SEN cz.2

Wytarłem szybko dłonie o ubranie, ale "krew" nadal pozostała na dłoniach. Zignorowałem to i ruszyłem dalej przed siebie, by jak najszybciej znaleźć się przy postaci która stała w oddali. W końcu mogłem dojrzeć kto to. Stanąłem jakiś metr czy dwa dalej i wpatrywałem się w wysoką postać, z husarią na sobie i mocno roztrzepanymi włosami. Wpatrywałem się w niego jak jakiś psychol...on tutaj stał uśmiechnięty do mnie...a ja podejść nie mogę.

-Witaj synu.-Uśmiechnął się jeszcze szerzej i rozłożył ręce na znak żebym się przytulił.

I tak zrobiłem. Przytuliłem się mocno do ojca, mimo że to był sen cieszyłem się że chociaż tutaj go widzę. Po jego śmierci nie miałem za wiele jego zdjęć czy pamiątek, czy czegokolwiek. Jeden z ruskich zabrał wszystko i spalił...zostało mi tylko jeden obraz, gdzie stoi on tam, ja i starsza siostra której też długo nie widziałem. Wtuliłem się w niego, jego twarda zbroja trochę to utrudniała, ale nie będę narzekać. Trochę tak staliśmy i się tuliliśmy, gdy ten się odezwał.

-Długo się nie widzieliśmy nieprawdaż? Wyglądasz prawie tak samo jak za dzieciaka...taki delikatny. A włosy nadal pachną ci truskawkami.-Pogłaskał mnie delikatnie po włosach i zaciągnął się ich zapachem.

-To źle?-Spojrzałem mu w jego tak samo jak moje ciemnozielone oczy. Można było zauważyć małe gwiazdeczki wokół źrenicy.

-Nie nie, myślałem że kompletnie będziesz inaczej wyglądać, a ty wręcz nic się nie zmieniłeś.

Nic już się nie odzywałem tylko tuliłem się jak małe dziecko. Poczułem jak podnosi mnie, siada i usadowia na jego kolanach i jeszcze mocniej przy tuląc przy okazji. Nie chciałem już rozmawiać, tylko czuć jego dotyk którego mi cały czas brakuje. Od jego śmierci cały czas szukałem czegoś czy kogoś przy którym czy przy czymś będę mógł jakąkolwiek bliskość. Pamiętam jak raz umawiałem się z jakimś starszym typem i od niego szukałem tej o ojczymej bliskości. Ale to było głupie i przestałem w końcu...i wtedy też zacząłem nienawidzić dotyku od kogokolwiek innego. Poczułem jak ciepło bijące od niego zaczyna powoli znikać, jak jego ręce powoli odsuwają się. Popatrzyłem na niego lekko zdezorientowany, ten jednak nadal się uśmiechał. Coś szarego zaczęło pojawiać się na jego twarzy. Spojrzałem szybko na całego jego...wyglądał jak skała, spojrzałem szybko z powrotem na jego twarz...cały był pokryty tym szarym czymś. Był zimny i twardy...dokładnie tak jak skała. Odsunąłem się szybko, łzy zaczęły spływać mi po policzkach jak wodospad. Wyglądał jak posąg...nie chciałem już więcej na to patrzeć. Zacząłem biec w kompletnie innym kierunku, ponownie odganiając trawę rękoma i znów raniąc sobie je.

Nagle ziemia się pode mną zapadła, wszystko zrobiło się czarne i zimne...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top