Rozdział siódmy
Skończyłem pisać mega późno, może koło pierwszej w nocy albo drugiej. Jakoś nie zbytnio chciałem iść spać, może Finn też nie śpi, może do niego zadzwonię? Ale co jeśli będzie spał i go obudzę i będzie zły na mnie? Zawsze mogę się przejść po mieście. Ubrałem się trochę cieplej bo o tej godzinie to już zimniej jest. Cicho wyszedłem z pokoju i ruszyłem do brata, podkradłem mu "trochę" pieniędzy, a dokładniej to stówę. I tak mi wisi o wiele więcej. Ubrałem szybko buty i wyszedłem do domu, oczywiście nie zamykałem za sobą drzwi na klucz bo przecież potem nie wejdę. Najpierw poszedłem do nocnego po fajki i może jakieś piwo, żeby tylko o dowodzik nie zapytał. Wziąłem sobie Heinekena i ruszyłem do kasy gdzie poprosiłem o Winstony niebieskie setki grube, zapłaciłem szybko i wyszedłem z sklepu. Typo wyglądał na zmęczonego, może dlatego nie chciał dowodu i miał już gdzieś komu co sprzedaje. Na pewno jakby tam wszedł jakiś dziesięciolatek to by mu też sprzedał. Otworzyłem nową paczkę papierosów i pierwsze co zrobiłem to zaciągnąłem się ich zapachem, jakoś dziwnie podoba mi się. Wyjąłem jednego, paczkę schowałem to kieszeni i odpaliłem za pomocą zapalniczki, musiałem jej nie wyciągać z wiosny bo wszystkie brat mi wyrzucił. Mam chyba jakieś szczęście teraz. Ruszyłem w stronę drugiego parku który znajdował się na obrzeżach miasta, jak mi się wydaje to chyba rzadko kto tam chodzi, bo przecież daleko od centrum to tam same menele i ćpuny. Wszedłem w głąb parku, wiadomo że był pusty o tej godzinie, jednak w oddali można było zauważyć kogoś. Zatrzymałem się i próbowałem rozpoznać postać, oczywiście ciemnota mi to tylko utrudniała. Miał czapkę podobną jaką ma Finn, może to on? Dopaliłem peta i wyrzuciłem go do śmietnika który był obok. Powoli podszedłem do niego bliżej, jednak dalej niepewny czy to ta osoba o której myślę. Starałem się stawiać po cichu kroki żeby mnie nie zauważył. Jak byłem na tyle blisko i już mogłem potwierdzić że to Finn, to skończyłem mu na plecy, tuląc go jak małe dziecko. Ten tylko cicho pisnął z chyba strachu i mnie objął za nogi żebym nie spadł.
-Co ty tutaj robisz? Późno jest, ktoś mógłby ciebie porwać, ja na ich miejscu bym nie mógł się oprzeć.-Zapytał idąc na pobliską ławkę, gdzie posadził mnie na niej i usiadł obok.
-Noo nie byłem wogule śpiący i tak sobie pomyślałem że może pójdę na mały spacerek.-Odpowiedziałem mu z uśmiechem.
-Czemu śmierdzi ci fajkami z buzi? Myślałem że nie palisz, a przynajmniej tak mówiłeś aniołku.
-Kupiłem se paczkę...to źle? Znaczy ja już nie palę ale miałem taką dziwną ochotę i jakbym wiedział że ciebie tutaj spotkam to bym od ciebie wziął a nie wydawał chyba szesnaście albo siedemnaście złoty na fajki i piwo, szlag zapomniałem że piwo sobie kupiłem. Chcesz na pół wypić?-Dziwnie zacząłem się czuć jak takie małe dziecko przy nim które w końcu dostało jakieś atencji od rodzica, nagle mam ochotę rozmawiać z nim o wszystkim i całą noc.
-A nie wolałbyś czegoś mocniejszego? Na przykład wódkę?-Wziął ode mnie piwo i otworzył je swoimi kluczami.-W domu mam barek, a każdy z braci powinien już spać więc może jak chcesz możemy iść do mnie i się napić.-Wziął kilka łyków piwa i mi oddał butelkę.
-Czy ty właśnie chcesz mnie upić u siebie i przelecieć?-Zażartowałem sobie, bo wiedziałem że on by tego nie zrobił. Za to on spojrzał na mnie poważnie jakbym właśnie domyślił się co ma w planie.-Ty tak serio?-Zapytałem dla pewności.
-Może, myślałem że ty też będziesz tego chciał.-Podrapał się po karku i spojrzał w innym kierunku.
-Upić się z tobą mogę ale na pewno nie dam ci dupy, do tego musisz sobie kogoś innego znaleźć a nie...-Nawet nie zauważyłem kiedy wypiłem całe piwo. Z smutkiem poszedłem go wyrzucić do śmietnika.
-A ty nie jesteś gejem? Jak gadałem z innymi to każdy mówi, że byłeś z Stefanem i że jesteś gejem...-Powiedział to z taką skruchą, przez chwilę było mi go żal ale szybko to minęło.
-Serio pytałeś o mnie innych? I tak byłem z nim i tak może jestem gejem ale to nie świadczy że muszę dać tobie dupy z tego powodu i nie, nie chce się z tobą bzykać.-Usiadłem z powrotem obok niego i spojrzałem mu prosto w jego ciemnoniebieskiego oczy, powoli czułem jakbym tonął w nich, jak w oceanie, podobało mi się to nawet.
-Chciałem coś wiedzieć o tobie bo coś wątpię żebyś sam mi mówił o sobie.-Także spojrzał mi w oczy, a ja przez chwilę czułem się jak w niebie że zwraca na mnie swoją uwagę i interesuje się mną.-Ale jedyne co mi mówili to że jesteś nie miły dla każdego i że ciężko się z tobą rozmawia, a że niby przez twój stan w którym jesteś to czasami nawet nie odpowiadasz tylko się gapisz...
-Co masz na mój stan w którym jestem bo nie zbytnio rozumiem.
-Jak rozmawiałem z twoim bratem to mówił że nic nie jesz, cały czas w pokoju siedzisz, a czasami to nawet nie wychodzisz kilka dni.-Wydawał się na takiego zmartwionego mną, albo może jednak udaje.
Odwróciłem wzrok od jego oczu i teraz patrzyłem przed siebie znów bez żadnych uczuć, nie zbytnio lubię jak ktoś zaczyna rozmawiać co ze mną jest. Miłe jest że on się martwi o mnie ale nie musiał zaczynać rozmawiać o moim stanie i udawać że to go serio interesuje. Coś tam jeszcze mówił ale go już nie słuchałem, straciłem ochotę na jakąkolwiek rozmowę z nim, jedyne co teraz powiedziałem to to że idę po piwo i się przejść gdzie indziej. Wstałem z ławki i ruszyłem do monopolowego gdzie byłem wcześniej, o dziwo Finn poszedł za mną pytając co się stało, czemu tak nagle straciłem humor, oczywiście nic nie odpowiedziałem. Wszedłem do sklepu, wziąłem to samo piwo co wcześniej i położyłem na ladzie, niestety sprzedawca się zmienił i poprosił o dowód, zajebiście. Nagle Finn podszedł też do kasy i podał mu swój dowód, mówiąc że to piwo dla niego tylko kolega wziął bo niby to jest mega dobre i chciał spróbować. Sprzedawca popatrzył chwilę dziwnie na nas potem na dowód, oddał, nabił piwo i zapłaciłem. Czyli on musi mieć osiemnastkę, nie wiem czy mówił wcześniej czy nie. Wziąłem szybko piwa i wyszedłem z sklepu, a on oczywiście za mną.
-Po co to zrobiłeś? Mogłem pójść do innego sklepu i tam na pewno by mi sprzedali bez proszenia o mój dowód.-Zapytałem otwierając z ledwością piwo.
-A ty nie masz osiemnastu? Wyglądasz trochę na tyle, a co do pytania to tak po prostu, może by to tobie trochę poprawiło humor i byś w końcu powiedział co się stało i co nagle zabrało ten humor i twój ładny uśmiech z twarzy.-Ponownie powiedział to z taką skruchą.
Ja się uśmiechałem wcześniej rozmawiając z nim? I ja mam ładny uśmiech? Czułem jak moje policzki zaczęły trochę piec, może to od piwa. Wypiłem trochę gorzkiego napoju i bez słowa poszedłem w jakąś pierwszą lepszą stronę.
-Dawid czy możesz mi w końcu odpowiedzieć?-To już powiedział zirytowany, idealnie.
-Hmm nie, bo po co.-Uśmiechnąłem się chytrze, co go chyba jeszcze bardziej zirytowało.
-Martwię się o ciebie, a ty zachowujesz się teraz jak kompletne dziecko kiedy chce tobie jakoś pomóc, aż tak ciężko jest powiedzieć co się stało? I o co chodziło wcześniej że się nie odzywałeś kilka min tylko gapiłeś w jedno miejsce?
-Jezu bo ja może nie lubię jak rozmowa schodzi na temat o moim stanie, może i jest ze mną źle czy coś ale to nie jest powód by niszczyć tak fajną atmosferę która była wcześniej.
-Mogłeś powiedzieć przecież, byśmy zmienili temat na coś innego, a nie mnie ignorowałeś!-Powiedział podniesionym już głosem jakbym go kompletnie zdenerwował.-Uszanowałbym ciebie że ten temat jest dla ciebie trudny.
-Mhm...przepraszam...-Wypiłem piwo i wyrzuciłem butelkę do kosza.
-Chcesz pójść do mnie coś obejrzeć czy coś? Nie mówię to teraz by ciebie przelecieć czy coś, chce po prostu wrócić do domu ale ty nie wyglądasz jakbyś chciał.-Zapytał już spokojnym głosem.
-Ta chce...a otworzysz mi piwo bo mi coś nie idzie?
-Jasne, daj.-Uśmiechnął, a ja znów czułem jakby poliki mi się paliły.
Podałem mu butelkę, a on z łatwością ją otworzył znów kluczami jakby robił to od dziecka. Oddał mi butelkę i ruszyliśmy razem do jego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top