Rozdział 11


W studiu tatuażu było tego dnia pusto. Był to jeden z niewielu takich momentów w ostatnim czasie, co zarówno cieszyło Nathaniela, jak i frustrowało. Przez większość czasu nie gardził wolną chwilą w ciągu dnia, jednak zbyt wiele wolnego było nużące. Chodził on wtedy po studiu i poprawiał obrazki wiszące na ścianach, sprzątał, lub przepatrywał zapasy tuszu, środków do dezynfekcji bądź papierowych ręczników. Trochę również szkicował, jednak to wszystko nudziło mu się w momencie, gdy zamiast tego mógłby tatuować. 

- Dzień dobry. - usłyszał wypowiedziane znanym głosem przywitanie, przez co oderwał się od układania w szafce buteleczek z różnymi specyfikami i zwrócił wzrok w stronę drzwi.

- Dzień dobry. - uśmiechnął się, prostując z delikatnym strzykiem w kościach. Zasiedział się wczoraj przy nocnym rysowaniu. - Co cię tutaj sprowadza tym razem? Mogłeś zaczepić mnie na uczelni, jeśli już coś chciałeś. 

Mówiąc to, oparł się o blat recepcji, mierząc wzrokiem znajomego chłopaka. Zaakceptował już fakt, że Dominik najwyraźniej miał być nieodłączną częścią jego życia. Przynajmniej w najbliższym czasie. 

- Na uczelni jest tłok, mało przerw i hałas. Do tego wielkimi krokami zbliża się koniec roku. Nie chciałem w takim okresie zaczepiać cię w miejscu nauki. Z resztą, nie czas na to, skoro i tak zdecydowałem się przyjść do ciebie tutaj. Nie przeszkadzam? Zapewne masz sporo klientów. - wymruczał, szukając czegoś w torbie, którą zawsze nosił na ramieniu. 

- Nie, nie przeszkadzasz. Na szczęście teraz akurat mam całkiem mało klienteli. - mruknął i oparł głowę na dłoni, po chwili spoglądając na to, co Dominik wyłożył na blat recepcji. - Co to?

- Kiedy gadaliśmy na poprawce tatuażu, to mówiłeś, że lubisz. - mruknął wyjmując z reklamówki pudełko sushi. - No a że do tego jesteś głodny w pracy, to uznałem, że to będzie najlepszego, co mogę ci przynieść. 

- Och, wow... - brunet spojrzał to na jedzenie, to na swojego kolegę z roku, który niezwykle zadowolony stał naprzeciw niego. - Z jakiej to okazji? 

- Chciałem ci podziękować. - mruknął, na powrót zapinając klapę torby. 

- Podziękować? Niby za co? - zgarnął z blatu jedzenie, po czym udał się do pomieszczenia dla personelu. - Chodź, zjemy razem. Sporo tego przyniosłeś, sam nie dam rady. 

- No bo w ostatnim czasie w sumie sporo dla mnie zrobiłeś. Najpierw tatuaż, potem jego poprawka, a jeszcze potem ta rozmowa na imprezie. To było miłe i uznałem, że chcę ci się jakoś odwdzięczyć. - wyjaśnił na jego pytanie. 

- Moim zdaniem to nie jest coś, za co można się odwdzięczać. Najpierw zrobiłem ci tatuaż, bo to moja praca. W sumie jego poprawka też wchodziła w zakres moich zawodowych obowiązków. A jeśli o imprezę chodzi, no cóż. Nie mam w zwyczaju ignorowania trosk osób, które znam. Nawet jeśli zbytnio za nimi nie przepadam. - podczas wypowiadania tych słów wszedł do środka małego pomieszczenia, zapalając w nim bladą jarzeniówkę. 

Po pokoju rozeszła się chłodna, biała poświata, która otuliła swoim blaskiem postarzałe meble. Było to to samo pomieszczenie, w którym Nathaniel doprowadzał swój wygląd do porządku, jaki lubił. A jako, że był to kącik dla personelu, to walało się tu trochę osobistych drobiazgów pracowników. Szczególnie zajęty był mały stolik w rogu, z którego Nathaniel ściągnął klamoty, odkładając je na komodę. 

- Zapraszam do stołu. - rzekł, odsuwając Dominikowi krzesło w uroczystym geście. 

- Nie powiem, przytulnie tu macie. - blondyn wzdrygnął się lekko, siadając na drewnianym siedzisku, które jego towarzysz mu tak wspaniałomyślnie odsunął. 

Pomieszczenie przypominało mu trochę to z horrorów, szczególnie z uwagi na oświetlenie i staroć niektórych mebli. Atmosfera bardzo różniła się od tej panującej w eleganckiej części studia dostępnej dla wszystkich klientów. 

- No nie? Szef urządzał. Widać, że bardzo kocha swoich pracowników. - parsknął, siadając przy dwudziestolatku. - No cóż, smacznego. I dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony, że zechciało ci się mnie dokarmiać. 

- Skoro sam się nie dokarmiasz, to ktoś to musi robić, no nie? - mruknął blondyn, zgarniając jedną z trzech par pałeczek, bo wziął zestaw dla trzech osób. Może faktycznie nieco przesadził z ilością? 

- Pff, nikt nie musi. Jestem samowystarczalny. A jedzenie to drobiazg. - machnął na to ręką, po czym wziął się za sushi, rozpakowując ówcześnie pałeczki. To, co jednak z nimi zrobił, lekko zdziwiło Dominika. 

- Nie umiesz używać pałeczek? - zapytał, widząc, jak brunet na jeden z przedmiotów nabija sushi, zamiast łapać tak, jak to robili Japończycy. Blondyn był przeświadczony, że skoro tatuator lubi sushi, to pałeczkami posługuje się tak dobrze, jak mało kto. 

- Nie, jakoś nigdy nie miałem dobrej okazji się nauczyć. - wzruszył ramionami. 

- To nie jest nic trudnego. - student uśmiechnął się, po czym wciąż rozbawiony przysunął się do Nathaniela i pokazał mu, jak powinno się trzymać pałeczki. 

Co prawda nie wyszło za pierwszym razem, ale kilka kolejnych prób przyniosło już lepszy efekt. Wyglądało na to, że wbrew pozorom Nathaniel jest dobrym uczniem, który szybko łapał. Aż dziwne, że nikt nie nauczył go tego wcześniej. 

- Niewygodne to. - mruknął, gdy w końcu się nauczył. Wzruszył przy tym ponownie ramionami i kolejny kawałek sushi również nabił na pałeczkę, zamiast go nią wziąć. 

- Człowieku, co z tobą nie tak... - westchnął ciężko Dominik. Przecież nabijanie sushi było bardziej problematyczne przy jedzeniu. 

- Ale szo? - mruknął z pełnymi ustami, zerkając w niezrozumieniu na swojego towarzysza. 

- Nic, nic. Jedz, musisz mieć siłę jutro wstać do pracy. - westchnął, również biorąc się za jedzenie, tyle, że tak, jak wypadało. 

- Jutro nie idę do pracy. - mruknął, połykając w końcu to, co miał w buzi. 

- Jak to nie? Z tego co widziałem, studio jest otwarte również w niedzielę. 

- Akurat niedziele mam wolne, chodzę wtedy do kościoła. - wyjaśnił, oblizując pałeczkę z sosu sojowego. Po tym spojrzał na blondyna, który był ewidentnie zszokowany jego wyznaniem. - No co? Nie można iść do kościoła ten jeden dzień w tygodniu? 

- Nie, nie, nie o to chodzi. - prędko pokręcił głową, po tym dodając: - Po prostu nie spodziewałem się tego po tobie. Raczej nie wyglądasz jak ktoś, kto odwiedza takie miejsca...

- No widzisz? Pozory mylą. - spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. - Aczkolwiek wbrew powszechnej opinii kościół to całkiem fajne miejsce, relaksuję się tam. 

- Zawsze mi się wydawało, że odpoczynek to ostatnia rzecz, jaka się tam odbywa. 

- Nigdy nie byłeś w kościele? - zapytał, nie kryjąc zdziwienia tym faktem. 

- Jakoś nigdy się nie złożyło. - Dominik podrapał się lekko zakłopotany po karku. 

Chłopak nigdy nie miał okazji odwiedzić tego miejsca, ponieważ jego dzieciństwo nie należało do najlepszych. Nigdy nie istniało u niego pojęcie wspólnego, niedzielnego wypadu do kościoła, jaki praktykowało naprawdę sporo rodzin. Zbyt szybko został sam z matką, która mimo, że już wolna od ojca, nie była wierząca i przez to nie zaznajomiła go z kościołem. 

-No cóż, w takim razie musisz kiedyś nadrobić. To nie dla każdego, sporo osób zapewne nudzi się podczas takich spotkań i ma ważniejsze rzeczy do roboty, ale kto wie. Być może tobie się spodoba. Przynajmniej dla mnie jest to bardzo miły element tygodnia. Przez te dwie godziny jakoś potrafię wyłączyć wszystkie myśli. -mruknął, lekko sepleniąc przez sushi, jakim się zajadał. Wyglądało na to, że tym razem również średnio cokolwiek jadł w trakcie pracy. -To serio miłe miejsce. 

- A może... -mruknął dość niepewny swojej prośby Dominik. - Może mógłbym się tam wybrać jutro z tobą? Mam wolną niedzielę, a nie znam nikogo innego, kto tam chadza. 

Na tą osobliwe pytanie Nathaniel zmierzył go przenikliwie spojrzeniem, zastanawiając się przez krótką chwilę nad tylko sobie znanym zagadnieniem. Blondyn tymczasem czekał z niemą niepewnością, domyślając się jednak jaką decyzję podejmie jego towarzysz. 

- Niech będzie. - rzekł w końcu Nathaniel. - Ale masz się nie spóźnić, jasne? Ostrzegam, że nabożeństwo zaczyna się dość wcześnie. 

- Nie zaśpię! -przyrzekł z tak typowym dla siebie entuzjazmem. - Ale ten... No... Mogę w końcu twój numer telefonu? Skoro mamy się spotkać, to w razie czego wolałbym mieć do ciebie kontakt. 

- Niech ci będzie. - westchnął ciężko i wyświetlił na telefonie swój numer, po czym podał urządzenie Dominikowi. - Swoją drogą przerażające, że masz już mój numer. A tak bardzo przyrzekłem sobie go bronić bez względu na wszystko. 

- Oj już nie przesadzaj. - dwudziestolatek wywrócił teatralnie wręcz oczami. - To tylko numer telefonu. Mogę cię co najwyżej napastować zdumiewającą ilością SMS-ów. 

- Tylko spróbuj. - rzekł nienawistnie, piorunując go groźnym spojrzeniem różowych oczu. I w tym momencie Dominik znów pożałował, że nie mają one obecnie swojej naturalnej, przyjemnej barwy. 

- No już, już. Na żartach się nie znasz? - westchnął ciężko, oddając mu telefon, gdy już zapisał numer tatuażysty. - Odezwę się do ciebie potem. 

- Koniecznie, najlepiej jeszcze przed wieczorem. Co prawda siedzę zazwyczaj całą noc, jednak już wcześniej wolałbym dogadać z tobą szczegóły spotkania. Będę się wtedy czuł spokojniejszy. 

- Widać po tobie, że zazwyczaj siedzisz całą noc. 

- Jeszcze jeden taki przytyk do mojego wyglądu bądź stylu życia i pożałujesz. 

- Och nie, to straszne. - udał, że faktycznie się boi, mimo, że ledwie powstrzymywał śmiech. 

-Pff, idiota. -brunet nie gniewał się długo, pozwalając sobie lekko szturchnąć w bok rozbawionego blondyna.

Obaj byli w dobrych humorach. Tu, na tyle salonu tatuażu, nie ograniczyli się w sposób, jaki znali z uczelni. I wbrew początkowemu nastawieniu Nathaniela do tej znajomości, chyba udało im się złapać drobną nić porozumienia. Były to póki co jedynie te drobne, nieśmiałe sygnały, które zwiastowały jednak coś naprawdę trwałego i udanego. Bez względu na charakter w jakim zostanie ich relacja, ta drobna iskra już na początku nie pozwalała im na obojętność i myślenie, że stopniowe zacieśnianie się tej znajomości jest jeszcze odwracalne. 

- Szamaj i zmykaj, za kwadrans mam klientów. - mruknął Nathaniel, ponownie oblizując pałeczki z sosu. 


Witam moje jelonki. Ostatnie rozdziały są niezbyt treściwe, nie obfitują w szczegóły i zdecydowanie nie są rozdziałami akcji. Ale w sumie lubię je pisać. Rozmowa między głównymi bohaterami romansu to rzecz, która najbardziej mnie ekscytuje. Nie ważne, czy to rozważania o prawdzie życiowej, czy może debata, który rodzaj sera jest lepszy. Choć mimo wszystko wolę to pierwsze. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top