34. Krytyczny moment cz. 2
(Z perspektywy Fudou)
Śledziłem Ayano wraz z Nae, szliśmy względnie daleko od dziewczyny. Popatrzyłem na Nae, która była mimo całej sytuacji uśmiechnięta cały czas.
-Nae, wszystko okej? O czym myślisz, że cały czas się uśmiechasz? - spytałem cicho.
-Wszystko dobrze Fudou-Kun. Myślę o Atsuyi, on sprawia u mnie ten uśmiech. Mimo, że się kłócimy to myślę, że mnie kocha w głębi duszy.- uśmiechneła się do mnie.
-Rozumiem. Znam to skądś.- zaśmiałem się cicho, przypominając sobie początki zdobycia względów u Waka-Chan, po czym popatrzyłem przed siebie. Jednak Ayano nigdzie nie było.
Cholera czyżby nas usłyszała albo wykiwała. Co tu się dzieje do jasnej kurwy. Zacząłem biec w kierunku, gdzie zniknęła dziewczyna a Nae zaraz za mną. Po chwili za mną usłyszałem ciche syczenie. Co to za syczenie swoją drogą? Nie umiałem go zidentyfikować. Gdy się odwróciłem wszystko było pochłonięte gęstym dymem. Czyli to był granat dymny, bez wybuchowy.
-Nae-Chan! Zakryj usta! Gdziekolwiek jesteś! - krzyknąłem a po tych słowach sam zakryłem usta rękawem od bluzy.
-Fudou-Kun! Pomóż! Otoczyli mnie! Nie mam szans! Błagam! Pomóż!- usłyszałem spanikowany głos dziewczyny bliski płaczu. Jednak sam w tym dymie nie wiedziałem dokąd biec.
Zacząłem biec na oślep szukając Nae.
Gdziekolwiek będzie, nie pozwolę aby ktokolwiek jej coś zrobił! Przecież mamy wszyscy razem wrócić cali i zdrowi! Jednak im dalej biegłem, tym więcej dymu było. Nagle poczułem mocne kopnięcie w moje plecy przez co odleciałem, aż głupio o tym myśleć, że szczęście w nieszczęściu obok Nae. Znalazłem ją tym sposobem.
-A ty gdzie się wybierasz mały gnoju?!- wykrzyczał mężczyzna, który na oko miał ponad dwa metry.
-Nae-Chan! Uciekaj! Nie możemy ryzykować! - odezwałem się do dziewczyny stając przed nią.
-Nie wyjdziecie stąd żywi. Naszemu szefowi już przeszkadzacie za długo. - zaczął iść w moją stronę i Nae.
-Fudou-Kun uważaj! - krzyknęła dziewczyna gdy inny chłopak rzucił się w moją stronę z nożem, a ja go odkopnąłem.
-Nae-Chan ucieka... - Nie mogłem więcej nic z siebie wydusić, widząc jak Nae została ranna.
-Gomen... Fudou-Kun.. - dziewczyna nagle upadła na moich oczach, a mężczyźni zaczęli się śmiać.
-Wy śmiecie... Wy śmiecie!- wykrzyczałem i zacząłem biec w stronę jednego z nich, na szczęście było ich łącznie czterech.
Więc czas zacząć zabawę. Wyskoczyłem w górę i skoczyłem na mordę jednego z nich. A gdy dwójka następnych chciała się na mnie rzucić to zderzyłem ich głowy ze sobą, po czym związałem ich ręce. Podszedłem do Nae nie widząc ostatniego. Jednak nagle ostatni wyskoczył chcąc wbić nóż i mi. Wyciągnąłem tylko dłoń na przeciwko niego, a nóż przebił ją na wylot.
-Zejdź mi z oczu. I przekaż szefowi, że osobiście go znajdziemy i zabijemy łamiąc każdą jego kość na żywca. - warknąłem w stronę typa, wyciągając z cichym sykiem z dłoni nóż.
Gość był tak spanikowany moimi słowami i zachowaniem, że wycofał się.
Ja natomiast przykucąłem przy Nae i rozdarłem swoją koszulkę, którą miałem pod kurtką, po czym zrobiłem opatrunek uciskowy.
Po wszystkim wziąłem ją na plecy, idąc z nią do szpitala. Był on niedaleko a karetka jechała by dłużej niż jak tam dojdę z nią.
-F-Fudou-Kun.. t-twoja ręka.. -wyszeptała Nae w moim kierunku.
-Spokojnie, Nae-Chan to najmniejszy problem w tym momencie. Zaraz w szpitalu się tobą zajmą i poczujesz się lepiej. - uśmiechnąłem się do dziewczyny aby zapewnić, że już jest bezpieczna.
-Z-Zawsze m-myślałam ile będę mieć dzieci z Atsusiem.. J-jeśli byśmy byli już razem.. - wyszeptała słabo trzymając się lekko mnie.
-Obstawiam bliźniaki i takie łobuzy jak wy. - szedłem dalej słuchając jej.
-F-Fudou-Kun p-przekaż Atsusiowi, że go kocham.. I zajmij się nim.. S-straszna z niego n-niezdara czasami. - wyszeptała mi do ucha a jej uścisk się zaczął luzować na mnie.
-Nae-Chan! Sama mu powiesz! - zacisnąłem zęby wbiegając do szpitala i od razu wołając kogokolwiek o pomoc.
Reklama TVN 📴
Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam na następne rodziały.
Adik. Karolak
✨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top