Nie umieraj!

(Z perspektywy Fudou)

Właśnie wracałem z komisariatu Policji. Byłem zeznać na ojca, Hannah, która była już w domu. Mam nadzieję, że szybko go posadzą w więzieniu. Należy mu się, dochodziłem do domu wszedłem, rozebrałem wyjściowe ubrania i poszedłem do pokoju. Wiedziałem, że do ojca Hannah mają dzwonić w tej sprawie, aby zjawił się na Komisariacie. Biedna Hannah.

(Z perspektywy Hannah)

Mamy nie było w domu. Uslyszałam telefon od ojca na dole i rozmowę z nim między kimś. Po zakończeniu rozmowy, usłyszałam kroki na górę, a następnie otwieranie mojego pokoju. W drzwiach stał, wściekły ojciec. Już wiedziałam po co przyszedł...
-Po co przyszedłeś? Nie rozumiesz, że mam cie dosyć!
-Dobrze wiesz po co przyszedłem, nie udawaj głupiej- odparł.
-Co ja ci takiego zrobiłam? Znowu mnie za coś karzesz? Za co?
- Myślisz, że przez to, że powiedziałaś wszystko Policji to nie unikniesz kary!? - powiedział wściekły.
-Tato jakiej Policji? O czym Ty mówisz?! Jak ja cały czas siedzę w domu... Uwierz mi i nie rób mi tego, znowu... Błagam! Tato! Wszystko tylko nie to!
-Dobra koniec tego dobrego! Myślisz, że będziesz z mnie robić debila? -powiedział, ściągając mi spodnie.
Zaczął bawić się mną jak zabawką, za każdy krzyk dostawałam od niego z pięści gdzie popadnie.
-Tato! Błagam!
Krzyczałam przez łzy, niestety znowu dostałam z pięści tym razem w twarz. Nie bolało mnie bicie... Tylko to co z mną robi i jak mnie traktuje... Przecież to mój własny ojciec. Jak skończył się mną zabawiać, napisałam do Fudou co się wydarzyło oraz, że będę trochę później, bo muszę ogarnąć siniaki i rany.

(Z perspektywy Fudou)

Gdy usłyszałem co się stało, ubrałem się i napisałem sms'a do Sakumy jakie tabsy oraz tam gdzie zawsze. Zamknąłem drzwi i pobiegłem w dane miejsce. Czekałem na Sakume z 30 minut.
-Jesteś, jak zwykle spóźniony...
-Stary trudno jest takie coś skołować, a i dużo interesów- odparł.
-Po ilu tabletkach się umiera?
- Po 6 , a jeśli chcesz, żeby najpierw cierpiał to daj 4-dodał
-Czyli, szybka śmierć po 6, a wolna po 4? Spoko zapamiętam. A ile jest w opakowaniu?
-12 , więc powinno ci wystarczyć- odparł dumnie.
-Tak, powinno. Tu masz tą stówę, dzięki za tabsy. Widzimy się na treningu. Elo.
-Pa - pożegnał się.
Każdy z nas poszedł w swoją stronę. Wróciłem do domu. Długo nad tym myślałem, czy nie otruć ojca Hannah. W końcu to moja wina. Połknąłem 4 tabletki od Sakumy i popiłem wodą, resztę schowałem do szuflady.
Akurat przyszła Hannah. Wpuściłem ją, rozebrała się i weszła z mną do pokoju. Wyglądała jak 7 nieszczęść. To wszystko moja wina. Zrobiłem jej herbatę, postawiłem na stoliku i usiadłem obok, chyba tabletki zaczynają działać, czuje się coraz gorzej. Mam zimne poty i boli mnie serce na dodatek, źle mi się oddycha.
-Fudou okej? -spytała
-Tak Hannah
Ledwo wydusiłem. Położyłem się i już nie potrafiłem wstać, dalej udawałem, że jest okej.

(Z perspektywy Hannah)

Widziałam po Fudou, że jest coś nie tak. Leżał bez życia. Jego oczy nie błyszczały, a usta nie uśmiechały się. Spojrzałam na niego jeszcze raz, nie pewnie zadając to pytanie.
-Fudou? Co ci jest? Ślepa nie jestem.
-Jest okej - odparł dysząc.
- Nie, nie jest okej... Jesteś cały blady!
-Zdaje Ci się... Pamiętaj, co by się nie działo kocham Cię mocno. -złapał mnie za rękę.
-Fudou! Wzywam karetkę jesteś w opłakanym stanie!!
-Nie rób tego! Daj mi odejść... To moja wina.. To ja poszedłem na policję... Chciałem dla Ciebie dobrze... A wyszło jak zawsze. Nie zasługuje by żyć..-odparł.
-Nie Fudou za bardzo Cię kocham, żeby Cię stracić!!!-wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam ze łzami w oczach. Spojrzałam na Fudou, sprawdziłam mu puls. Stanęło mu serce, szybko wytaszczyłam go z domu na dwór i zaczęłam reanimować. Mam nadzieję, że świeże powietrze pomoże... Reanimuje już 10 minut i nic... Gdzie ta karetka cholerna!... Moje łzy kapały na niego...

Ciąg dalszy nastąpi?
Adik. Karolak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top