55. I obiecuje, że cię nie opuszcze, aż do śmierci cz.4
(Z perspektywy Shirou)
Stałem cały czas przy wszystkich raz spoglądając na Ayano a raz na Wakane. W końcu popatrzyłem na Fudou od którego, aż szło wyczuć złość. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć on poszedł w stronę Hayato z rurką metalową w ręce.
-Teraz zatańczysz tak jak ja ci zagram.- Warknął Fudou.
-Świetnie kolejny dzieciak do wybicia.- zaśmiał się Hayato, czekając ze swoim mieczem.
-Fudou zawracaj- krzyknął rudowłosy.
-Nie mam zamiaru mu popuścić.- odpowiedział chłopak idąc dalej w stronę Hayato.
-A więc zginiesz jako kolejna osoba tutaj.- zaśmiał się mężczyzna, po czym ruszył w stronę Fudou z mieczem w ręce.
-Nie mam zamiaru dupku!- odkrzyknął Fudou i sam w jego stronę zaczął biec.
W jednym momencie usłyszeliśmy zderzenie się metali. Hayato i Fudou zderzyli się swoimi broniami jakie posiadali. Ani jeden ani drugi nie odpuszczał, a ich ruchy rąk były szybkie przez co sam czasami nie nadążałem za ich ciosami oraz parowaniem ataków. Jedynie co słyszałem to głuche uderzenie metalu za każdym razem.
W pewnym momencie oboje stali w bezruchu. Hayato trzymał na wprost swój miecz, a Fudou rurę w ręce na dole. Nie wiedząc co się stało, zacząłem tam podchodzić powoli.
-Zaraz cię przebije jak donuta- uśmiechnął się Hayato, trzymając wbity miecz w podbrzusze Fudou.
-Powodzenia życzę- uśmiechnął się Fudou z kpiną.
-Sam się o to prosisz!- krzyknął wściekły mężczyzna, po czym mocno pchnął.
-I co?- uśmiechnął się Fudou dalej z kpiącym uśmiechem.
-Czemu nie idzie tego ci wbić dalej?!- zaczął drzeć się Hayato.
-Napiąłem mięśnie w tym miejscu tak, że nie dasz rady nic zrobić- wzrok Fudou wylądował na Hayato.
-To fizycznie nie możliwe?!- Hayato otworzył, aż szeroko oczy.
-Dużo ćwiczyłem na siłowni i może nie, ale nie ja pisałem te lore. A teraz przepraszam- powiedział chłopak po czym przyjebał Hayato z rury w szyję.
-Chciałem mocniej.- dodał i wyciągnął sobie miecz wracając szybko do nas.
-Uciekajmy stąd- mruknął mój brat i wziął na plecy Tsunami'ego.
-I to jak najszybciej- dodałem i szybko poszedłem w stronę wyjścia z pomieszczenia razem z resztą.
-Wy! Małe! Gnojki!- krzyknął podnoszący się Hayato.
-Nie no nie mówcie, że to robokop- mruknął Fudou, trzymając Wakane na plecach.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć usłyszeliśmy głuchy strzał w naszym kierunku, po czym tylko widziałem upadającą Ayano na ziemię przed sobą.
-Ayano!- krzyknąłem zaraz kucając przy niej.
-Pokochałeś mnie mimo, że na początku byłam zła..- szeptnęła dziewczyna do mnie.
-Nie Ayano, nie jesteś zła. To tamten dupek jest zły. Nigdy nie byłaś i nie będziesz.- łzy zebrały mi się do oczu.
-Kochałbyś mnie dalej nawet jak byłabyn kamieniem?- spytała szeptem, zamykając oczy powoli.
-Co to za pytanie.. Zawsze bym cię kochał, zakochałem się w tobie..- złapałem ją za rękę.
-Trzymam za słowo..- wyszeptała a jej oczy zamknęły się.
-Ayano? Ayano!- szybko sprawdziłem puls, którego nie było a rana krwawiła na wylot.
Wstałem z ziemi i rzuciłem w Hayato rurą jaką miał wcześniej Fudou. Po czym zacząłem krzyczeć z rozpaczy.
-Teraz twoja kolej- mruknął mężczyzna celując we mnie.
-Nie. Już nikogo kolej. Nie umiesz nawet uczciwie walczyć.- podniosłem miecz, który leżał na boku po tym jak Fudou nim rzucił.
-I tym mieczem mi coś zrobisz?- zaśmiał się Hayato.
-A żebyś kurwa wiedział.- rzuciłem mieczem w jego stronę niczym ostrzepem, a ten trafił w jego głowę zabijając na miejscu.
-Nie wkurwiaj bardziej, wściekłego wilka.- dodałem zanim poczułem, że i ja jak Wakane dostałem z brzytwy podczas rzutu tylko ja w ramię.
Kiwnąłem do reszty, że trzeba się stąd wynosić. Tak, też zrobili poszli powoli do wyjścia a ja pożegnałem się z Ayano przed wyjściem z pomieszczenia.
Chwile jeszcze chodziliśmy po budynku, aż z niego wyszliśmy.
Ludzie na zewnątrz widząc nas w takim stanie zadzwonili po pogotowie. Karetki szybko przyjechały, tak samo jak straż i policja. Znaleźliśmy się w szpitalu z tymi obrażeniami jakoś po 15 minutach od wezwania służb. Tylko teraz jeszcze policja się tym zainteresowała.
Reklama TVN 📴
Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszamy na ostatnią część
A.Karolak
Wakane
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top