Przede wszystkim trening.
( Z perspektywy Axela)
-Jak to nie koniec z Peterem? -spytała Karin, oczy kleiły jej się do snu.
-Przeczytaj. -podałem jej telefon, przeczytała
-Że co? - spojrzała na mnie, z wielkimi oczami, które były przed chwilą malutkie i gotowe do dalszego snu.
-Śpij, Karin jutro musimy iść na trening, więc się wyśpij. - uśmiechnąłem się, po czym położyłem obok niej.
Zasnęliśmy, gdy było na zegarze coś po drugiej w nocy.
Rano gdy zadzwonił budzik, rzuciłem w niego poduszką i obróciłem się w stronę ściany. Karin pociągnęła mnie za nogi i zrzuciła tym sposobem z łóżka.
-Co ty robisz?
-Spóźnimy się na trening? -odparła
Położyłem się na podłodze.
-Masz ubieraj się, bo naprawdę się spóźnisz - rzuciła we mnie ubraniami, sama też się ubrała.
Spakowała mi torbę i napełniła bidony wodą. Wyszedłem z pokoju ubrany i zaspany.
Dała mi torbę na ramię, zaspany omal co się nie przewróciłem.
- Co ty tam dałaś? - spytałem
- Trzy bidony wody, dwie wody w butelce, trzy soki wiśniowe i dwie oranżady oraz twoje ubrania. - odparła, wymieniając wszystko i wyliczając na palcach.
- Po co tyle?
- Tam jest upał. Chcesz się odwodnić, bo ja nie. - dodała zdenerwowana.
- Dobra wychodzimy. - burknąłem, niezadowolony.
Wyszedłem a za mną wybiegła Karin.
-Czekaj! Jeszcze to! - powiedziała, wrzucając mi kolejny napój do ciężkiej torby.
-A to co?
-Woda z zamrażalnika, była tam całą noc i jest w termosie, więc będzie długo chłodna. - dodała.
-A ty chora. - uśmiechnąłem się.
Złapała mnie za rękę, było naprawdę gorąco. Wszystko było gorące, pot spływał mi po czole.
Droga dłużyła nam się w tym upale. Gdy doszliśmy, wyciągnąłem ubrania. Były zimne od napoi, przebrałem się i zaczęliśmy grać.
- Skup się Kevin! - krzyczał Mark
-Jack, Tod !Odbierzcie mu piłkę! - znowu krzyknął Mark
-Chłopaki w takim upale nie da się grać-powiedział Tod.
- Nie przesadzajcie!- krzyknął Kevin.
Kopnął piłkę, a ta wpadła do wody.
-Kevin znowu. - dodał Max
Wszyscy poszliśmy nad brzeg rzeki.
- No to kto po piłkę wchodzi do wody?- spytał Mark
-Ty. - odparł Kevin
- Jakby na to nie patrząc to nie Mark ją tam wrzucił, tylko ty głąbie! - powiedział Jude
- Kogo nazywasz głąbem? - spytał wkurzony Kevin.
- Dobra Kevin, wskakuj po piłkę- rzekł Steve
Kevin nachylił się i próbował sięgnąć piłkę, która pływała.
-Tak jej nigdy nie sięgniesz - rzekł Nathan
-Zamknij się, już prawie ją mam!- krzyknął Kevin
-A może spróbuj z bliska, o tak. - rzekł Jude, popychając butem Kevina.
-Który to z was zrobił młotki?! - wykrzyczał Kevin
-Ja, warto było.- odparł Jude z uśmiechem na twarzy.
- Masz tą głupią piłkę! I się nią udław Sharp- powiedział Kevin, wychodząc z wody cały mokry.
- Ey nie masz się co denerwować, jest upał wyschniesz na słońcu. A teraz Ci chłodniej, sam bym wskoczył do tej rzeki - powiedziałem Kevinowi
- O idą nasze zguby! I już wiadomo kto dziś pływał- rzekła Sylvia, śmiejąc się.
Zaczęliśmy dalej grać, co pół godziny robiliśmy przerwę na napicie się.
-Chłopaki już 19 czas do domu, a od jutra 6 dni do meczu! - rzekł zafascynowany Evans.
Uśmiechnąłem się, po czym ruszyłem w stronę domu z Karin.
Szliśmy przez most nad rzeką i chwilę stanęliśmy.
- Piękny widok- powiedziała Karin wpatrując się w rzekę
-Przepraszam, że przerywam sielankę, ale Blaze nie skończyłem z Tobą- powiedział Peter, który stał za nami.
- Zostaw go! - krzyknęła Karin Wyciągnął nóż i przyłożył mi do gardła,był ode mnie wyższy.
- Słuchaj dzidzia, dziesięć kroków w tył albo mu przetnę tętnice- powiedział
- Zostaw ją!-krzyknąłem
-Stul pysk Blaze- uderzył moją głową o barierkę, ledwo co stałem na nogach.
- Pożegnaj się z nim - rzekł do Karin.
Przerzucił mnie przez barierkę, wprost do rzeki wraz z torbą.
( Z perspektywy Karin)
-Niee! Axel! - krzyczałam
-No to na tyle z Axelem-spojrzał na mnie.
- Jesteś potworem! - powiedziałam
- Zapłacił za śmierć Billego - poszedł
Stanęłam na barierce, zamknęłam oczy i skończyłam do rzeki.
- Axel! Kochanie!
Widzę jego torbę byłam pod mostem, gdzie płynęła woda. Było tu więcej skał, wyciągnęłam torbę i rzuciłam na brzeg. Tam pływa u góry, na powierzni, nie rusza się. Czy on nie żyje? Wyciągnęłam go z wody.
-Axel! Nie zostawiaj mnie nie teraz! Słyszysz? Axel!
Łzy leciały jak wodospad, przytuliłam go do siebie.
Czyli to prawda tak miał skończyć? Chwila co jest...
-Axel?...
Ruszył się.
-Twoja szkoła jak udawać topielca-rzekł wypluwając wodę.
Złapał mnie za rękę, wziął torbę i szybko ruszyliśmy.
(Z perspektywy Axela)
- Gdzie tak pędzimy? - spytała
- Do domu zanim, wróci sprawdzić czy nie żyje. - odparłem
Pobiegliśmy do domu. Pozamykaliśmy się na wszystkie zamki w drzwiach i robiliśmy naszą wspólną pizzę. Rzeczy mokre daliśmy do suszarki.
-Dobra to zanim się upiecze, każdy bierze prysznic i dopiero jemy - rzekłem
-Dobrze - odpowiedziała Karin, po czym pobiegła się wymyć.
Po 15 minutach wyszła.
-Teraz Ty! - powiedziała
Pobiegłem. Odkręciłem wodę i porządnie się wymyłem. Wyszedłem, w całym domu pachniało pizzą.
- Kochanie ktoś to dał pod drzwiami. Zapukał i została koperta- powiedziała Karin
- Mówiłem Ci, że masz nie otwierać.-rzekłem
Wziąłem pizzę, Karin natomiast wzięła talerze. Położyłem kopertę na komodzie. Wróciłem się do kuchni po colę i szklanki.
Zaczęliśmy konsumować to co przyrządziliśmy.
-I co ta woda i napoje się przydały kochanie.- powiedziała Karin, po czym wzięła duży gryz pizzy.
- Bardzo.- pocałowałem ją w policzek.
Gdy zjedliśmy połowę pizzy, bo więcej nie daliśmy rady, pozanosiłem wszystko do kuchni. Jak już wróciłem usiadłem na łóżku.
-Otwórz wreszcie tą kopertę- westchnęła ciekawa Karin
-Fakt, zapomniałem o niej- podrapałem się po karku.
Złapałem kopertę i otwarłem.
- Czekaj. Masz czytać na głos.- powiedziała Karin
-,, Drogi Blaze. Wiem, że żyjesz. Nie jestem głupi. Do finału cię wyeliminuje. To nie koniec. Pamiętaj z Peterem nie wygrasz tak łatwo. To twój koniec miernoto"- przeczytałem
- I co teraz? - spytała Karin
-Sam nie wiem...- odparłem
Zapraszam na kolejne części
A. Karolak
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top