miała wifi, wtedy szybciej.

Pokolorowaną wersję Vićka w kostiumie do "Final Countdown" dostaniecie wraz z kolejnym rozdziałem. 

Dzisiaj w nocy wylatuję, więc zakończę notkę tym krótkim oświadczeniem:

Jestem zdrowa, jestem wypoczęta i szykuję dla was dużo, dużo dobrego!  

Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia!

Kolejny rozdział - progres

Obrazek autorstwa Jmpl_Zashi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top