Ostatnie pożegnanie.

(Z perspektywy Axela)

To dziś...  Tak pogrzeb Billego.  Ubrałem schludne czarne ubrania i wyszedłem z łazienki poklepując się po twarzy.
- Kochanie wiem, że nie powinnam w taki dzień, ale ślicznie Ci w czarnym- rzekła zarumieniona Karin
-Dziękuję. - odparłem.
Spojrzała na mnie, po czym mnie przytuliła. Po chwili stanęła przede mną, poprawiła mi kołnierzyk i dopięła guzik.
- Zostaniesz w domu, ja wrócę za nie długo - powiedziałem
-Tylko wróć cały i zdrowy- dodała
- Zajrzę jeszcze do Julii i wrócę - odparłem
- Dobrze- powiedziała.
Zamknęła za mną drzwi. Szedłem drogą. Rozglądając się czy kogoś znajomego nie spotkam. Gdy doszedłem na miejsce byli już wszyscy. Cała rodzina Billego i jego przyjaciele.  Dostrzegłem w oddali znajomą mi osobę. To był kolega z byłej drużyny, mój i Billego.  Ceremonia trwała godzinę.
Po położeniu przez rodzinę wieńców,przyszedł czas na przyjaciół i znajomych. Położyłem i spojrzałem jeszcze raz na grób,Billy Anderson. Do teraz nie dowierzam, zacisnąłem dłonie w pięści,po czym odszedłem od grobu i się pomodliłem. Poczułem silną i wielką dłoń na swoim barku. Odwróciłem się to był Harry, starszy kuzyn Billego. Uśmiechnął się do mnie. Chciałem się odezwać lecz on mi przerwał.
- Mamy bohatera w rodzinie,  poświęcił się temu co kocha. Oddał życie temu kogo uważał za brata. Nienawidził kłamstwa, nie czystej gry, więc zrobił to co uważał za słuszne - powiedział spoglądając na mnie
- Billy był i będzie zawsze moim kompanem, przyjacielem i bratem. Miał tyle determinacji w sobie by mnie uratować. Widziałem jak jego oczy tracą blask, to było straszne rozumiesz? - krzyknąłem
- Rozumiem, jednak żal nam go nie zwróci. Pamiętaj on to zrobił dla Ciebie, teraz Ty zrób coś dla niego i przywróć piękno piłce - odparł po czym poszedł do rodziców.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Jeszcze chwilę stałem przy jego grobie,po czym odszedłem w stronę szpitala. Szedłem zamyślony, gdy nagle usłyszałem czyjiś głos.
-Axel czekaj!  Axel!
Zatrzymałem się i odwróciłem.
Chłopak, który biegł za mną, wpadł wprost w mnie. Obydwoje upadliśmy na ziemię.
-Axel!  - krzyknął
Podparłem się o mur wstając i spojrzałem na chłopaka.  Miał czarne ubrania, przefarbowane włosy na kolor niebieski i oczy koloru szarego.  Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Nic Ci nie jest? - spytał
- Nie. - odparłem.
Zacząłem iść przed siebie. Po dziesięciu krokach stanąłem.
- Chwila.  To Ty Peter?
-No a kto by inny? -odparł dumnie,jakby dostał nagrodę Nobla.
- To Ciebie widziałem na pogrzebie Billego? -spytałem
- No tak. Smutna sprawa.Zginął, biedny nie miał szans. Podobno Ty wiesz więcej jak to było,  bo Ciebie uratował. - dodał patrząc w chodnik.
- Tak, lecz nie chce o tym rozmawiać. Dalej grasz w piłkę? - zmieniłem temat
-Nie, już nie.  Odkąd nasz klub się rozpadł nie gram. A ty podobno śmigasz w Raimonie? - spytał
-Tak, tak. - Byłem przy bramie od szpitala
- To ja spadam- rzekłem
-Po co?  Kogoś tu masz? - spytał dociekliwie.
- Tata tu pracuje. - odparłem i poszedłem
- Okej to do zobaczenia. - pomachał mi ręką i poszedł.
Gdy byłem już u Julii usiadłem u niej i jej opowiadałem o naszych meczach.
- Wiesz Julio już jesteśmy w pół finale, mamy łatwego przeciwnika. Liceum Orłów, pewnie pamiętasz. Wygramy z nimi a potem tylko finał.  Jak wygramy finał,słońce Ty moje, to przyjadę zaraz po meczu do Ciebie. Może z Karin. Znasz ją już była raz z mną tu.  Do zobaczenia Julio.
Pocałowałem jej małe czółko. I wyszedłem. Poszedłem w stronę domu. Gdy już wszedłem do domu,  na łóżku leżała Karin.
Karin jest szczupłą dziewczyną, o blond włosach i śniadej cerze, jej błyszczące oczy mają kolor niebiesko-zielony, jest niższa ode mnie może o 10 cm. Ma dużo włosów, gdy je rozpuści to cały tabun. Umyte pachną zawsze kokosem. Usta ma malutkie i wąskie a nosek idealnie skomponowany z jej twarzą malutki i zgrabniutki. Jest leciutka na moje oko waży około 47 kg,jak nie mniej.  Jak śpi to zawsze słodko pochrapuje. Poszedłem po sok do kuchni i po  szklanki. Nalałem i podałem jej jedną z szklanek. Spojrzała na mnie, napiła się i słodko uśmiechneła.
- Jak tam samopoczucie? -spytała
- Może być - odparłem
- Długo nie wracałeś. Martwiłam sie. - rzekła
- Ceremonia trochę trwała, zresztą spotkałem kolegę z dawnej drużyny i zamieniliśmy parę zdań, potem byłem u Julii. - odpowiedziałem po czym wziąłem duży łyk soku
- Mogłeś zadzwonić! -krzyknęła
- Jak?  Przecież telefon leży na komodzie!  Ślepa jesteś? - warknąłem
- Dobra uspokuj się - odparła
- Sama zaczęłaś - dodałem
- Jutro macie trening i 3 dni do meczu, zresztą muszę Ci coś powiedzieć.  Coś co Ci się nie spodoba... - dodała smutna
-Wiem. No to mów o co chodzi,  co się znów stało? - spytałem
- Axel bo ja....

Zapraszam na kolejną część
A. Karolak

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top