17
-Wy Chocho, Inojin i [Imię] wrócicie do wioski poinformować o tym wszystkim tacie.-Zadyrygował Boruto .
-A-ale czemu?- Zaprotestowała dziewczyna.
-Z tymi informacjami wiemy, że Mitsuki jest niewinny. - Shikadai starał się to wytłumaczyć.
-Ja rozumiem.- Uśmiechnęłam się.- Tylko dla czego ja mam nie iść skoro Mitsuki jest moim bratem?
-Bo widzisz młoda, choć to upierdliwe to martwimy się, że może ci się coś stać. Będzie bardzo niebezpiecznie...
-Chyba tylko ty się martwisz Shikadai.- zaśmiał się blondyn, a Shikadai zrobił się tak czerwony jak burak.
-Ekhem, chodźmy już...
Razem z Inojinem i Chocho wsiedliśmy na namalowanego ptaka i polecieliśmy.
Zdziwiłam się, że Shikadai się o mnie martwił, ale po chwili dotarło do mnie, że ja też czuję to samo.
Martwiłam się o Nare.
Ale czemu o niego a nie o Saradę lub syna Hokage?
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Inojina.
-Patrzcie tam coś się stało!- wskazał palcem na jakiś ludzi stojących na małej polance po między drzewami. Wylądowaliśmy obok. Byli to shinobi z Liścia. Nie ruszali się.
-Musimy o tym poinformować Boruto i resztę.- Postanowiła Chocho.
-Racja.
-Ja pójdę do Liścia a wy lećcie do nich z powrotem.
Oboje skineli głowami na znak zgody. Wskoczyli na pelikana i polecieli , kiedy ja zrobiłam w tył zwrot i poszłam w kierunku wioski.
-E,e,e- usłyszałam czyiś głos z zarośli.- Nie pójdziesz dalej.-zza drzew wyszedł niski blondyn o brązowych oczach. Nie wiem kim był i czego chciał. Szłam już dwie godziny i nie miałam zamiaru się zatrzymywać przez jakiegoś człowieka.
Przyjrzałam się mu dokładniej. Był tak samo ubrany jak ci, którzy zabrali Mitsukiego.
-Wiesz za dużo dziewczynko.- Powiedział przykładając rękę schowaną w za długim rękawie do ust. - Powinnaś uciekać dziecko.
-I kto tu jest dzieckiem? Wyglądasz na takiego w moim wieku.
-Cóż, pozory mylą. Niestety muszę cię zabić. To będzie szybka gra.
-Nic z tego.
Przywołałam Take i zaatakowałam jako pierwsza. Stworzyłam wielką kulę ognia , która poleciała w stronę chłopaka. Ten jednak z łatwością unikną ataku.
-Hmm... nawet się nie przedstawiłem. - powiedział- Jestem Oli. A ty?- Nie odpowiedziałam na to pytanie.- Małomówna?
-Nie raczej śmiercionośna.
Wyciągnęłam szybko kunaia z kabury i rzuciłam nim w wroga. Zrobiłam tak z trzy razy z rzędu po czym okrążyłam go kamiennymi ścianami. Blondyn pięścią rozwalił to co stworzyłam. Kiedy zadawałam kolejne ataki, Taka starał się ugryźć chłopaka. Za którąś próbą udało się i wąż wbił swoje kły jadowe w kostkę mężczyzny.
-Haha, to nic nie da.- Oli kopną tak mocno, że Taka odleciał na parę metrów, a w miejscu ugryzienia pojawiły się dwie dziurki i pęknięcia, tak jakby ciało ninja było z porcelany.- Zdziwiona?- Chytry uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Podbiegłam do niego z zamiarem uderzenia go w twarz, jednak ten odskoczył. Kolejne próby i dalej nic . Zaczynałam się powoli męczyć, kiedy dotarło do mnie, że blondyn w ogóle nie atakuje . Robi tylko uniki i specjalnie czeka aż się zmęczę. To był jego słaby punkt.
-Co zmęczona?
-A ty co, znudzony
Tym razem uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Postanowiłam użyć tego triku co na egzaminie.
Uderzyłam pięścią o ziemie , tak mocno, że powstał wielki krater. Dookoła niego stworzyłam kamienne ściany a cały teren zalałam wodą . Złożyłam pieczęcie tak aby powstało chidori. Przeniosłam ładunek elektryczny do wody.
-Koniec zabawy.- Powiedziałam jednak nic się nie stało.- Jak to ?! Nie zadziałało...- spuściłam głowę.
Chłopak zaczął się śmiać.
-Widzisz, nie da się mnie tak zabić.
-Wiem...- podniosłam głowę i spojrzałam się za chłopaka.- Z ukrycia wyjście !-Z jednej z tylnych ścian wyskoczył mój klon z kataną w dłoni, szybkim ruchem odciął głowę chłopaka. - Szach Mat.
To był koniec . Odeszłam dalej i w stedy usłyszałam odgłos tłuczonego szkła. Odwróciłam się i wtedy zobaczyłam, że ciało Oli'ego rozpadło się na kawałeczki.
Zdziwiło mnie to, nawet bardzo.
***
W końcu porządny rozdział! Do zobaczenia w kolejnym !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top