Dzień przed ślubem.

(Z perspektywy Axela)

Leżałem w łóżku, Karin robiła śniadanie, Andy spał, a Julia się uczyła. Nie wiedziałem co mam z sobą zrobić. Jutro ślub, byłem zestresowany.
-Hej - powiedziała Alice, która usiadła obok na łóżku.
-Cześć. Przyszłaś mnie gnębić.
-Nie, wręcz przeciwnie. Wspierać. -uśmiechnęła się szeroko.
-Ehh.. Niech Ci będzie.
-Jutro masz ślub, wszyscy są zestresowani, widzę-dodała.
-Tak, wiem o tym. Jakieś jeszcze newsy?
-Nie musisz być taki oziębły i oschły- powiedziała.
-Tak, tak, a ty nie musisz tu przychodzić. Jednak to robisz.
-Muszę, to moje zadanie - dodała.
-Jesteś okropna, wiesz?
-Mów mi Alice. - znów uśmiechnęła się, tym razem szyderczo.
-Super, mów mi Axel Blaze..
- I kto tu jest okropny - odparła, siadając obok mnie.
Poczułem zimno jej duszy.
Wstałem i poszedłem do Andy'ego, który spał, więc skierowałem się do pokoju Julii.

(Z perspektywy Julii)

-Axel?
-Tak-burknął.
-Wejdź i siadaj.
Odłożyłam książkę i spojrzałam na niego. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie.
-Spadaj stąd! -krzyknął.
-Dobrze się czujesz?
-Tak - odpowiedział.
Spojrzałam na niego, patrzył wryty w jeden punkt. Zaczęłam nim trząść.
-Axel!
-Co? -spojrzał na mnie.
Westchnęłam..
-Nic już.
Wstał i wyszedł z pokoju.

(Z perspektywy Axela)

Wszedłem do pokoju. Trzasnąłem drzwiami.
-O co ci chodzi?
-O nic - odpowiedziała Alice.
-Będziesz mnie nawiedzać?
-Pilnować! To jest różnica! - odparła.
-Dobra, daj mi spokój!
Co włączyłem muzykę, ona ją wyłączyła.
-Skończysz?
-Nie! Bo nie dasz mi dokończyć-skrzyżowała ręce.
-Dobra, mów.
-Peter ma jakiś plan, tylko nadal nie wiem jaki.-powiedziała.
-Wróć jak się dowiesz.
Puściłem muzykę i patrzyłem w sufit. Alice zniknęła.

(Z perspektywy Marka)

-Jak nasze maleństwo?
-Mark zarobisz w łeb. Pytasz po raz setny. -odparła Nelly.
-Dobrze, to ja się wezmę za sprzątanie. Jutro ślub Axela.
-Wiem. -dodała z ironią i poszła się położyć.
Zacząłem sprzątać dom. Jak skończyłem, byłem padnięty do tego stopnia, że zasnąłem na sofie w salonie. Tylko muzyka w tle grała.

(Z perspektywy Petera)

-Och jaką mam ochotę iść i im zepsuć ten ich ślub!
- Ty tylko o jednym! - dodał Grand
-Bo taka prawda!
- Spokój! -krzyknął Eddie
Nagle się potknęłam i upadłem prosto swoimi ustami w usta Granda.
-Spadaj pedale!- odepchnął mnie.
-To było takie piękne...
Znów ta ciemność.

(Z perspektywy Granda)

-Musiałeś? -spytał Eddie.
-Pocałował mnie..
-Fuj-dodał
-Będę miał koszmary..
-Dostał paralizatorem, znowu. Dostanie zawału, Ja ci to mówię. -odparł Eddie
Dałem Petera na łóżko.
-No i? Idę myć zęby! Fuj!
Muzyka jak zwykle, puściła się na cały głos.
-Czekaj idę z Tobą! Nie zostanę sam w nawiedzonym pokoju - dodał Eddie, biegnąc za mną.
-Pedały mnie otaczają...


Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam na kolejne części.
Adik. Karolak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top