SEN cz.3

Ponownie upadłem z hukiem na ziemie, ale tym razem wszystko nadal było ciemne i zimne. Ledwo wstałem i rozejrzałem się dookoła, nic tutaj nie było...Jezu co się dzieje ze mną. Nagle przede mną powstał pomnik ojca, ale inaczej ustawiony, stał prosto z mieczem w rękach który był skierowany w dół i ma na sobie husarie. Po chwili obok znalazł się kolejny pomnik, jakiegoś zmasakrowanego kraju. Najpierw nie do końca go rozpoznałem, ale po chwili zrozumiałem że to IIRp, mój starszy brat. Chciałem się cofnąć do tyłu, uciec jakoś, ale moje nogi były przyczepione łańcuchami do ziemi. Robiło się coraz zimniej, a wokół mnie powstawało coraz więcej pomników mojej rodziny i innych krajów którzy ich zabili. Nie chciałem na to patrzeć, przecież to tylko pomniki heh...ale za dużo wspomnień, za dużo zdjęć, opowieści o nich, jak to każdy umarł za swój lud, jak to walczyli, ale i tak każdy umarł...Po moich polikach zaczęły spływać łzy, jak je wytarłem i spojrzałem na ręce, prawie całe w jakieś czarnej mazi, która jak widać leciała z moich oczu. Zacząłem szarpać za łańcuchy, bo może by puściły i w końcu puściły mnie, a ja pobiegłem najdalej od wszystkiego jak tylko mogłem. Spojrzałem za siebie i widziałem jak już tego prawie nie widzę i chyba zaczyna powoli znikać. Zatrzymałem się po chwili, nie czułem się zmęczony heh w końcu to sen...Nagle coś mnie popchnęło na ziemie, a przede mną pojawił się pół nagi Stefan z dłonią na mojej głowie i oczywiście tym swoim obrzydliwym uśmieszkiem na twarzy. Szybko odsunąłem się najdalej jak mogłem, ale ten złapał mnie za nogi i przyciągnął do siebie.

-Dawidek nie chce powtórki z naszej dawnej zabawy~Powyjesz sobie znów~-Uśmiechnął się jeszcze bardziej i mogłem dojrzeć że ma krew na zębach i trochę na ustach, a ja nagle stałem się nagi, z ugryzieniami prawie wszędzie i trochę ściekającą krew z mojego dołu...

Spojrzałem z powrotem na Stefana, ale teraz z przerażeniem w oczach, ale go tu już nie było...Spojrzałem znów na siebie, teraz byłem podłączony do kroplówki i miałem prawie całe ręce w bandażach. Super...Nagle ta ciemnota i zimno zmieniło się w szpital. Leżałem na łóżku, obok mnie siedział brat, cicho szlochał ze schowaną twarzą w dłoniach. Do teraz nie mogę zrozumieć dla czego płakał wtedy, może bo zostawił mnie samego w domu, a ja zaprosiłem Stefana na noc i doszło do..."tego"...Chciałem podejść do brata i go przytulić, ale wtedy wszedł ktoś, nie zbytnio wiem kto to, twarz była zamazana, dziwnie trochę...Ponownie wszystko znikło, a ja leżałem w zimnej ciemnicy. Podszedł do mnie jakiś kraj, trochę niechętnie spojrzałem na niego czy ją. Moim oczom ukazał się Finn...ale jakby bez twarzy...? Jednak w miejsca gdzie powinny znaleźć się oczy, były tylko czarne dziurki z których lało się coś znów coś czarnego. Wysunął do mnie dłoń, żebym za nią złapał, ale ja się bardziej odsunąłem do tyłu. Zrobił krok do mnie, jego ciężkie glany stanęły pomiędzy moimi nogami. Spojrzałem ponownie na jego twarz, w końcu pojawiła się na nim twarz, ale...wyglądał na roześmianego..?

-Aww Dawidek znów nic nie je~? A te blizny to na pewno z cięć, ktoś tu nie wytrzymał, tak trudno było naciąć na żyle żebyś się wykrwawił w końcu~?-Wybuchł śmiechem, a ja patrzyłem na niego z łzami w oczach.

Przez chwilę zastanawiałem się dlaczego to mówi, ale potem szybko spojrzałem na siebie. Byłem w samych bokserkach, było dokładnie widać moje wychodzone ciało, moje cięcia, wszystko było widać... Nawet to co zeszło z mojego ciała kilka lat temu, wszystko wyglądało na świeże, siniaki na nogach, na nadgarstkach, obstawiam że na szyi też, cięcia z których ciekła krew, na rękach i na nogach. A on się śmiał, śmiał się w najlepsze...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top