52. I obiecuje, że nie opuszczę, aż do śmierci cz.1

(Z Perspektywy Shirou)

Stałem przed Ayano patrząc prosto w oczy tego tyrana tego samego co za tym wszystkim stał. Ten sam co zmusił Ayano żeby się mnie pozbyła wbrew jej woli. Nie mogłem pozwolić mu się zbliżyć do niej na krok nawet jeśli kosztowało by mnie to cenę mojego zdrowia czy nawet życia.

-Nie pozwolę ci jej dotknąć!- krzyknąłem.

-Ah tak? Myślisz, że sam sobie jej nie wezmę? Głupiś chłopaku- odezwał się Hayato.

-Co ci to da, że pozbędziesz się tych, którzy są dla ciebie niewygodni albo piłkarzy?!- krzyknęła Ayano.

-Cóż.. Osoby niewygodne dla mnie stanowią problem, gdyż wiedzą za dużo. A piłkarze to tylko głupie psy biegające za piłką. Jednak jeśli ja przejmę władze nad całą piłką nożną na całym świecie zmienią się zasady i wszystko! Jednak wiem, że istnieją takie osoby jak wy którzy będą mi chciały stanąć na drodze. - zaśmiał się Hayato.

-Chciałeś zniszczyć piękno piłki nożnej, jeszcze pozbywając się do tego kilkunastu piłkarzy?- spojrzałem na niego.

-Jeśli nie wierzysz, to proszę oto teczka osób, które miały zginąć oprócz ciebie. - rzucił w moją stronę teczką.

Wszystko było tam rozplanowane jakby znał każdego z tych piłkarzy na pamięć. "Shirou Fubuki - umiera, a jego brat rezygnuje z piłki przez śmierć brata w niedługim czasie zostaje zatrzymany za morderstwo Ayano Iris. Hakuren zaczyna przegrywać coraz częściej i zostaje rozwiązany. Endou Mamoru ginie pod kołami ciężarówki, a jego przyjaciel Gouenji Shuuya rezygnuje z piłki nożnej aby opiekować się znowu siostrą czując, że po części śmierć Mamoru to jego wina. Tonegawa Tousen oraz Kidokawa Seishuu przez porażki zostają rozwiązane." Czytałem dalej z otwartymi szeroko oczami ile moich przyjaciół miało zostać zamordowanych i ucierpieć na tym. Przez moment stałem jak słup soli, nie mogąc powiedzieć ani słowa.

(Z perspektywy Atsuyi)

Stałem przed wejściem do środka pomieszczenia wraz z resztą. Za drzwiami był mój brat z tym typem oraz Ayano. Miałem chwile zawahania co robić, ale nie mogliśmy też przedłużać.

-Nie mamy odwrotu i jak tam wejdziemy to też nie będzie. - mruknąłem.

-Każdy to wie...- powiedział Fudou.
-Jak to się mówi. Raz kozi śmierć. Za nas wszystkich. -Odpowiedziała Wakane, z determinacją w głosie.
-Poza tym. I tak uciec stąd nie uciekniemy. -Dodała, marudząc pod nosem.

-Zawsze możecie próbować, nie chce słyszeć marudzenia. Wystarczy, że Tsunami jest pół żywy- mruknąłem.

-Bym powiedział takie mniej niż pół już- dodał Fudou.

-Dobra to wchodzimy- już chciałem łapać za klamkę, gdy nagle usłyszałem strzał z broni. Ledwo co się odsunąłem

-Co do chuja?!- Krzyknął Fudou.

-Ktoś tu jest albo kilka osób a najgorsze jest to, że nie jesteśmy u siebie i nie wiemy gdzie mogli się schować. - szeptem powiedziała Nae.

-Kurwa nienawidzę chowanego! Zawsze przegrywałem!- krzyknąłem.

-Może dlatego, że jesteś rudy i łatwo cię wyciulać?- dodał Fudou.

-W mordę chcecz?- Warknąłem.

-Możecie się nie kłócić?- dodała Nae.

Po chwili poczułem uderzenie w czubek głowy. Uniosłem wzrok skąd ten cios nadszedł o dojrzałem Wakane.

-Uspokoić hormony do jasnej. Nie mamy czasu na dziecinne kłótnie. -Powiedziała czerwonowłosa poważnym głosem. Ale. Fudou też oberwał tak jak ja.

-To jak mamy niby znaleźć tych co strzelają do nas? Ktoś ma jakieś pomysły?- zmrużyłem oczy na Wakane.

-Szczerze mogą być wszędzie..- Odpowiedział Fudou masując głowę.

-Nie lepiej wejść do środka?- mruknąłem.

-Wtedy będziemy totalnie w dupie. Poszukam jakiejś broni- westchnął Fudou i poszedł do tyłu w stronę szaf metalowych.

-Uważaj tylko- zaśmiałem się.

-Bo uwierzę, że się martwisz. -odmruknął.

Nagle usłyszałem trzask z tamtych szafek, gdzie poszedł Fudou. Trójka ludzi chowała się w nich dwójka z nich miała katany a jeden broń palną. Szybko wziąłem miotłę do ręki która stała w kącie i pobiegłem w jego stronę aby mu pomóc.

-Fudou!- krzyknąłem uderzając jednego miotłą w kolano dokładnie tego co miał broń.

Po chwili zobaczyłem przed sobą jak krew prysła w górę w moją stronę z tamtego miejsca, gdzie siedział Fudou. Błagam tylko nie to. Szybko do niego podbiegłem i zacząłem tym kijem od miotły jakoś odpychać tych ludzi.
Nawet nie wiem kiedy ale jeden z tej trójki został powalony przez coś. A raczej przez kogoś. To była Wakane! Nie minęła nawet chwila od kiedy go przewaliła a ona go ugryzła w rękę, w której miał katane. Ugryzienie było na tyle mocne by tamten wypuścił broń z ręki. Gdy tylko to się stało Wakane, zabrała broń patrząc na resztę bez emocji.

-A więc...wybraliście metal w dupie. - Czerwonowłosa odpowiedziała, a ja zacząłem się zastanawiać czy to ta sama osoba co widziałem w Hakuren.
Mimo wszystko jej nastawienie tak mi się podobało, że nie mogłem przestać patrzeć jak robi z nich sieczkę.

-Zrob to jeszcze raz!- powiedziałem z takim entuzjazmem niczym osioł że Shreka, a później spojrzałem na Fudou.

-Żyje chyba..- mruknął trzymając się za zakrwawioną twarz. Pomijając, że jego poprzednie rany też krwawiły.

-Stary dasz radę? Przecież jesteś tak poraniony jakbyś przeszedł przez niszczarke do papieru conajmniej.- powiedziałem cicho.

-Dam radę i odezwał się ten co mu klata piersiowa woła o opatrunek.- zaśmiał się cicho.

-A twoja twarz?- spytałem.

-Nic wielkiego. Raczej już na jedno oko nie zobaczę piękności Wakane.- uśmiechnął się lekko.

-To wszystko idzie nie tak jak miało iść...- powiedziałem cicho załamany.

-Pamiętaj Atsuya nie wszystko ma happy end.. Jednak możemy jeszcze to naprowadzić na koniec historii który będzie dobry dla innych, nie musi dla nas koniecznie.- uśmiechnął się Fudou.

-Tak, tak też zrobimy!- uśmiechnąłem się.

-OJ Z WIELKĄ CHĘCIĄ ATSUYA! - wykrzyczała Wakane i prawie od razu na to się uśmiechnęła. Szczerze uznałbym to za psychopatyczny uśmiech. A tym bardziej bo jej następnej akcji. Wbiła miecz tam gdzie słońce nie dosięga jednemu. No takich odgłosów to ja nie chciałem szybko słyszeć. Czy Fudou jest pewny co do tej piękności? Ja tu widzę szaleńca.
Pomogłem wstać Fudou i stanąłem przed nim z uśmiechem.

-Masz swoją szaleńczą piękność- zaśmiałem się.

-No oczywiście. Jeszcze jej nie znasz dobrze - zaśmiał się

-Giń śmieciu- nagle usłyszeliśmy głos jakiegoś mężczyzny, a później strzał z pistoletu.

-Atsuś!- Krzyknęła Nae, która rzuciła się przede mnie aby obronić mnie przed pociskiem a później sama bezwładnie upadła na ziemię.

-Śmieci się same wynoszą jak widzę- Mruknął mężczyzna, mający plakietke "Ochroniarz od Hayato" na sobie.

-Ty śmieciu!- Krzyknąłem ze łzami w oczach a mój ból, przerodził się w nienawiść i złość przez co zaatakowałem go nie patrząc na to, że ma broń.

-Atsuya!- tylko to usłyszałem od Fudou, który klęczał przy Nae.

Jednak mnie to już nie interesowało. Miałem dosyć ofiar, jak można powiedzieć o człowieku, że śmieci same się wynoszą. Nae jest jaka jest, ale ja już ją zacząłem znosić. A nawet ją polubiłem może coś więcej. Zabije go... Zabije!

-E! Rudy wiewiór! -Krzyknęła Wakane wykopując do mnie drugi miecz jaki był po tamtych gościach.
-Tylko sprawne cięcia! W bok najlepiej! Mnie oporu od kości!- Nie interesowało mnie teraz skąd ona takie rzeczy wie.
Złapałem od razu miecz i rzuciłem się na faceta, idąc za radami Wakane. Nie przegram tej walki! Dla ciebie Nae! Rozumiesz! To wszystko dla ciebie! Będę walczyć do ostatniego tchu!

Reklama TVN 📴

Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszamy na kolejne części
A. Karolak
Wakane

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale jednak dłuższy wyszedł niż się spodziewaliśmy. Kolejny szybciej będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top