Padnij,powstań!

(Z perspektywy Axela)

Wstałem rano, jak zwykle Karin mnie wyprzedziła. Wstałem leniwie z łóżka i poszedłem się ubrać. Karin karmiła dzieci, więc ja robiłem nam śniadanie. Odkąd nie ma Julii jest jakoś pusto w tym domu. Gdy skończyłem zaniosłem talerze do pokoju. Karin weszła zjadła śniadanie, odłożyła talerz jak ja i zaczęła mnie całować. Nasze usta były splecione, a nasze języki bawily się w berka. W końcu gdy skończyliśmy, zaczęliśmy się tulić do siebie i szeptać miłe słówka.
-Kocham Cię Axel - powiedziała Karin
-Ja ciebie też słońce...
-Tylko się nie popatrz-zachichotała.
-Dobrze....
Wstałem i zacząłem rzucać lotkami w ścianę z celem w który mam trafić. Karin poszła zjąć się Basilim, uspała go do snu. Jak spał poszła do Andy'ego i zrobiła mu drzemkę.
-Hej - powiedział dobrze mi znany duch.
-Hej Alice.
-Co tam? - spytała
-Nic, jak widać..
-To przyjdę jak będziesz mnie potrzebował, wtedy tylko pomyśl o mnie- powiedziała i zniknęła.
- Tak, gorzej jak pomyślę o Tobie podczas stosunku.. 
Położyłem się na łóżku, do pokoju weszła Karin i zrobiła to samo. Włączyłem pilotem muzykę z wierzy stereo i spojrzałem na Karin, która się w mnie wtuliła.
-Kocham cię skarbie, ale otwórz okno bo jest duszno...
Powiedziała te słowa i zemdlała, ocuciłem ją i kazałem się przespać. Zasnęła w moich ramionach, przy muzyce.

(Z perspektywy Petera)

Spojrzałem na chłopaków, leżąc na łóżku i zasnąłem jak kłoda.

(Z perspektywy Granda)

-Nie przesadziłeś z lekami?-spytał Eddie
- Trochę tak ...
-Trochę? -spytał
- Trochę, bardzo...
-Właśnie -dodał
- Dobra muzyka..
Puściłem muzykę na full, a Peter spał...

Przepraszam, że tak krótko, ale choroba i kiepsko się czuje. No nadrobimy to.

Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam na kolejne części.
Adik. Karolak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top