Rozdział 15


Po mieszkaniu pogrążonym w nocnej ciszy rozszedł się najpierw odgłos otwierania drzwi, a potem ich zamykanie z niezamierzonym zapewne trzaskiem. Po chwili dołączyły do tego kroki. Ciężkie stąpanie po lekko zarysowanej podłodze, od której odbijał się cichy stukot obcasów. Ustał on krótki moment później, najwyraźniej niewygodne obuwie zostało zdjęte i znalazło swoje miejsce w szafce w przedpokoju. 

- Jesteś dziś trochę później, mamo. Mam nadzieję, że wzięłaś taksówkę. - kobieta uniosła głowę, słysząc głos syna, który zatroskany patrzył na nią, oparty o framugę drzwi. 

Blondyn odziany w piżamę przecierał oczy, mimo to badając uważnie wzrokiem swoją rodzicielkę. Kobietę niezwykle zmęczoną, do tego zdecydowanie zatroskaną. W głębi serca czuł, że zdarzyło się coś, co nie powinno mieć miejsca. A może i działo się od dawna, tyle, że on nie zauważył tego, stale jedynie mijając się z matką. 

- Miałam sporo pracy, ostatnio ogólnie jest jej wiele. Ann już śpi? - zapytała, odkładając na komodę pęk kluczy. 

- Tak, Ann śpi już od dawna. O dziwo dzisiaj był z niej aniołek przy kładzeniu spać. - mruknął, otulając się bardziej kocem. Mimo letniej pory roku, akurat tej nocy było chłodno. Wydawało mu się, jakby zbierało się na burzę. - I cóż, sporo pracy? Sporo pracy masz już od dłuższego czasu. Nawet w tych najlepszych dla firmy okresach nie wychodziłaś tak wcześnie i nie wracałaś tak późno. 

- Nie jest to niestety zależne ode mnie. Nawet jeśli bardzo chciałabym trochę pobyć z wami i po prostu odpocząć. - wyznała, gasząc światło. 

Następnie pokierowała się do kuchni, którą po chwili również otulił nieco żółty, ciepły blask. Dominik rzecz jasna podążył za nią niczym cień, siadając przy stole, podczas gdy kobieta parzyła sobie ziółka na uspokojenie. 

- Co się dzieje, mamo? - zapytał w końcu, uznając, że nie może dłużej udawać ślepego wobec chronicznego zmęczenia swojej rodzicielki. - Tylko proszę, szczerze. Wiesz dobrze, że nie jestem już dzieckiem. 

Na te słowa kobieta na chwilę zaprzestała czynności. I to nie przez fakt, że dopiero teraz doszło do niej, że jej dziecko jest już dorosłe, ale dlatego, że zdała sobie sprawę z tego, że nie może dłużej ukrywać prawdy. Nie wystarczy uśmiechnąć się i powiedzieć, że wszystko dobrze, tak, jak w przypadku Ann. Dojrzałe osoby potrafią już lepiej pojąć człowieka i jego uczucia, szczególnie te skrywane w środku. Kłamstwo stawało się znacznie trudniejsze. 

- Nie idzie mi ostatnio w pracy. - przyznała w końcu cicho, nastawiając w czajniku wodę. - Choć ciężko powiedzieć, że nie idzie konkretnie mi. Nikomu wydaje się nie iść. Mamy mocny kryzys, możliwe, że firma splajtuje. Wszyscy robią, co mogą, ale to jedynie szereg bezpłatnych nadgodzin. I tak brakuje już powoli pieniędzy dla pracowników na ich normalne wypłaty. Wszystko się sypie. 

Dominik słuchał jej z uwagą, nie przytakując jednak tak, jak zazwyczaj podczas ich rozmów. Był absolutnie skupiony, ale i lekko zszokowany. Fakt faktem, że ostatnio było nieco biedniej, ale nie myślał, że jest aż tak źle. Przyzwyczaił się on już do myśli, że ich sytuacja jest stabilna. Miał sporo swoich zajęć i problemów, przez co nawet przez chwilę przez myśl nie przeszło mu, że jego matka może stracić pracę, do jakiej chodzi niezmiennie już od lat. 

- Jestem pewien, że to jedynie przejściowe. - mruknął, chcąc uspokoić zarówno ją, jak i siebie. 

Ale przecież jaką moc miały jego słowa? Na dobrą sprawę nie wiedział nawet jak to dokładnie wygląda. Czy to faktycznie przejściowy kryzys, czy może początek końca. Albo ostatni półmetek decydujący powolnie o zamknięciu interesu. 

- Wątpię. Szef jeszcze nie powiedział nic otwarcie, ale chodzą słuchy, że zamierza nieco uszczuplić nasz zespół. Podobno ma być to aż pięćdziesiąt procent. Niektórzy mówią również, że potem część osób będzie mogła wrócić do pracy, ale skoro zwalnia aż połowę, to jak źle musi być? To nie jest drobny dołek po którym można normalnie się podnieść. - lekko drżącą ze zmęczenia ręką wrzuciła do kubka jedną saszetkę herbaty. - Podejrzewam, że mogę być wśród ludzi, którzy zostaną zwolnienie. W końcu nie pełnię aż tak ważnej funkcji, a szef zostawi zapewne jedynie tych najlepszych, bez których serce firmy nie może bić. Na pewno nie ma dla mnie miejsca w tej elicie. 

- Nie mów tak, jeszcze nie straciłaś pracy. - oburzył się od razu. - Jestem pewien, że jeśli już kogoś zostawią, to na pewno ciebie. Będzie już siedem lat, jak tam pracujesz. To sporo. Powinni szanować swoich pracowników z długoletnim stażem. Poza tym, nawet jeśli nawet cię zwolnią, to przecież masz wykształcenie. Z dobrymi studiami na pewno znajdziesz jakąś godną pracę. Kto wie, może i nawet będziesz zarabiała lepiej, ale mniej się przemęczała? Brzmi dobrze, prawda?

- To nie jest takie proste, Dominik. - westchnęła ciężko. Miała wrażenie, jakby obecnie tłumaczyła coś dziecku. Wiedziała jednak, że jej syn zachowuje się tak nie przez brak dojrzałości, a strach. Strach przed tym, co może być. Wypierał to z siebie. Fakt faktem, że był dorosły, więc w razie czego sobie poradzi, ale praktycznie zawsze stawiał rodzinę na pierwszym miejscu. Zapewne byłby gotów rwać sobie włosy z głowy w obawie o dalszy los jej i Ann. - Nawet jeśli mam wykształcenie, to nie oznacza to, że ktoś zechce mnie zatrudnić. Że będą miejsca dla kogoś takiego. Gdy robiłam te papiery, rynek pracy był zupełnie inny. Ponadto studiowałam lata temu i przez ten czas ani razu nie udało mi się pracować w zawodzie. To nie będzie wyglądało dobrze w CV. 

- No ale... Ale... - mruknął, jakby szukając odpowiednich słów. Byłby gotów się modlić, aby je odnaleźć. Aby znaleźć jakieś pocieszenie dla mamy, która już i tak nosiła wiele na swoich barkach. - Przecież nie może być tak źle. Jestem pewien, że nawet jakbyś przez chwilę miała być bez pracy, to i tak byśmy sobie poradzili. Przecież zawsze dawaliśmy sobie radę, pamiętasz? I gdy tylko ja byłem z tobą, i wtedy, gdy pojawiła się Ann. Gdy byliśmy z ojcem i bez niego. Gdy się od niego wyprowadzałaś, to mówiłaś mi, że będzie tylko lepiej. Pamiętasz? Cały czas trzymam cię za słowo. 

- Gdy wyprowadzaliśmy się od waszego ojca, to czułam się silna. Miałam pod opieką dwójkę dzieci, jedno bardzo młode, a drugie musiałam jeszcze nosić na rękach. Ale w końcu odeszłam od tego tyrana i wtedy sądziłam, że nic już nie może mnie powstrzymać. Przerwałam pasmo kolejnych porażek i upokorzeń. Jednak wtedy w dużej mierze nie wiedziałam, co oznacza życie jako samotna matka. Że niewielu się udaje i większość zostaje w życiu polegającym na ciągłej walce o przetrwanie dla siebie i swojej rodziny. - zalała torebkę ziół wrzątkiem. Piła je zawsze po pracy. Uspokajały ją i koiły zszargane nerwy. Nie chciała stać się przez stres bardziej oziębła w stosunku do swoich dzieci, szczególnie młodszego. - Nie zrozum mnie przy tym źle, Dominik. Nigdy, przenigdy nie zostawiłabym was u ojca czy nie oddała komuś na ''przechowanie''. A już na pewno nigdy nie zrezygnowałabym z bycia matką. To na dobrą sprawę wy cały czas trzymacie mnie przy życiu. Ale czasem myślę o przeszłości i czuję żal, że skazałam na taki los dwójkę dzieci. Że dałam im biedny dom i brak mojego czasu. Czasem po prostu chciałabym cofnąć się w przeszłość i zrobić wszystko inaczej, żebyście mieli lepsze życie. 

Jej warga przy ostatnim zdaniu wydawała się lekko zadrżeć, jakby w obawie przed uświadomieniem sobie sensu tych słów. Wydawało się, jakby dopiero wypowiedzenie na głos swoich wieloletnich myśli i obaw było wstrząsające i jednocześnie otrzeźwiające. Pokazujące jej, że tak naprawdę wiele jej starań i cierpień i tak nie zapewniło jej dzieciom Nibylandii, o jakiej dla nich marzyła. 

Dominik tymczasem wstał ostrożnie z krzesła i podszedł do kobiety, czując, że przeszedł na niego jej ból i niema rozpacz. Cierpienie spowodowane tym, że nigdy nie mogła pokazać swoim dzieciom świata w sposób, jaki sobie wyobrażała. Mimo wszystko on nigdy nie myślał o niej w ten sposób. Nie myślał o tym, że ta nie podołała rodzicielstwu. Wręcz przeciwnie. Gdyby miał wybrać silną kobietę ze swojego najbliższego otoczenia, zdecydowanie byłaby to matka. 

- Przecież wiesz, że jesteś cudowną mamą. Fakt, mamy mało pieniędzy, ale nie martw się. Damy sobie radę. Przecież zawsze dawaliśmy, prawda? - uśmiechnął się pocieszająco, kładąc dłonie na jej drobnych ramionach. Wydawała się trochę schudnąć przez ostatni czas. 

- Wiem, Dominik. Wiem. Ale boję się o Ann. W końcu sąd może ją odebrać i dać waszemu ojcu, wystarczy im słaba sytuacja finansowa. Nie będą patrzeć na jej dobro, a na stan konta obu rodziców. Nawet nie wiesz, jak potwornie niesprawiedliwie się z tym czuję. Nie mogę przeżyć myśli, że ona mogłaby mieszać z nim. - wyznała, przełykając ciężko ślinę. 

Obaj nie mogli sobie tego wyobrazić. Choć Dominik wiedział, że dla matki byłoby to bardziej dotkliwe. W końcu, jak sama przyznała, walczyła dla nich. Co zrobiłaby, gdyby jej córka miała spędzić następne lata życia u rodzica, przed którym ta zawzięcie ją broniła? Cały trud dobrego wychowania poszedłby na marne, ale przede wszystkim dominowałaby okropna tęsknota za córką. Tęsknota i strach, paraliżujące uczucie niepokoju. 

- Nie myśl o tym teraz, dobrze? Najlepiej idź już spać, jutro pomyślimy co zrobić. - wyznał, obejmując ją, bo czuł, że tego potrzebowała. 

I on też potrzebował, aby jakoś pozbierać się po świeżo zdobytych informacjach. Musiał coś wymyśleć, jakoś działać. Wiedział, że nie jest już bezradnym dzieckiem, które może jedynie płakać w kącie i modlić się o lepsze jutro, bo ktoś kiedyś powiedział mu, że Bóg spełnia życzenia, jeśli mu się je powie. I był wielce zawiedziony, gdy dowiedział się, że wcale tak nie jest. Obecnie wiedział już, że jedyną rzeczą, która spełnia życzenia, jest ciężka praca. Praca, którą musi sobie znaleźć, aby pomóc matce. Najprostsze rozwiązanie, które jednak będzie jedną z najtrudniejszych rzeczy, jaką przyjdzie mu w jego młodym życiu zrealizować. 


Witam moje jelonki! Pierwsza część rekompensaty z uwagi na moją nieobecność :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top