To nie Fake Love.Zrozum to.

(Z perspektywy Axela)

Wstałem rano, przeciągając się na łóżku leniwie. Poszedłem do lodówki, zjadłem śniadanie, wziąłem kanapki na drogę do plecaka i dwie puszki orenżady. Wyszedłem, zamykając drzwi rozejrzałem się. Szedłem obok dawnego domu Karin, spojrzałem kątem oka, po czym ruszyłem dalej. Stanąłem na moście, spojrzałem na boisko. Chłopacy z Markiem grali, na co ja nie miałem najmniejszej ochoty. Ruszyłem w stronę wieży widokowej, włożyłem ręce do kieszeni i wolnym krokiem zbliżałem się do owej wieży. Wszedłem na górę, spojrzałem na piękny widok po czym usiadłem na ziemi. Po trzydziestu minutach siedzenia, zgłodniałem. Wyciągnąłem jedną z kanapek i zacząłem jeść, popijając orenżadą. Usłyszałem jak ktoś wchodzi na wieżę.
To była ta dziewczyna, co wczoraj jej Peter dokuczał. Weszła, spojrzała na mnie uważnie i oparła się o barierkę. Patrząc w wszystkie strony, opierała się coraz bardziej.
- Nie radzę Ci się, tak opierać o tą barierkę.
-Słucham? -spojrzała na mnie, miała blond włosy i niebieskie oczy, niczym ocean.
- Chodzi mi o to, że są niestabilne. Jeszcze się rozwali poręcz i spadniesz w dół. A tu jest wyjątkowo wysoko.
Zjadłem kanapkę, otrzepałem bluzę i spodnie. Usiadła obok mnie, ja wziąłem ostatniego łyka orenżady. Usłyszałem jak jej burczy w brzuchu.
-Proszę mam kanapkę jeszcze i orenżadę, a watpię, że to zjem i wypije.
Podałem jej.
-Dziękuję- wzięła i zaczęła jeść.
-Jesteś tu nowa?
-Nie, kiedyś tu mieszkałam i wróciłam. - odpowiedziała.
-Ja będę szedł.
Wstałem, spojrzała na mnie.
-Chwila! Ty jesteś Axel Blaze!-krzyknęła
-Tak, ale autografów już nie rozdaje.
Zacząłem powoli schodzić.
-Stój to ja Karin! -krzyknęła.
-Karin miała długie włosy i oczy koloru zielono-niebieskiego.
Zszedłem w dół i poszedłem zdenerwowany na boisko.

(Z perspektywy Karin)

Nie poznaje mnie. Ja go też na początku nie poznałam. Jego błyszczące oczy, już nie błyszczą tak jak kiedyś. Są smutne, wręcz pełne goryczy. Czy to moja wina?
Miałam wrócić... Moi rodzice nie chcieli. Co ja mam teraz robić. Tak się zmienił. Jest taki umięśniony, wysoki, ma niski podniecający głos. Ja mu pomogę, odnaleźć blask w oku.

(Z perspektywy Axela)

Gdy już doszedłem nad rzękę, chłopacy jeszcze grali.
-Evans! Ty chyba chcesz przed wczesną śmierć!
-O co Ci chodzi Axel? -spytał
- Nasyłasz na mnie dziewczynę, która mi mowi, że ma na imię Karin, a nikt z poza Raimona o niej nie wiedział!
-Karin wróciła? -spojrzał na mnie.
- Nie udawaj debila, że nic nie wiesz!
-Bo nie wiem- odparł.
-Dobra, Ty i tak prawdy nie powiesz. Pa.
Poszedłem w stronę domu.

(Z perspektywy Marka)

-Skąd on wrócił?
-Z wieży widokowej. -odparł Bobby
-To ja biegnę, Do Zobaczenia chłopaki!
Szybko pognałem w kierunku wieży, ktoś jest na górze mam na dzieje, że to ona. Wbiegłem na górę, gdy stanąłem naprzeciw dziewczyny, sapałem.
- Karin? Ty jesteś Karin?
-Tak -odparła.
- Karin miała długie włosy, czemu masz do ramion? A nie takie długie jak miałaś?
-Ściełam, by zakryć bliznę po operacji. -spojrzała na mnie
-A oczy? Karin miała zielono-niebieskie. A ty masz jak ocean.
-To soczewki- nagle wyjęła soczewki i włożyła do pudełka.
- Dobra kim jestem?
-Mark Evans, najlepszy przyjaciel od Axela. - powiedziała.
-Dlaczego do niego nie dzwoniłaś?
-Miałam zepsuty telefon i wszystkie kontakty przepadły- odparła, pokazując nowy telefon.
-Wiesz ile Axel przez Ciebie przecierpiał? I ty się dziwisz, że Ci nie ufa?
-Wiem widziałam po jego oczach, ale może Ty mi jakoś pomożesz?-spytała
-Sam nie wiem. Wróć do domu a ja się zastanowię.
Zaczęliśmy schodzić z wieży. Ruszyła w stronę domu.

(Z perspektywy Axela)

Spojrzałem w drodze do domu na dom Karin. Czy to wszystko musi być takie popieprzone?
Wróciłem do domu otworzyłem laptopa. Spojrzałem na czat, 453 powiadomień. Zamknąłem laptopa i odłożyłem go.
Zadzwonił mi telefon, to był Mark.
-Stary, to Karin tylko się zmieniła! Ona wróciła dla ciebie! - krzyknął
- Daj już spokój.
Rozłączyłem go i wyciszyłem telefon. Poszedłem się wykąpać i spać dosyć wcześnie.

(Z perspektywy Nathana)

Ja i Katie kochaliśmy się namiętnie, staraliśmy się o dzieci.

(Z perspektywy Juda)

-Jude! -krzyknęła Natalie
-Tak kochanie?
-Mam ochotę! -odpowiedziała
-Na co?
-Wiesz na co! Chce dzieci i pragnę Ciebie! Chodź tu do mnie!-krzyknęła, zdejmując mi spodnie.

(Z perspektywy Marka)

-Mark co robisz? - spytała Nelly
-Myślę, chyba za kilka lat zostanę trener dzieciaków.
- Nadajesz się skarbie- odpowiedziała, przyciągając mnie do siebie za koszulkę i całując.

(Z perspektywy Karin)

Mam nadzieje, że Mark mi pomoże... Muszę odzyskać Axela, jest jedyny. Jak go widzę to czuję, coś czego nie da się opisać..
Oj Axel związane oczy masz...

Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam na kolejne części
A. Karolak

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top